czwartek, 19 lutego 2015

Chapter 1.


* Ta historia zawiera treści, które mogą być obraźliwe dla osób, takich jak na przykład:
Chrześcijanie, Ateiści, młodzi czytelnicy *

Harley POV

- Skarbie, obiad gotowy! - moja radosna mama krzyczy do mnie z dołu wielkich schodów. Znajduję się w trochę nieciekawej sytuacji, machając palcami u nóg w nadziei, że lakier do paznokci wyschnie szybciej, jeśli będę nimi ruszać. Mimo tego schodzę z łóżka, po czym podnoszę palce w górę i idę na piętach, zaczynając kroczyć przez korytarz. Powoli schodzę, usiłuję kicać w dół z jednego stopnia na drugi podczas całej drogi. Kiedy jestem już na dole, postanowiłam zaryzykować zniszczeniem mojego arcydzieła z paznokciach, idąc normalnym krokiem do kuchni.
- Mmm, pachnie świetnie. - zauważam, widząc, jak tata stoi przy gorącym piecu i układa makaron z pomidorami na patelni. Ma na ustach tajemniczy uśmiech, przez co zaczynam wahać się, dlaczego właściwie tak się uśmiecha. Ale przed tym, jak chcę zakwestionować jego nagłe szczęście, czuję, że dostaję delikatnego klapsa w dół, to moja mama, która próbowała wygonić mnie z kuchni.
- Idź do stołu, nie potrzebuję, abyś odbywała tu swoje wędrówki. - szepcze lekko się śmiejąc, po czym uśmiecha się sama do siebie niewinnie, odwraca na chwilę i chwyta kilka noży oraz widelców. - Nakryj do stołu.

Znowu zastanawiałam się, dlaczego tak tajemniczo się uśmiechają? Tak, jakby wiedzieli o czymś, o czym ja nie mam pojęcia. Jeśli planują zrobić mi jakąś niespodziankę w postaci przyjęcia urodzinowego, pospieszyliby się o kilka miesięcy. Ale te myśli schodzą na bok, kiedy szybko opuszczam kuchnię i pokonuję drogę do jadalni. Chwytam serwetki i układam je na obrusie wraz ze sztućcami. I sekundę później siadam przy stole, moi rodzice szybko wchodzą przez drzwi, chichocząc do samych siebie przed podaniem każdemu z nas talerza.

Wszyscy siedzimy przy stole, jak stara, dobra rodzina, którą w końcu jesteśmy. Wciąż jestem przytłoczona tym, że rodzice udają przy mnie takich szczęśliwych. Może któreś z nich dostało podwyżkę? Oboje pracują w tym samym miejscu, więc nie byłabym zdziwiona.

- Dlaczego oboje się tak uśmiechacie? - zauważam. - Wy nigdy się nie uśmiechacie.

Lekki uśmiech mojego ojca przeobraża się w głupawy uśmieszek, pochylając głowę w dół, chytrze zatrzymując wszystko dla siebie. Odwracam wzrok na moją matkę, która nieśmiało uśmiecha się do mnie, przed położeniem swojego widelca z powrotem na stół.

