piątek, 28 sierpnia 2015

Chapter 28.

Moje serce uderza o żebra niczym pinball. Mała, niepewna dłoń słabo leży w kroku jego czarnych jeansów, sprawiając, że wcześniej zaciśnięte usta Harry'ego, teraz formują się w figlarny uśmiech. Moje pulchne policzki szybko robią się czerwone, gdy nerwowo patrzę w szmaragdowe oczy Harry'ego wpatrzone w moje szeroko otwarte.

- Nie denerwuj się. - wyszeptuje przed delikatnym przygryzieniem dolnej wargi. Jego prawa dłoń powoli zbliża się do mojej i mocno spycha ją w dół, powołując większe tarcie pomiędzy moją małą dłonią, a jego twardniejącym członkiem. Pochyla się do przodu, wyginając plecy w łuk, aby zbliżyć się do mnie, jego wolna dłoń muska mój podbródek i przysuwa w jego stronę. Czubki naszych nosów stykają się ze sobą, ale usta pozostają samotne, kiedy utrzymuje nas nieruchomo, moje wnętrze ciągle robi koziołki na uczucie każdej najdrobniejszej części jego aury.

Nie mogę tego schrzanić.

Przez moją niepewność jego wygłodniałe usta natychmiast dotykają moich, pożądliwie dzielimy nasze ciche, ale gorące pocałunki podczas, gdy ten celowo przechyla głowę na bok, aby umożliwić sobie lepszy dostęp. - Jesteś taka delikatna, taka krucha.

Jego dłoń łapie moją i przenosi delikatnie do zamka jego jeansów. Stopniowo zaczyna odsłaniać siebie przede mną, moje słabe serce wali jak szalone ze zdenerwowania. Odsuwam rękę, kiedy unosi się, aby zdjąć spodnie, opuszcza je wystarczająco nisko, aby odsłonić jego bardzo duże wybrzuszenie w szarych bokserkach od Calvin'a Klein'a. Czuję intensywny ucisk w żołądku, więc sztywno wciągam i wypuszczam powietrze, chcąc uspokoić się chociaż trochę, moja niezdecydowana dłoń pragnie znaleźć drogę powrotną do członka Harry'ego, ale nie mam tyle odwagi, aby to zrobić.

- Poczuj, jak robię się dla ciebie twardy. - powoli jęczy, a potem przyciąga koniuszki moich palców, aby potarły jego duże wybrzuszenie pod bielizną. Przełykam ślinę, masując go lekko, jego ręka mocniej przyciska moją do niego. Wypuszcza ciche jęknięcie, co sprawia, że rozszerzam oczy i wzdrygam z przerażenia, natychmiast wycofując. To było... To najbardziej atrakcyjny odgłos, jaki kiedykolwiek wydał.
Oblizuje dolną wargę przed ostrym wciągnięciem powietrza. - To ty sprawiasz, że tak reaguję.
Z wahaniem marszczę brwi przed złagodnieniem mojego spojrzenia. - J-ja?

Nic więcej nie mówi, pozostaje nieruchomo, kiedy jego oczy intensywnie wpatrują się w moje zanim zaczyna powoli obniżać swój wzrok. Sceptycznie podążam za nim, a wtedy opuszcza głowę; patrzy na swoją wypukłość. Jest twardy jak skała.

- Spraw, abym znowu jęknął, Harley. - wydyma swoje gorące, różowe usta.
Zamieram, moje ramiona napinają się i wzruszam nimi nieudolnie. - Ja... Ja schrzanię to.

Przez chwilę piorunuje mnie wzrokiem, ale szybko ukrywa je pod determinacją, wygodnie siada i opiera się o wezgłowie łóżka. Kładzie dłoń na sobie, by po chwili mogła wejść pod jego bokserki.

- Chcesz zobaczyć, jak się dotykam? - wyszeptuje uwodzicielsko.
Jestem w takim szoku, że zaczynam się cała trząść, jednak przełykam ślinę i kiwam głową. Dlaczego chcę tego tak bardzo? - T-tak.

Na jego ustach widać mały uśmieszek, kiedy dotyka samego siebie wprost przede mną, ale widok jego jest ukryty pod bokserkami. Czuję w sobie krzyk rozpaczy, który potwornie błaga, aby je zdjął.

- Chcesz wiedzieć, co sobie teraz robię? - mówi zanim jego język muska jego zęby.

Siadam na kolanach, kładę na nich dłonie i przyglądam się z podziwem. Ciekawość wypełnia mój umysł, mam wrażenie, jakbym okazywała niecierpliwość. Odpowiadam na jego pytanie szybkim skinieniem głowy.

- Właśnie teraz, moje palce owinięte są wokół mojego kutasa. I poruszam ręką w górę i w dół. Podoba ci się widok mnie dotykającego samego siebie przy tobie? - zaciska swoje usta, powoli mówiąc.

Mój palec wskazujący i kciuk masuje moją dolną wargę, gdy niewinnie kiwam i oczyszczam gardło.

- Tak. - wyszeptuję. Wygląda tak cholernie dobrze.
Wyciąga dłoń ze swoich bokserek, pochyla się do przodu i przykłada ją pod moje usta. - Napluj na moją dłoń.
- Co? - panikuję, odpychając jego rękę.
- Napluj na moją rękę, Harley. To będzie znacznie lepsze uczucie, jeśli mój kutas będzie tym pokryty. - jęczy niemal w złości, przykładając rękę jeszcze bliżej mojej twarzy.

Wzdycham niekomfortowo i kręcę się, starając wyprodukować tak dużo śliny, jak tylko mi się uda przed żałosnym wypluciem jej na jego dłoń.  Na mojej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia, gdy wycieram mój podbródek, na którym zostało trochę śliny.

- Kurwa. - jęczy podczas dotykania siebie po raz drugi, tym razem jego ręka porusza się szybciej.

Przyglądam mu się z ciekawością i podziwem, przechylam głowę na bok, moje piwne oczy nasilają się, kiedy kręci biodrami, synchronizując się z prędkością, w jakiej się dotyka. Ja... ja chcę to przejąć.

Nie pytam, czy mogę go dotknąć, po prostu delikatnie masuję jego nagie udo i podenerwowana czekam na jego reakcję. Zauważa to i zatrzymuje się. Marszczy brwi i otwiera usta, aby wypuścić ciche westchnięcie. Doskonale wie, jakie są moje intencje, kiedy zaczynam powoli sunąć koniuszkami palców wyżej i wyżej.

Nie lekceważy tego, natychmiast łapie moją dłoń i wkłada w swoje bokserki. Wypuszczam drżące sapnięcie, moje oczy są tak ogromne, że mogłyby wyskoczyć. Wolna ręka Harry'ego masuje dolną część moich pleców, aby mnie uspokoić, podczas gdy ja czuję jego ogromnego członka i stopniowo zaczynam ponownie oddychać.

Harry kieruje moją dłonią, owiją ją wokół jego bardzo mokrego penisa przed odchyleniem głowy w tył z przyjemności. Leży na plecach, obie nasze dłonie znajdują się w jego bokserkach, pokazuje mi dokładnie, co mam robić. - Kurwa, spokojnie, spokojnie- właśnie tak. Boże, jest mi tak dobrze.
Jego oczy są ciasno zamknięte, a wyraźnie zarysowana szczęka napięta podczas cichego pojękiwania do siebie. Po chwili przenosi obie ręce za głowę, a na jego ustach widnieje rozkoszny uśmiech. - Świetnie sobie radzisz.

Robię tak, jak mi pokazał- powoli sunę dłonią w górę i w dół po całej jego długości, jego pełne usta otwierają się za każdym razem, kiedy nieznacznie go ściskam. To takie gorące, to tak cholernie... kurewsko gorące.

To wspaniałe uczucie posiadać taki rodzaj władzy nad nim, widok jego niejako bezbronnego, kiedy jest pod moim uściskiem, jęczącym moje imię. Obcy jest dla mnie widok jego takiego, ale naprawdę podoba mi się to.

- Szybciej. - rozkazuje. Szybko odpowiadam poprzez wzrost szybkości moich działań. Harry irytująco szarpie za swoje włosy i przygryza wargi na mocno, że prawie je kaleczy.
- Chcę dać ci klapsa. - dyszy. - Chcę przełożyć cię przez kolano i klepać twój tyłek tak mocno, aż zrobi się czerwony.
- Nie zrobisz nic z tego. Słyszysz? - instruuję, moja siła rośnie, kiedy masuję go mocniej.
- Dochodzę. - jęczy. Nie mam pojęcia, co to właściwie oznacza.

