poniedziałek, 29 czerwca 2015

Chapter 21.

Ta sukienka jest obcisła, zbyt obcisła.

Wychodzimy na tą domówkę za mniej, niż trzydzieści minut, a ja już czuję, jakbym miała umrzeć, już zaczynam się dusić. Harry kupił mi sukienkę i mnóstwo staników i majtek, które wcześniej mi wybrał. Czuję, jakby moja klatka piersiowa miała wyskoczyć z tej sukienki- to jedyne, do czego te staniki zostały zaprojektowane. Wydaje mi się, że on celowo ma sprawić, aby moja klatka piersiowa wyglądała na większą- i to mnie smuci. Co jest nie tak z moim rozmiarem piersi?

Po raz pierwszy otwieram pudełko zawierające nową prostownicę do włosów, którą kupiła mi mama, kiedy miałam szesnaście lat. Nigdy nie używam prostownicy do moich włosów, ale Harry powiedział, że proste włosy sprawią, że będę wyglądać "seksownie". Chcę wyjaśnić, że prostuję włosy z ciekawości- nie dlatego, że chcę go zadowolić.

Moje włosy są już proste, chociaż wydaje mi się, że nie ma w tym nic specjalnego. Moje włosy są w porządku, nie, żeby robienie tego miało sens. Jedynym problemem jest moja sukienka, ponieważ pokazuje zdecydowanie zbyt wiele ciała.

Wkładam czarny sweter na sukienkę, aby zakryć klatkę piersiową- oczywiście, że obchodzi mnie, co Harry o mnie pomyśli, ale bardziej obchodzi mnie, co ja myślę o samej sobie. I nie chcę, aby moja klatka była eksponowana komukolwiek.

Po długich przygotowaniach opuszczam swój pokój i niewinnie przechadzam się na dół na spotkanie z Harry'm. Wygląda całkiem nieźle w czarnych rurkach, czarnej koszulce i kurtce. Nie musi się nawet starać, zawsze wygląda cholernie dobrze.

- Tak- czekaj, NIE! Harley, kurwa, co jest? Zdejmuj tej sweter. - spluwa ze złością. Mina mu zrzedła na mój widok.
- Nie.
- Harley, tak. Myślałem, że chcesz wyglądać seksownie, nie jak pieprzone yeti. - marszczy brwi, krzyżuje ręce i kręci głową zniesmaczony, widać, jak wypełnia go gniew.
Wywracam oczami. - Ja ci nie mówię, jak masz się ubierać, więc ty też mi nie mów.
- Oh, mój Boże, dobijasz mnie. - wzdycha i teatralnie chowa twarz w dłonie.
- Nie pokażę mojej klatki piersiowej, bo ty uważasz, że to wygląda dobrze. - argumentuję, moje nozdrza rozszerzają się. - Mając to na sobie czuję się wygodnie.
- Cokolwiek. Mam już gdzieś szukanie ci znajomych. Chcę się po prostu upić.
Wypowiada te słowa, jakby w ogóle nie raniły. - Możesz to zrobić beze mnie.
Nagle łagodnieje, jego ręce szybko rozplątują się, kiedy przewraca swoimi szmaragdowymi oczami ze zniecierpliwienia. - Przepraszam, okej? To po prostu... denerwujące, kiedy się kłócimy, po prostu mam ochotę zamknąć cię, wkładając ci język do gardła.
Rozszerzam oczy na jego opisowe i odważne słowa. - Co u-
- I nie masz pojęcia, jak ciężko jest mi tego nie zrobić. To sprawia, że jestem jeszcze bardziej wkurzony, ponieważ uświadomiłem sobie, że nie pozwolisz mi cię zniszczyć.
- To złe. - bronię się. - Seks to dar od Boga.
Widać, że ma pustkę w głowie, wypuszcza powietrze i drapie skroń. - Właśnie dlatego, że ty to ty- nie musimy uprawiać seksu, możemy po prostu robić inne rzeczy. Harley, nie masz pojęcia jaki masz na mnie wpływ. Ciągle mówisz 'nie' i to pociąga mnie w tobie jeszcze bardziej. Jeśli się zgodzisz, będziesz tylko ty. Więc, po prostu zgódź się, a nie będę musiał szukać nikogo innego.
- Nie dam się wykorzystać. - szepczę, wpatrując się w podłogę, aby ukryć moje zażenowanie.
- Chcesz zostać wykorzystana. - odzywa się opryskliwie.
- Nie chcę.
Całkowicie stoję przy swoich słowach, w końcu po kilku sekundach obdarza mnie małym kiwnięciem, skierowanym w stronę drzwi. - Po prostu idźmy na tą domówkę.

Zawozi nas tam swoim motocyklem, jak zawsze. Moje ręce są bezpiecznie owinięte wokół niego, kiedy nagle uderzam głową w jego plecy, nienawidząc faktu, że nie mam założonego kasku.

Szybko zatrzymujemy się przed ogromnym, mocno oświetlonym i głośnym od muzyki i śmiechów domem. Przed wejściem łapie moją dłoń, skupienie widoczne jest na jego twarzy.

- Proszę, zdejmij ten sweter. Jest okropny. - błaga.
- Daj mi swoją kurtkę, to go zdejmę. - żądam, krzyżując ręce z poważną miną. Nie zamierzam pokazywać mu się taka... naga.
- Zgoda. - jęczy, ściągając kurtkę zw swojego umięśnionego ciała. - Załóż to.

Wzdycham z ulgą, szybko zdejmując sweter z sukienki, natychmiast chwytam kurtkę Harry'ego i zarzucam na siebie. Pachnie niesamowicie- jak woda kolońska.

- To był miły widok przez ułamek sekundy. - uśmiecha się żartobliwie, przez co na chwilę tracę oddech. - Po prostu wejdźmy do środka.
Pewny siebie wprowadza mnie do środka, przy tym witając się z kilkoma ludźmi, których szybko wymija. Musi znać wielu ludzi tutaj. - Kogo to dom?
- Liam'a. - mówi szybko.

Mój żołądek wypełnia się obawami, na uczucie dreszczy przebiegających wzdłuż mojego kręgosłupa. Przeróżni ludzie ociągają się po pokoju, bełkoczą leniwie swoje słowa, próbując pokonać dźwięk muzyki. Jestem przerażona, nigdy wcześniej nie byłam na imprezie. Mam nadzieję, że Harry będzie tu, by mnie chronić.

- Jak miałabym się zaprzyjaźnić? - pytam głośno do ucha Harry'ego, stając na palcach, aby go dosięgnąć.
Zwyczajnie wzrusza ramionami. - Po prostu rozmawiaj z ludźmi.
- Jak? Mam fobię społeczną. - panikuję, czując, jak skóra zaczyna mnie swędzieć na samą myśl o rozmawianiu z osobami, których nie znam.
- Harley, nie gadaj takich gówien. Nie masz tego, więc idź pogadać z ludźmi.
- Ale, ja miałam bad-
- Liam! - woła, przerywając moje błagania. - Co ty, kurwa, pijesz?

Szybko staję za nim z nadzieją, że jego uwaga wróci z powrotem na mnie, ale zamiast tego odchodzi, aby być wśród znajomych- zostawiając mnie samą. Zastygam, nie wiedząc, jak zareagować, moje usta drżą ze strachu.

- Hej, wszystko w porządku? - podchodzi do mnie dziewczyna z blond włosami i miłym uśmiechem. Moje usta desperacko poruszają się, ale nie wychodzi z nich żadne słowo, tracę oddech.

To niemiłe, ale muszę ją zignorować i znaleźć jakąś przestrzeń, myślę, że muszę się przewietrzyć. Wymijam tuziny pijanych ludzi, którzy niezdarnie wpadają na mnie- sprawiając, że staję się jeszcze bardziej sparaliżowana.

Chowam się w kącie przez całą godzinę.

Wydaje mi się, że powinnam się już uspokoić, ale wciąż bardzo się boję. Chcę znaleźć Harry'ego, aby poprosić go, żeby odwiózł z powrotem mnie do domu, ponieważ nie mogę już tego znieść. Niepewnie pokonuję drogę w ogół wielkiego domu, czując, że znowu zaczynam robić się nerwowa, ciągle szukając Harry'ego.

Muszę iść do łazienki.

Biorę głęboki wdech, odnajduję w sobie odwagę i szybko wchodzę po schodach. Wchodzę do kilku pokoi, gdzie wydawało mi się, że znajduje się toaleta, ale zamiast tego odnajduję wiele sypialni. W kilku z nich są ludzie- i to mnie trochę dezorientuje. Dlaczego tam są?

To musi być łazienka, to jedyny pokój, którego nie sprawdziłam. Mocno łapię za klamkę, naciskając ją i nie tracąc ani sekundy, wchodzę. Szczęka mi opada z przerażenia na groteskowy widok przede mną. Harry... Harry jest z dwoma dziewczynami, wszyscy jakimś cudem całują się i chichoczą jednocześnie. Czuję, jak moje serce zatrzymuje się z obrzydzenia, widząc tą trójkę stojącą przy ścianie i kradnącą od siebie pocałunki, jak gdyby to nic nie znaczyło. Ściska mnie w żołądku, nie mieści mi się w głowie myśl o nim z nimi. Czuję coś, czuję się... zdradzona.

Zostawiam ich i biegnę na dół, z nadzieją, że żadne z nich mnie nie zauważyło, przykładam dłonie do ust, próbując przetworzyć sobie to, co właśnie zobaczyłam. Wiem, że taki jest Harry, ale dlaczego tak bardzo wstrząsnął mną widok jego, robiącego coś takiego na moich oczach? Dlatego, że sądziłam, że jest zainteresowany tylko mną?

Kiedy stoję na dole kręconych schodów, słyszę głęboki chichot i dziecinny śmiech dochodzący od kilku osób. Harry jest jedną z tych dziewczyn, przechodzi zaraz obok mnie, jego dłonie ułożone są na pośladkach dwóch dziewczyn.

Czuję... smutek.

Ale czy 'smutek' jest jedynym słowem wyjaśniającym moje uczucia w tym momencie? Dlaczego czuję się w ten sposób, skoro za każdym razem mówię mu, że go nie chcę? Jak mógł zapomnieć o pragnieniu mnie tak nagle i całować dwie dziewczyny na raz? Ale przede wszystkim... dlaczego mnie to obchodzi?

To dlatego, że ja też chcę Harry'ego. Po prostu wcześniej nie dopuszczałam tego do siebie.

Harry powiedział... Jasno powiedział, że jeśli pozwolę mu mnie mieć, to będzie chciał tego jedynie ode mnie- od nikogo innego. Powiedział mi, kiedy byliśmy na zakupach, że nie lubi być co chwilę z inną dziewczyną, więc... jeśli pozwolę mu mnie mieć, wtedy skoncentruje się tylko na mnie. Chcę tego... Ponieważ widok jego z innymi dziewczynami sprawia, że... jestem po prostu smutna.

Czuję, że jestem gotowa.

Muszę sobie przypomnieć- będą obowiązywały ścisłe granice, do seksu nigdy nie dojdzie i nie zniszczy mnie.

Biegnę tak szybko, jak mogę, aby powiedzieć Harry'emu, że go pragnę, ale zauważam go w salonie z innymi dziewczynami i drinkiem w dłoni. Są to dziewczyny, z którymi był wcześniej, ale teraz pozostała tylko jedna z nich.

Podkradam się za nimi, nie wiedząc, czy powinnam im przeszkodzić, czy nie. Wydają się być pogrążeni w rozmowie.

- Więc, co robisz, kiedy nie całujesz się z obcymi z łazience? - Harry żartuje z nią i zagryza wargę, jego oczy intensywnie wpatrują się w jej, a ja wciąż stoję za daleko.
Jest śliczna, zbyt śliczna. Jej klatka piersiowa też jest odkryta. - Jestem gimnastyczką.
Harry w odpowiedzi uśmiecha się i bierze łyk swojego alkoholowego napoju. - Wyglądasz na ten typ dziewczyny, która potrafi się porządnie wyginać.

Bolesne jest patrzenie na to.

Marszczy brwi i szeroko się uśmiecha. - Zgaduję, że sam jesteś giętki?

Co u licha?

Potrząsa głową. - Po prostu powiedzmy, że... zdecydowanie nie jestem gimnastykiem.
- Cóż, może przeciwieństwa mogą się czasem przyciągać. - mówi uwodzicielsko.
- Powiem ci, - mruczy do jej ucha. - że przeciwieństwa zdecydowanie się przyciągają.

Nie! Związuje się tylko ze swoimi przeciwieństwami, bo pewnie odpycha samego siebie. Muszę przerwać tą rozmowę zanim zajdzie ona za daleko. Ja jestem jego przeciwieństwem, nie ona.

Denerwująco klepię Harry'ego po plecach, na co gwałtowanie odwraca się w moją stronę. - Harley, jestem zajęty.
- Muszę z tobą porozmawiać. - żądam, sprawiając, że szczęka dziewczyny natychmiast opada z uświadomienia sobie czegoś.
- To jest twoja dziewczyna?!
Oczy Harry'ego robią się wielkie, jakby z przerażenia. - Boże, nie. To moja przybrana siostra. - szydzi i odwraca się do mnie. - Co jest? To naprawdę nie jest dobry moment.
Dziewczyna w końcu wydaje się zauważyć, że szukamy trochę prywatności i odwraca się w bok. - Niedługo wrócę, wezmę sobie kolejnego drinka.
- Ale-

Zostawia nas samych, oczy Harry'ego wywracają się, a potem piorunuje mnie wzrokiem. Wydaje się być... sfrustrowany. Obdarza mnie spojrzeniem, którego nigdy wcześniej nie widziałam- to pusty, ponury wzrok i nie mam pojęcia, co oznacza. -  Nie mogę mieć ciebie, a ty powstrzymujesz mnie przed zdobyciem jej.
- Ja... - nie wiem, jak to powiedzieć. - To nie prawda.
- Oczywiście, że tak. Harley, dlaczego musisz ze mną rozmawiać, skoro już i tak mieszkamy w tym samym domu, chodzimy do tej samej szkoły i oddychamy tym samym powietrzem? Dlaczego nie możesz mnie po prostu zostawić? Czy ty, jakby, droczysz się ze mną? To twój sposób, żeby mnie podniecić? Bo... to nie działa, to mnie tylko kurewsko wkurza.
- To nie ma sensu. - wydymam wargi.
- Po prostu wiedz, że zrezygnowałem z ciebie, jesteś- jesteś za trudna, aby cię zdobyć. Więc po prostu pozwól mi znaleźć kogoś, kto jest łatwiejszy.
- Nie! - krzyczę i szybko oplatam swoje wątłe ręce w okół niego, moja głowa przyciska się go jego klatki piersiowej. - Nie chcę, abyś to robił, proszę, nie rób tego. Ja... jestem gotowa. Wcześniej, byłam po prostu niezdecydowana i nie wiedziałam, czego chcę, a-ale jestem gotowa. Chcę... ciebie.

