sobota, 16 lipca 2016

Chapter 42.

Mam mieszane uczucia, co do tego chłopaka. I im bardziej chciałabym mu wybaczyć, tym bardziej potrzebuję modlitwy. Nie chcę być tym typem dziewczyny, która wraca do kogoś, komu nie może ufać, więc odchodzę.

Ale dlaczego to on jest tym, który sprawia, że czuję coś tak szczególnego? Obok niego ledwo mogę oddychać, moje serce wali o klatkę piersiową jak szalone i nie potrafię go poskromić.

Chcę skupić się jedynie na szkole, ale on w jakiś sposób znajduje drogę do moich myśli. Minęło dużo czasu od kiedy się pocałowaliśmy. I jedyne, co mnie rozprasza to Danny. Lubię go, jest taki słodki i opiekuńczy. Ma... wszystko, czego w kimś pragnę, ale nie jest Harry'm. To jedyny problem.

Ugh, dlaczego czuję coś do kogoś, kto ma tyle uczuć, co pojemność łyżki?

Postanawiam zadzwonić do Danny'ego, ale nie odbiera. Przynajmniej wysłał wiadomość.

-
-
22:02
Nie mogę teraz odebrać telefonu. Wszystko w porządku?
-
-
22:03
Nie wiem. Co u ciebie?
-
-
22:03
Nie zbyt dobrze. Co się stało?
-
-
22:04
Lubisz metafory?
-
-
22:05
Jasne?
-
-
Wyobraź to sobie. Masz na sobie najpiękniejszą suknię. Jest jedwabna, koronkowa, perłowa i cała lśniąca. Podoba ci się ta sukienka, bo jest olśniewająca i chcesz ją nosić codziennie, nawet jeśli nie idziesz na żadną imprezę. Ta sukienka pasuje jak ulał. Ale pewnego dnia, twórca tejże sukienki decyduje, że już nie chce, abyś ją nosił. Tobie podoba się ta sukienka, ale jemu nie. Zaczyna ją drzeć, zupełnie ją niszcząc, bo już nie chce, żebyś ją nosił. I oczywiście jesteś zły, zastanawiasz się, jak, u licha, ktoś mógł zniszczyć coś tak pięknego. A potem twórca tej sukienki zaczyna mieć wyrzuty sumienia, wszystkiego żałuje. Więc tworzy dla ciebie nową sukienkę, oczywiście wygląda zupełnie tak samo jak ta poprzednia, ale dostrzegasz, że nie pasuje na ciebie. Już nie wyglądasz w niej dobrze, i to głupie, bo wygląda zupełnie tak samo, jak ta poprzednia, ale po prostu nie czujesz się dobrze, kiedy masz ją na sobie.

-
-
22:11
Mówisz o Harry'm?
-
-
22:11
Nie chcę wymieniać imion. Ale tak. Nie chcę już o tym gadać, po prostu musiałam to z siebie wyrzucić. A ciebie co martwi?
-
-
22:12
Moje życie jest pochrzanione. Nie wiem, co robić.
-
-
22:13
Dlaczego jest pochrzanione? Czy jest coś, co mogę zrobić, żeby pomóc?
-
-
22:15
Nikogo nie obchodzi czy jestem martwy, czy żywy. Ani moich przyjaciół, ani rodziny, ani jej.
-
-
22:15
Co? Mnie obchodzi. Jestem pewna, że ich też. Kto to """ona"""?
-
-
22:16
Dziewczyna, z którą zadarłem. Myśli o mnie bardzo źle i nie rozumie, że nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby ją zasmucić. Jestem przyzwyczajony do ludzi, których nie obchodzę, ale trochę boli, kiedy ona mnie odrzuca.
-
-
22:17
Jestem przekonana, że jej zależy. Nawet jeśli mówi, że nie, to najprawdopodobniej tak. Jesteś takim miłym facetem, Danny.
-
-
22:20
To dziwne w jaki sposób zaczęliśmy ze sobą pisać, myśląc o tym, że mogliśmy się już gdzieś spotkać. No wiesz, rozmawiamy o spotkaniu się, zabraniu cię na randkę i co tam jeszcze. Ale nie wydajesz się już na to chętna. Ale już tego nie szukamy, chcemy tylko podnieść się na duchu, bo oboje jesteśmy zranieni.
-
-
22:22
Masz rację. Przepraszam, jeżeli wprowadziłam cię w błąd, ale nie jestem gotowa, żeby nawet myśleć o innych chłopakach. Wydawało mi się, że jestem, ale ciągle myślę o jednej osobie. Wyobrażam sobie jego jako ciebie, czy to dziwne?
-
-
22:22
Harley, muszę ci coś powiedzieć.
-
-

- Harley, zejdź tu natychmiast! - głośny, przerażający wrzask eksploduje z klatki piersiowej mojego ojca. Ze strachu rozszerzam oczy i nerwowo wpycham telefon do kieszeni mojego szlafroka. O rany, o co może chodzić?