Sekundy później zaciska pięści na pościeli i stara się jęknąć jak najciszej, ale z jego ust wychodzi raczej męski krzyk. Czuję gorące tryśnięcia cieczy uderzające o moją dłoń niczym deszcz i ze strachu odrywam ją od niego.

- Nie przestawaj! - krzyczy ze złością i frustracją.

Panikuję przed ponownym zanurzeniem swojej dłoni, aby to skończyć pocieram go mocniej, czując co raz więcej cieczy cieknącej po moich palcach. Tak szybko jak kończę, Harry odpręża się, a ja skołowana wyciągam rękę. On... miał na mnie wytrysk.

W końcu siada i przygląda mi się z ciekawością, patrzy też na moje palce pokryte jego własną substancją. - Chcesz spróbować?
Patrzę na niego, jak na wariata. - Spróbować tego?
- Wszystkie dziewczyny to robią. - automatycznie wzrusza ramionami.
Niepewnie wydymam wargi. - Jaki to ma smak?
- Osobiście, nie wiem. - lekko chichocze. - Ale zawsze mówię, że mój smakuje jak kiwi.
- Kiwi?
Uśmiecha się i unosi koniuszek palca do mojej dłoni, a potem moczy go w swojej cieszy, biorąc małą kroplę na palec wskazujący. Przykłada go centymetry od moich ust i pożądliwie na mnie patrzy. - Spróbuj, dla samej siebie.

Przyciska swój palec do moich ust, a kiedy go odsuwa, cienki 'sznureczek' rozciąga się od moich ust do jego palca. Oblizuję dolną wargę, aby tego spróbować, co wywołuje u mnie zdziwienie. Naprawdę smakuje jak kiwi.

- I jak?
- Jest w porządku.

Idę umyć ręce i tak szybko, jak to możliwe wracam na obiecany film. Oboje leżymy wygodnie blisko siebie, kiedy ten włącza film Szeregowiec Ryan. Oglądamy go przez jakieś pięć minut, dopóki Harry nie zaczyna źle się czuć i włącza coś innego. Jest to film o wampirach pod tytułem Straceni Chłopcy. Nie za bardzo interesuję się horrorami, ale to naprawdę świetny film. Jest znacznie bardziej ekscytujący, niż romanse, które stale sama oglądam.

Harry w połowie filmu zaczyna delikatnie masować moje udo, ale odpycham go. - Przestań, oglądam to.

Próbuje znowu pół godziny później, ale mówię mu to samo i wtedy przestaje. Raz weszła moja mama, żeby nas sprawdzić, uśmiech pojawił się na jej twarzy na myśl tworzącej się między nami 'więzi'. Gdyby tylko wiedziała.

Po tym, jak film się kończy, idę prosto do mojego pokoju. Siadam na krawędzi łóżka i przeglądam telefon, widząc brak połączeń i wiadomości. Właściwie to nigdy nie mam żadnych powiadomień.

- Harley. - jęczy głos Harry'ego. Zmieszana patrzę w górę i zauważam go, stojącego cicho w moich drzwiach.
- Harry?
Robi krok w moim kierunku, jego szmaragdowe oczy ciemnieją. - Kiedy w końcu będę mógł zacząć cię dotykać?
- J-ja nie wiem.
- Byłaś taka złośliwa przez ostatnie kilka tygodni. - mruczy zadowolony, ale mimo to zniecierpliwiony.
- Nie byłam. Po prostu nie dałam ci tego, czego chciałeś. To nie jest ani trochę złośliwe. - poprawiam.

Muszę pamiętać, jak wielką władzę teraz nad nim posiadam. Fizycznie, on jest silniejszy. Ale seksualnie, zdecydowanie mam nad nim przewagę.

Jeśli będę to ciągnąć jeszcze dłużej, on oszaleje.

- Chcę zrobić ci dobrze. Dlaczego nie pozwolisz mi na to? - mówi szorstko.
- Musisz po prostu poczekać. - mamroczę prosto.
- Mam dość mojego czekania. - surowo szepcze.
- Oczywiście, że nie masz, ponieważ ja wciąż jestem ubrana, a ty wciąż błagasz. - uśmiecham się z wyższością. Chociaż ten jeden raz w moim życiu, powiedziałam coś, z czego jestem dumna.
- Chcesz, abym błagał? - unosi brwi. - Bo będę błagał.
- Zaczynasz świrować.
Schodzi na kolana, kompletnie pokonany. - Harley, błagam cię.

Nie odpowiadam.

Podchodzi bliżej i bliżej, tak blisko, że kładzie dłonie na moich nogach i rozdziela je. - Potrzebuję cię, Harley. Chcę wiedzieć, jak smakujesz.

Dlaczego widok pokonanego Harry'ego, w pewnym sensie jako żebraka, jest taki satysfakcjonujący?

Składa pocałunki na moich udach, posuwając się co raz bliżej mojego centrum, jest sekundy od szarpnięcia za moje szorty.

- Harry, czuję się przez ciebie skrępowana. - szarpię za jego włosy i odpycham go.
Upada na tyłek i patrzy na mnie nieudolnie. - Harley?
- Możesz wyjść, proszę? Jesteś taki zdesperowany, to sprawia, że czuję się niezręcznie. - mówię szczerze, bez okrutnych intencji.

Śmiało mogę powiedzieć, że wstydzi się za siebie, sądząc po tym, jak przeklął pod nosem i natychmiast zostawił mnie samą, oczywiście pełną żalu.

Mogę się do tego przyzwyczaić.

____________________________________________________

Kochane, bardzo się cieszę, że tak bardzo podoba Wam się ta opowieść i dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy bohaterów, naprawdę! Jednak, proszę, nie oszukujcie, da się zauważyć, jeśli jedna i ta sama osoba pisze 6-7 komentarzy, aby dobić do wymaganej przeze mnie minimalnej liczby komentarzy pod rozdziałem. Przetłumaczenie go też zajmuje trochę czasu, jeden dzień to naprawdę za mało, szczególnie, kiedy rozdział jest dłuższy. Wierze lub nie, ale nie siedzę całymi dniami przy laptopie i nie tłumaczę. :) Proszę, zrozumcie mnie i nie denerwujcie się, jeśli rozdział nie pojawi się zaraz po osiągnięciu wymaganej liczby komentarzy, staram się robić to tak dobrze, jak potrafię, a to wymaga trochę czasu. :) 

Jeśli ktoś to w ogóle przeczyta - dziękuję z całego serca. :) :*


minimum 17 komentarzy = nowy rozdział. :)

wtorek, 25 sierpnia 2015

Chapter 27.


UWAGA! Rozdział może wywoływać niewłaściwy odzew dla osób, które zmagają się z samookaleczaniem, np. drapanie czy uderzanie głową o ścianę. Harley nie tnie swoich nadgarstków, jednak to wciąż jakaś forma samookaleczenia, więc jeśli nie czujesz się komfortowo, proszę, omiń tą część.

_______________________________


To normalna sobotnia noc, kiedy utrzymuję swoją mocno zagłębioną w wannie wątłą sylwetkę, lekko ciepła woda robi się zimna, gdy ostre końce paznokci drapią tył moich nóg. Zamykam oczy i osuwam się, zanurzając twarz w wodzie, moje usta i nos są pod nią, wstrzymuję mój twardy oddech.

Przebacz mi moje grzechy. - mówię w myśli. - Proszę.

Zamiarem Harry'ego jest wycieńczenie mnie duchowo i jest tak wiele rzeczy, dzięki którym mógłby zniekształcić mój umysł. Codziennie modlę się o przebaczenie i obiecuję sobie oraz Bogu, że to się nigdy więcej nie wydarzy. On w każdej chwili może stawić się przed kimkolwiek, nawet przed Harry'm.

Muszę się ukarać.

Sprzeciwiłam się czwartemu przykazaniu, a zatem sprzeciwiłam się Bogu. Jezus umarł za moje grzechy, a mimo to, ja nadal tego nie doceniam. Proszenie o wybaczenie nie jest wystarczające, muszę zadać sobie ból, aby docenić mojego Ojca i moje złe poczynania.