Nie ma żadnej niespodziewanej reakcji na moje wyznanie- jest bardziej zadowolony, niż się spodziewałam, jego zęby zaciskają się na jego dolnej wardze i w końcu wypuszcza sfrustrowane westchnienie.

Właściwie, nic nie mówi- zamiast tego czule łapie za moje biodra i przyciąga do jego osoby, jego usta delikatnie dotykają mojego ucha. - Nigdy nie lubiłem gimnastyczek, tak czy inaczej.

I nie tracąc ani chwili przyciska swoje gorące usta do moich, moje dłonie odnajdują jego klatkę piersiową, i sfrustrowana zaciskam pięści na jego koszulce, aby złagodzić żywe uczucie. Zamykam oczy w pocałunku, czując, jak jego język wślizguje się i wije w okół mojego, co podświadomie odurza mój umysł. Mogłabyś usłyszeć jego usta wsysające się w moje z każdym kuszącym pocałunkiem, którym mnie obdarza. Moje dłonie schodzą co raz niżej i niżej-

Nagle strumień lodowatej cieczy oblewa mnie i Harry'ego, powodując, że odsuwamy się od siebie przerażeni i oboje gapimy się na osobę, która nas oblała. To dziewczyna, z którą Harry wcześniej rozmawiał- jej oczy są rozwścieczone.

- Siostra? Tak właśnie traktujesz swoją pieprzoną siostrę?
Harry powinien poczuć skruchę w stosunku do niej, ale na jego twarzy widoczny jest tylko sukces, ewidentnie nic go to nie obchodzi, kiedy uśmieszek pojawia się na jego ustach, a następnie nieznacznie je otwiera, aby przemówić. - Proszę, nie mów naszym rodzicom.

I wraz z tymi słowami, łapie mnie za rękę i wyprowadza od tych wszystkich zszokowanych ludzi, którzy nas otaczają. Zabiera mnie na górę i prowadzi do jednej z sypialni, a potem sadza na końcu podwójnego łóżka. Pościel jest ciemno czerwona, a ściany jasno kremowe, pomieszczenie ozdobione jest kryształowym żyrandolem zwisającym z sufitu.

- Jesteś mokra. - zauważa śmiejąc się lekko i przeglądając wzrokiem kredens, z którego wyciąga kilka białych ręczników. - Lepiej zdejmij tą kurtkę, jeśli chcesz wyschnąć.

Spokojnie siada obok mnie, jego intensywny wzrok skupiony jest na mnie, gdy delikatnie podaje mi ręcznik. Przygryzam dolną wargę, spoglądając w jego oczy, jego słodkie, szczere oczy. Jest tak cicho, jedynym słyszalnym dźwiękiem jest głęboki oddech Harry'ego, nawet nie mruga.

- Wydaje mi się, że jesteśmy w sypialni rodziców Liam'a. - śmieje się lekko, powodując, że uśmiecham się delikatnie w odpowiedzi i zaczynam powoli odpinać zamek jego kurtki. Powoli zdejmuję ją i kładę obok, wydychając powietrze na moje śmiałe poczynania.

Czuję, że mogę mu zaufać.

Opuszcza wzrok na moją klatkę piersiową i gwałtownie wciąga powietrze, jego nozdrza rozszerzają się, ale podostaje nieruchomo. Harry cierpliwie czeka na moją uwagę, gdy osuszam końce moich włosów, po chwili odkładam ręcznik, skupiając się na nim.

- Masz jakieś zasady? - wyszeptuje i wydyma delikatnie swoje pełne, mokre usta.
Kiwam głową i przysuwam się nieco bliżej. - Kilka.
Żartobliwie wywraca oczami. - A więc ich wysłuchajmy.
-Żadnego seksu. - natychmiast wydaje się robić wkurzony. - Chcę jakiś granic, więc kiedy powiem nie, to znaczy nie. I... wiem, że nie golisz-
- Chcesz, żebym się golił? - unosi brwi.
- Włosy łonowe mnie przerażają. - szepczę.
- Nawet swoje własne? - przełykam ślinę i przytakuję, sprawiając, że szeroko się uśmiecha. - Czy ty pośrednio chcesz mi powiedzieć, że się golisz?
- Ch-chyba tak.

Oh, rany.

- To wszystko?
- Jak na razie, to jedyne, o czym mogę myśleć. - mamroczę nieśmiało. - A jakie ty masz zasady?
Przysuwa się bliżej, koniuszkami palców odsuwa wilgotny kosmyk włosów z mojej twarzy. - Po prostu przestań pytać mnie, skąd mam te blizny na brzuchu.

I ponownie złącza nasze usta razem, wypuszczając przy tym powietrze, przez co jego gorący oddech miesza się czule z moim. Czuję jak jego dłoń ściska moje udo, jego uścisk zacieśnia się jesz bardziej jednocześnie sunąc w górę i w górę, tak, że dół mojej sukienki podnosi się do bioder.

Łapię jego rękę, zatrzymując go, na co delikatnie muska moje usta. - Co znowu?

Muszę przetrawić jego intencje, muszę zrozumieć to, czego chce. A on definitywnie chce mnie dotknąć, po prostu muszę przestać być taka niespokojna i w końcu pozwolić mu na to.

- Nic. - szepczę i całuję go niecierpliwie.
Czuję koniuszek jego palca wskazującego, śledzącego granicę moich majtek, sprawiając, że serce zaczyna mi szybciej bić, następnie usta Harry'ego snują w dół ku mojej szyi, gdzie mocno zasysa moją skórę. - Nigdy nie czekałem tak długo na żadną dziewczynę, lepiej bądź tego warta.
Właśnie miał podnieść moją sukienkę, ale natychmiast przerywam jego poczynania. - Bez-bez patrzenia. J-ja nie chcę, abyś mnie teraz widział, jest za wcześnie. Ale... możesz mnie dotknąć, bylebyś tylko nie poszedł do innej dziewczyny.

Patrzy na mnie z ciekawością i marszczy brwi, a przy tym koniuszkiem palca delikatnie kreśli kółka w najbardziej intymnym miejscu, które było przykryte moją bielizną. Sapnęłam, podskakując na to doznanie, jednak dłoń Harry'ego utrzymuje mnie nieruchomo.

- Podoba ci się, kiedy moja uwaga jest zwrócona wyłącznie na ciebie, a nie na inne?

Tylko kiwam i ze strachem otwieram oczy, mam nadzieję, że zrobi to delikatnie. Nawet nie zorientowałam się, kiedy Harry wsunął dłoń pod moją bieliznę, jego dotyk sprawia, że drżę i sztywnieję, moje wnętrze pragnie go tak bardzo.

- O-oh, mój... H-Harry-
- Sh. - całuje moją szczękę. - Połóż się, rozluźnij dla mnie.

Popycha mnie w powrotem na łóżko i patrzy z podziwem. Jego kciuk niespodziewanie dotyka część mnie, po której nigdy bym się nie spodziewała, że da mi tyle przyjemnych doznań, jęczę głośno i wyginam plecy w łuk.

- Wiedziałem, że to ci się spodoba. - mruczy.
- C-co zamierzasz zrobić? - wyszeptuję, czując, jak gdyby moje ciało drżało.
- Chcę dowiedzieć się, na co naprawdę masz ochotę.

Wypuszczam powietrze, kiedy jego palec nagle sunie w dół, do miejsca, w którym jak sądzę, zatrzyma się. Relaksuję się, wiedząc, że będzie bolało, jeśli tego nie zrobię. Delikatnie wsuwa we mnie swój palec, powodując u mnie jęk w łóżko, nie mam możliwości wyładować się na czymś innym. Jego dotyk jest taki obcy, ale nie wiem dlaczego wcześniej byłam temu taka przeciwna. Wsuwa i wysuwa swój palec bardzo wolno, szeroko się uśmiechając na widok tego, co mi robi.

- Harry. - krzyczę z rozkoszy. - Oh, mój Boże-
- Czy ty właśnie wezwałaś imię Boga nadaremno? - żartuje z uśmiechem.
- Tak. - jęczę i chwytając najbliższą poduszkę, chowam w nią twarz, aby ukryć swoją reakcję.
Głęboki śmiech opuszcza jego idealne usta. - Już cię niszczę.

Dodaje drugi palec, sprawiając, że piszczę w bólu, jednak to szybko zmienia się w uczucie przyjemności. Porusza się co raz szybciej, przez co moje jęki stają się głośniejsze.

- Nie mogę uwierzyć w to, jak ciasna jesteś. - mruczy. - Dobrze, miałem ubaw. Teraz sprawię, że dojdziesz, natychmiast. Obiecuję.
- Co to znaczy? - pytam zdyszana.

Jego kciuk znowu zaczyna kręcić kółka w okół mnie, a ja zniecierpliwiona zastygam w miejscu- to uczucie we mnie, które nigdy nie pomyślałabym, że istnieje, obezwładnia mnie. W sekundę zaczyna robić to dwa razy mocniej i szybciej, musiał wzniecić coś we mnie, ponieważ powstaje we mnie najbardziej przyjemne, niewyraźne doznanie i zaczynam krzyczeć w euforii.

I zatrzymuje się.

Wyciąga delikatnie palce i wyciera w ręcznik, przy tym śmiejąc się. - Rodzice Liam'a będą musieli to spalić.
- Cokolwiek właśnie zrobiłeś, możesz zrobić to jeszcze raz? To... to było niesamowite-
- Spokojnie, Harley. - ucisza mnie i uspokajająco naciąga pościel na moje ciało.
- Jest dużo więcej rzeczy, niż te, które teraz robiliśmy. Pokochasz to, kiedy ci wyliżę.
- Nie mam pojęcia, co to oznacza, ale brzmi niesamowicie. Możemy to teraz zrobić?
Śmieje się lekko do siebie i kręci głową. - Myślę, że jesteś trochę zdezorientowana. Może powinnaś się przespać, nie wydaje mi się, aby rodzice Liam'a wrócili dzisiaj w nocy.
- Zostaniesz ze mną, prawda? - rozszerzam oczy.
Niepewnie kiwa głową i wkłada rękę do kieszeni. - Muszę tylko wyjść na szybkiego papierosa, zaraz wrócę.

I zostawia mnie samą, kompletnie oniemiałą i niezorientowaną w tym, co się właśnie wydarzyło. Ale wiem, że zmuszę go do zrobienia tego ponownie- ponieważ nigdy nie czułam się bardziej żywa.

_____________________________________________________

Już jestem z nowym rozdziałem! 
Znowu mnie długo nie było, przepraszam, musiałam się uczyć, 
ale sesja już zdana, przede mną 3-miesięczne wakacje, 
WIĘC JESTEM! :D 


Kochane, wspaniałych wakacji Wam życzę! <3

Łapcie drugi zwiastun Call Boy!


Hmm, którzy lepszy - 1 czy 2? :)

+ 15 komentarzy i nowy rozdział! :)

piątek, 19 czerwca 2015

Chapter 20.


Uderzam się w palec u nogi przy wyjściu z mojego pokoju w sobotni poranek- świetny początek dnia.

Czuję się, jakbym była w kołyszącej się łodzi, kiedy niezdarnie potykam się i przez przypadek uderzam w drzwi Harry'ego, moje delikatne dłonie przybijają się do zimnych, drewnianych drzwi.

- Wejść. - słyszę jego srogi głos.
Niezręcznie drapię swój łokieć ze zdenerwowania i powoli przyciskam ciepły policzek do drzwi. - O-oh, nie, j-ja nie chciałam pukać.
- Tak czy siak, wejdź. - mruczy zdyszany.

Niepewnie wślizguję się do jego pokoju, potykając przy tym niczym Bambi, moje stopy stają przy jego stopach, gdy dziwnie leży na podłodze, kompletnie mokry od potu. Oh, chwila- robił brzuszki. Moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia, kiedy dostrzegam, że ma na sobie jedynie czarny bezrękawnik i bokserki, to powoduje, że zaczynam lekko drżeć i próbuję wyjść.