Lekko pociągam nosem, celowo delikatnie mrużąc oczy, mierzwiąc włosy i wydając udawane ziewnięcie, po czym wlokę się na dół i wchodzę do jadalni, w której mój ojciec przekartkowuje rachunki i listy. Siedzi sam, z kubkiem kawy w prawej dłoni i długopisem w lewej. Piorunuje mnie wzrokiem z rozczarowaniem w oczach, przenosząc okulary do czytania na czubek nosa.

- Tato? Coś się stało? - mruczę pod nosem.
Wzdycha ze złością. - Zechciałabyś powiedzieć mi, dlaczego, u licha, rachunek na twój telefon przekroczył grubo ponad czterysta funtów?!
Brakuje mi powietrza, a w gardle odczuwam już mdłości. - Ja-ja-
- Powinnaś się wstydzić, Harley! Czy ty wiesz jak ciężko twoja matka i ja musimy harować, żeby zarobić na nasze życie? A tobie się wydaje, że możesz nabić rachunek na czterysta funtów?! Masz ogromne kłopoty, młoda damo.
W tym momencie ciekawski Harry zwleka się na dół po schodach, w jego oczach widać podejrzliwość, kiedy wchodzi do jadalni. - Harry, wyjdź. To nie dotyczy ciebie.
- Byłem tylko ciekawy co to za odgłosy-
- Wyjdź. - rozkazuję.
- Nie, Harley. - warczy tata. - Nie obchodzi mnie, czy cały świat się dowie, powinnaś czuć wstyd i zażenowanie. To niedopuszczalne. A jeden numer na twoim bilansie pojawia się wyjątkowo często.
- Za wszystko zapłacę. - panikuję z nadzieją, że nie będzie mówił dalej.
- Czym? Ty nie pracujesz, Harley!
- Znajdę pracę! - bronię się.
 - Boże. - jęczy Harry, powodując skrzywienie u mnie i mojego taty. - Ja za wszystko zapłacę.
- Nie, nie zapłacisz. - odwracam się w jego stronę jednocześnie zmieszana i przygnębiona. - To nie możliwe, że wydałam czterysta funtów na jedną osobę.
- Cóż, będziesz musiała zadzwonić do tej osoby raz jeszcze, młoda damo, i powiedzieć, że zrywam twoją umowę.
- Ale tato!
- Teraz!
Podczas, gdy nieśmiało wyciągam telefon z kieszeni, Harry po kryjomu robi to samo. Kosztuje mnie mnóstwo odwagi i determinacji, by w końcu wybrać numer Danny'ego. A Harry jest niemal sekundę od włożenia swojego telefonu z powrotem do małej, jeansowej kieszeni, kiedy...

Jego telefon zaczyna dzwonić.

Zamieram, moje usta natychmiast robią się suche, więc szybko zwilżam je czubkiem języka. Czuję gulę w gardle przez uczucie jednoczesnego strachu i zmieszania, podczas, gdy Harry wyłącza telefon, wpychając go z powrotem do kieszeni. Czuję, jak robi mi się niedobrze.

- To ty jesteś powodem, dla którego jej rachunki są takie wysokie? - pyta tata, jego głos jest niski.
Harry spogląda na mnie, a potem na podłogę. - Ciągle ze sobą piszemy.
- Harry- - mówię, ale przerywa mi, ukradkiem kładąc dłoń na moim krzyżu.
- Ile wiadomości musieliście nawysyłać, żeby wydać tyle pieniędzy?
Twarz Harry'ego jest poważna, niemal beznamiętna. - Ciągle do siebie piszemy. Nie zdawałem sobie sprawy, że nabija tak ogromny rachunek, to całkowicie moja wina.

Brakuje mi słów, a serce popada w ciężką depresję. Nie jestem w stanie nawet myśleć o tym, co powiedzieć. Wszystko, co kiedykolwiek miałam z Danny'm było kłamstwem.

