piątek, 19 czerwca 2015

Chapter 20.


Uderzam się w palec u nogi przy wyjściu z mojego pokoju w sobotni poranek- świetny początek dnia.

Czuję się, jakbym była w kołyszącej się łodzi, kiedy niezdarnie potykam się i przez przypadek uderzam w drzwi Harry'ego, moje delikatne dłonie przybijają się do zimnych, drewnianych drzwi.

- Wejść. - słyszę jego srogi głos.
Niezręcznie drapię swój łokieć ze zdenerwowania i powoli przyciskam ciepły policzek do drzwi. - O-oh, nie, j-ja nie chciałam pukać.
- Tak czy siak, wejdź. - mruczy zdyszany.

Niepewnie wślizguję się do jego pokoju, potykając przy tym niczym Bambi, moje stopy stają przy jego stopach, gdy dziwnie leży na podłodze, kompletnie mokry od potu. Oh, chwila- robił brzuszki. Moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia, kiedy dostrzegam, że ma na sobie jedynie czarny bezrękawnik i bokserki, to powoduje, że zaczynam lekko drżeć i próbuję wyjść.

- Harley, nie idź. Ja tylko... przepraszam. - mamrocze i rozciąga swoje napięte mięśnie przed wstaniem. Jego ręce unoszą się, aby mniej więcej rozciągnąć szerokie plecy, sprawiając, że z przejęciem zezuję na jego włosy pod pachami.
- Co jest? - mruczy ciekawy. - Dlaczego robisz taką minę?
Przełykam zdenerwowana i bezmyślnie wzruszam swoimi słabymi ramionami. - Mogę zobaczyć twoje... włosy pod pachami.
Uśmiecha się do siebie i zdecydowanie opuszcza ręce po bokach. - Więc? Wszystkim rosną włosy pod pachami. Nie wiedziałem, że muszę je chować.
- Mi nie rosną włosy pod pachami. - marszczę brwi. Nigdy nie rosły mi włosy pod pachami.
- Co? Nie rosną ci włosy pod pachami? - chichocze nieznacznie, a żenująca rozmowa toczy się dalej. - To masz szczęście- ale to nie jest normalne. Może jeszcze nie weszłaś w okres dojrzewania.
- Mam osiemnaście lat, - panikuję. - czy coś ze mną nie tak?
Marszczy brwi w zamyśle i powoli przechyla głowę na bok. - Masz włosy na nogach?
Robię długą przerwę. - Tak.
- Włosy łonowe? - pyta.
Miałam zamiar coś powiedzieć, ale natychmiast zamykam usta, moje oczy robią się wielkie, a usta rozdzielają się. - Uh, t-to jest bardzo prywatne pytanie.
- Cóż, to oznacza tak. - rozszerza nozdrza i wywraca swoimi szmaragdowymi oczami. - Nie czuj się zakłopotana,  Harley, martwiłbym się, gdybyś nie miała włosów łonowych.
Niepewnie krzyżuję swoje wątłe ramiona, kiedy ten mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu, jak kawał mięsa; błądzi po mnie wzrokiem. - Chcę z tobą porozmawiać.
- Cóż, jestem tutaj. - szepczę niewinnie.
- Jesteś, - zamyśla się, jego brwi unoszą się. - Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu gadaliśmy o...tej rzeczy?
- Gadaliśmy o wielu rzeczach. - odpowiadam szczerze, sprawiając, że uśmiecha się żartobliwie na moje niezorientowanie.
- Mówiłaś o tym, że chciałabyś zdobyć przyjaciół. I wtedy ja też coś powiedziałem. - mówi podświadomie, subtelna wzmianka na temat jego intencji staje się jasna.
- Oh, twoja rodzina. - uświadamiam sobie i kiwam głową. - Co z nią?
Wciąga powietrze i niezręcznie patrzy w bok, jego opuszki palców śledzą wyraźnie zarysowaną szczękę. - Powiedziałaś, że mogłabyś mi pomóc... no wiesz, skontaktować się z nią.
- Rozumiem. - zauważam. - Nie wiesz, jak się z nią skontaktować?
- Cóż, wiem jak. - krzywi się przed podrapaniem swojego łokcia, aby odwrócić uwagę od braku mowy ciała. - Tylko nie wiem, co powiedzieć.
Również drapię swój łokieć, automatycznie wzruszając ramionami. - Ja też nie wiem, co powiedzieć.
Jeszcze raz wywraca zmęczonymi oczami. - Udawaj, że oni są twoimi rodzicami. - sugeruje. - I, że nie widziałaś ich od pięciu miesięcy i chcesz się przywitać.
Z wahaniem przygryzam dolną wargę i w końcu delikatnie się uśmiecham. Jestem świetna w rozmawianiu z moimi rodzicami, czuję, jakbym naprawdę mogła być sobą, kiedy z nimi rozmawiam. Moi rodzice są świetnymi rozmówcami. - Dobrze, pomogę ci. Zadzwoń do nich, a ja będę ci mówić, co masz powiedzieć.
Zaraz po tym blokuje swoją dolną wargę między zębami, lustrując mnie wzrokiem, aż w końcu mały, wesoły uśmieszek pojawia się na jego twarzy. - Może później, kiedy już nie będziesz mogła zobaczyć zarysu mojego penisa przez te bokserki.
Moje oczy natychmiast robią się wielkie ze zdziwienia. - J-ja nie patrzyłam. - mówię i jak na ironię spoglądam w dół. - Okej, t-teraz popatrzyłam, ale n-nic nie widziałam-
Jego dłonie delikatnie łapią mnie za ramiona i prowadzą do drzwi. - Ubiorę się odpowiednio i widzimy się za pięć minut.