Niechlujnie drapię moją skórę i nie przestaję, nawet, gdy krew zaczyna mieszać się z wodą. Moje łzy również zderzają się z nią, tworząc wannę pełną smutku i żalu. Moje oczy natychmiast rozszerzają się na widok ilości krwi zalewającej wannę, więc przyjmuję na siebie podniesienie się w poszukaniu ręcznika.

I w momencie, w którym już mam wychodzić, wybucha ostre pukanie do drzwi. - Harley, wciąż tam jesteś?
Panikuję, natychmiast ponownie zatapiając się w wannie. - T-tak.
Wkrótce słyszę wyczerpany jęk Harry'ego. - Jak długo zamierzasz tam jeszcze siedzieć?
Pozostaję cicho i ogarniam wzrokiem otoczenie, w którym się znajduję- widzę krew wypełniającą wannę. To wygląda, jak kadr wyjęty ze Szczęk. - Chwilę.
- To zasuń zasłonę prysznicową, wchodzę. - zaleca, sprawiając, że nerwowo szarpię za plastikową powłokę.

Chwilę później wchodzi, kurtyna jest nieco prześwitująca, więc mogę dostrzec sylwetkę wysokiego ciała Harry'ego. Obejmuję się, aby zakryć moją klatkę piersiową, podczas, gdy on stoi przy zlewie, mój widok jest zbyt rozmyty, aby dostrzec, co robi. 

- Co robisz? - pytam bezmyślnie cichym tonem, moje oczy są skierowane w dół.
- Poparzyłem się. - narzeka. - Papierosem.
- Co?! - wydaję stłumiony, zdenerwowany okrzyk. - Jeśli moi rodzice dowiedzą się, że paliłeś-
- Spokojnie. - wzdycha zmęczony. - Myślę, że są na dole. A poza tym- mam dwadzieścia lat. Nie będzie ich to obchodzić.
- Będzie ich to obchodzić, jeśli sprawisz, że w domu będzie pachnieć dymem. - cicho mamroczę do siebie. Zacieśniam uścisk wokół mojego ciała, kiedy podnoszę wzrok na kurtynę, przez którą mogę dostrzec jego wysoką posturę, wiszącą nad zlewem.
- Nie widzisz mnie, prawda? - pytam.
Jestem pewna, że jego głowa odwraca się na moje pytanie. - Uh, wyglądasz jak rozmyta plama. Nie martw się, nie widzę twojej kobiecości.
- To obrzydliwe.
- Staram się dosłownie ze wszystkich sił wymyślić jak najmniej niestosowne słowo, aby nazwać twoją... Jakkolwiek chcesz, żeby ją nazywać. - śmieje się z samego siebie, kiedy zimna woda wciąż leci z kranu.
- Nie nazywaj jej. - mówię ostro.
- Byłem w niej, Harley.
- Znowu robisz się Harleyseksualny. Przestań.
- Minęło wiele czasu, odkąd cokolwiek robiliśmy. Właściwie to zrobiliśmy coś tylko raz. To dla mnie trudne. Wiem, że zgodziliśmy się na brak seksu, ale to jest śmieszne. - jęczy prawie ze złością, a ja nerwowo wyciągam kurek z wanny. O rany, może powinnam po prostu wyjść.
- Potrzebuję czasu.
- Wiesz, że nie jestem typem faceta, który zrobi cię w chuja, Harley. Nie znieważę twoich granic. Ale, kurwa- nie zamierzam też czekać tak długi czas. Czy ty tego w ogóle chcesz? - prycha.
Niewinnie obniżam twarz do moich kolan, biorąc głęboki wdech. - Tak.
- Nie czuję, aby tak było.
- Mam wrażenie, że bycie z tobą w intymnych kontaktach mogłoby pomóc w naszych problemach. - mówię szczerze. Potrzebuję dużo więcej pewności siebie i wiem, że on mógłby mi ją dać.
- Uważasz, że seks rozwiąże nasze problemy? - spluwa.
Kiwam, mimo, że on prawdopodobnie nie może tego zobaczyć. - Zdecydowanie.
- Harley, ja... Nie, to nie prawda. Seks sprawia, że zapominasz o swoich problemach, to znaczy, pewnie, to może się udać. Ale dlaczego ktoś miałby upadlać samego siebie, używając własnego ciała, aby usprawiedliwiać sprawy między tobą, a mną? Boże, Harley- nie myśl tak. I jeśli ktokolwiek będzie próbował lecieć z tobą w chuja, a potem będzie chciał uprawiać seks, żeby to zrekompensować- jest manipulującym dupkiem i nie powinnaś z nim nigdy rozmawiać. Przyznaję, seks jest świetny- ale nie na tyle leczniczy, żeby próbować... nie wiem, rozwiązywać wszystkie problemy na świecie. - w końcu bierze oddech.
Od razu zakręca kran, zostawiając naszą dwójkę w ciszy, kiedy ja odchrząkam w przygnębiający sposób. Gdyby tylko wiedział, jakie naprawdę mam problemy. - Nie dopuszczasz mnie do siebie emocjonalnie, więc co pozostaje do zrobienia?
- Nie mamy problemów. - mamrocze. - Ja mam problemy, ty masz problemy, ale... razem, jest dobrze. Nie mogę ci pomóc z twoimi problemami, a ty nie możesz mi pomóc z moimi-
- Mogę spróbować.
- Już to zrobiłaś, i nie udało się. Moja rodzina nie oddzwoniła od czasu, kiedy mówiłaś mi, co mam mówić. I kiedy zabrałem cię z imprezę, zamiast pomóc ci zdobyć przyjaciół, jedyne, co zrobiłem to palcówka do snu. - mówi niezręcznie.
- Nie otworzyłeś się na mnie i nie pozwoliłeś mi otworzyć się na ciebie.
- Uwierzyłabyś mi, gdybym ci powiedział, że bałem się? - wyszeptuje ze wstydu. - To znaczy, gdybyś wiedziała te wszystkie rzeczy o mnie i... ja wiedziałbym o tobie. Nie mogę być odpowiedzialny za ciebie zarówno psychicznie jak i fizycznie. Wystarczająco ciężkie jest ciągłe obserwowanie cię, kiedy przechodzisz przez ulicę na wszelki wypadek, gdybyś nie zauważyła jadącego samochodu albo, nie wiem, łapanie cię za każdym razem, kiedy się potykasz. Mój mózg nie potrafi zarejestrować tego wszystkiego na raz.
- Czy to oznacza, że nikt nigdy nie będzie?
- Szczerze? Nie wiem. Musisz przestać być zależna od innych ludzi i sama rozwiązywać niektóre problemy.
- Ale nie wiem, jak-
- W takim razie miej różnych ludzi, aby pomagali ci w rozwiązywaniu różnych problemów. Nie polegaj na jednej osobie, która wszystko rozwiąże, nikt tego nie potrafi. - jęczy zirytowany i niespodziewanie robi krok w stronę kurtyny.
* edgy look, ciężko to przetłumaczyć,
ale Harry wyglądałby mniej więcej tak. :p
Na moich ustach widnieje mały uśmiech na swoją myśl. - Pewnego dnia, znajdę kogoś.
Harry wydaje najbardziej niespokojne, kapryśne westchnienie, jakie kiedykolwiek słyszałam. Klęka i na czworaka idzie do wanny. Jego czoło przyciśnięte jest do kurtyny w porażce. - Jesteś zdecydowanie zbyt zależna. Nie potrzebujesz nikogo innego, prócz siebie.
- Ale zobacz dokąd ciebie to doprowadziło. Wykoleiłeś się. Jesteś zdecydowanie zbyt niezależny. - unoszę brwi.
Jestem pewna, że na te słowa wyciąga papierosa i wkłada go między usta. - To daje mi ten świetny agresywny wygląd*, nieprawdaż? Jestem taki niezależny, nie mam nikogo, kto mi powie, że mam nie palić. - uśmiecha się żartobliwie.
Podejrzliwie mrużę oczy i przyciskam moje czoło do zasłony, tak, jak on. - Nie pal.

Przechodzi do palenia na moich oczach i pociąga za koniec papierosa. Lekko kręcę głową, jakby w rozczarowaniu. Przyciska swoje zaciśnięte usta do materiału zasłony i wypuszcza toksyczny dym tuż przede mną tak, że teraz wije się on wokół mojej twarzy. Przygryzam wargę próbując ukryć, jak bardzo atrakcyjnie to tak naprawdę wyglądało, jednak wciąż wolę mój zestaw zdrowych płuc.