- Harley, myślę, że nadszedł czas, abyś dowiedziała się, że-
- Przeprowadzamy się? - pytam z podnieceniem. Mam nadzieję, że wyniesiemy się z tych okropnych Walii i wprowadzimy gdzieś, gdzie jest sympatyczniej, jak Anglia, może.
- Pozwól mi dokończyć, proszę. - mówi miło, starając się utrzymać swój uśmiech, kiedy tak naprawdę wydaje się być podirytowana moim przerwaniem jej. - Dostaliśmy dziś telefon.
- Ze szkoły? - znowu jej przerywam, cały entuzjazm ze mnie wyparował. Czekam na telefon od mojej nauczycielki Angielskiego, pani Valentine. Jestem najlepsza w klasie i czekam na referencję od niej na Uniwersytet. Jest moim ulubionym nauczycielem, i mam nadzieję, że ja jestem jej ulubionym uczniem.
- Nie, nie ze szkoły. - odpowiada z radością, powodując u mnie zmarszczenie brwi z rozczarowania. - Z FCA*.
- Z czego? - pytam zmieszana, będąc trochę przestraszona przez tą nazwę. Brzmi jak coś, w co wmieszany jest Rząd. Moi rodzice są tajnymi agentami, czy coś? Nie, oczywiście, że nie, oni są zbyt nudni na coś takiego.
- Stowarzyszenie Opieki Zastępczej? - mój ojciec wyjaśnił mi tą niejasność. Och, Stowarzyszenie Opieki Zastępczej. Moja mama i tata wzięli pod opiekę kogoś wcześniej, od tamtego czasu non stop do nich dzwonią z pytaniem, czy nie chcieliby wesprzeć ich bardziej. Pewnie pomyślisz, że miałam kilkoro "rodzeństwa" przez ostatnie dziesięć lat.
- Bierzecie kogoś, znowu? - wzdycham z wyczerpania. - Myślałam, że już z tym skończyliście.
- Cóż, my również sądziliśmy, że z tym skończyliśmy, dopóty dopóki nie usłyszeliśmy jego historii. - odzywa się mama, wzruszając ramionami. Och, świetnie. Nadchodzi jakaś historia życia- chwila, jego? Jak to jego? Chłopaka?
- Mówiliście, że bierzecie pod opiekę tylko dziewczyny. - protestuję, kręcąc głową w zmartwieniu. - Mamo, proszę, nie-
- Jestem pewna, że będziesz się z nim dobrze dogadywać. - wtrąca z uspokajającym uśmiechem. - W końcu jest w twoim wieku.
Prawie krztuszę się powietrzem, biorąc oddech w momencie usłyszenia tego zdania. Oni są poważni? Ten chłopak miałby mieszkać z nami? Czy oni zdają sobie w ogóle sprawę z tego, jak nieodpowiedzialne to w rzeczywistości jest?
- Tato, ty się na to zgadzasz?
- Oczywiście, że tak. On nie będzie niczego próbował, po prostu potrzebuje teraz wsparcia. - tata prosto odpowiada. Muszę być jedyną zdrowo myślącą osobą w tej rodzinie, aby myśleć, że to nie jest normalne dla kogoś w moim wieku, by żyć ze mną.
- Wiele przeszedł przez ostatnie kilka miesięcy. - moja mama mówi spokojnie, patrząc na mnie z jakiegoś rodzaju współczuciem względem niego; ale ja nie. - Harley, jego ojciec zmarł na zawał serca na jego oczach.

Marszczę brwi na jej niezbyt delikatne słowa. To musiało być straszne, ale i tak jestem przeciw temu, aby z nami zamieszkał. No i jest za stary, tak czy inaczej.

- Dlaczego nie mogą umieścić do w akademiku? Jest już prawie dorosły.
- Cóż, pytaliśmy o to kobietę przez telefon. - odpowiada, ona ma zawsze na wszystko odpowiedź. - Nie ma miejsc w akademikach w pobliżu jego miejsca zamieszkania przez najbliższe sześć miesięcy. Więc, teraz jest w rodzinie zastępczej, tymczasowo.
- Nie może zatrzymać się gdzieś indziej? - próbuję rozmawiać z moimi bardzo paranoicznymi rodzicami, ale oni wydają się nie kupować nic z tego, co mówię.
- Co ty, Harley! Okaż chłopakowi trochę współczucia! - tata krzyknął w rozczarowaniu, powodując, że podskakuję na jego bardzo głośny i surowy ton. - Po tym, jak jego ojciec umarł, rodzina się do niego nie przyznaje. Właśnie dlatego nie może zostać nigdzie indziej!
- Musieli się go wyrzec z jakiegoś powodu, ojcze. - odpowiadam z wyczuwalną goryczą, wywracając na niego oczami z frustracji.
- Przyjaźnił się z niewłaściwymi ludźmi, mieli na niego zły wpływ. - mama szczebiocze raczej spokojnie, jeśli mogę tak powiedzieć. - Jego rodzina nie mogła go dłużej utrzymywać.
- Co masz na myśli, mówiąc "niewłaściwymi ludźmi"? - pytam podejrzliwie, coraz bardziej świadoma jego "historii życia". Twarz mojej mamy nieco łagodnieje na moje pytanie.
- Nie wiem, nie pytałam. - bezczelnie kłamie prosto w oczy. Wiem, że wie, to oczywiste. Założę się, że jest jakimś narkomanem.
- Założę się, że jest grzesznikiem, mamo. - szepnęłam, patrząc na nią uważnie. - Wiesz, co Bóg sądzi na temat grzeszników.