Zamyka na mną drzwi, kiedy ja nerwowo potrząsam głową i zakrywam usta dłońmi, nie wiem, czy powinnam się śmiać, czy płakać. Cicho skradam się po schodach na dół, mając nadzieję, że nie obudzę moich ciężko pracujących rodziców, podczas ich drzemki. Oboje mieli nocną zmianę i wrócili do domu trzy godziny temu.

Spokojnie jem śniadanie, w głowie planując jakieś zajęcia szkolne do zrobienia w czasie wolnym. Powinnam była coś powtórzyć ostatniej nocy, za cztery godziny lekcyjne mam egzamin z angielskiego z zajęć z ostatniego miesiąca, a musimy umieć całą książkę.

Jestem w środku jedzenia moich płatków śniadaniowych, kiedy w pełni ubrana postać Harry'ego pojawia się w idealnie czystej kuchni, jak na złość robiąc bałagan od razu w momencie napełnienia szklanki wodą przez nieostrożne rozlanie jej na ladzie.

- Zamierzasz to wytrzeć?
Pozostaje cicho przez chwilę, kiedy wyciąga telefon. - Samo wyschnie. - mówi znudzony, przeszukując swoje kontakty. - Okej, co mam powiedzieć, jeśli odbiorą?
- Cóż, kiedy widzę moich rodziców, zazwyczaj pytam, jak minął im dzień, mówię jak mi minął dzień, co będziemy robić dziś wieczorem... i proponuję, że zrobię obiad. - odpowiadam na jego pytanie z nadzieją, że jakoś mu tym pomogłam.
Kręci głową do samego siebie. - A co z przeprosinami? Jak mam z tym zacząć?
- Za co chcesz przeprosić? - wydymam usta zaniepokojona.
- Cóż, ona... oni tak jakby... - niepewnie przygryza wargę i przekrzywia głowę. - Oni obwiniają mnie... za, no wiesz, zawał serca mojego ojca.
-Oh. - zachłysnęłam się powietrzem. - Uh... to niedobrze. Dlaczego cię za to winią?
- Miał go na moich oczach. - drapie swój policzek dla rozproszenia negatywnych myśli. - I, jakby... uważają, że to przeze mnie.

Nie mogę uwierzyć, że mówi to tak otwarcie, tak swobodnie. Jestem zdumiona i przerażona, nie mam pojęcia, co odpowiedzieć.