- Harley, nie idź. Ja tylko... przepraszam. - mamrocze i rozciąga swoje napięte mięśnie przed wstaniem. Jego ręce unoszą się, aby mniej więcej rozciągnąć szerokie plecy, sprawiając, że z przejęciem zezuję na jego włosy pod pachami.
- Co jest? - mruczy ciekawy. - Dlaczego robisz taką minę?
Przełykam zdenerwowana i bezmyślnie wzruszam swoimi słabymi ramionami. - Mogę zobaczyć twoje... włosy pod pachami.
Uśmiecha się do siebie i zdecydowanie opuszcza ręce po bokach. - Więc? Wszystkim rosną włosy pod pachami. Nie wiedziałem, że muszę je chować.
- Mi nie rosną włosy pod pachami. - marszczę brwi. Nigdy nie rosły mi włosy pod pachami.
- Co? Nie rosną ci włosy pod pachami? - chichocze nieznacznie, a żenująca rozmowa toczy się dalej. - To masz szczęście- ale to nie jest normalne. Może jeszcze nie weszłaś w okres dojrzewania.
- Mam osiemnaście lat, - panikuję. - czy coś ze mną nie tak?
Marszczy brwi w zamyśle i powoli przechyla głowę na bok. - Masz włosy na nogach?
Robię długą przerwę. - Tak.
- Włosy łonowe? - pyta.
Miałam zamiar coś powiedzieć, ale natychmiast zamykam usta, moje oczy robią się wielkie, a usta rozdzielają się. - Uh, t-to jest bardzo prywatne pytanie.
- Cóż, to oznacza tak. - rozszerza nozdrza i wywraca swoimi szmaragdowymi oczami. - Nie czuj się zakłopotana,  Harley, martwiłbym się, gdybyś nie miała włosów łonowych.
Niepewnie krzyżuję swoje wątłe ramiona, kiedy ten mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu, jak kawał mięsa; błądzi po mnie wzrokiem. - Chcę z tobą porozmawiać.
- Cóż, jestem tutaj. - szepczę niewinnie.
- Jesteś, - zamyśla się, jego brwi unoszą się. - Pamiętasz, jak w zeszłym tygodniu gadaliśmy o...tej rzeczy?
- Gadaliśmy o wielu rzeczach. - odpowiadam szczerze, sprawiając, że uśmiecha się żartobliwie na moje niezorientowanie.
- Mówiłaś o tym, że chciałabyś zdobyć przyjaciół. I wtedy ja też coś powiedziałem. - mówi podświadomie, subtelna wzmianka na temat jego intencji staje się jasna.
- Oh, twoja rodzina. - uświadamiam sobie i kiwam głową. - Co z nią?
Wciąga powietrze i niezręcznie patrzy w bok, jego opuszki palców śledzą wyraźnie zarysowaną szczękę. - Powiedziałaś, że mogłabyś mi pomóc... no wiesz, skontaktować się z nią.
- Rozumiem. - zauważam. - Nie wiesz, jak się z nią skontaktować?
- Cóż, wiem jak. - krzywi się przed podrapaniem swojego łokcia, aby odwrócić uwagę od braku mowy ciała. - Tylko nie wiem, co powiedzieć.
Również drapię swój łokieć, automatycznie wzruszając ramionami. - Ja też nie wiem, co powiedzieć.
Jeszcze raz wywraca zmęczonymi oczami. - Udawaj, że oni są twoimi rodzicami. - sugeruje. - I, że nie widziałaś ich od pięciu miesięcy i chcesz się przywitać.
Z wahaniem przygryzam dolną wargę i w końcu delikatnie się uśmiecham. Jestem świetna w rozmawianiu z moimi rodzicami, czuję, jakbym naprawdę mogła być sobą, kiedy z nimi rozmawiam. Moi rodzice są świetnymi rozmówcami. - Dobrze, pomogę ci. Zadzwoń do nich, a ja będę ci mówić, co masz powiedzieć.
Zaraz po tym blokuje swoją dolną wargę między zębami, lustrując mnie wzrokiem, aż w końcu mały, wesoły uśmieszek pojawia się na jego twarzy. - Może później, kiedy już nie będziesz mogła zobaczyć zarysu mojego penisa przez te bokserki.
Moje oczy natychmiast robią się wielkie ze zdziwienia. - J-ja nie patrzyłam. - mówię i jak na ironię spoglądam w dół. - Okej, t-teraz popatrzyłam, ale n-nic nie widziałam-
Jego dłonie delikatnie łapią mnie za ramiona i prowadzą do drzwi. - Ubiorę się odpowiednio i widzimy się za pięć minut.

Zamyka na mną drzwi, kiedy ja nerwowo potrząsam głową i zakrywam usta dłońmi, nie wiem, czy powinnam się śmiać, czy płakać. Cicho skradam się po schodach na dół, mając nadzieję, że nie obudzę moich ciężko pracujących rodziców, podczas ich drzemki. Oboje mieli nocną zmianę i wrócili do domu trzy godziny temu.

Spokojnie jem śniadanie, w głowie planując jakieś zajęcia szkolne do zrobienia w czasie wolnym. Powinnam była coś powtórzyć ostatniej nocy, za cztery godziny lekcyjne mam egzamin z angielskiego z zajęć z ostatniego miesiąca, a musimy umieć całą książkę.

Jestem w środku jedzenia moich płatków śniadaniowych, kiedy w pełni ubrana postać Harry'ego pojawia się w idealnie czystej kuchni, jak na złość robiąc bałagan od razu w momencie napełnienia szklanki wodą przez nieostrożne rozlanie jej na ladzie.

- Zamierzasz to wytrzeć?
Pozostaje cicho przez chwilę, kiedy wyciąga telefon. - Samo wyschnie. - mówi znudzony, przeszukując swoje kontakty. - Okej, co mam powiedzieć, jeśli odbiorą?
- Cóż, kiedy widzę moich rodziców, zazwyczaj pytam, jak minął im dzień, mówię jak mi minął dzień, co będziemy robić dziś wieczorem... i proponuję, że zrobię obiad. - odpowiadam na jego pytanie z nadzieją, że jakoś mu tym pomogłam.
Kręci głową do samego siebie. - A co z przeprosinami? Jak mam z tym zacząć?
- Za co chcesz przeprosić? - wydymam usta zaniepokojona.
- Cóż, ona... oni tak jakby... - niepewnie przygryza wargę i przekrzywia głowę. - Oni obwiniają mnie... za, no wiesz, zawał serca mojego ojca.
-Oh. - zachłysnęłam się powietrzem. - Uh... to niedobrze. Dlaczego cię za to winią?
- Miał go na moich oczach. - drapie swój policzek dla rozproszenia negatywnych myśli. - I, jakby... uważają, że to przeze mnie.

Nie mogę uwierzyć, że mówi to tak otwarcie, tak swobodnie. Jestem zdumiona i przerażona, nie mam pojęcia, co odpowiedzieć.

- A ty obwiniasz się na to?
Nagle warczy. - Co? Nie! On... on sam to spowodował, to nie miało ze mną nic wspólnego.
- W porządku, tylko pytam-
- To nie pytaj. Nienawidzę o tym gadać. - ucisza mnie i szybko dzwoni na numer z jego telefonu. - Dzwoni.
- Po prostu bądź miły. - mówię szybko przed zamknięciem się na dobre.
Mija trzydzieści sekund, a Harry krzywi się, kiedy odzywa się automatyczna sekretarka, widać, jak wypełnia go złość. - Gdzie mogą być?
- Zostaw im wiadomość na poczcie głosowej. - podpowiadam.
- Co? Nie-
- Tak! Przynajmniej wtedy będą musieli nawiązać rozmowę. - rozpraszam jego obawy i niezręcznie kładę dłoń na jego ramieniu, którą natychmiast wycofuję. - Bądź miły, bądź dobry.
Sygnał w automatycznej sekretarce ucichł, a Harry bierze głęboki wdech. - Cześć, tu... Harry- wiecie, wasz syn- albo brat, zależy od tego, kto tego wysłucha. - wydaje się być zawstydzony własnymi słowami, kiedy unosi na mnie brwi, kręcąc głową. - Uh- nie widziałem was od pięciu miesięcy, to dość długo. Chciałem tylko zadzwonić i zapytać... jak wam minął dzień albo jakie macie plany... Uh, mogę czasem zrobić obiad- cholera, nie.
Rozłącza się i bierze głęboki wdech, masując swoje skronie w rozczarowaniu. Czuję, że muszę zainterweniować. - To było dobre.
Szybko patrzy na mnie zdziwiony. - Naprawdę?
- Tak. - kiwam głową, zgadzając się z własnymi słowami. - To było miłe.
- Myślę, że to jest to, więc, - wyszeptuje. - czy ty... czy nadal potrzebujesz pomocy w zdobyciu przyjaciół?

Marszczę brwi w osłupieniu przed powolnym wzruszeniem ramionami i głupim skrzyżowaniem rąk. Oczywiście, że chcę przyjaciół, ale czuję się biedna prosząc o nich. Wiem, że to ironiczne, ponieważ właśnie pomogłam Harry'emu, ale czuję się dosyć głupio.

- Nie, w porządku.
Robi krok w tył, przyglądając mi się ostrożnie i podejrzliwie marszczy brwi. Prawie, jakbym była pod jakąś kontrolą. - Ale... masz jedną przyjaciółkę. I ona jest dziwna. Potrzebujesz gorących przyjaciół.
- Ch-chyba tak-
- Założę się, że dziś wieczorem będzie mnóstwo domówek, pójdziemy na jakąś i będę mógł znaleźć ci znajomych. Ale, nie rozmawiaj z nimi... w ogóle. - ostrzega i lekko klepie mnie po ramieniu dla wsparcia.
- Jak ludzie mieliby się ze mną zaprzyjaźnić, jeśli nie będę nic mówić?
- Ponieważ będziesz dobrze wyglądać. - mówi.
- Ale co z nią osobowością? - obrażam się i smutna wyginam usta.
- Ludzi nie obchodzi twoja osobowość. Żeby zdobyć przyjaciół, którzy nie są dziwni, po prostu musisz się śmiać, kiedy usiłują być śmieszni i wyglądać gorąco- ale nie aż tak gorąco, żeby ich nie przyćmić. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
- T-tak myślę-
- To nie jest trudne. - mamrocze. - Co zakładasz na imprezy?
- Um... to? - spoglądam w dół na moje ciuchy, na jeansowe spodnie i jasnoróżową bluzkę.
Harry marszczy brwi i kręci głową, myśląc. - Nie, pobiją cię.
- O-oh-
- Musisz się tak jąkać? - pyta poważnie. - Bo jąkasz się w prawie każdym zdaniu.
- Tylko kiedy rozmawiam z tobą. - szepczę, jak na ironię bez zająknięcia.
Jedynie uśmiecha się i cmoka przed oblizaniem dolnej wargi. - Chodź, zabiorę cię za zakupy czy coś.
Powoli kiwam i ostrożnie wsuwam buty. Harry jest niecierpliwy, wkurza się samym czekaniem, więc klepie w ścianę, żeby mnie pospieszyć. - Nie mamy całego dnia.
- Idę. - wypuszczam powietrze i łapię mój portfel, w którym mało co jest. Może mogłabym kupić ładny naszyjnik.

Harry wyciąga swój motor z garażu i szybko zakłada kask przed wyjechaniem na ulicę. Zabiera nas do centrum, gdzie znajdują się główne sklepy. Dopiero zbliżamy się do sklepu z ciuchami o nazwie "Lipsy", a ja już mam mieszane uczucia. Wszędzie są imponujące sukienki, powodujące, że Harry tylko przebiegle się uśmiecha, myśląc o czymś.

- Wyglądasz na szczęśliwego. - zauważam.
- Po prostu wyobrażam sobie, jak każda z tych sukienek wyglądałaby na twoim ciele. - przygryza wargę i kontynuuje przeglądanie innych sukienek.
- Ta. - wskazuje palcem na raczej krótką i obcisłą, czarną, sukienkę bez rękawów. - Wyglądałabyś w niej bardzo seksownie.
Natychmiast wzruszam ramionami, starając się powstrzymać rumieniec wkradający na moje pulchne policzki. - Uh, jest dość skąpa.
- Dlatego wyglądałabyś w niej seksownie. - mruczy usatysfakcjonowany.
- Może jakaś inna, dużo dłuższa tym razem-
- Nie, Harley, weźmiesz tą. Wszystkie dziewczyny będą ubrane w podobne sukienki- ta jest prosta, krótka i seksowna. Idealna na domówkę. - szeroko się uśmiecha, prawdopodobnie na myśl o mnie w niej, jak poprzednio powiedział.
- Myślę, że mogę ją przymierzyć-
- Świetnie. - przypadkiem bierze mój rozmiar i rzuca mi ją. Jego oczy wędrują w lewą stronę, a brwi unoszą się. - Chodź za mną.
Ciągnie mnie obok niezliczonej ilości sukienek i biżuterii i zatrzymuje się nagle, kiedy jesteśmy przy bieliźnie damskiej. - Jak się czujesz w stanikach z push-up'em, Harley?
- Co?
- Jaki masz rozmiar stanika? - wyszeptuje ciekawy.
Ogarnia mnie przerażenie. - M-mam miseczkę B.
- Co ty na to, aby sprawić, żeby wyglądały na miseczkę D? - chichocze, łapiąc różowy koronkowy stanik i szybko mi go podaje. - Hm, i czarny, i fioletowy, i bordowy. Nie zapominajmy o pasujących do nich majtkach.
Podaje mi je wszystkie, ale mam problem w byciu na bieżąco z jego instrukcjami, jak to jest. Głęboko wzdycham, chcąc otrzeć czoło, ale brakuje mi na to rąk. - Mam mnóstwo bielizny.
- Masz mnóstwo majtek z wysokim stanem i biustonoszy Triumph Doreen (<--klik). - klepie mnie po plecach, prowadząc w stronę przebieralni. - Nie bądź tam zbyt długo- nienawidzę czekać.
- Co jeśli sukienka jest tak ciasna, że nie będę mogła jej założyć?
- Pomogę ci, jeśli chcesz.
- To nie jest śmieszne. Przestań taki być. - mruczę przestraszona. - Znajdź inne dziewczyny, z którymi będziesz mógł tak rozmawiać, bo mnie się to nie podoba.
Staje prosto, jego wyraźnie zarysowana szczęka napina się, kiedy patrzy na mnie sceptycznie. - Nie przedstawiaj tego tak, jakbym cały czas pieprzył dziewczyny. Nie mogę tego zrobić- nie jestem taki.
Wywracam oczami. - Poważnie?
- Tak. Nie skaczę z kwiatka na kwiatek. Dziewczyny są dla mnie jak baterie, pieprzę jedną przez jakiś czas i przestaję, kiedy już nie chcę jej pieprzyć- wtedy znajduję jakąś inną. - szepcze, jak gdyby te słowa nic nie znaczyły, ale mnie one zdezorientowały.
 - I to wychodzi od kogoś, kto jest podobno aseksualny.
- Jestem aseksualny okresowo, kiedy nie znajdę jakieś dziewczyny. Więc, myślę, że na tę chwilę można powiedzieć, że jestem... Harleyseksualny.

To nie ma sensu.

__________________________________________________________

Dziewczyny, łapcie pierwszy trailer fanfiction Call Boy!


I jak wam się podoba?



+ 15 komentarzy i nowy rozdział. :)

sobota, 13 czerwca 2015

Chapter 19.


Myślę o nim tak często, że zaczynam o nim śnić.

Zaczęło się w salonie, kiedy oboje oglądaliśmy film. Obściskiwaliśmy się, a wtedy moje zęby zaczęły wypadać. A potem się obudziłam.

Jest poniedziałek rano, drastyczny początek. Szkoła jest psychicznie i fizycznie wyczerpująca. Cieszę się, że kołnierz mojej białej bluzki zakrywa siniaka, którego zrobiły mi pełne usta Harry'ego. Nie wiem, czy to głupie czy grzeszne czuć się dumną z tego śladu- ponieważ czuję na tyle cnotliwa, aby zostać wykorzystana. Ale Harry nie jest tego typu chłopakiem, jestem pewna, że się troszczy.