Zwęża na mnie oczy, kiedy ja staram się pokazać jej, dlaczego to jest zły pomysł. Oczywiście, że nie dostrzega mojego punktu widzenia.

- Harley, Bóg nienawidzi grzechów, nie grzeszników.
- A ja jestem pewna, że nadal będzie grzeszył, kiedy zacznie z nami mieszkać-
- Jeśli naprawdę nie chcesz, aby z nami mieszkał, to nie będziemy cię w to wciągać, mogę zadzwonić do FCA w tej chwili i powiedzieć, że zmieniliśmy zdanie-
- Świetnie, zrób to! - krzyczę z widoczną ulgą. Nareszcie, wszystko zaczyna układać się po mojej myśli. Ten chłopak poradzi sobie bez nas, tak czy inaczej.
- Zawiedliśmy się na tobie, Harley. Ten chłopak naprawdę potrzebuje domu. - ojciec wzdycha na mnie ze złością. - Tylko pamiętaj, że Bóg wszystko widzi. A dzisiaj, zobaczył, jak nie chcesz pomóc komuś w rozpaczliwej potrzebie.
- Masz zamiar użyć tego przeciw mnie? Poważnie? - jęczę z niedowierzaniem.
- Tak. Jeszcze nawet nie spotkałaś tego chłopaka, naprawdę można się z nim dogadać. - uśmiecha się do mnie szczerze, a uśmiecha jeszcze szerzej, kiedy moje spojrzenie spotyka jego.
- Wystarczy, że zobaczysz, jaki jest. - mruczy do mnie cicho. - A jeśli będzie sprawiał problemy, zadzwonimy do FCA i powiemy, że to nie działa.

Wpatruję się z wahaniem, wkładam dłonie we włosy z frustracji.

- J-ja nie wiem, tato-
- No dalej, Harley. Ten człowiek potrzebuje rodziny. - mamie udało się znaleźć sposób na wrócenie do rozmowy, dając mi uspokajający uśmiech. - To tylko sześć miesięcy, proszę, pomóżmy temu chłopcu.

Spoglądam na swoje kolana z jeszcze większym wahaniem, pytając samą siebie, co powinnam zrobić. To duże ryzyko, ponieważ nie znam go oraz jest w moim wieku. Ale jak powiedział mój tata, Bóg chciałby, abym pomogła komuś tak, jak On pomógł nam.

- Ile czasu minie, zanim się tu wprowadzi? - pytam z kamiennym wyrazem twarzy, a twarze moich rodziców rozjaśniły się na moją zgodę.
- Wydaje mi się, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki, prawdopodobnie za kilka tygodnia. - mama odzywa się podekscytowana, na co obdarowuję ją sztucznym uśmiechem.
- I obiecujecie, że jeśli będzie sprawiał problemy to wtedy-
- Wróci prosto do Anglii. - tata dokończył za mnie.
- Anglia? - pytam w zdziwieniu. - Skąd dokładnie?
- Cheshire. - mama odpowiada z uśmiechem.
- To przecież dobre trzy godziny jazdy, o mój Boże-
- Nie wzywaj Pana Boga swego na daremno. - mama szybko rzuca, lekko podskakuję na jej ostry ton.
- Przepraszam, nie pomyślałam. - mamroczę do siebie, marszcząc brwi.
- W porządku, skarbie. Po prostu zjedzmy obiad zanim wystygnie. - uśmiechnęła się do mnie, jakby nigdy nic się nie stało.
- Czekajcie, pamiętajmy o modlitwie. - przypomina tata, i prawie po raz drugi dziś wzywam imię Pana Boga na daremno, ale w ostatnim momencie powstrzymuję się.