- A ty obwiniasz się na to?
Nagle warczy. - Co? Nie! On... on sam to spowodował, to nie miało ze mną nic wspólnego.
- W porządku, tylko pytam-
- To nie pytaj. Nienawidzę o tym gadać. - ucisza mnie i szybko dzwoni na numer z jego telefonu. - Dzwoni.
- Po prostu bądź miły. - mówię szybko przed zamknięciem się na dobre.
Mija trzydzieści sekund, a Harry krzywi się, kiedy odzywa się automatyczna sekretarka, widać, jak wypełnia go złość. - Gdzie mogą być?
- Zostaw im wiadomość na poczcie głosowej. - podpowiadam.
- Co? Nie-
- Tak! Przynajmniej wtedy będą musieli nawiązać rozmowę. - rozpraszam jego obawy i niezręcznie kładę dłoń na jego ramieniu, którą natychmiast wycofuję. - Bądź miły, bądź dobry.
Sygnał w automatycznej sekretarce ucichł, a Harry bierze głęboki wdech. - Cześć, tu... Harry- wiecie, wasz syn- albo brat, zależy od tego, kto tego wysłucha. - wydaje się być zawstydzony własnymi słowami, kiedy unosi na mnie brwi, kręcąc głową. - Uh- nie widziałem was od pięciu miesięcy, to dość długo. Chciałem tylko zadzwonić i zapytać... jak wam minął dzień albo jakie macie plany... Uh, mogę czasem zrobić obiad- cholera, nie.
Rozłącza się i bierze głęboki wdech, masując swoje skronie w rozczarowaniu. Czuję, że muszę zainterweniować. - To było dobre.
Szybko patrzy na mnie zdziwiony. - Naprawdę?
- Tak. - kiwam głową, zgadzając się z własnymi słowami. - To było miłe.
- Myślę, że to jest to, więc, - wyszeptuje. - czy ty... czy nadal potrzebujesz pomocy w zdobyciu przyjaciół?

Marszczę brwi w osłupieniu przed powolnym wzruszeniem ramionami i głupim skrzyżowaniem rąk. Oczywiście, że chcę przyjaciół, ale czuję się biedna prosząc o nich. Wiem, że to ironiczne, ponieważ właśnie pomogłam Harry'emu, ale czuję się dosyć głupio.

- Nie, w porządku.
Robi krok w tył, przyglądając mi się ostrożnie i podejrzliwie marszczy brwi. Prawie, jakbym była pod jakąś kontrolą. - Ale... masz jedną przyjaciółkę. I ona jest dziwna. Potrzebujesz gorących przyjaciół.
- Ch-chyba tak-
- Założę się, że dziś wieczorem będzie mnóstwo domówek, pójdziemy na jakąś i będę mógł znaleźć ci znajomych. Ale, nie rozmawiaj z nimi... w ogóle. - ostrzega i lekko klepie mnie po ramieniu dla wsparcia.
- Jak ludzie mieliby się ze mną zaprzyjaźnić, jeśli nie będę nic mówić?
- Ponieważ będziesz dobrze wyglądać. - mówi.
- Ale co z nią osobowością? - obrażam się i smutna wyginam usta.
- Ludzi nie obchodzi twoja osobowość. Żeby zdobyć przyjaciół, którzy nie są dziwni, po prostu musisz się śmiać, kiedy usiłują być śmieszni i wyglądać gorąco- ale nie aż tak gorąco, żeby ich nie przyćmić. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
- T-tak myślę-
- To nie jest trudne. - mamrocze. - Co zakładasz na imprezy?
- Um... to? - spoglądam w dół na moje ciuchy, na jeansowe spodnie i jasnoróżową bluzkę.
Harry marszczy brwi i kręci głową, myśląc. - Nie, pobiją cię.
- O-oh-
- Musisz się tak jąkać? - pyta poważnie. - Bo jąkasz się w prawie każdym zdaniu.
- Tylko kiedy rozmawiam z tobą. - szepczę, jak na ironię bez zająknięcia.
Jedynie uśmiecha się i cmoka przed oblizaniem dolnej wargi. - Chodź, zabiorę cię za zakupy czy coś.
Powoli kiwam i ostrożnie wsuwam buty. Harry jest niecierpliwy, wkurza się samym czekaniem, więc klepie w ścianę, żeby mnie pospieszyć. - Nie mamy całego dnia.
- Idę. - wypuszczam powietrze i łapię mój portfel, w którym mało co jest. Może mogłabym kupić ładny naszyjnik.

Harry wyciąga swój motor z garażu i szybko zakłada kask przed wyjechaniem na ulicę. Zabiera nas do centrum, gdzie znajdują się główne sklepy. Dopiero zbliżamy się do sklepu z ciuchami o nazwie "Lipsy", a ja już mam mieszane uczucia. Wszędzie są imponujące sukienki, powodujące, że Harry tylko przebiegle się uśmiecha, myśląc o czymś.