Ta rozmowa prowadzi donikąd. - Powiedzmy, że oboje się mylimy. Co z... Dobrze jest czasem robić pewne rzeczy samemu, ponieważ to pokazuje, że jesteśmy silni.
Harry poddaje się. - I przypuszczam, że może czasami zdrowo jest uzyskać pomoc, ale tylko jeśli mamy z czymś trudności.
- Jak na przykład... Twoi znajomi...
- Albo rodzina. - sugeruje. - Jeśli jakąś masz.
- I Bóg. - uśmiecham się nieśmiało.
Harry wywraca oczami i z uśmieszkiem natychmiast wstaje. - Jesteś niemożliwa.
I kiedy już ma wychodzić, wysuwam rękę zza kurtyny i łapię jego dłoń, czując jak ogarnia mnie uczucie rozluźnienia. - Wróć. Ja... Ja chcę, no wiesz, nie wiem, po prostu wróć. - odchrząka i z powrotem klęka, kurtyna wciąż jest między nami. - Dobrze, a teraz zamknij oczy.
- Dlaczego?
- Mam zamiar rozsunąć zasłonę.
- Dlaczego miałbym zamykać oczy? - dziwi się.
- Musisz Harry. - instruuję. - Ufam ci.
- Zgoda.

Zerkam przez cienki materiał i uśmiecham się, kiedy widzę, że jego oczy są zamknięte. Odsuwam zasłonę na bok i pochylam się w jego kierunku, moje mokre dłonie ujmują jego ostro zarysowaną szczękę. Pozostaję cicho, kiedy ten z ciekawością unosi brwi na mój dotyk, jednak szybko burzy ten moment przez kolejne zaciągnięcie się papierosem.

Przygryza wargę i przyciska swoje czoło do mojego przed wypuszczeniem dymu wprost do moich ust. Natychmiast zaczynam mocno kaszleć, powodując, że lekko chichocze, podczas, gdy ja drżę na intensywne drapanie w moim gardle.

- Im więcej się całujemy, tym mniej palę.

Uśmiecham się, chętnie akceptując jego propozycję. To nawet lepiej, że jego oczy są zamknięte, ponieważ teraz nie będzie zgrywał chojraka. Ponownie koniuszkami palców dotykam jego szczęki przed przyciśnięciem moich ust do jego.

Na początku jest delikatny, słodko muska moje usta, a dłońmi obejmuje moją małą, nagą talię. Zawstydzam się na naszą bliskość, jednak muszę pamiętać, że oczy Harry'ego muszą pozostać zamknięte. Czubek jego nosa zawsze tak brutalnie napiera na mój, a nasze oddechy są takie ciężkie. Wciąż trzyma papierosa między środkowym, a wskazującym palcem, kiedy jego dłonie suną niżej i niżej... suną po kształcie moich pośladków i wsuwają pod uda, i daje mi jeden ostatni pocałunek przez odsunięciem się. Jego oczy pozostają zamknięte, kiedy przenosi papierosa z powrotem do ust. I przyrzekam, nigdy w całym swoim życiu nic nie napawało mnie większym obrzydzeniem.

Moja odrażająca, szkarłatnoczerwona krew jest na całej jego dłoni, w której trzyma papierosa.

Odchyla głowę i znowu wypuszcza dym, szczęka mi opada, kiedy widzę, że krew przeniosła się z jego dłoni, również na usta. Rany. Nie. Dlaczego musiał trzymać mnie akurat za uda?

Przez ułamek sekundy chce otworzyć oczy, ale odrywam go od tego pomysłu, z powrotem całując. Mogłabym zrobić dosłownie wszystko, aby utrzymać jego oczy zamknięte.

- Nie otwieraj ich. - mówię ostro i odsuwam się. To okropne. Krew zniknęła z jego ust, co oznacza, że teraz musi być na moich.
- Fu. - jęczę do siebie, ścierając ten bałagan z twarzy. Harry wydaje się wykryć mój dyskomfort i umieszcza dłonie na własnej szczęce.
- Wszystko w porządku?

Podnoszę się i odpycham jego ręce, dobrze wiedząc, że krew została na jego dłoniach i teraz jest... bezkrwawy.

- Tak. - panikuję przejęta i znowu zaciągam kurtynę. - Teraz możesz już iść. Chcę wyjść.
Gwałtownie staje i wyrzuca papierosa do toalety. - Harley... Nic nie robię dziś wieczorem. Więc jeśli masz ochotę przyjść do mojego pokoju, możemy obejrzeć film czy coś...

O rany. Pierwszy raz, zaprasza mnie, abym spędziła ze nim czas? Gdyby moje serce właśnie nie spadło do moich jajników z wielkiego przerażenia, które teraz odczuwam, uśmiechnęłabym się.

W momencie, w którym opuszcza pomieszczenie, wychodzę i myję twarz. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, z nadzieją upewniam się, że na mojej skórze nie ma ani kropli krwi. Stoję w ciszy przed lustrem łazienkowym, trąc włosy ręcznikiem, aby je podsuszyć i do moich uszu dobiega odgłos cichych, spokojnych kropel spadających na podłogę. To musi być kran w wannie, ponieważ z kranu zlewie w ogóle nie kapie.

Zajmuje mi zdecydowanie za dużo czasu uświadomienie sobie, że ten kapiący odgłos to krew wypływająca z mojej nogi.

- Proszę. - panikuję. - Przestań.

Dlaczego wciąż krwawię? Jak mogę to zatrzymać? Rany, moi rodzice są sanitariuszami, powinnam to wiedzieć. Jestem pewna, że przytrzymywanie wilgotnego ręcznika pomoże, ale nie mogę sobie zupełnie nic przypomnieć.

Mogę znaleźć tylko flanel, więc moczę go w zimnej wodzie i przykładam do mojego uda. Sprzątam bałagan, który stworzyłam na podłodze i pędzę do mojego pokoju nago. Dlaczego jestem taka głupia? Zawsze drapię za mocno.

Kiedy skaleczenia przestają krwawić, nareszcie jestem w stanie zakleić je plastrem. Na nogi wkładam szorty od pidżamy, a na górę narzucam szarą bluzę z kapturem. Kończę założeniem skarpetek, a potem cicho wymykam się przez drzwi mojej sypialni i skradam się przez półpiętro. Pukam do drzwi Harry'ego i czekam cierpliwie na usłyszenie głosu Harry'ego, mówiącego, abym weszła.

- Cześć. - mamroczę cicho, mój ogromny kaptur zakrywa mi głowę.
Siada zdezorientowany na łóżku z laptopem na kolanach. - Dlaczego wyglądasz jak Kenny z South Park?
- Nie mam pojęcia, co to jest. - natychmiast siadam na łóżku obok niego i delikatnie gryzę sznurek z mojego wygodnego kaptura. Chwilę później przechodzi do pozycji leżącej i przypuszczam, że powinnam do niego dołączyć, biorąc pod uwagę, że ma laptopa. Oboje leżymy, nasze plecy opierają się o poduszki, kiedy Harry trzyma laptopa na naszym brzuchach.
- Nie sądzę, abyś widziała wcześniej ten film. - mruczy i natychmiast przechodzi do wyszukiwania.
- Co to jest?
Wpisuje nieznaną mi stronę, taką, której nigdy wcześniej nie widziałam. Jest jak YouTube, tylko z przodu jest Red.

I w tym momencie zauważam nagie kobiety.