Boję się pójść dzisiaj do szkoły. Nie chcę zobaczyć Clyde'a i nie chcę zobaczyć Amber. Założę się, że oboje zaplanowali ten incydent, który miał miejsce w wieczór balu. Założę się też, że oboje śmiali się ze mnie o ósmej wieczorem, wiedząc, że ja pewnie czekam w swojej zupełnie nowej sukience.

Zrobiłabym wszystko, żeby dzisiaj nie pójść do szkoły.

Klękam przy łóżku, składam dłonie i wzdycham, patrząc w sufit. Już jakiś czas się nie modliłam. - Drogi Ojcze, przepraszam za nie pamiętanie o Tobie w ostatnim czasie. Dziękuję ci za wszystko, co mam, a-ale proszę cię, chroń mnie w tych czasach. Tak bardzo boję się zostać zniszczoną-
- Harley! - moja matka krzyczy z salonu. - Twój ojciec i ja idziemy do pracy, nie spóźnij się na autobus!
Moje serce przyspiesza z przerażenia z oczywistego powodu, wiem, że będę musiała dzisiaj stanąć twarzą w twarz z Clyde'em. - O-okej! - krzyczę i wracam do modlitwy. - Przepraszam, muszę iść, Amen.

~

Jestem w trakcie mycia mojej miski po śniadaniu. Stoję zmęczona przy zlewie, odgarniając do tyłu mojego kucyka i wracam do reszty naczyń, skupiam się na tym, aby zrobić to szybko, wtedy szybciej będę mogła pójść do szkoły. Nucę jakąś melodię, słodko wyśpiewując swoje myśli. Może istnieje więcej sposobów na pozbycie się negatywnych myśli, których jeszcze nie zbadałam.

Prawie krzyczę na nagły szorstki kontakt z czyimiś silnymi dłońmi łapiącymi moją talię i mocno przyciągającymi mnie w nie. Mogę praktycznie usłyszeć jego złośliwy uśmieszek obok mnie, kiedy
przełykam ślinę ze strachu. Jego palce pociągają za zawiązaną gumkę, a moje włosy luźno opadają.

- Twoje włosy wyglądają dużo lepiej, kiedy są rozpuszczone. - wyszeptuje przebiegle.

W momencie, w którym pozwala swoimi dużymi rękoma owinąć się wokół mojej małej talii, szybko odwracam się i napieram dłońmi na jego klatkę piersiową, sprawiając, że odsuwa się z podejrzeniem i niepokojem, gdy mierzy mnie wzrokiem, jak zabawkę.

- Granice. - szepczę przez moje nagłe obawy.
Żartobliwie marszczy brwi, uśmiechając się i z zaciekawienia przechyla głowę na bok. - Nie bawię się w granice, Harley.
Prawie piszczę ze strachu, kiedy robi krok w moją stronę, ale unoszę ręce dla utrzymania przestrzeni. - Będziesz musiał, bo jeśli nie... to po prostu złe. To nietaktowne.
Przewraca oczami jednocześnie wzdychając i pocierając skroń. - Która część z tego wszystkiego była przede wszystkim taktowna?
Z zaniepokojeniem unoszę brwi i patrzę na niego skołowana. - Co to miało znaczyć? Oczywiście, że tamto taktowne. Dlaczego miałoby nie być?
Denerwująco przebiega dłonią przez włosy i kręci głową. - Nie wiem. Jezu Chryste-
- Harry, przestań!
Tylko przewraca oczami, krzyżuje ręce na piersi i opuszcza wzrok na podłogę. - Nie zamierzasz dać mi tego, czego chcę, prawda?

Oczywiście, że chcę mu dać mu to, czego chce. Ale nie ma nic prostego w tym, czego chce. On dąży do mojego pożądania, żeby potem móc mnie porzucić i pozostawić jak pustą skorupę. Nie chcę mu tego dać, jeśli ma zamiar to zrobić- to grzeszenie i poniżające.

Nie lubię go jako osoby. Jest niegrzeczny, płytki i wymagający. Nie ma żadnej mocy na to, abyśmy kiedykolwiek stworzyli taką relację, aby zrobić coś dobrego dla nas obojga- on jest podły.

- Nie zamierzam. - szepczę. - Możesz znaleźć kogoś innego-
- Ale czy ty nie rozumiesz, że ja chcę ciebie. - wyrzuca z siebie, jego dłoń gwałtownie trzaska o ladę obok niego. - Jesteśmy zupełnie inni, ty nienawidzisz mnie, ja nienawidzę ciebie, ja uważam, że jesteś niesamowicie gorąca, a ty, że jestem cholernie niesamowity, chcemy siebie nawzajem, to zadziała!
- Nienawidzę cię, bo cię pragnę!
- Nie nienawidzisz mnie, bo mnie pragniesz- pragniesz mnie, bo mnie nienawidzisz! - wrzeszczy rozwścieczony i wyczerpany rozluźnia krawat. - Dlaczego mnie nienawidzisz? Co ja ci w ogóle zrobiłem?
- Ja cię k...ku...rwa nie nienawidzę! Ja-ja-ja po prostu nienawidzę tego, co mi robisz emocjonalnie! Dowalasz mi, mówisz okropne rzeczy, a to rani moje uczucia! Mówisz, że nikt mnie nie lubi, a to mnie smuci-
- Zamknij się- dosłownie, po prostu się zamknij w końcu, Harley. Nie masz pojęcia jakie to uczucie być nielubianym! Mieszkam tu już miesiąc i nikt do mnie nie zadzwonił albo chociaż napisał! - ryczy z wściekłości, kiedy niedojrzale szarpie swoje włosy i wypuszcza rozdrażniony, niepokojący jęk.
- Jest różnica między nami, ale mimo to jesteśmy dokładnie tacy sami. Ale rzecz w tym, że ja nie robię z siebie celowo chuja, żeby budzić kontrowersje! Tak bardzo staram się być lubiana- ale moja rodzina mnie kocha! - O, rany, powiedziałam wulgarne słowo. Modliłam się dziesięć minut temu, a teraz używam obraźliwych przymiotników.
- Oh, woo-hoo! Nie masz przyjaciół, ale ja nie mam rodziny! Wyrzekli się mnie-
- Nigdy tak naprawdę nie powiedziałeś mi dlaczego. - oświadczam wstrętnie i wywracam oczami.
- Nie musisz wiedzieć. - zaciska szczękę, starając się zapanować nad sobą.
- Tak, jak blizny na twoim brzuchu. Twoja rodzina wyrzekła się ciebie z tego samego powodu, z którego ty je masz? - podnoszę brwi i lekko się uśmiecham, czując, że wewnętrzna ja nadchodzi.
- Zamknij usta, zamknij swoje pieprzone usta. - spluwa.
- Dlaczego? Może powinnam kontynuować, wtedy będziesz mógł mnie znienawidzić jeszcze bardziej!-
- Ja cię nie nienawidzę, Harley- ja ci zazdroszczę!
- Ja ci zazdroszczę!
- Dlaczego, do cholery, miałabyś mi zazdrościć? - wyszeptuje z niedowierzaniem. Dlaczego nie powinnam mu zazdrościć?
- Wiesz dlaczego! Masz przyjaciół!
- Ty masz rodzinę!
- Mam rodzinę, ale potrzebuję przyjaciół! - lamentuję i niepewnie podnoszę swoje dłonie do ust, aby stłumić mój głośny głos.
- Mam przyjaciół, ale potrzebuję rodziny! - odkrzykuje.
Mam dość. - Więc pomóż mi zdobyć przyjaciół!
- Dobra! A ty pomóż mi odzyskać rodzinę!
- Dobra! - odpowiadam ze zmarszczonymi brwiami.
Myślałam, że Harry rzuci mnie na ziemię, kiedy robi krok w przód i stanowczo chwyta mnie za ramiona, ale zamiast tego przyciąga mnie do siebie, moja twarz znajduje się przy jego klatce. - Jezu Chryste, Harley. Ty po prostu- po prostu musisz przestać być takim dziwakiem.
Zaciskam pięści na jego koszulce i wciągam zapach jego wody kolońskiej, kiedy kiwam głową na znak zgody. - Musisz przestać być taki egoistyczny i niegrzeczny.
Odsuwam się i uspokajam, jestem prawie pewna, że moje piwne oczy są wilgotne. Delikatnie pociągam nosem, kiedy czuję, że moja twarz robi się czerwona przez gorąco, a Harry utrzymuje na mnie swój chytry wzrok. - Powinniśmy iść na autobus.
Kiwam głową na jego słowa. - Ale jesteśmy spóźnieni.
- Cholera, - na moment zamyka oczy. - wezmę mój motor.
- Co? - sapię.

Czy to może być moja szansa na opuszczenie dzisiejszych zajęć?

- Ja-ja-ja zostanę w domu. - mówię cicho.
Marszczy brwi z ciekawości. - Co? Możemy po prostu pojechać moim motorem-
- Nie, - praktycznie błagam. - nie idę do szkoły, Clyde tam jest. Będzie się nade mną znęcać.
- Dlaczego obchodzi cię to, co on myśli? - pyta zdezorientowany i sceptycznie, z zaciekawieniem mierzy mnie od góry do dołu.
- Po prostu. Twoi znajomi mnie przerażają.
- Clyde jest miły.
- On zdecydowanie nie jest miły.
Harry przebiega palcami przez swoje włosy i z wahaniem wzrusza ramionami. - Nie mam z kim usiąść na angielskim, jeśli nie pojedziesz. - wydyma usta.
- Możesz usiąść ze swoim najlepszym przyjacielem, Clyde'em.
- Niee. - mruczy. - Wymknie się po kryjomu, zawsze to robi. Nie powinnaś się nim martwić.
- Będzie na korytarzach... i na dworze. Nie chcę na niego wpaść. - przechadzam się po salonie szczęśliwa na myśl, że zostanę sama z moim telewizorem.
- Nie chcę siedzieć sam na angielskim. - z jakiegoś powodu na twarzy Harry'ego widnieje mały uśmiech, kiedy patrzy na mnie. - Pani Valentine czepia się mnie.
- Dlaczego obchodzi cię, co ona o tobie myśli? - kpiąco powtarzam jego pytanie. Niedługo po tym włączam telewizor, przełączając na Ugotowanych.
- Jest złośliwa. - niedojrzale wydyma usta.
- Więc zostań w domu. - utrzymuję wzrok na telewizorze.
- W porządku. - Harry lekko chichocze. - Skoro chcesz.
Rzuca się od razu na kanapę, wypuszczając teatralne ziewnięcie, kiedy mruczy pod nosem i splata ręce nad głową, jego twarz jest naprzeciw mojej. - Nie podoba mi się, kiedy twoje włosy ją falowane albo kręcone.
- Wyglądasz lepiej, kiedy masz zamknięte usta. - odcinam się.
- Poważnie, zatem, - mówi głębokim głosem. - mówisz, że te dowcipne rzeczy są czasem dość nietypowe. To sprawia, że zastanawiam się, co jeszcze byś powiedziała, kiedy jesteś tak nietypowa, albo co byś... zrobiła.
- Co bym... zrobiła?
- Zgaduję, że zrobiłabyś mi dużo rzeczy. - głupio się uśmiecha i bezmyślnie kręci głową.
- Co?
Szybko podnosi się z miejsca i przechadza w moim kierunku w oszołamiającym nastroju. Siada obok mnie, jego dłoń ściska moje udo, kiedy jego oddech uderza w moją twarz. Jestem zaskoczona, ale nie ruszam się. - Dotykasz siebie, Harley?
- Harry!

Jest spontaniczny i nieprzewidywalny. Nie obchodzi go dobór jego słów, ponieważ jest tak cholernie pewny siebie. Ja nigdy... wcześniej siebie nie dotykałam.

- Po prostu odpowiedz mi, ponieważ myślę, że tak.
- Nie. - mówię szczerze.
- Poważnie? - wyszeptuje zdziwiony.
- Poważnie. - szepczę.
- Coś ci umyka, Harley, nie mogę uwierzyć, że nigdy się nie dotykałaś. - uśmiecha się, a jego nozdrza rozszerzają się.
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Ale ty nigdy nie miałaś...
- Czego? - niewinnie wydymam usta.
- Harley, ja- - figlarnie przygryza dolną wargę przed lekkim zachichotaniem. - Jesteś taka... czysta. Prawie czuję się źle przez chęć zniszczenia cię.
- Przestań to mówić. - szepczę przejęta. - Nie zrobisz tego, i przestań mnie dotykać.
Odpycham go delikatnie, powodując, że jego dłoń sama zsuwa się z mojego uda. - Nie jestem przedmiotem, Harry.
- Ale ty chcesz być moim przedmiotem.
Zamykam oczy, aby odmówić krótką modlitwę. Mam nadzieję, że on ujrzy wkrótce światło. - Harry, ja nie chcę być twoim przedmiotem. Chcę uderzyć cię przedmiotem.
Pozostaje cicho, kiedy jego już i tak szeroki uśmiech rozszerza się. - Im więcej mi odmawiasz, tym bardziej chcę pragnę.

Ja również go pragnę. Ale jako rzecz? Nie ma mowy.

- Seks jest darem od Boga, który powinien być dzielony przez dwójkę kochających się ludzi.
- To idiotyczne. - wzdycha z przebiegłym uśmiechem.
- To nie jest idiotyczne. - bronię się. - Seks jest pusty bez miłości.
Harry jest zdesperowany, aby się roześmiać, ale zakrywa usta dłonią. - Więc... nie będziesz uprawiać seksu zanim się nie zakochasz?
- Oczywiście.
- Ale... kto inny myśli w ten sposób? Jak zamierzasz znaleźć kogoś, kto też tak uważa?
- To znaczy być pełnym szacunku gentelman'em. Powinieneś spróbować i uprawiać miłość, kiedy jesteś zakochany. - chichoczę.
- Ja pieprzę... mocno... naprawdę mocno. Nie uprawiam miłości. - szepcze, wypowiada te słowa do mnie.

Oh, rany.

Skoro jestem tak temu przeciwna, to dlaczego jego słowa są dla mnie tak cholernie pożądliwe? I dlaczego tak bardzo mi się to podoba?