- Wyglądasz na szczęśliwego. - zauważam.
- Po prostu wyobrażam sobie, jak każda z tych sukienek wyglądałaby na twoim ciele. - przygryza wargę i kontynuuje przeglądanie innych sukienek.
- Ta. - wskazuje palcem na raczej krótką i obcisłą, czarną, sukienkę bez rękawów. - Wyglądałabyś w niej bardzo seksownie.
Natychmiast wzruszam ramionami, starając się powstrzymać rumieniec wkradający na moje pulchne policzki. - Uh, jest dość skąpa.
- Dlatego wyglądałabyś w niej seksownie. - mruczy usatysfakcjonowany.
- Może jakaś inna, dużo dłuższa tym razem-
- Nie, Harley, weźmiesz tą. Wszystkie dziewczyny będą ubrane w podobne sukienki- ta jest prosta, krótka i seksowna. Idealna na domówkę. - szeroko się uśmiecha, prawdopodobnie na myśl o mnie w niej, jak poprzednio powiedział.
- Myślę, że mogę ją przymierzyć-
- Świetnie. - przypadkiem bierze mój rozmiar i rzuca mi ją. Jego oczy wędrują w lewą stronę, a brwi unoszą się. - Chodź za mną.
Ciągnie mnie obok niezliczonej ilości sukienek i biżuterii i zatrzymuje się nagle, kiedy jesteśmy przy bieliźnie damskiej. - Jak się czujesz w stanikach z push-up'em, Harley?
- Co?
- Jaki masz rozmiar stanika? - wyszeptuje ciekawy.
Ogarnia mnie przerażenie. - M-mam miseczkę B.
- Co ty na to, aby sprawić, żeby wyglądały na miseczkę D? - chichocze, łapiąc różowy koronkowy stanik i szybko mi go podaje. - Hm, i czarny, i fioletowy, i bordowy. Nie zapominajmy o pasujących do nich majtkach.
Podaje mi je wszystkie, ale mam problem w byciu na bieżąco z jego instrukcjami, jak to jest. Głęboko wzdycham, chcąc otrzeć czoło, ale brakuje mi na to rąk. - Mam mnóstwo bielizny.
- Masz mnóstwo majtek z wysokim stanem i biustonoszy Triumph Doreen (<--klik). - klepie mnie po plecach, prowadząc w stronę przebieralni. - Nie bądź tam zbyt długo- nienawidzę czekać.
- Co jeśli sukienka jest tak ciasna, że nie będę mogła jej założyć?
- Pomogę ci, jeśli chcesz.
- To nie jest śmieszne. Przestań taki być. - mruczę przestraszona. - Znajdź inne dziewczyny, z którymi będziesz mógł tak rozmawiać, bo mnie się to nie podoba.
Staje prosto, jego wyraźnie zarysowana szczęka napina się, kiedy patrzy na mnie sceptycznie. - Nie przedstawiaj tego tak, jakbym cały czas pieprzył dziewczyny. Nie mogę tego zrobić- nie jestem taki.
Wywracam oczami. - Poważnie?
- Tak. Nie skaczę z kwiatka na kwiatek. Dziewczyny są dla mnie jak baterie, pieprzę jedną przez jakiś czas i przestaję, kiedy już nie chcę jej pieprzyć- wtedy znajduję jakąś inną. - szepcze, jak gdyby te słowa nic nie znaczyły, ale mnie one zdezorientowały.
 - I to wychodzi od kogoś, kto jest podobno aseksualny.
- Jestem aseksualny okresowo, kiedy nie znajdę jakieś dziewczyny. Więc, myślę, że na tę chwilę można powiedzieć, że jestem... Harleyseksualny.

To nie ma sensu.

__________________________________________________________

Dziewczyny, łapcie pierwszy trailer fanfiction Call Boy!


I jak wam się podoba?



+ 15 komentarzy i nowy rozdział. :)

15 komentarzy:

  1. Ta scena przy bieliźnie XDD
    PIERWSZA! (nareszcie)
    Kocham so much ♡
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny :) Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem uzależniona od tego ff *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże Harry! Jaki z cb znawca staników huehue
    Świetny x

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmiałam się,gdy gadali o tych włosach i zawstydziłam gdy Harry mówił że jest Harleyseksualny, uwielbiam to fanfiction.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam to fanfiction <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham jak Hazz ją zawstydza <3 XD
    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam. Świetny rozdział, bardzo mi się podoba. I przyznam szczerze że nie mogę się doczekać kiedy Harry popsuje Harley. Zwiastun świetny. Do następnego. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Harleyseksualny XDD
    Padłam XD
    Cudowny jak zwykle xo
    Strasznie dziękuję, że to tłumaczysz ♡
    xoxo Sara

    OdpowiedzUsuń