- Powinnam była wiedzieć. - siadam i krzyżuję nogi i zakrywam oczy. - Z tobą nic nigdy nie jest normalne. Dlaczego nie możemy po prostu... stworzyć więzi?
- Nie zgadzam się. Raz zabrałem cię do McDonald's.
- To było o trzeciej nad ranem. Nigdy nie robimy niczego normalnego. - protestuję, wydymając usta w rozczarowaniu.
- Ja tylko chciałem, żebyś była bardziej doświadczona seksualnie-
- Jak to niby miałoby mnie uczynić bardziej doświadczoną seksualnie?! - marudzę.
Harry był cicho, ale po chwili wtedy unosi palec. - Mam na to odpowiedź. Kiedy chcesz się czegoś nauczyć, oglądasz filmy dokumentalne.
- Filmy dokumentalne?! Co, a narratorem jest pieprzony David Attenborough?
Harry cichnie na mój wybuch, ale co najważniejsze, na mój dobór słów. - Harley?
- Tak, Harry. Ja też czasami przeklnę.
Wkrótce z jego różowych warg wychodzi śmiech. - To do ciebie nie pasuje.
- Nie obchodzi mnie to.
- Więc, oglądasz ten film ze mną czy nie?
- Nie!
- Na miłość boską! - krzyczy.
- Przestań wzywać imienia Boga nadaremno!
Wkurzony przebiega wielką dłonią przez swoje miękkie, brązowe włosy. - Jedno video, Harley. Jedno video... A potem obejrzymy film. Chcę, abyś czuła się komfortowo sama ze sobą. Za bardzo boisz się używać swojego wibratora, więc jak inaczej, przypuszczasz, miałbym cię edukować?
Kładę się z powrotem, ale wciąż utrzymuję oczy z dala od ekranu. - Jestem po prostu zażenowana oglądaniem tego z tobą.
- A jeśli opuszczę pokój i obejrzysz to sama?
- To nawet gorzej.
- Tutaj nie ma się czego wstydzić. - zapewnia. - Jestem pewny, że dziewięćdziesiąt-dziewięć procent ludzi ogląda takie rzeczy.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Przełykam niepewnie ślinę i biorę głęboki wdech. - Ja... Ja... W porządku. Ale, mogę wybrać który?
- Wybierz jakiś przyzwoity.
Wzdrygam się i kręcę podczas przeglądania video, niektóre ze zdjęć są bardzo odważne, muszę przestać i odetchnąć. - Widziałam za dużo męskich części ciała... Nie wyglądają na łagodnych.
- Wybierz lesbijki.
- Znalazłam jeden. - uśmiecham się z sukcesem. Są to dwie dziewczyny siedzące na łóżku, aktorstwo jest koszmarne. Ich ekspresja jest przerażająca. - Nie potrafią grać-
- Sh.

Wywracam swoimi piwnymi oczami i krzyżuję ręce, oglądając, jak przez chwilę rozmawiają, aż jedna z nich zaczyna... całować tą drugą. Wybałuszam oczy i otwieram buzię, nie spodziewałam się, że to okaże się być czymś takim. Co u licha?

- Mogę usłyszeć krzyk twojego Boga z dużej odległości. - mówi żartobliwie.
- Ja... Ja nigdy wcześniej nie widziałam dwóch całujących się ludzi tej samej płci. - wyszeptuję.
- Jesteś przerażona? - mruczy. - Bo, no wiesz, to grzech.
Ignoruję jego pytanie, gapiąc się na dwie dziewczyny przez mniej więcej następną minutę. - One naprawdę się lubią.
- One biorą za to pieniądze, prawdopodobnie obie są hetero.
Wydymam usta rozczarowana. - Ale... Wyglądają, jakby czerpały z tego przyjemność. Mogę dostrzec chemię, kiedy się całują. Jesteś pewien, że są hetero?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, aby naprawdę były ze sobą w prawdziwym życiu.
- Ale one wyglądają razem tak dobrze. - mówię boleśnie. - To smutne. Szkoda, że udają.
- Szkoda, że to grzech. - kpi.
- Wszyscy grzeszymy. - szepczę. - To jest... Podoba mi się to.
- Podobają ci się lesbijki? - niemal jęczy, przygryzając dolną wargę. - To cholernie gorące. Zrobiłabyś to kiedyś?
Natychmiast kręcę głową. - Nie.

Uśmiecha się znacząco, kiedy powoli obniża swoją twarz do mojej i jego usta przyciskają się do mojej szyi.

- Powiedz mi, co ci się w tym podoba.
Skomlę z przyjemności, kontynuując oglądanie video. Obie są nagie... i obmacują się. - To przyjemne.
- Dlaczego to jest przyjemne? - szepcze.
- Sposób w jaki się całują... to takie... gorące?
Harry dotyka się przez spodnie, jednocześnie kontynuując całowanie mojej szyi. - Podoba ci się, kiedy się dotykają?
Czuję, jak dziwnie nawilżam się na jego ponętne słowa, a w odpowiedzi słabo kiwam głową. - Bardzo mi się to podoba.
Znowu jęknął, dotykając się jeszcze mocniej. - Harley?
Przełykam ślinę. - Tak?
- Dotkniesz mnie?

Zamyka laptopa i spycha go na bok, potem powoli łapie za moją sztywną dłoń, bez słowa przyciągając ją do swojego dużego krocza. Moje delikatne serce wali brutalnie, kiedy czuję go pod moim dotykiem, jego twardniejący penis jest niecierpliwy i gotowy.

- Proszę? - pyta słabo, i wtedy uświadamiam sobie, co naprawdę ma na myśli przez dotknięcie go.
Torturą byłoby sprawianie, aby czekał jeszcze dłużej. - Z-zgoda.

__________________________________________

Jesteście niesamowite! 
Z komentarzami idziecie jak burza, naprawdę, nie nadążam za Wami. :D 

Dziękuję Serca Moje! <3

17 komentarzy = rozdział 28!
Dacie radę? :>

niedziela, 16 sierpnia 2015

Chapter 26.

Siedzę w ciszy na mojej cotygodniowej wizycie ze szkolnym  psychologiem, który delikatnie gryzie koniec swojego długopisu, patrząc na mnie z ciekawością. Drżę pod jego intensywnym spojrzeniem i utrzymując głowę nisko, czekam na jego słowa.

- Wydajesz się czuć trochę lepiej od ostatniego razu. - zauważa, w efekcie czego natychmiast podnoszę głowę. - Przeszłaś niedawno jakiekolwiek zmiany, psychiczne?
Bez słowa kręcę głową, a on unosi jedną brew. - Jesteś pewna? Ponieważ jesteś dużo bardziej zrelaksowana, niż zazwyczaj. Cóż, nie powiedziałbym zrelaksowana- bardziej pod kontrolą. Jak gdybyś czuła się z tym dobrze.
- Czuję się tak samo. - mamroczę szczerze.
Przebiega palcami przez swoje czarne włosy i lekko poprawia okulary przed zapisaniem kilku zdań do swojego notatnika. - Jakkolwiek... - przerywa i odwraca kartkę na następną stronę. - Zauważyłem, że przestałaś obcinać paznokcie. Są trochę dłuższe, czyż nie?
Krzyżuję ręce, aby je schować. - Chyba tak.
 - Wydawało mi się, że obiecaliśmy sobie, że utrzymasz je krótkie? Pamiętasz, kiedy twoja mama i tata zadzwonili do mnie, ponieważ martwili się o ciebie?
Czuję irytację na tyle moich nóg. -  Nie drapałam się.
- Wyglądasz, jakbyś teraz chciała zacząć się drapać. - wyszeptuje zmartwiony, powodując u mnie uśmiech niepokoju na nagłą potrzebę przeciągnięcia paznokciami po mojej skórze.
- Jest dobrze. - odzywam się słabo.
Wyciąga gumkę recepturkę i niepewnie przesuwa ją w moją stronę, zmusza do wyciągnięcia ręki i zakłada ją na mój nadgarstek. - Za każdym razem, kiedy będziesz chciała się drapać- pociągnij za gumkę.
Pozostaję niezmienna, kiedy nieśmiało kiwam głową i ostrożnie staję na nogi. - Proszę, mogę już wyjść? Ja- ja mam zajęcia.
Beznadziejnie wzrusza ramionami. - Chciałbym porozmawiać dłużej-
- Naprawdę muszę iść na zajęcia. - kłamię, nawet nie mam lekcji. O rany, jestem w rozsypce.
Drżącymi nogami pokonuję drogę wzdłuż jego gabinetu do drzwi. - P-przepraszam.

Jestem wdzięczna, że mnie nie goni, może zrozumiał, że czułam się niekomfortowo- i wiedział, że potrzebuję czasu. Wielokrotnie pociągam za gumkę podczas przechodzenia korytarzami.

Dostrzegam dźwięcznie przechadzającą się korytarzem w swoich wysokich obcasach i ołówkowej spódnicy panią Valentine dźwigającą swoje książki. Natychmiast podchodzę do niej i oferuję jej pomocną dłoń. Po prostu muszę zająć się czymś, co sprawi, że moje złe myśli odejdą.

- Potrzebuje pani pomocy?
- Aw. - uśmiecha się z wdzięcznością i podaje mi trzy z jej książek. - Dziękuję kochanie, niosę je do mojego pokoju.
Chętnie zobowiązuję się do wykonanie jej prośby i niosę je bezpiecznie po schodach, aż do jej klasy. - Jak tam mama i tata? Wszystko u nich w porządku?
- Mają się dobrze. - wyszeptuję.