___________________________________________

Dziewczyny, tak z ciekawości, macie instagrama? :>

15 komentarzy i nowy rozdział. :)

wtorek, 9 czerwca 2015

Chapter 18.


- Te paluszki serowe są naprawdę dobre.

Patrzy swoimi wielkimi, intensywnymi oczami w moje- jego uśmieszek przechodzi w cienką linię, a potem wydyma pełne wargi. Jem swój ostatni posiłek o czwartej nad ranem, czując, jak moje powieki robią się szczególnie ciężkie.

Harry opiera się leniwie plecami o oparcie krzesła, jego długie nogi rozciągają się pod stołem, i kiedy biorę kilka ostatnich gryzów mojego posiłku do buzi, jego brwi unoszą się w górę. Jego głowa odchyla się do tyłu razem z moją poruszającą się szczęką, w końcu przełykając ostatnią frytkę.

- Unosisz brwi po każdym gryzie, który biorę i kiwasz głową za każdym razem, kiedy przeżuwam. Nie rozumiem, dlaczego to robisz. - niepewnie marszczę brwi przed nieznacznym uśmiechnięciem się, nie jestem pewna, czy powinnam czuć się przedrzeźniana, czy wspierana.
Kąciki jego ust ponownie unoszą się, odpowiada z delikatnym śmiechem. - Nie wiem, co robię, kiedy na ciebie patrzę. Jest czwarta nad ranem.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Pewnie.
Uśmiecham się uspokajająco, ale spotykam się z jego podejrzliwością, kiedy czeka na moje ciekawskie pytanie. - Skąd masz te pieniądze? To znaczy, niedawno kupiłeś motocykl.
Prycha z zakłopotaniem przed zerknięciem w lewo. - Mam mnóstwo pieniędzy... z renty po moim ojcu. Są przechowywane na koncie bankowym.

Nie wydaje się być pewien swojej odpowiedzi, prawie się waha.

Ale wierzę mu.

- Przepraszam. - mamroczę. - Nie powinnam była pytać.
- W porządku. - szepcze, jakby do siebie. - To co, jesteśmy gotowi do drogi?
Mierzę wzrokiem otoczenie, niepewnie kiwając głową i ostrożnie wstaję. - Jestem gotowa.

Odkładam moją tacę na bok, ale Harry łapie mnie za rękę, żeby szybciej wyprowadzić nas na zewnątrz. Chciałam tylko po sobie posprzątać, ale najwidoczniej Harry chciał już wyjść.

Wychodzimy na zewnątrz i pędzimy do jego motoru, ale nagle Harry zatrzymuje się, jego szeroko otwarte oczy wpatrują się w moje, widoczne jest w nich pożądanie. Uśmiecha się wciąż na mnie patrząc, mimo, że na dworze jest lodowato. Moje nogi Bambi ślizgają się na oblodzonym betonie, walcząc o to, aby stanąć prosto.

W końcu zwracam mu uwagę. - Czy mam coś na twarzy?
Przygryza dolną wargę i burczy na gorzką rzeczywistość podczas powolnego kręcenia głową, jego oczy są pełne koncentracji. - Nagle sobie coś uświadomiłem.
- Oh, - niewinnie szepczę, nie wiedząc, jak poprawnie odpowiedzieć. - co sobie uświadomiłeś?
Rozszerza nozdrza i spogląda w górę, na jego twarzy formuje się uśmieszek, gdy waha się nad swoimi słowami. Ale potem spuszcza wzrok pełen pewności siebie wprost na mnie. - Byłem twoim pierwszym pocałunkiem.
- Nie, - bronię się i chwiejnie robię krok w tył. - nie byłeś, był nim Clyde.
- To przecież nie był prawdziwy pocałunek, prawda? - wzrusza ramionami i uśmiecha się szelmowsko do siebie. - Byłem twoim pierwszym pocałunkiem z języczkiem. I naprawdę podobało ci się to.
- To jest już lekka przesada. - panikuję, nie chcąc wyjawić potwornej prawdy. Bardzo mi się to podobało, ale jeśli się przyznam, to tylko pozwoli mu wygrać.
- Zdecydowanie podobało ci się to. I wiem jaka jesteś- teraz będziesz chciała zapomnieć o tym, co się w ogóle wydarzyło, ale potem, tydzień później, zrobimy dokładnie to samo, tyle, że z mniejszą ilością ubrań. - chichocze do siebie, przygryzając swoją pełną wargę, a następnie wydyma usta na mnie. Uwielbiam jego usta.
W końcu odzywam się, po chwilowym straceniu oddechu. - To poniżające i obraźliwe. Tylko dlatego, że spędzasz dużo czasu w... sypialni, nie oznacza, że pozwolę ci zrobić to ze mną. To znaczy, nie możesz znaleźć sobie kogoś innego, z kim mógłbyś to robić? - błagalnie pytam, ale z jakiegoś powodu nie chcę, aby zamienił mnie na kogoś innego.
- Ale ja chcę ciebie. - marszczy brwi. - Ty jesteś tym, czego chcę.
Mam ochotę się uśmiechnąć, ale pozostaję sceptyczna. - Naprawdę?
- Tak, ale nie bierz tego za komplement. - wywraca oczami i natychmiast wyciąga papierosy z kieszeni. - Kiedy cię zobaczyłem, moje serce ani nie zatrzymało się, ani nie zaparłaś mi tchu w piersiach. Podoba mi się to, jak religijna i cnotliwa jesteś, to daje ci taką niewinność i właśnie TO sprawia, że naprawdę mam ochotę to zniszczyć.
Szybko bierze papierosa do ust i zapala odurzającą końcówkę. Czuję się nieco wstrząśnięta. - Ale dlaczego?
Wypuszcza powietrze, a śmiercionośny dym wylewa się z jego czerwonych warg i wije się wokół naszej dwójki. - Ponieważ ja niszczę ludzi, Harley. Za każdym razem, kiedy wiążę się z dziewczynami, które lubię, kompletnie je rujnuję, ponieważ pragnę ich z jednego powodu - ich charakteru. Nigdy nie spotkałem dziewczyny tak podobnej do ciebie- więc to byłaby przyjemność zrujnować tak niewinną, wierzącą dziewczynę.

Czuję się tak, jakby zabrał mi oddech, albo jakby Bóg mi go odebrał, instruując, żebym nie odpłacała mu się na jego dominujące słowa. Ale potem biorę głęboki wdech i odzyskuję głos.

- Co sprawia, że je rujnujesz? Czy to... seks? - na mojej twarzy pojawia się grymas przez błędne rozumienie, owijam się rękoma z zimna.
Pozostaje cicho przez parę sekund. Również splata ręce, biodrami opierając się o motor, sceptycznie śledzi swoje wargi koniuszkami palców. - Ch-chyba tak. Czasami znajduję dziewczynę, którą naprawdę lubię- jest gorąca, ale całkowicie inna ode mnie. Jeśli mam polubić dziewczynę, to musi być kompletnym przeciwieństwem tego, kim jestem ja. A potem... uprawiamy seks, cały czas- każdego ranka, każdego wieczora- i po prostu, tak bardzo to uwielbiam przez to, że jesteśmy zupełnie różni.
Milknie na chwilę, kiedy uśmiecha się do samego siebie, jego wzrok jest skierowany w ziemię, ale nagle wypuszcza powietrze, a jego uśmiech natychmiast znika. - A potem one po prostu zmieniają się.
- Że co?
- Chcą palić, chcą robić sobie tatuaże, zaczynają błagać mnie o seks. One po prostu... zmieniają się we mnie i nienawidzę tego. Potem rodzice wykopują je z domu, one olewają szkołę, i to przez to, że je zniszczyłem.
Wybałuszam na niego oczy w szoku. - Może zmieniają się w ciebie, ponieważ jesteś manipulatorem. Jesteś... d-d-dupkiem.
Jego oczy również wybałuszają się ze zdziwienia. - Co?
- Nie zachowuj się tak, jakbyś wiedział, że mnie zniszczysz, ponieważ nie zrobisz tego. - milknę po powiedzeniu tego.
Po moich słowach nieznacznie kaszle, jego usta wykręcają się przebiegły uśmiech. - Zmasakruję cię. Psychicznie, emocjonalnie... seksualnie.
- Nigdy tego nie zrobisz. Nie, to się nigdy nie wydarzy. Jestem czystą-
- Wiesz, - Harry śmieje się do siebie, wskazując na moją twarz. - jesteś takim typem inności, którego nigdy nie chciałbym zniszczyć. Nie mam pojęcia, dlaczego czuję do ciebie taki pociąg.

On czuje pociąg do mnie?

Delikatnie przebiegam palcami po włosach i on robi robi to samo. - Może pociągają cię twoje
przeciwieństwa, ponieważ nienawidzisz siebie za bycie takim bezczelnym gościem.
- Nienawidzę siebie za bycie bezczelnym? - szeroko się uśmiecha. - Trochę zaprzeczenie, nie sądzisz?
- To oksymoron.
- Ty jesteś oksymoron. - mówi dziecinnie, powodując, że chichoczę nieznacznie na tak nieciekawy temat.
Dygoczę przez mroźne powietrze, wzdychając gwałtownie, bez celu gapiąc się na jego usta. - Możemy już jechać?

Wywraca oczami i kiwa, a potem delikatnie kopie nóżkę od motoru, znajdującą się przy kole. Czeka na moją obecność za nim, gdy ostrożnie siadam na małej przestrzeni, którą mi pozostawił. Delikatnie owijam ramiona jego mocny brzucha, pozwalając uciec małemu westchnieniu z moich suchych ust, kiedy trącam czołem o jego plecy.

Szybko wyjeżdżamy z parkingu i błyskawicznie pędzimy wzdłuż drogi, jak gdybyśmy byli na nigdy niekończącym się wyścigu. Bezpiecznie zacieśniam swój uścisk wokół niego, na uczucie przypływu bombardującego mnie mroźnego powietrza. Dojeżdżamy do domu dziesięć minut później, szczękam zębami, a moje nogi są zdrętwiałe przez napór z silnika pode mną.

Nie rozumiem intencji Harry'ego. Boi się mnie zrujnować, ale jednocześnie liczy na to. Jakbym była koniem, a on obstawia na mnie, bo wie, że zgarnie pieniądze. Nie zamierzam pozwolić mu mówić mi, co zamierza mi zrobić, bo to oznaczałoby moje niszczenie. Nic o mnie nie wie; i się nie dowie. Harry nie dostanie żadnej części mnie.

Oboje pędzimy do środka, moje nogi natychmiast niosą mnie na górę do mojego pokoju. Czuję dużą dłoń Harry'ego łapiącą moją, gdy jestem już w drzwiach, a potem ciągnie mnie w tył do niego. Przyciska moje plecy do zimnej ściany, jego klatka piersiowa ociera się o moją, gdy podnoszę wzrok i wpatruję się w niego ze strachem.

- Pocałuj mnie, Halrey, no dalej.
Rozpaczliwie kręcę głową, kiedy przestraszona wykrztuszam kilka pisków. - N-nie.
Wywraca oczami i niecierpliwie wpatruje się na mnie. - Więc pozwól mi pocałować ciebie.
- Nie. - oświadczam pewna siebie, powodując, że podnosi brwi ze zdziwienia.
- Chcesz, abym całował twoją szyję, Harley? Chcesz poczuć moje usta i język ssające twoją skórę? Chciałabyś, abym zostawił ślad na twojej pięknej skórze, byś mogła wszystkim powiedzieć, że to ja ci to zrobiłem?

Jestem oniemiała, na uczucie bólu w miejscu, w którym nigdy przedtem nie pomyślałabym, że może boleć. Rozchylam usta, chcąc coś powiedzieć, ale zachwycające intensywne spojrzenie powoduje, że powoli przytakuję skinieniem głowy.

- Nie mogę się doczekać, kiedy cię zepsuję.

Jego mokre usta obniżają się do mojej szyi, zwlekając ze swoimi wargami, kiedy jego zęby muskają moją skórę niczym ostrze. Jego usta koją moją gorącą skórę, muskając nimi mój obojczyk przed złożeniem na nim pełnego pocałunku.

Jego usta cmokają z każdym pozostawionym na mnie pocałunkiem- językiem zwilża moją szyję i przenosi usta pod mojego ucho, skubiąc zębami przekornie za jego płatek. Jęknęłam nieskładnie, mój słaby oddech drży na jego dotyk. W końcu wycofuje się, wycierając swoje mokre usta.

Patrzy w dół na miejsce, które poprzednio całował. - To powinno zostawić ślad.
- Ja-ja-
- Zastanawiam się, czy kiedykolwiek wpłyniesz na mnie tak, jak ja na ciebie? - żartobliwie z zastanowieniem wydyma wargi.
- Może. - wyszeptuję nieostrożnie.
Nagle zdejmuje płaszcz, zostawiając swoje ręce i szyję nagie. - Chcesz się dowiedzieć?
Natychmiast ostrożnie kręcę głową, robiąc krok w tył do mojej sypialni. - N-nie, nie wiedziałabym, co mam robić.
- Użyj swoich ust, jakby wsysały się w coś naprawdę słodkiego. Jestem schłodzonym jabłkiem, jestem twoim schłodzonym jabłkiem.
Chichoczę do siebie lekko, gdy ten patrzy na mnie zmieszany. - Idę do łóżka. Jest naprawdę późno.

Zostawiam go stojącego tam, gdy ja pochłaniam się w swoich kocach, od razu zasypiając. Cieszę się, że Harry ma wystarczająco szacunku, aby nie podążać za mną do łóżka.

~

Jest jedenasta rano, kiedy się budzę, natychmiast wskakując pod prysznic i ubierając się. Rzucam okiem na lustro i odnajduję malinkę, którą ostatniej nocy zrobił mi Harry. Jest duża, czerwona i zaczyna robić się zauważalna. Jestem zła, że naznacza mnie w ten sposób, to właśnie sprawia, że mam ochotę się na nim zemścić.

Okazuje się, że jestem jedyną osobą, która wstała, kiedy przechadzam się cicho do kuchni, znajdując schłodzone jabłko i odgryzam jego kawałek. Zasysam sok, który wyciekł, okrążając językiem w okół jabłka i oblizując palce przed wzięciem kolejnego gryza. Dopiero teraz uświadamiam sobie, jakie seksualne jest to jedzenie jabłka.