- Mieszkacie w jednym domu, na litość boską! Nie musicie ciągle wysyłać do siebie SMS'ów! O czym wy tak, u licha, w takim razie rozmawiacie, że to jest tak cholernie interesujące? - znowu warczy, tym razem wstając w determinacji usłyszenia odpowiedzi.
- Ja... Ja pomagam jej z jej lękami. - kłamie, a ja surowo wpatruję się w niego. - SMS'owanie to świetny sposób, w którym... możesz... otworzyć się bez... rozmowy twarzą w twarz. Harley uznała, że to działa, więc jestem szczęśliwy, że jej pomagam.
- Czy to prawda, Harley? - pyta mój ojciec.
Mam ochotę bez przerwy kręcić głową, ale to do niczego by mnie nie doprowadziło. Chcę sama stanąć twarzą w twarz z Harry'm, nawet jeśli miałabym zalać się łzami. - To naprawdę pomaga.

Skłamałam. Zhańbiłam mojego ojca przez nie bycie prawdomówną. I Harry jest temu winny.

Jest mi niedobrze i czuję się wykorzystana, moje myśli są puste. Łzy zaczynają zbierać mi się w oczach, ale szybko pociągam nosem i odwracam się. - Przepraszam tato. Cz-czy mogę wrócić już do pokoju?

Następuje długa cisza, zanim mój ojciec wydaje poirytowane westchnięcie. - Jeżeli to znowu się wydarzy, zapłacisz za rachunek. Rozważ to ostrzeżenie, a teraz zostawmy to tak, jak jest.

Cicho dziękuję i nerwowo dociągam się do mojego pokoju z nadzieją, że ból minie, a to wszystko jest tylko snem. Myślałam, że jestem silna, myślałam, że mnie szanuje. Czuję się... bardzo zraniona. Zmanipulował mnie, abym myślała, że osoba, z którą pisałam jest słodka, miła i troskliwa. A on zrobił to tylko po to, żeby ze mnie pożartować.

Znajdujemy się na górze schodów, kiedy Harry chwyta za moją dłoń, ale odpycham go tak mocno, że ten wpada na ścianę. - Przestań. - Unoszę palec, żeby powiedzieć coś krzywdzącego, ale wiem, że nie jest tego wart.
- Harley, pozwól mi tylko wytłumaczyć.
- Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj. - spluwam i wracam do mojego pokoju, trzaskając ze sobą drzwiami. Zanoszę się panicznym płaczem. Szybko wchodzę pod wszystkie moje kołdry, ze smutkiem pociągając nosem i zmuszając do snu.

~

Dziś rano budzę się z bólem w mojej klatce piersiowej. Jest siódma, a ja jestem zbyt zrozpaczona, żeby znowu zasnąć. Wszystko było kłamstwem, chciał mnie ośmieszyć i udało mu się... Jestem taka... rozczarowana.

Muszę usłyszeć jego wersję tej historii. Muszę wiedzieć, dlaczego zrobił to, co zrobił i gdzie sądził, że to go doprowadzi. Powinnam być wściekła, bo znowu ktoś, kto myślałam, że jest moim najlepszym przyjacielem, okazało się, że nie istnieje. Jednak jestem zraniona, bo Harry mnie zdradził.

Biorę długi, gorący prysznic, aby się oczyścić. Drapię się tak nerwowo, aż do krwi, a czerwona trucizna ciągnie się w do odpływu, jak zawsze. Nie czuję nawet niepokoju, jestem tak otępiała, dlaczego więc wciąż się drapię? Może chcę poczuć fizyczny ból, aby zrównoważyć go z tym psychicznym.

Przebieram się w białe spodnie, kremową koszulkę i gruby, długi szary płaszcz, aby to ukryć. Włosy puszczam luźno, loki są zbyt potargane, aby je teraz rozplątywać. Nie lubię się malować, więc wychodzę z nagą twarzą. Moje kroki są powolne, ciche i niepewne. Schodzę na dół, widzę tylko Harry'ego siedzącego na sofie, który nerwowo trzęsie kolanami. Jest ubrany cały na czarno, włosy ma zaczesane do tyłu przez jego dłonie. Moi rodzice też tu są, w ciszy piją filiżankę herbaty w ten niezręczny sobotni poranek.

- Chodź ze mną. - nakazuję Harry'emu, na tyle głośno, że przyciągam uwagę mojej mamy i taty.
Harry niemal natychmiast staje na równe nogi, a moi rodzice są jak zwykle wścibscy. - Gdzie idziecie?
- Do parku. - wzdycham.
- Wszystko w porządku? - pyta mama.
- Wszystko dobrze. - wywracam oczami i wpycham dłonie do kieszeni.
- W porządku, skarbie. Wrócimy przed jedenastą, idziemy do pracy i potrzebujemy jednego z was, żeby zajął się tym śmiesznym, małym kotem.
- Okej mamo, niedługo wrócimy, obiecuję. - mówię i nieśmiało pokonuję drogę w kierunku drzwi. Harry zakłada na siebie długi płaszcz. - Harry, chodź.