Ostrożnie kładę książki na biurku i zaczynam przyglądać się niezręcznie jej niezorientowaniu. Potrzebuję od kogoś pocieszenia.

Wiem, że to bardzo nie ma miejscu, ale owijam swoje ręce w okół niej, aby ją przytulić. Na początku jest zaskoczona, ale kiedy tylko słyszy mój szloch i łkanie, szybko oddaje mój uścisk. Utrzymuje swoje ramiona w okół mnie i klepie mnie po plecach. - Kochanie, co się dzieje?
- J-jestem zaniepokojona. - pociągam nosem i wydymam trzęsące się wargi.
- Wciągnij powietrze przez nos... - wciąga powietrze na swoje słowa, a następnie odprężająco wypuszcza je. - I wypuść przez usta.
- Wdycham przez nos, - powtarzam cicho. - wypuszczam przez usta.
- Dobrze. - zapewnia. - Dlaczego jesteś zaniepokojona? Co sprawia, że tak się czujesz?
- Wszystko. - płaczę. - Szkoła, ludzie, dom-
- Wiem, wiem. - uspokaja mnie. - Wszyscy przez to przechodziliśmy, kochanie. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała zostać po lekcjach, żeby ci pomóc, wiedz, że zostanę z tobą. Chciałabym móc sprawić, aby ludzie w szkole byli mili, ale to po prostu banda kretynów, prawda?
- O rany, - śmieję się nerwowo na jej przymiotnik. - Tak przypuszczam-
Niespodziewanie słyszymy szybkie pukanie do drzwi, powodując, że obie odwracamy się w ich stronę. Nagle wchodzi Harry, kłopotliwy wzrok przyklejony jest do jego twarzy. - Oh... Przyszedłem w niewłaściwym czasie?
Pani Valentine wygląda na jakby sfrustrowaną. - Nie mogę dzisiaj przeprowadzić z tobą sesji nadrabiającej. - Rozszerza na niego oczy, na co on robi to samo w uświadomieniu. - Harley nie czuje się najlepiej.
Trzęsę się ze wstydu, kiedy Harry robi krok do przodu i uspokajająco, delikatnie kładzie dłoń na mojej talii, co wydaje się być próbą uwolnienia mnie z objęć pani Valentine, aby zamknąć mnie w jego. - Co się stało tym razem? - pyta zmęczonym głosem.
Piorunuję ich wzrokiem i odsuwam się od obojga, doprowadzając się do ładu w końcu łapię oddech. - Po prostu miałam chwilę słabości. Chcę wrócić do domu.
- To dobry pomysł. - mówi łagodnie pani Valentine, a Harry niecierpliwie kiwa głową. - Harry, jesteś jej bratem, odprowadź ją do domu.
Sztywnieje w proteście, a jego szczęka wyostrza się, posyłając mi jedno, podłe spojrzenie. Ostatecznie jednak wywraca swoimi rozdrażnionymi oczami. - To godzina drogi, a ona chodzi dwa razy wolniej ode mnie.
Wznieca się we mnie odrobina wściekłości. - Dlaczego przykuwasz tak ogromną uwagę do moich wad?
- Ciężko nie zauważyć, jak wolno chodzisz, kiedy specjalnie dla ciebie muszę iść pięć razy wolniej, żebyś mogła za mną nadążyć. - dogryza, sprawiając, że gorączkowo wypuszczam powietrze jak oszalała.
- To twój problem! To ty wybrałeś, aby dla mnie zwolnić!-
- Musiałem dla ciebie zwolnić! Bo znając ciebie, zgubiłabyś się albo ktoś, by cię porwał! - mówi ostro, jego ciemne brwi marszczą się, kiedy szczęka pani Valentine opada.
- Wy dwoje kłócicie się jak stare małżeństwo! Przysięgam na Boga, nigdy nie widziałam czegoś takiego. - wzdycha zmęczona i szybko splata swoje szczupłe ręce.

Nie, nie pozwolę jej myśleć, że to, co teraz mamy to tylko wzajemna niechęć do siebie nawzajem. On jest wrzodem na tyłku, a ja jestem rozjemcą.

- On jest zbyt obrażalski!
- On właśnie powiedział, że zwalnia, kiedy idziesz, ponieważ martwi się, że się zgubisz. Troszczy się o ciebie. - próbuje mnie pouczyć, ale ja zamiast tego wydaję cichy, ironiczny chichot. Harry, naprawdę troskliwy? Nigdy.
Szybko się broni. - Nie chcę brać odpowiedzialności za jej zniknięcie.
- Widzi pani z kim ja muszę żyć? - pytam ją z grymasem niezadowolenia na twarzy i splatając ręce na piersi odsuwam się o krok od Harry'ego.
Ale on trąca moje ramię i staje obok mnie. - Odprowadzam cię do domu, pamiętasz?
Niepewnie zarzucam moją torbę na ramię przed zrobieniem nadąsanej miny. - Chyba tak.

Żegnam się z panią Valentine, a potem Harry z zakłopotaniem zamyka za nami drzwi. Idzie moim tempem, co sprawia, że uśmiecham się delikatnie, gdy ten prowadzi mnie do furtki i odprowadza do domu. Przez jakiś czas idziemy w ciszy, pochłaniając powietrze przed wypuszczeniem szybkiego sapnięcia.

- W każdym razie, dlaczego wracasz do domu? - mruczy.
- Zainteresowany? - pytam z nadzieją.
- Tylko ciekawy. - mówi oschle.
Zraniona opuszczam wzrok, a potem zatrzymuję się. - Mam sześć prac domowych, zostałam werbalnie zaatakowana przez satanistów, kiedy szłam korytarzem i w ogóle w szkole nie jest za dobrze. Potem psycholog szkolny chciał ze mną rozmawiać i zdenerwował mnie i zrobiłam się trochę emocjonalna.
- Czekaj- jesteś zastraszana przez satanistów? - Harry w zdradzający lekkie zdziwienie sposób mruczy z zakłopotaniem.
Potykam się, ale ręce Harry'ego łapią za moje ramiona, powstrzymując przed upadkiem. - Słuchają złej muzyki, farbują włosy na czarno i mówią, że mam się zabić. Mają złe symbole na swoich torbach i kurtkach.
- Harley, nie. - kręci głową i prowadzi nas na pustą ścieżkę, drogę na skróty do naszej ulicy. - To nie sataniści,  to goci.
- Goci? Jak emo? - mruczę pod nosem.
- Ta sama pieprzona rzecz. - mówi głośno.
- Goci nie są mili. - mamroczę. - Mówią złośliwe rzeczy, kiedy przechodzę obok, jak idź obciągnąć Jezusowi. Nawet nie wiem, co to znaczy, ale brzmi paskudnie.
- Oj, Bambi. - chichocze, ale w końcu nie może się powstrzymać. Natychmiast pochyla się, trzymając za brzuch i płacząc ze śmiechu. - To takie śmieszne, o Boże-
- Przestań wzywać imię Pana Boga na daremno. - ostrzegam, piorunując go wzrokiem. - To nie jest śmieszne.
- Jesteś taka naiwna. - odzywa się zdyszanym głosem, a potem w końcu staje prosto i ociera łzy z oczu.
- Nie jestem naiwna! - bronię się.
- Jesteś taka urocza. - szczypie złośliwie moje policzki. Odpycham go mocno, na co ten zdziwiony robi krok w tył.
- Czy ty mnie naprawdę popchnęłaś? - prycha, jego dziecinne zachowanie słabnie w przeciwieństwie do ogarniającej go złości.
- To odruch. - bronię się. - Dotknij mnie, a zostaniesz popchnięty.
- Uszczypnąłem twój policzek.
- Ty... rzuciłeś swoją p-p-pieprzoną ręką w moją twarz, myślałam, że chcesz mnie uderzyć!
Zatrzymuje się, a ja nerwowo krzyżuje ręce na piersi na jego odpowiedź- jakakolwiek ona będzie. Harry nie ustępuje i również krzyżuje ręce. - Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię uderzyć?
- Nie o to mi chodziło. - wywracam oczami i robię krok do przodu. - Ale kiedy to robisz- - zatrzymuję się, aby uszczypnąć jego policzek, ale przypadkiem wkładam mu palec do oka. - O rany!
- Harley! - wrzeszczy wkurzony i przykłada dłoń do oka, dysząc przy tym z bólu. - Nie wierzę, że właśnie to, kurwa, zrobiłaś!