Nie sądzę, aby Harry lubił ten cały 'odgryzienie kawałka z tego' punkt widzenia.

Kończę jeść jabłko, a potem wyrzucam ogryzek do śmieci, bez celu stając przy blacie. Słyszę kroki podążające do kuchni i chwilę później pojawia się Harry, wywołując u mnie niewinne sapnięcie.

Ostatnia noc wciąż jest taka nierealna.

Chciałam, abyśmy... Chciałam go w sposób, w jaki nie potrafię wytłumaczyć. Czy to grzech, aby lubić chłopaka fizycznie, a nie emocjonalnie?

Kiedy przechodzi obok mnie, wyciągam rękę, aby przyciągnąć jego uwagę, ale zamiast tego, łapię jego rękę. Zatrzymuje się w porę i powoli odwraca twarzą do mnie ze skupioną miną- jego wzrok nasila się.

Przyciska swój tors do mojej klatki piersiowej, jego oddech znajduje się na moim czole. Wygląda tak dobrze rano, sposób, w jaki jego włosy lekko sterczą oraz jak jego duże jeszcze zaspane oczy wyglądają teraz na pełne zmartwienia.

- Harley, - szepcze. - co się dzieje?

Normalnie oparłabym ręce na jego klatce piersiowej na znak dla, aby się odsunął, ale zamiast tego dla uspokojenia kładę tam swoje dłonie. Wpatruję się w jego cudowne oczy w lekkim oszołomieniu, sama czując lekką presję.

- N-nic. - jąkam się. - Ja tylko...

Pochylam się ustami ku jego szyi, czuję, jakbym była w transie, jestem przez niego kompletnie oniemiała. Bierze gwałtowny wdech na mój dotyk, a jego ręce obniżają się do mojego krzyża (niższej części pleców. :)), przyciągając mnie jeszcze bliżej. Zasysam mocno jego skórę, jakbym wysysała trujący jad z rany. Mruczy pod nosem, kiedy to robię, dźwięk jego głosu przyciąga mnie do niego.

Odchylam się ostrożnie, sprawdzając jego wyraz twarzy szukam jakiegokolwiek znaku. Zakłada swój znajomy uśmieszek i marszczy brwi.

- Urocze.

____________________________________________________

Zaczęła mi się sesja, a do tego znowu jestem chora, dlatego tłumaczenie jest takie, a nie inne, wybaczcie. :(


+ Porozmawiajmy o tym, jak 1D byli w Walii w ostatni weekend i Harry parodiował walijski akcent. Z jakiegoś powodu ludzie w Walii na przytulanie mówią "cwtch" (klik), a Harry w Cardiff ciągle mówił "give person next to you to hug" (przytul osobę stojącą obok ciebie), ale potem powiedział "NO WAIT GIVE THEM A CWTCH" (nie, chwila, cwtch ją. XD) i powtarzał słowo "cwtch", prawie umarłam ze śmiechu słuchając tego, a potem, jak mówił z tym akcentem, to przypomniało mi się, jak Harry naśladował wszystko, co powiedziała Harley swoim akcentem we wcześniejszych rozdziałach. Przypomniało mi się też, kiedy 1D było w Children In Need (czy ten dzień z czerwonymi nosami, nie pamiętam. :c) i tam była własnie jakaś Walijka, która przeprowadzała z nimi wywiad i Harry do niej "wow you are so welsh... so welsh" (wow, jesteś bardzo walijska... bardzo walijska ??? czy coś. XD). Przepraszam, że o tym piszę, ale to takie zabawne, że kiedykolwiek jest w towarzystwie kogoś z Walii, Harry tak się z tego nabija i mówi, jak oni. :D

nagranie <---- słyszycie to? xd


+ 15 komentarzy i nowy rozdział! 
Dacie radę? Wierzę w was! :*

piątek, 5 czerwca 2015

Chapter 17.

Nasze nosy są mocno przyciśnięte do siebie przez to, jak blisko siebie jesteśmy, Harry mocno trzyma mnie za biodra. Moje dłonie znajdują się na jego klatce piersiowej, a paznokcie i koniuszki palców wbijają się w jego koszulkę. Za bardzo dałam się ponieść naszym pocałunkom.

To wszystko dzieje się za szybko. Pamiętam, jak siedziałam zaraz obok niego i oglądałam telewizję, a potem... jestem pewna, że w tamtym momencie oszalałam.

Ale dlaczego moje wnętrzności cierpią? Pragną go aż tak bardzo? To, co teraz czuję, mój brzuch ma jakby skurcze, a serce trzepocze w piersi, czy to przez Harry'ego?

Nigdy nie czułam się bardziej żywa.

Nagle podnosi mnie i ostro przerzuca na bok. Jego różowe, opuchnięte wargi rozdzielają się w podziwie, na twarzy widoczne ma rumieńce, kiedy unosi się nade mną i ponownie łączy swoje usta z moimi w tej nowej pozycji.

- O której wracają twoi rodzice? - wyszeptuje w moje usta.
Ledwo mogę stworzyć jakieś zdanie. - Całą noc- oni... nie będzie ich w domu do rana.

Uśmiecha się i szybko wraca do pokrywania moich spragnionych ust swoimi. Robi wydech, w ten sposób pozwala swojemu zręcznemu językowi muskać mój, splatając je razem, a potem ordynarnie chwyta mnie za ramiona i wpycha mocniej w kanapę, pogłębiając pocałunek.

Nie wiem, czy sądzi, że jestem dobra, czy, że jestem kompletnie beznadziejna. Ale kiedy jesteśmy w takiej pozycji, czuję pewnego rodzaju napięcie. Jesteśmy prawie, jakby to nazwać... złączeni. Przez te wszystkie kłótnie, które przeszliśmy w ciągu paru ostatnich tygodni, wiem, że to wyjdzie nam na dobre.

Jego ręka wchodzi pomiędzy moje nogi i uspokajająco leży obok mojego kolana, nasze wargi robią delikatne cmoknięcie z każdym pocałunkiem. Jego woda kolońska pochłania mnie, jakby była moim własnym niebem, a głęboki oddech syreną, która mnie w to pochłania. Jego dłoń sprytnie przesuwa się ku górze mojej nogi, niepokojąc mnie, więc lekko zacieśniam nogi, ale to go nie zatrzymuje, opuszkami palców nadal muska moje udo. Jestem zaskoczona, moje ciało próbuje oprzeć się jego dotykowi, ale to tylko zmusza go do tego, aby wywrzeć na mnie więcej presji.

Moja dłoń łapie jego i splata palce razem, aby zabrać ją od mojego uda, wyczuwam lekki uśmiech, kiedy przyciska usta do moich. - Nie bądź taka.
Jego usta wycofują się, ale czubek nosa wciąż styka się w moim, w końcu otwieram oczy, aby zobaczyć jego intensywny wzrok. - B-bez dotykania.

Przygryza dolną wargę i jęczy sfrustrowany przed całkowitym oderwaniem się ode mnie i osunięciem z powrotem na kanapę, kompletnie mnie ignorując.

Czuję się... czuję się, jakbym zrobiła coś nie tak.

Jest w złym humorze przeze mnie i czuję się za to odpowiedzialna. Nie zaspokoiłam jego potrzeb i dlatego jest zły. Nie postawił na swoim. Chciałam, aby to zrobił, ale nie tak. Przestraszyłam się, kiedy się wkurzył, ale nie tak, jak wtedy, kiedy myślałam, że chce mnie zranić. To to uczucie, gdy martwisz się o siebie, ponieważ ktoś, kogo wydajesz się lubić, nie odwzajemnia twojego uczucia.

- Chcesz zamówić coś za wynos?-
- Nie. - odpowiada znudzony i wyciąga telefon. Jak on może w ogóle udawać, że nic się nie stało?

Obrócił jedną z moich najgorszych nocy w najlepszą, ale teraz znowu jest źle. Jedyny sposób na to, abym mogła sprawić, żeby znowu był szczęśliwy to to, czy dam mu to, czego chce, ale to się nie stanie.

- Idę do łóżka. - mówię. - Dobranoc.

Nie ma nawet na tyle kultury, aby odpowiedzieć.

Idę spać tej nocy z uczuciem niezadowolenia i winy. Moje myślą są poplątane i erotyczne, mogłam zobaczyć jasność w jego oczach, ale wszystko, co on widział to to, co pokazywały mu jego oczy. Jak mogłam cokolwiek sobie o nim wyobrażać? Ale przede wszystkim, dlaczego?

Nie było między nami czegokolwiek romantycznego, wiem to. Nie chciałam tego od niego, nigdy nawet o tym nie pomyślałam i nadal nie chcę. Kiedy myślałam o pocałowaniu kogoś, zawsze wyobrażałam sobie, że będzie to moment pełen miłości i emocji. A jedyne co czułam to ekscytacja i dreszcze, jakby był przejażdżką kolejką górską. Ale teraz, kiedy ta jazda się skończyła i jedyne, co czuję to mdłości, chcę przejechać się jeszcze raz.

Harry jest jazda kolejną górską. Na początku czujesz strach i zaniepokojenie, bo wiesz, że to niebezpieczne, ale potem wsiadasz i jest to najbardziej niesamowite uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłaś i wiesz, że nic nie sprawi, że będziesz czuć się bardziej żywa. Ale potem jazda się kończy i masz zawroty głowy, mdłości i jesteś zagubiona, ale z jakiegoś pochrzanionego powodu chcesz wrócić do kolejki i zrobić to raz jeszcze.

~

Jest dwunasta w południe, kiedy Harry puka do moich drzwi i na szczęście już całkowicie obudzona oglądam telewizję. Zatrzymuję film i zarzucam kołdrę na kolana, aby się zakryć. - Wejść.

Ostrożnie otwiera drzwi, ale nie robi ani jednego kroku dalej, po prostu stoi w drzwiach. O co chodzi tym razem?

- Harley, posłuchaj mnie, - rozszerza nozdrza i ostro patrzy w moje szeroko otwarte oczy. - Nie powiesz nikomu o tym, co się wydarzyło.
Jestem cicho, kiedy przełykam ślinę. - Nie zamierzałam.

Chciałam powiedzieć Devon.

- Musisz mi to obiecać, - wchodzi. - ludzie nie mogą się dowiedzieć.
- Dlaczego? - pytam zaniepokojona. - Nie to, że chcę, aby się dowiedzieli, ale dlaczego to takie ważne, aby nikt się o tym nie dowiedział?
Zmęczony wywraca swoimi sfrustrowanymi oczami i w złości krzyżuje ręce na piersi. - A myślisz, że dlaczego, Harley? Chcesz być znana jako dziewczyna, która pieprzy swojego brata?
Klękam i niewinnie kręcę głową. - Przybranego brata. - poprawiam go. - I to był tylko pocałunek.
- Jak na razie tak. - przygryza wolną wargę i patrzy w podłogę. - Obiecaj mi, że nikomu nie powiesz, nawet Devon. Nawet tym głupim rybom, które ci kupiłem... po prostu, musisz mi to obiecać.
Robię długą przerwę. - A jeśli tego nie zrobię?

Wkurzony przebiega palcami po włosach i niepewnie muska swoje zęby językiem. Ale potem zaczyna się cicho śmiać i kręcić głową, kierując się do drzwi.

- Jakby w ogóle mogli w to uwierzyć, - parska. - zapomnij co mówiłem.

Znowu zostałam zraniona. Sprawia, że czuję się taka bezwartościowa i to mnie zabija. Wie, co mi robi, a i tak dalej mnie niszczy.

~

Spałam głębokim snem do 23, moje ciało jest otoczone kocami, cała moja waga ciała leży na wygodnym materacu. Moje chrapanie było prawdopodobnie głośniejsze od klaksonu pociągowego, ale to nie tak, że jestem w takim dobrym nastroju, żeby się tym teraz przejmować.

Jedyne, co pamiętam to mój sen o wypadających zębach, gdy przebudziłam się przez ciche odgłosy, mam bardzo lekki sen. Pozostaję nieruchomo przez moje zmęczenie, jednak podejrzliwie częściowo otwieram oczy. Podłoga skrzypi co raz bliżej mnie z każdym krokiem pochodzącym od drzwi i w końcu odnajduję w sobie wystarczająco dużo siły, aby się odwrócić.

- O, rany. - fukam ze strachu, kiedy Harry siada na brzegu mojego łóżka, dłonie kładzie na kolanach, kiedy na mnie patrzy.
- Przysięgam, właśnie wszedłem. - przyznaje się.
Chowam twarz w cieniu, żeby nie pokazywać mojej okropnej skóry. - Dlaczego tutaj jesteś o jedenastej w nocy?
- Jest trzecia nad ranem. - mówi z uniesionymi brwiami.
- Naprawdę? - sapię. - Dlaczego tutaj jesteś?
Bawi się kciukami i z jakiegoś powodu przelotnie posyła mi błagający uśmiech. - Chcesz wyjść napić się ze mną kawy?
- Czy ty jesteś poważny? - jęczę i mocno ziewam. - Jeszcze kilka godzin temu nienawidziłeś mnie, a teraz chcesz napić się kawy?

Jedynie przytakuje poprzez kiwnięcie głową.

- J-ja... nie wiem, - wzdycham. - moi rodzice mnie zabiją, jeśli wyjdę o tej godzinie z domu.
- Nie będzie ich jeszcze przez kilka godzin, Harley. - odpowiada. - No dalej.
- Jaka restauracja jest otwarta o godzinie trzeciej nad ranem?
- Jest ich mnóstwo w Cardiff. - szepcze.
- Cardiff? - natychmiast kręcę głową. - Nie, to prawie godzinę drogi stąd.
- Więc gdzie chcesz pójść? - szepcze surowo. - Pójdę gdziekolwiek.
- Właściwie, dlaczego? - drżę, jednak odrzucam kolejny już koc na bok. - Harry, co się stało?-
- Kurwa, zapomnij. - spluwa i wstaje, aby się odwrócić, ale łapię go za dłoń.
- W porządku, pójdę z tobą. - otwieram szerzej oczy i również wstaję.
Jego twarz jest pozbawiona wyrazu, po prostu wzrusza obojętnie ramionami, kiedy wychodzi. - Spotkamy się na zewnątrz za pięć minut.

On jest szalony.

Właściwie to dlaczego wyciągam się z łóżka dla niego?