Cała nasza trójka składa ręce, w pomieszczeniu zapada cisza, nikt się nie odzywa.

- Harley, chciałabyś odmówić modlitwę? - ojciec pyta cicho. Biorę wdech przed rozpoczęciem.
- Dziękuję Ojcze nasz Niebieski za to jedzenie ... - i zamarłam, rozpaczliwie próbuję wymyślić więcej rzeczy, które mogłabym powiedzieć. - Aby mogło zapewnić nam ono pożywienie dla naszego ciała i abyśmy zawsze mogli się nim dzielić, Amen.

Wkrótce potem zaczynamy naszą drogę z miskami z makaronem w okół stołu, ale coś ciągle siedzi w mojej głowie. Po prostu czuję się bardzo zdezorientowana faktem, iż ten chłopak będzie u nas mieszkał przez sześć miesięcy. Muszę więcej się o nim dowiedzieć. Przecież nawet nie wiem, jak się nazywa.

- Jak on się nazywa, mamo? - pytam cicho. - Chłopak, który z nami zamieszka?

Patrzy na mnie bez wyrazu, jakby zupełnie zapomniała. Ale jej oczy szybko rozbłyskają, kiedy przypomina sobie odpowiedź.

- Harry... Tak myślę... - mruknęła. - Harry Styles.


*Foster Care Associates
________________________________________________


No, to pierwszy rozdział za nami. :) 
Pewnie Harry narobi niezłego zamieszania w domu Harley. :D 
Jak myślicie? 

niedziela, 15 lutego 2015

Prolog

Harry POV

Moja głowa nierówno pulsuje, kiedy czuję dwie dłonie chwytające mnie za szerokie ramiona, rzucając moje ciało na miękki, delikatny materac. Ostatnia noc była kompletnie zamazana, ale kurwa, założę się, że świetnie się bawiłem.

Uśmiecham się lekko w moją puszystą poduszkę z wciąż zamkniętymi oczami, kiedy czuję świeży zapach cytrynowego proszku do prania. Tata częściej musi prać w tym moje poduszki, pachną wspaniale, szczególnie teraz, kiedy mam tego cholernego kaca. Nie mam pojęcia, co brałem zeszłej nocy, że jestem w takim stanie, ale było warto. Jedyną jeszcze lepszą rzeczą mogłoby być to, gdyby koło mnie leżała jakaś gorąca laska.

Wyciągnąłem ramię w bok z nadzieją, że popieszczę się z jakąś dziwką, którą spotkałem zeszłej nocy i była na tyle głupia, aby pójść się ze mną pieprzyć. Ale... nic. Cholera, chyba nie miałem tyle szczęścia ostatniej nocy. To był zdecydowanie pierwszy raz, musiał być ktoś, kto zabronił mi wyciągać mojego kutasa, bo zawsze się z kimś pieprzę na imprezach. Szczególnie, kiedy odbywają się one w moim domu - czekaj, kurwa. Muszę posprzątać, zanim moi rodzice wrócą do domu.

Mocno zaciskam oczy po chwili szybko je otwierając i zaraz tego żałuję, kiedy zauważam, że nie jestem u siebie w pokoju. Jasna cholera, gdzie ja jestem? Muszę przymrużyć oczy przez otaczające mnie perłowe ściany. Jęczę, zmuszając się do wstania z łóżka do ledwo siedzącej pozycji, delikatnie przecieram zmęczone oczy przed ponownym otworzeniem ich. Jestem zbyt przerażony, aby zobaczyć, gdzie jestem.