Pozostaje cicho przez chwilę, ale potem wycofuje dłoń i gwałtownie wypuszcza powietrze. Oko, które wcześniej przypadkiem prawie mu wydłubałam teraz jest niesamowicie czerwone i załzawione, wygląda podobnie, kiedy wraca późną nocą do domu.

- Kocham ból. - powtarza jak mantrę. - Kocham ból.
- Nie wyglądasz, jakbyś kochał ból-
- Kocham ból! - wrzeszczy do siebie i nagle zaczyna chodzić tam i z powrotem.
- Wyglądasz naprawdę dziwnie, kiedy to robisz. - zauważam, a on staje nieruchomo.
- Zamknij gębę, Harley. - ryczy dziko, a potem zaczyna iść do domu beze mnie.
- Czekaj. - wołam, ale ignoruje mnie. - Proszę!

Niezdarnie potykam się o własne stopy, próbując dogonić go idącego szybkim krokiem, ale odwraca się, ponieważ upadam na ziemię i od razu rozcinam kolano. Jęczę do siebie, ze wszystkich sił próbuję się nie rozpłakać i odnoszę sukces. Dzięki Bogu wybraliśmy drogę na skróty, nie chciałabym, żeby ktoś to zobaczył.

Podczas gdy utrzymuję głowę nisko, słyszę zbliżające się do mnie kroki Harry'ego, jest bliżej i bliżej, aż w końcu jego czarne buty zatrzymują się tuż przed moim krwawiącym kolanem. - Zostawiłem cię samą na dwie sekundy, nie mogłaś zapewnić sobie bezpieczeństwa chociaż na tyle.
Pojedyncza łza spływa po moim policzku, kiedy ja próbuję wytrzymać ból. - Nie było cię tu, żeby mnie złapać.

Mimo, że wydaje się być ewidentnie zły przez oko, klęka, opierając się o jedno kolano i przeszukuje ostrożnie swój plecak. Wyciąga butelkę wody i stawia ją obok, a potem sięga po mój i wyciąga paczkę chusteczek, które wie, że zawsze noszę ze sobą.

Moczy je wodą, a potem przyciska i przytrzymuje mocno do mojej rany. Wiercę się i jęczę z bólu, ale on nie przestaje uciskać. - Przestań się ruszać.
- To boli. - nabieram powietrza.
- Zdarłaś kolano. - drwi z niedowierzaniem. Cofa się delikatnie, kiedy krwawienie ustaje, co powoduje jego uśmiech na własny sukces.
- Dziękuję.
Chwilowo cichnie, koniuszki jego palców muskają moją nogę, kiedy uspokajająco wypuszcza powietrze. - Oto, dlaczego czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- Wiem. - szepczę.
Jedynie wzrusza ramionami po czym obniża usta do poziomu mojego skaleczenia i tuż nad nim składa delikatny pocałunek. - Przepraszam za kolano.
Nie mam pojęcia, co odpowiedzieć przez widok jego przekrwionego okna, więc łagodnie kładę swoją dłoń pod nim i niezręcznie wzruszam ramionami. - Przepraszam za oko.
Próbuje powstrzymać swój uśmiech, ale marnie mu to wychodzi. - Powinnaś.

Przysuwam się delikatnie, aby móc bardziej się temu przyjrzeć. Naprawdę mocno go dźgnęłam, co nie? Wygląda okropnie. Marszczy brwi, kiedy zamykam mu oko opuszkiem palca i delikatnie głaszczę nim miejsce tuż pod okiem.

- Nie zamierzasz pocałować mnie w oko? - mruczy pod nosem.

Przełykam ślinę i kiwam nieśmiało, moje wargi rozłączają się i już mam złożyć pocałunek, kiedy nagle jego dłoń chwyta po obu stronach moją szczękę i przyciska swoje usta do moich. Śmieję się przez pocałunek, nie dlatego, że sądzę, że to zabawne; po prostu myślę, że to, iż tak postąpi jest tak przewidywalne, że nigdy bym się tego nie spodziewała.

Uwielbiam uczucie nas całujących się, to takie magiczne w sposób, w jaki nie potrafię wytłumaczyć. Twierdzi, że w ogóle się mną nie przejmuje, ale sposób, w jaki poruszają się jego usta wraz z moimi daje mi fałszywe wyobrażenie. Uwielbiam dźwięk, jak wydajemy, kiedykolwiek kończymy nasz pocałunek- zawsze słychać taki 'cmok' i, to dziwne, ale naprawdę lubię ten dźwięk.

Pierwszy cofa się, nadal klęcząc na kolanach. - Gotowa do drogi?
Wzruszam ramionami. - Kolano mnie piecze.
Niemniej jednak pomaga mi stanąć na nogi. - To tylko zdarte kolano, spróbuj to rozchodzić.
Robię zaledwie jeden krok, a to, oczywiście, już boli. - Jeśli będę iść wolno to będzie dobrze.
Dramatycznie wywraca oczami i przebiega palcami przez swoje długie włosy. - Odmawiam jeszcze wolniejszego poruszania się.
- Będzie mnie bolało. - wydymam usta.
Z jakiegoś dziwnego powodu klęka. - Wsiadaj na moje ramiona.
- C-co? - panikuję. - Nie.
- Poniosę cię.
- A co jeśli będę za ciężka?
- Nie będziesz. - mówi stanowczo i ustawia się naprzeciw mnie.

Piszczę, usiłując ostrożnie założyć moje dwie "jak makaron" nogi na jego ramiona i natychmiast kurczowo uczepiam się go. Harry powoli podnosi się i staje prosto, a ja mocno trzymam jego włosy jak gdyby były lejcami.

- Hm. - mruczę pod nosem. - A więc to takie czucie być wysokim.
- Jak widoki?
Patrzę w dół na niego. - Ekstra.

Niesie mnie w ciszy, a ja pozwalam sobie przebiegać palcami przez jego miękkie, delikatne włosy. Pragnę się w tym pogrążyć. Czuję się komfortowo w jego uścisku, kiedy opuszki jego kciuków masują skórę moich nóg, które trzyma bezpiecznie przy swoim twardym torsie. Przy nim zawsze czuję się tak bezpiecznie.

- Masz w sobie taką opiekuńczą naturę. - szepczę po cichu, czego żałuję, kiedy słyszę jego chichot.
- Może to coś w rodzaju starszego brata. - żartuje, wprawiając mnie w zażenowanie.
- Jesteśmy niczym innym jak tylko bratem i siostrą. - mamroczę, ponownie bawiąc się jego włosami. - Po prostu jesteś opiekuńczą osobą.
- Nie jestem, Harley. - mówi.
- Jesteś. - podtrzymuję swoje zdanie.
- Tylko dla ciebie. - przyznaje, a ja czuję jakby trzepot skrzydeł motyka w moim brzuchu.
- Ponieważ przez cały czas prawie się zabijam?
- Z całą pewnością. Gdyby stało ci się coś złego w mojej obecności, winiłbym się za to.
- A co gdybym celowo zrobiła coś niebezpiecznego? Wtedy nie byłbyś temu winien. - sugeruję bezzwłocznie.
- Tak, wtedy bym się nie przejął. - wyszeptuje, jak gdyby to było nic, albo jakby to miało mnie w ogóle mnie ruszyć.

W takim razie dobra.