Staram się przestać ziewać, kiedy zakładam buty i płaszcz, pocierając dłońmi oczy, a potem schodzę na dół i zamykam drzwi frontowe. Harry stoi nieudolnie przy swoim motorze, jego włosy są zaczesane do tyłu dzięki jego silnej dłoni, ma na sobie czarne jeansy i pasujący płaszcz.

Pali papierosa, jego głowa przechyla się do tyłu w wydechem, dym wylewa się z jego ust jak lawa. Czuję tytoń, który drażni moje gardło, ale nie tracę czasu i siadam z tyłu jego motoru.

Owijam ręce wokół jego talii, gdy ten siada z przodu, ostrożnie zakłada kask i włącza silnik. Zacieśniam swój uścisk, gdy zaczyna cofać się z podjazdu, a potem gwałtownie rusza w drogę.

Głośno piszczę, ta prędkość mnie przeraża. Zimne powietrze uderza w moją skórę, kiedy przyspiesza jeszcze bardziej. Widzę kropelki połyskującego szronu na złowrogo wyglądających drzewach po naszej prawej stronie, a opuszczoną szkołę po lewej. Ta droga zawsze jest przerażająca nocą.

Zatrzymujemy się przy McDonald's, który na szczęście jest otwarty całą dobę. Trzęsę się na samą myśl zejścia z motoru, ale Harry klepie mnie po plecach, jakbym była szczeniakiem, który właśnie wyszedł  na pierwszy śnieg. Harry zamawia Latte i czarną kawę, ale ja jestem głodna jak wilk.

- Nic dzisiaj nie jadłam. - szepczę mu do ucha.
- Ja też. - odpowiada słabo.

Oh.

Nie ma tu żadnej super promocji albo pobliskiego sklepiku, gdzie mogłabym kupić sobie coś do jedzenia, więc będę musiała wytrzymać, z resztą nawet nie mam przy sobie pieniędzy.

- Nienawidzę waszego akcentu. - mówi powoli, kiedy bierze kawę i siada przy budce. Z zadowoleniem wygodnie siadam na ciepłym, skórzanym siedzeniu i biorę mały łyk swojej latte, kiedy Harry dopiero zaczyna mieszać swoją z grymasem na twarzy.
- Wszystko w porządku?
Kiwa. - Tak.
- Dlaczego lubisz pić kawę o trzeciej na ranem?
- Nie lubię. - wzrusza ramionami. - Ja po prostu... muszę się na chwilę wyciszyć.
- Przyjechałeś do McDonald's, żeby się wyciszyć? - marszczę brwi, rozglądając się po otoczeniu.

Nie myślałam o tym, jak o miejscu, w którym można poczuć się wolnym. Czerwone ściany są prawie jak przypomnienie o tym, jak życie potrafi być pełne przemocy, a przyprawiający o mdłości zapach smaru po oleju jest prawie, jak przypomnienie tego, jak dramatyczne potrafi być życie.

- Wychodziłaś kiedykolwiek z domu w środku nocy i czułaś się wtedy bardziej żywa? - prawie śmieje się z niedowierzaniem, kiedy to mówi. - Po prostu jest coś w tym chłodnym powietrzu, światłach miasta, ludziach zataczających się przed klubami nocnymi. No nie wiem, to miłe.
Powinnam być zła na niego za to, że wcześniej był taki okrutny, ale z jakiegoś powodu wybaczam mu to. - Nie wiem, jak to jest, ale brzmi świetnie.
- Przypomina mi to, kiedy miałem dwanaście lat i mój tata chciał, wiesz, obudzić mnie w środku nocy, żeby zaprotestować przeciw zanieczyszczaniu powietrza, - przewraca oczami i chichocze na własne słowa. - chciał dać mi jakieś cholernie idiotyczne transparenty, żebyśmy mogli pójść gdzieś do miasta i dołączyć do tej ogromnej grupy ludzi i po prostu- nie wiem, to było bardzo dawno temu.
- Protestowałeś przeciwko zanieczyszczaniu powietrza?
- On był takim jakby ekologiem, - parska. - przestaliśmy to robić, kiedy skończyłem czternaście lat, zaraz po tym dostał pierwszego- nie ważne-
- Nie, kontynuuj.
- Nic. - kręci głową.
Podnosi swoją kawę do ust i wącha przyjemny zapach przed wzięciem dużego łyku. - Uwielbiam czarną kawę. - mamrocze. - To przypomina mi o... Muszę przestać gadać o takich rzeczach. - śmieje się nieznacznie, ale mogę zobaczyć z nim ból.
- Coś nie tak?
- Dlaczego uważasz, że coś jest nie tak? - warczy. - Ja tylko- nie chcę o tym gadać-
- W takim razie dlaczego mówisz mi, gdzie poszedłeś ze swoim tatą, kiedy miałeś dwanaście lat? - podnoszę nieznacznie głos.
- Bo lubię o tym rozmawiać, okej? - osuwa się na swoim krześle i irytująco krzyżuje ręce.
- Po prostu powiedz mi, co się stało.

Nie odpowiada.

Dopijam resztę mojego latte i siadam z nim w ciszy. Nie wiem już, jak mam sobie z nim poradzić. Udaje takiego tajemniczego i w ten sposób gra w gierki z moim umysłem.

Mija dziesięć minut, zanim ponownie przemawia. - Jestem tu prawie miesiąc, a nikt z moich przyjaciół czy rodziny nie zadzwonił.

Czuję jego ból. Nie w możliwy do powiązania ból, ale po prostu trochę mnie to boli, wczuwam się w to, czego on doświadczył w życiu. Nie znam odpowiednich słów, aby coś powiedzieć.

- Może zgubili telefony.
Uśmiecha się ironicznie do siebie i kręci głową. - Wątpię w to.
- To musi być dla ciebie trudne. - szepczę.
- Mniej ludzi do kupowania prezentów na święta. - próbuje zażartować, ale sprawia wrażenie raczej chorego i przygnębionego.
- Nie łatwo z tobą żyć. To znaczy, bardzo często zmienia ci się humor wobec mnie i jestem pewna, że ja robię to samo- ale jesteś dość porządny. I jeśli mam być szczera, może po prostu wcześniej nie byłeś dla nich zbyt miły. - to nie brzmiało dobrze.
- Jestem niezłym kretynem. - wywraca oczami. - Nawet nie wiem, czy moi przyjaciele tutaj mnie lubią. Jedyne, co robię to narzekam na przypadkowe gówna.
- To przestań narzekać. - sugeruję.
- Dzięki.
- Nikt nie lubi ludzi, który tylko narzekają. - ziewam lekko. - Ja ciągle narzekam i mnie też nikt nie lubi.
- Może moglibyśmy ponarzekać razem. - próbuje schować swój delikatny uśmiech, kiedy utrzymuje wzrok w pustym kubku po kawie.
- W takim razie ponarzekajmy o tym, jak głodna jestem. - jęczę i pochylam się na skórzanym siedzeniu, rozciągając się zmęczona.
Wydaje zirytowane westchnienie i wyciąga portfel. - Chcesz coś?
- Ojej, tak, - uśmiecham się i zamykam oczy. - poproszę paluszki serowe i duże frytki.
- Poproszę pauszki seowe i duże frytki. - powtarza z moim akcentem.
_________________________________________________________

Moje serce rośnie, kiedy czytam wasze komentarze. <3 coś pięknego! 

Dziękuje Wam bardzo kochane!



PS. OMG, słyszałyście/widziałyście tą "przeróbkę"?! Zakochałam się! No controoool!


+ 12 komentarzy i nowy rozdział. :)

wtorek, 2 czerwca 2015

Chapter 16.

To jest ten dzień.

Dzień balu.

Dzisiaj zero presji dla mnie. Zamierzam się zrelaksować i upewnić, że nikt nawet nie odważy się pokrzyżować mi planów.

Moja głowa wypełniona jest  negatywnymi myślami, więc staram się je powstrzymać. Harry ma mnie na oku przez około tydzień aż do teraz, ale w ogóle nie próbuje powiedzieć czegokolwiek miłego. Chciałabym, żeby znalazł sobie coś lepszego do roboty.

Muszę zacząć szykować się na dzisiejszy wieczór. Mam trzy godziny.

Zaczynam od wzięcia prysznica i dokładnie myję włosy. Dodaję nawet brzoskwiniowego żelu do mojego kremowego żelu pod prysznic.

Po fantastycznym prysznicu z powodzeniem daję radę ogolić nogi bez zacięcia się. To zdecydowanie najważniejsze. Wydaję rozdrażnione westchnienie, kiedy przeszukuję na wskroś moją kosmetyczkę i znajduję coś, jak mi się wydawało, odpowiedniego na ten wspaniały dzisiejszy wieczór. Może jakiś podkład, cienie do powiek, tusz do rzęs, róż do policzków i błyszczyk.

Jestem typem osoby, która nie ma takiego doświadczenia w robieniu makijażu, jak dziewczyny, które robią tutoriale na YouTube. Oglądałam też tutoriale z fryzurami, więc może zrobię jakieś postępy.

Myślę, że wyglądam dobrze. Moje orzechowo-brązowe włosy są upięte z kilkoma luźno zwisającymi gdzieniegdzie lokami. Sukienka lekko mnie gryzie, ale muszę to znieść. Jest kwadrans po ósmej. To odpowiedni czas, aby być gotową na przyjazd Clyde'a.

- Oh, Harley! Wyglądasz pięknie! - moi rodzice tryskają zakłopotaniem, chociaż to raczej ja powinnam czuć się zakłopotana. Stoję niezręcznie w salonie, wahając się, gdzie mogę usiąść.

Harry rozmawia przez telefon, kiedy siada na osobnym krześle z opuszczoną głową. Ma na sobie brązowe buty, rurki i ciemno-czerwoną koszulę w kratę. Włosy ma zaczesane do tyłu przez jego silną rękę, a twarz jest całkowicie pozbawiona wyrazu.

Czuję się nie na miejscu.

- Dlaczego ty i Harry nie zrobicie sobie razem zdjęcia? No dalej, wezmę aparat! - mama strasznie tryska entuzjazmem, a ja staram się po prostu uśmiechać na to wszystko.

W końcu podnosi głowę, wywraca oczami, odkłada telefon i staje na swoich skórzanych butach. Zmęczonym krokiem i ukrytym niezadowoleniem podchodzi do mnie, ale nie poświęca nawet sekundy, aby na mnie spojrzeć.

Kładzie dłoń na moim krzyżu (niższej części pleców :)), na co na chwilę tracę oddech, czując, jak moje serce zaczyna brutalnie walić. Zerkam na niego i on robi to samo, lecz w momencie, kiedy moja mama robi zdjęcie, sprawia, że oboje przerażeni odwracamy wzrok na oślepiający błysk flesza.

- Dobrze, twój ojciec i ja musimy iść do pracy. Przykro nam, że nie możemy zostać i zobaczyć twojego partnera. Kochamy cię. - puszczają mi buziaka w powietrzu, a potem wychodzą, zostawiając Harry'ego i mnie samych sobie. A niech to.

Nastąpiła straszna cisza, stojąc tak sama. Harry od razu wrócił do rozmowy przez telefon, a ja pozostałam cicho. Siadam, kaszląc lekko do siebie, a potem biorę głęboki wdech i prostuję się.

- On się nie pojawi.
- Kłamiesz-
- Jest mi za ciebie wstyd. Myśl o tobie, tak podnieconej i... cokolwiek tam jeszcze, kurwa, czujesz, kiedy jesteś szczęśliwa... sprawia, że mam ochotę wlać sobie kwasu do oczu. On tu nie przyj-
- Zamknij się. - praktycznie klnę. - Proszę, po prostu się zamknij.
- Nawet nie wiem, dlaczego nie to obchodzi, - obraża się. - Jesteś taka głupia.

Przygryzam wargę i próbuję powstrzymać cokolwiek poczułam przez jego bolesne słowa. Jest... taki złośliwy.

-  Dlaczego nie idziesz na bal?
- Mam lepsze rzeczy do roboty z moim czasem. - szepcze.
- Albo dlatego, że nie możesz znaleźć nikogo w szkole, kto byłoby dla ciebie na tyle dobry, aby go zabrać? - warczę, ciężko wydychając powietrze i czekam z niecierpliwością na jego odpowiedź.
- Nie podoba mi się wasz akcent. - mamrocze.
- Co? - marszczę brwi. - Cóż, twój też mi się nie podoba.
- Ale ty nie możesz nie lubić mojego akcentu. Nie wymawiasz 'h', a to wkurzające. Sposób, w jaki mówisz "nie" jest potworny i kiedy mówisz 'r', to przypuszczam, że powinno być 'j', ale nie wymawiasz 'j' na końcu właściwie żadnego zdania. - krzyżuje ręce ze złości i kręci głową, surowo wydymając wargi.
- Zamknij się.
- Zamknisie. - przedrzeźnia mnie.
- Przestań.
- Przesań.
- To nawet nie jest śmieszne. - fukam.
- To nawe nie jes śmieszne, na przykład. Tabardzo nie nawidz mojego dom, na przykład. - chichocze do samego siebie, przeglądając swój telefon, kiedy czuję, że sama smutnieję.
- Nie brzmię tak. - bronię się.
- Nie brzmie tach.
- Kiedy zostawisz mnie samą? - odwracam się natychmiast od niego i z niecierpliwością stukam obcasem o podłogę.
- Właściwie to teraz. - sprawdza godzinę na swoim telefonie i wstaje. - Wrócę za kilka godzin.
- Nie zamierzam być tutaj, kiedy wrócisz. - oświadczam szczerze.
Patrzy na mnie. Nie jest zły czy wściekły, to, co widzę, to smutek. - Będziesz, Harley.

I wraz z tymi słowami wychodzi, zostawiając mnie samą sobie, więc pozostaje mi tylko czekać i siedzieć nieruchomo przez następnych kilka minut. Nie mam numeru Clyde'a, więc nie mogę go zapytać, czy jest już w drodze. To dla mnie emocjonalnie wyczerpujące, jestem zbyt niecierpliwa.

Mija dziesięć minut, potem kolejne, i kolejne. Żadnego śladu po Clyde'dzie.

Jest całkiem spóźniony.