Jest prawdopodobnie tak samo skołowany, co ja. Nie mam pojęcia, dokąd doprowadzi nas ten spacer, ale wiem, że to nie skończy się dobrze. Wychodzimy na zewnątrz, moje dłonie nadal znajdują się w kieszeniach, nie chcę, żeby usiłował przyciągnąć mnie do siebie, jakbym była jakimś jojo, a on osobą, która pociąga za sznurek.

Powoli odchodzimy od domu, idę przodem, starając się z całych sił powstrzymać moje zmartwienia i przejąć inicjatywę. - Porozmawiamy, kiedy dojdziemy do parku. - wyszeptuję.
- Ale chcę rozmawiać teraz-
- Mam to gdzieś. - warczę, jak szczeniak próbujący szczeknąć.

Ponownie milknie, robię to samo.

Droga do parku przebiega w śmiertelnej ciszy, żadne z nas nie wydaje żadnego dźwięku. Zdenerwowana przechodzę przez wysokie, metalowe bramy. Jest wcześnie rano, więc nie ma tu wielu ludzi.

- Teraz możemy gadać. - szepczę.
- Mogę się wytłumaczyć? - błaga, na co tylko niepewnie kiwam głową.

Podchodzimy do pobliskiej ławki między zamarzniętym jeziorem. Siadam, gapiąc się na niego swoimi wielkimi oczami. Po prostu czekam, aż powie coś pożytecznego.

- Zjebałem, Harley. - wyszeptuje. - I... Nie chcę już o tym kłamać. Mam dość utrzymywania tej tajemnicy przed tobą, i możesz mnie znienawidzić, i nigdy więcej nie chcieć się do mnie odezwać po tym, co ci powiem, ale przynajmniej będę mógł powiedzieć, że próbowałem.

Oszołomiona nieruchomieję, zastanawiam się jak bardzo złe to naprawdę może być. Może będzie to odpowiedź na wszystkie moje pytania, albo sprawi, że będę chciała pytać dalej.

- Powiedz mi.
Słabo przełyka, wpatrując się bezradnie w swoje stopy, by potem zamknąć oczy i unosząc głowę, zwrócić się twarzą do mnie. Mruży oczy, jego usta rozłączają się. - Danny oczywiście nie istnieje, pisałem z tobą przez cały ten czas. A powodem, dla którego miałaś ten numer na pierwszym miejscu jest to, że...
- Po prostu to powiedz. - wkurzona spluwam.
- Dobra, nie będę owijał w bawełnę. Po prostu... powiem to. - przełyka ślinę i zrywa kontakt wzrokowy. - Kupiłem nowy telefon, żeby móc podliczać ludzi za seks-telefonu ze mną na pieniądze na handel narkotykami.

W mojej głowie jest tylko jedna myśl i brzmi ona... dlaczego?

Chyba nie rozumiem. - Co masz na myśli?
- Ludziom podoba się dźwięk mojego głosu, uwielbiają to, w jaki sposób używam słów i uwielbiają te doznania, jakie dzięki mnie odczuwają. Wszedłem w to kilka lat temu i zarobiłem mnóstwo kasy, więc tak naprawdę nigdy tego nie rzuciłem. To brzmi tak kurewsko źle, ale jest coś jeszcze, o czym muszę ci powiedzieć. - panikuje, przebiega palcami przez swoje włosy.

W porządku... To było okej, nie było tak źle. Jest... jest dobrze. Nie, nie jest dobrze. Odkryłam, że to jest znacznie większa zdrada i niczego z tego nie mogę usprawiedliwić.

- Proszę, powiedz mi, że to już wszystko. - błagam.
I kiedy kręci głową, mam ochotę zemdleć. - Jest coś jeszcze.
Nerwowo czknęłam, zanim wzrokiem powracam na jego postać. - Powiedz, proszę.
- Nie chcę cię zranić-
- Mów! - żądam.
- Dobra! - mówi ostro, jego oczy ciemnieją. - Skoro tak cholernie chcesz wiedzieć to ci powiem! Jestem męską dziwką! Jestem pieprzoną męską dziwką!

___________________________________________

I co myślicie? :)


10 komentarzy = 43 rozdział. :)