I wtedy, kurwa, wiedziałem, że nie powinienem otwierać oczu, jak tylko zobaczyłem mojego ojca siedzącego na fotelu. Otwieram usta w zdziwieniu, przeklinam siebie za pozwolenie moim kumplom do doprowadzenia mnie do takiego stanu. Kiedy wrócę do domu, zabiję ich, ja pierdole. Ale najpierw muszę się jakoś wytłumaczyć.

- T-tato, cześć! - mówię, jak gdyby nigdy nic się nie stało i wciąż mam tą nierealną teorię o byciu idealnym synem. Ale u niego nie miałem na to najmniejszych szans.
- Będziesz zgadywać, gdzie jesteśmy? - mówi stanowczo, grymas zawiedzenia stworzył się na jego twarzy na moje nerwowe wzruszenie ramionami. Rozglądam się wokół pomieszczenia, zauważając metalowy stolik nocny i balustrady z tworzywa sztucznego wzdłuż łóżka, na którym jest mi całkiem wygodnie. Cholera.
- Uh, czy ja jestem w... uh-
- Jesteśmy w szpitalu, Harry! - warczy ojciec i wzdycha z rozczarowaniem, krzyżując ręce na piersi. Znieruchomiałem, nie wiem, co zrobić z tą informacją. Świetnie, musiałem być nieźle wstawiony ostatniej nocy.
- Zostałeś pobity przez jakiś gości. - podnosi głos przez kłębiące się w nim emocje i nie bardzo rozumiem, dlaczego jest mną taki rozczarowany przez coś tak głupiego. Ja oczywiście niczego takiego nie pamiętam, więc myślę, że to naprawdę zabawne, iż zostałem znokautowany. Pewnie na to zasłużyłem. Zawsze zachowuję się jak dupek, kiedy jestem naćpany.
- Nic nadzwyczajnego. - uśmiecham się głupio, a jego grymas na twarzy robi się ostrzejszy, gwałtownie podnosi prawą dłoń i głośno uderza mnie w nogę.
- Oni są dilerami! - zaryczał, uderzając pięściami o nałokietniki fotela, na którym siedzi. - Przyprowadziłeś ich do mojego domu!
- Teraz już wiem, dlaczego mnie zlali. - śmieję się sam z siebie. Boże, zapomniałem o Marco i Stephanie. Wiszę im parę stówek, powiedziałem, żeby wpadli do mnie na imprezę, abym mógł im je oddać. Cóż, nie skończyło się to zbyt dobrze.
- Nie mogę uwierzyć, że w ludzkim ciele może znajdować się takie ohydztwo! - krzyczy ze złości, na co ani drgnę. Już wcześniej kilka razy złapał mnie z narkotykami. I zawsze było tak samo "Obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię", ale zawsze robiłem.
- Dobra, dobra. - wtrącam się, na co jego jasno-czerwona twarz łagodnieje. - Przestanę to robić. Zadowolony?
- Musisz być głupi jeśli sądzisz, że uwierzę w to twoje pieprzenie. - ostrzega mnie groźnym spojrzeniem. - Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile rzeczy ty i twoi koledzy zniszczyli ostatniej nocy-
- Och, błagam! - śmieję się szorstko. - Jesteśmy bogaci! Kogo to obchodzi?
- Mnie! Rozniesiesz naszą rodziną na strzępy, nie możemy więcej tego robić! - wrzeszczy i wzdycha, kiedy wywracam na niego oczami. Zawsze tak mówi, że muszę uporządkować swoje życie. I wierzcie mi, ma rację. Ale zabawa jest trochę lepsza.
- Dobra tato. Pójdę do collegu! - kłamię, zdając sobie sprawę, że zapomni o tym, kiedy wrócimy do domu.
- Jak miałbym wierzyć, że nie rzucisz szkoły, Harry? - pyta bez zainteresowania i odwraca głowę w bok kończąc.