Nalewam sobie wody do szklanki dla zabicia czasu. Wypijam ją, podczas gapienia się na zegar wiszący na białej ścianie. Opieram się o marmurowy blat, dając sobie ponurą satysfakcję, kiedy zauważam, że jest już dziewiąta. Jest spóźniony godzinę.

Potem jedna godzina staje się dwoma.

Nie wiem, co boli bardziej.

Fakt, że Harry miał rację i jak drwił ze mnie na ten temat przez kilka tygodni. Bez troski czy zrozumienia wobec mnie. Albo jestem zraniona, ponieważ ta jedyna szansa na posiadanie przyjaciół i być może chłopaka okazała się być przez cały czas fikcją?

Jestem dla wszystkich obiektem kpin.

Bo w końcu, kto w ogóle chciałby się ze mną przyjaźnić?

Idę na górę po pocieszenie, i żeby położyć się w moim miękkim, podwójnym łóżku, gdzie chowam twarz w dodającą otuchy poduszkę i zaczynam żałośnie płakać. Podnoszę się, kiedy gardło zaczyna mnie boleć od płaczu, kaszląc nieznacznie, a potem powtarzam swoje poczynania. Po jakimś czasie siadam, moje nagie plecy pochylają się na zagłówek łóżka. Wzdycham na uczucie chłodu, ale jakoś podoba mi się to.

- Głupia. - szepczę i odchylam głowę do tyłu na oparcie, powodując ostry dźwięk uderzenia.
- Głupia. - powtarzam z większą złością tą samą czynność, ale z głośniejszym dźwiękiem, a potem uderzam głową o zagłówek po raz trzeci.

Czuję się bezwartościowa. Jakbym była kompletnie bezużyteczna od kiedy żyję. A jak już, to jestem pośmiewiskiem w mojej szkole. Kto naprawdę pomyślał kiedyś, że jestem dobrą osobą, a nie tylko niepopularną osobą? Dlaczego nienawidzę siebie tak cholernie bardzo?

Przesuwam ręce na tył moich ud i drapię drętwiejącą już z bólu skórę. Płakałaś kiedykolwiek tak bardzo, że twoje gardło zaczęło boleć? Albo kiedy twoja twarz nie mogła się ruszyć, ponieważ była tak wyczerpana mrużeniem oczu i marszczeniem brwi i wypłakiwaniem twojego serca?

Czuję wielką pustkę w środku.

Kiedy przestaję pławić się w użalaniu nad sobą, słyszę, jak drzwi główne szybko otwierają się i zamykają z hukiem. Ostrożnie otwieram szerzej oczy, kiedy siadam, wciąż w mojej sukience.

Kroki stają się coraz głośniejsze, ktoś przechadza się po półpiętrze. W końcu kroki cichną, a ja wstrzymuję oddech.

Moje drzwi otwierają się.

Odwracam wzrok i niezręcznie drapię bok szyi. Przenoszę lewą rękę na pościel na łóżku i przecieram ją wszerz, przed zarzuceniem na siebie.

- Wiedziałem, że nadal tu będziesz.
Wywracam do siebie oczami i wypuszczam nieprzyjemne westchnięcie. Chce mi się płakać, ale tylko zagryzam dolną wargę, aby się powstrzymać. - Ta.
- Posiadanie racji nie sprawia, że czuję się tak dobrze, jak myślałem. - mamrocze do siebie, gdy stoi w moich drzwiach. Jego włosy wydają się być w większym nieładzie, a skóra jest jakby spocona.
Chcę być sama, ale jednocześnie chcę, aby dotrzymał mi towarzystwa. - To całe 'mam cię gdzieś nie ważne czy cię lubię, czy nie'... jak ty to robisz?
Zamyka swoje szmaragdowe oczy i kręci głową, potem cicho robi krok w stronę mojego łóżka. - Cóż, kompletnie musi przestać ci zależeć. Nie możesz płakać. - klęka przy moim łóżku, odrzuca kilka poduszek na bok i siada. - Ta naiwność... Jej też musisz się pozbyć.
- Czuję się tak głupio. - przyznaję, łzy spływają mi po policzkach. - Naprawdę myślałam, że... nie wiem, naprawdę myślałam, że ktoś będzie chciał spędzić ze mną czas. To znaczy, czułam się chciana. Ale to był tylko żart.
- Clyde to kutas. - mówi. - Ale nie wydaje mi się, aby to był żart, Harley. On naprawdę czuł się z tym źle.
- Tylko dlatego, że jestem... jestem kimkolwiek jestem.
- I to jest... dziewczyna, która... zdobywa dobre stopnie, nie przeklina i nigdy nie wpada w kłopoty.
Cicho przytakuję przez schowaniem twarzy w dłonie, przez obezwładniające mnie emocje ponownie szlocham. - Rozumiem.
- Jednak myślę, że jest w tobie dużo więcej. - przygryza swoją dolną wargę.
Zastygam, moje usta robią się suche, kiedy odchylam się lekko do tyłu, aby niepewnie na niego spojrzeć. - Co?
- Spójrz na siebie. Co to jest? - wskazuje na moje włosy. - Dlaczego są tak spięte?
Jego koniuszki palców przechodzą do pracy i opuszczają moje włosy, loki opadają prosto na moją przemoczoną twarz. - Wyglądasz dużo lepiej w rozpuszczonych włosach.
Wydymam swoje różowe wargi i wzruszam ramionami zmieszana. - J-ja nie wiem, co powiedzieć-
- Nic nie mów. Chodź i stań naprzeciw łóżka.
- Że co?
- Wstań i stań naprzeciw mnie. - rozkazuje.
Lekko zdziwiona marszczę brwi, ale ostrożnie wstaję i przysuwam stopy do łóżka, tuż naprzeciw Harry'ego, który leży na materacu. - Co mam teraz zrobić?
- Nic, - uśmiecha się i oblizuje dolną wargę. - Twoje ciało mówi samo za siebie.
Panikuję, wiedząc dokładnie, dokąd to wszystko zmierza i nie mogę na to pozwolić. - Ciepło-zimno. Jeśli ciepło to... robisz krok w stronę drzwi. A jeśli zimno, wtedy możesz zrobić krok bliżej mnie.
Siada prosto z intrygującym spojrzeniem, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. - Naprawdę nie chcesz, abym cię dotknął, prawda? Albo przynajmniej... nie chcesz tego, jak ci się wydaje, w TEN sposób.
Ignoruję jego arogancję i zaczynam grę. - Lubisz mnie onieśmielać, ponieważ lubisz mieć władzę. Wiem, że to lubisz.

Ostrożnie podnosi brwi z uśmieszkiem i robi krok w przód. Co? Jak to możliwe.

Zaczynam się martwić. - Troszczysz się o mnie, albo w siostrzany sposób, albo jakiś inny, to bez znaczenia, ale jednak troszczysz się o mnie.

Chichocze i robi kolejny krok do przodu. To boli.

Jeszcze dwa kroki.

Za blisko. - Tak naprawdę nie jesteś aseksualny.

Znowu się śmieje i robi krok w przód, jego wzrok nasila się drastycznie. I wtedy sobie to uświadamiam.

- Nie ważne, co powiem, ty zrobisz krok w moją stronę. To niesprawiedliwe-

Przerywa mi, kiedy natychmiast przysuwa się do mnie z surowym spojrzeniem, chwyta moje obie dłonie i podnosi je ponad moją głowę, napierając swoim ciałem na moje.

- Harley, zobacz, co mi zrobiłaś, - prawie jęczy i przybliża swoją twarz do mojej, czubek jego nosa ociera się o mój. Jestem sparaliżowana, kompletnie niezorientowana i nieświadoma jego intencji.

W tym samym czasie jestem zniesmaczona i podekscytowana.

Zatrzymuje się zaraz przed przyłożeniem swoich ust do moich. Odsuwa się, objawienie uświadomienia uderza w niego od wewnątrz, gdy koniuszkami palców sunie po moim policzku. - Muszę wziąć prysznic.
- Co?

I wychodzi. Po prostu wychodzi, ale dlaczego? Nie był nieczysty? Jego włosy były w lekkim nieładzie, a skóra jakby spocona, ale poważnie było aż tak źle?

Zdejmuję sukienkę i zakładam spodenki oraz koszulkę bez rękawów. Nigdzie się specjalnie nie wybieram. Jestem częściowo przebudzona i częściowo śnię na jawie. To co, się wydarzyło było... nie z tego świata. To nigdy nie wydarzyłoby się w prawdziwym życiu, tylko w książkach albo coś.

Schodzę na dół i pilnuję swojego nosa podczas oglądania telewizji, żeby jakoś zdekoncentrować myśli. Jakiekolwiek były intencje Harry'ego, nie wydawały się być dla mnie zbyt oczywiste. W jednej chwili chciał mnie dotknąć, a potem jakby pstryk, i idzie sobie wziąć prysznic?

O wilku mowa, schodzi na dół.

Jego włosy są trochę wilgotne. Jest ubrany w czarną koszulkę i dresy, kiedy intensywnie się we mnie wpatruje.

Maszeruje w moją stronę, jego oczy są pełne uczciwości, co sprawia, że wygląda, jakby podejście do mnie było dla niego jakąś misją. Już się trochę boję, ale jestem zaintrygowana jego postępowaniem. Niespodziewanie łapie za moja biodra i surowo szarpie, abym wstała, a potem stawia naprzeciw jego klatki piersiowej. Jego dłonie przenoszą się na moją zszokowaną twarz, przyciągając ją, jego usta napierają na moje.

Moje serce upada na uczucie miękkich, pełnych warg z pożądaniem muskających moje, ale nie mogę odwdzięczyć mu się tym samym. Mam mieszane uczucia i myśli, nie mogę myśleć o tym, czego pragnę.

Zamykam oczy, kiedy całuje moje wargi i wtedy zauważa, że nie jestem zainteresowana, więc odsuwa się, aby spojrzeć na mnie z lekkim zdziwieniem. - Nie bądź taka. Pocałuj mnie do cholery, wiem, że tego chcesz.

Przestraszona kręcę głową, robiąc krok w tył w rezultacie czego opadam z powrotem na sofę. Wpatruję się w niego, jakby był ponadprzeciętny i wtedy również siada, jednak trzyma dystans.

Oglądamy telewizję w najbardziej niekomfortowej ciszy, jaką kiedykolwiek można sobie tylko wyobrazić. Oboje siedzimy na tej samej kanapie, ale najdalej od siebie jak się da.

Nic na to nie poradzę. Nie wiem, czego od niego chcę. Czy w ogóle wiem cokolwiek? Muszę zadecydować teraz.

On jest... niesłychanie przystojny. Ale to nic nie znaczy. A może znaczy, nie mogę powiedzieć.

Jest najbardziej arogancką osobą, jaką kiedykolwiek poznałam.

Ale uwielbiam to i brzydzę się tego jednocześnie.

Harry powiedział, że jest we mnie dużo więcej, niż to, że jestem tylko jakąś dziewczyną z dobrymi stopniami. Może ma rację. Może mogę mu to udowodnić?

Chcę tego.

Nie spuszczam z niego wzroku, kiedy bez celu ogląda telewizję tuż przede mną. Mogę stwierdzić, że nie przykuwa uwagi to tego, jakie tam lecą głupoty.

Zaczynam sunąć dłonią ku niemu, ale bardzo powoli. W przeciągu dziesięciu minut moja dłoń przesunęła się o około trzy cale. A później, po dwudziestu minutach, przesunęła się już o sześć cali.

I wtedy próbuję.

Moje knykcie muskają bok jego nogi, co natychmiast przykuwa jego uwagę, ponieważ speptycznie odwraca głowę w moją stronę. Bardzo wolno przesuwam dłoń na jego nogę, jest taki okrutny, że daje mi to zrobić, mimo, iż jest w pełni świadomy czego chcę.

Nerwowo uśmiecham się do niego przez panującą ciszę i może to go przekonuje, ponieważ następną rzeczą, o jakiej myślę to to, że chwyta moją talię.

Robi tak, że znowu siedzę na nim okrakiem.

Moje dłonie z frustracji zaciskają się w pięści na jego koszulce, gdy opuszkami palców odsuwa luźny kosmyk włosów z mojej twarzy. Podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się pod wrażeniem, jego dłonie znajdują się teraz na moich biodrach, jego kciuki kreślą kółka na mojej skórze.

Odważnie zamykam oczy i pochylam się w przód. Wiem, że pochyliłam się na złą wysokość, ponieważ czuję, jak jego dłoń łapie moją twarz i obniża ją trochę bardziej. Jego usta są na moich, pocałunek jest gorący i intymny.

Moje wnętrze eksploduje z podekscytowania, moje sztywne dłonie podnoszą się do jego klatki piersiowej. Całujemy się, co wydaje się trwać godzinę, ale tak naprawdę czas nie ma teraz znaczenia. Czuję się spełniona i gorąca, kocham to.

Jego język wciska się do moich ust, na co głośno sapnęłam, jednak on bierze to z humorem i pogłębia pocałunek. Uczucie jego języka w moich ustach i splatanie jego języka z moim jest dziwne, obce, ale przede wszystkim niesamowicie gorące.

- Nie, - rozkazuje w momencie, gdy chcę uwolnić się, aby zaczerpnąć powietrza. - czerpię z tego zbyt dużą przyjemność, abyś miała to teraz przerwać.

Mimo tego odchylam się i wyczerpana gapię się na niego z wielkimi oczami. Moja klatka piersiowa unosi się i opada szybciej, niż bije moje serce. Podnosi na mnie wzrok, jego usta są mokre i opuchnięte.

Jego dłonie przesuwają się do tyłu, bardziej intrygując mnie, niż przerażając. Obdarowuje mnie małym uśmiechem i wraz z tym daje mi całego klapsa. - Jeszcze nie skończyłaś, prawda?

Nerwowo potrząsam głową, dostając kolejny uśmiech od Harry'ego, na co uspokajająco ściska mój tył. Ponownie kładę dłonie na jego atletycznym torsie przed pochyleniem się po kolejny pocałunek.

_______________________________________________

Przepraszam za tak długą nieobecność, byłam chora i nie miałam sił nawet odpalić facebooka, a co dopiero wziąć się za tłumaczenie. :( mam nadzieję, że nie jesteście złe!
              Jak wam się podoba rozdział? Nareszcie nastąpiła TA scena, coo? :D


+ 11 komentarzy i nowy rozdział! :*