- Wierz w co chcesz- - wydzieram się i siadam na łóżku, ramionami uderzając w ścianę. - Każdy może pójść do college, nawet ja. A ja jestem głupi.
- Nie, nie jesteś głupi. - twierdzi tata. - Tylko robisz głupie rzeczy.
- Wiem, tato. - mówię zmęczony, wzruszając ramionami. - Przepraszam.
- Po prostu cala rodzina się o ciebie martwi. Wydajesz wszystkie pieniądze na narkotyki, skąd ty je w ogóle masz? - pyta zmartwiony, to zdecydowanie było coś, w co nie chciałbym się zagłębiać. O boże. Gdyby dowiedział się, skąd mam tyle kasy, mógłby się mnie wyrzec. A ja kocham mojego ojca, naprawdę.
- To nie twój interes. - prycham na niego, na co kręci głową i wpatruje się w podłogę.
- Okradasz mnie, prawda? - podnosi się, a ja otwieram buzię ze zdziwienia. Co do kurwy? Oskarża mnie o coś takiego? Poważnie?
- Boże, tato! - wydzieram się. - Oczywiście, że nie!
- Po prostu musiałem się upewnić. - mówi ostrożnie, starając się uspokoić i tylko wzrusza na mnie ramionami. Jakby to nic nie znaczyło. - Ale musisz mi powiedzieć, skąd bierzesz te pieniądze.
- Tato, nie mogę ci powiedzieć. - jęczę na jego ciekawość i wywracam oczami. Oczywiście, że nie mogłem powiedzieć ojcu, skąd biorę tą kasę.
- Jesteś dilerem? - szepcze do mnie w rozczarowaniu. I nie jestem pewien, czy powinienem powiedzieć tak czy nie. To znaczy, sprzedawałem je w małych ilościach, kiedy byłem zdesperowany, aby zdobyć jakąś kasę. Ale nie robiłem tego do lat.
- Nie. - mówię, patrząc surowo prosto przed siebie. Mogę usłyszeć, jak wypuszcza głęboki oddech i delikatnie potrząsa głową.
- Więc powiedz mi, skąd bierzesz te pieniądze! - ryczy, wreszcie wstając na nogi w złości. Zaczyna robić się czerwony, a w jego oczach pojawia się szał.
- Nie powiem ci! - odkrzykuję, przez co wygląda, jakby miał zaraz wybuchnąć, jego zajadłe oczy zaczęły robić się ciemniejsze.
- Jesteś rozczarowaniem dla naszej ro- - nagle zamilkł, sprawiając, że moje oczy łagodnieją na zrobioną przez niego przerwę. Wpatruję się w niego przez chwilę, zastanawiając, dlaczego nie kontynuował tej robiącej się, jak on to mówi, awantury. Zamiast tego zaczyna mocno dyszeć i szybko podnosi dłoń do swojej klatki piersiowej. Po chwili zauważam jego dziwne zachowanie, zdziwienie pojawia się na mojej twarzy.
- Tato...? - pytam zmartwiony, ale on po prostu stoi i podtrzymuje się krzesła, a na jego twarzy widoczny jest ból. Sekundę później zaczyna się chybotać i upada na podłogę z wielkim hukiem.
- Tato! - krzyczę, szybko wyskakując z mojego szpitalnego łóżka i podbiegam do jego słabego ciała leżącego na podłodze.

Klękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:
- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.
- Jestem chłopakiem na telefon!

__________________________________________________

A więc to jest prolog opowiadania, haha.

Następny rozdział będzie już z punktu widzenia dziewczyny, 
więc nie będzie on kontynuacją prologu, jakby co. :)

Proszę o wasze opinie na temat opowiadania w komentarzach. :)