- Co gdybym chciała się przechylić do tyłu? No wiesz, wisieć do góry nogami na twoich ramionach jak nietoperz?
- Nigdy byś-
- Jestem nietoperzem! - krzyczę i natychmiast opadam w tył, mój kręgosłup łączy się z jego.
- Harley! - niemal ryczy ze strachu. - Co ty, kurwa, wyprawiasz? Ja pierdole, podnoś się! Jezu Chryste, Harley! Posłuchaj mnie.
Mogę poczuć intensywny ucisk napływający do mojego czoła. - Jeśli się ześlizgnę, to będzie moja wina.
- Próbujesz udowodnić swoją głupią rację? Zabijesz się, do cholery!
- Ja tylko próbuję być nietoperzem.
- Nie jesteś nietoperzem!
Jego uścisk na moich nogach na pewno spowoduje siniaki, więc myślę, że to już pora podnieść się i to skończyć. - Dobra, nie jestem nietoperzem.
Szybko podciągam się, wracając na poprzednią wysokość. Harry odetchnął z ulgą przed zdenerwowanym chrząknięciem. - Napędziłaś mi niezłego stracha.
Pochylam się do przodu i obniżam lekko czoło do jego zburzonych, brązowych włosów. Moje usta są nad jego uchem. - Jesteś bardzo opiekuńczy wobec mnie. Przyznaj to.
- Ta, ta, nie ważne. - usiłuje się przyznać i mogę to usłyszeć.
Ponownie siadam prosto, a on zastanawia się nad czymś przed przemówieniem: - Musisz mieć naprawdę silne plecy, żeby móc się tak podnieść.
- Gimnastyka. - mruczę pod nosem. - Robiłam to przez dwanaście lat.
- Oh.
- Pamiętasz, jak powiedziałeś mi, że nie lubisz gimnastyczek? - pytam i przez przypadek wyślizguję się lekko, sprawiając, że ten śmieje się głęboko, jednocześnie sprawdzając i jeszcze bardziej wzmacniając swój uścisk. - To poniekąd zabolało.
- Przepraszam, Bambi. - chichocze. - Nie zauważyłem.
- Przeprosiny przyjęte. - uśmiecham się do siebie i przebiegam dłońmi przez jego włosy raz jeszcze.
Harry wydaje zadowolone jęknięcie. - To tak cholernie niesamowite uczucie, kiedy bawisz się moimi włosami.
- Są wystarczająco długie, żeby zrobić z nich kitkę. - przyznaję, w tajemnicy wyciągając jedną ręką gumkę do włosów i rozszerzam ją.
- Nigdy nie próbowałem związywać ich w kitkę.

Zakładam gumkę na swój nadgarstek, potem rozczesuję jego włosy palcami, w ten sposób pozbywając się jakichkolwiek nierówności i tworzę dla niego idealnego męskiego koka. Uśmiecham się do siebie na ten widok. Chce mi się śmiać, dopóki nie uświadamiam sobie, jak atrakcyjnie on tak naprawdę wygląda.

- Jak to wygląda? - pyta.
- Ekstra.
- Zdejmuję to, kiedy tylko wrócimy do domu. - informuje przypadkowo w momencie, kiedy jesteśmy już blisko. Ściąga mnie ze swoich ramion i delikatnie stawia na ziemi.
- Co przypomina mi, Bambi, że jesteśmy w domu.

______________________________________________________________

Wybaczcie mi tak długie czekanie. :( Najpierw nie miałam internetu, a kiedy w końcu go odzyskałam - zajęłam się nowym rozdziałem Stalked i nowym rozdziałem tutaj, dlatego tyle czasu mi to zajęło... :(

Właśnie! Sprawdzajcie Stalked!

15 komentarzy = rozdział 27

niedziela, 2 sierpnia 2015

Chapter 25.

Następnego dnia Harry obudził się ze spodziewanym kacem. Cały dzień spędził na narzekaniu i marudzeniu, nie wspominając już poprzedniej nocy. Nie mógł sobie przypomnieć wdania się w bójkę i nie pamięta momentu, w którym poprosił mnie, abym dotknęła jego blizn. Ukrył wyłącznie fragment swojej osobowości za tą nietrzeźwością. Ale myślę, że każdy tak robi.

Przez weekend rozmawialiśmy ze sobą naprawdę niewiele. Nie dlatego, że byliśmy na siebie źli, po prostu nie mieliśmy o czym rozmawiać. Nawet nie całowaliśmy się. To męczące, ale przypomina mi o tym, jak bardzo nie lubię go, jako osoby przez to, w jak mizoginiczny (wrogi kobietom) sposób mówi i to, jaki jest nieuprzejmy. Zdecydowanie nie jest typem osoby, w której otoczeniu chciałabym przebywać, jednak mimo to, współczuję mu. Czasem potrafimy dobrze się dogadywać, potrafimy się nawet razem śmiać; jednak wciąż czegoś tutaj brakuje. I nawet jeśli istnieje jakaś szansa na odnalezienie tego zagubionego kawałka, to przekraczałoby granice Harry'ego.

Siedzę na lekcji angielskiego, podczas wyciągania naszych książek, do klasy wchodzi spóźniony kilka minut Harry. Pani Valentine unosi swoje idealnie ukształtowane brwi na jego przybycie i wywraca kryształowo-niebieskimi oczami. - Harry, skoro jesteś taki chętny, aby twoje spóźnienia na każdą lekcję stały się normą, to może jesteś równie chętny do odegrania roli Pana Darcy, czytamy rozdział trzydziesty-czwarty.
- Nie, dzięki.
Wytrzeszczam oczy na jego odmowę, kilka osób robi to samo, podczas gdy na twarzy Pani Valentine pojawia się ironiczny uśmieszek. - Przepraszam?
- Nie, dzięki.
- Słyszałam, co powiedziałeś. - docina. - Ale udam, że nie, abyś mógł odpowiedzieć inaczej.
- Nie będę tego czytać przed klasą-
- Więc wyjdź. - instruuje.

Harry wypuszcza zmęczone westchnięcie i w końcu otwiera książkę na rozdziale trzydziestym-czwartym. Pani Valentine uśmiecha się po raz drugi i zaczyna czytać rozdział na głos. Wiedziałam, że Harry nie będzie aż tak wielkim kutasem.

Po około minucie przychodzi pora na czytanie Harry'ego. Do Elizabeth właśnie przybywa z wizytą Pan Darcy i teraz do akcji mają wkroczyć umiejętności aktorskie Harry'ego. - Nadaremnie walczyłem ze sobą-
- Boże, nie. - przerywa gorzko. - Włóż w to więcej emocji. To moja ulubiona część książki, nie niszcz jej.
- Nie każdy umie grać. - kłóci się Harry, testując jej cierpliwość.
- Ale każdy może spróbować. A ty, Harry- nie próbujesz.
- Wywraca oczami i jeszcze raz zaczyna swoją część. - Daremnie walczyłem ze sobą. Nie poradzę, nie zdławię mego uczucia. Pozwól mi, Pani, wyznać, jak gorąco cię wielbię i kocham.

Pani Valentine kontynuuje czytanie, przyjmując na siebie rolę Elizabeth. Jakoś nie podoba mi się sposób, w jaki jej głos brzmi z głosem Harry'ego- jak rozmawiają z takim uczuciem.

Nie podoba mi się ten rozdział.

Patrzę na Panią Valentine, która jest zbyt zajęta intensywnym wpatrywaniem się w oczy Harry'ego, wypowiadając swoją część. Prawdopodobnie zna słowo po słowie przez tak częste czytanie tej książki. Ale czuję się naprawdę niekomfortowo przez to, że nie może oderwać od niego wzroku, patrzy na niego w sposób, w jaki nauczyciel nie powinien patrzeć na swojego ucznia- nie z tak wielkim uczuciem.

Ona okazuje uczucia względem niego?

W moim brzuchu pojawia się niepokojące uczucie przez tą całą lekcję i cieszę się, że to już koniec. Szybko kieruję się w stronę Harry'ego, na co posyła zdezorientowane spojrzenie w moją stronę. - Dlaczego stoisz obok mnie?
Czuję się trochę urażona, ale odpycham to uczucie. - Harry, muszę z tobą porozmawiać o czymś niesamowicie ważnym.
Harry natychmiast chwyta mnie za rękę i ciągnie na bok, gdzie nikt nas nie usłyszy. - Użyłaś swojej różdżki?
- Co? Nie. Nie o to chodzi-
- W takim razie nie jestem zainteresowany. - fuka i odwraca się.
Teraz to ja go szarpię. - Przestań zgrywać takiego obojętnego, ty bezmyślny kretynie. To naprawdę ważne.
- Czy ty właśnie nazwałaś mnie kretynem? - unosi brew.
- Tak, a teraz mnie posłuchaj. - wyszeptuję ostro i ciągnę go z powrotem na bok. - Pani Valentine ciągle na ciebie patrzyła, kiedy czytałeś. Myślę... Nie wiem, C-co jeśli ona cię lubi? To znaczy, to możliwe-
- Nie bądź głupia, Harley. - żuje gumę, mocno napinając przy tym szczękę przed bezmyślnym pokręceniem głową.
- Nie jestem głupia, widziałam, jak na ciebie patrzyła.
Harry próbuje ukryć uśmiech, jednocześnie śmiało zarzucając swoją torbę na ramię. - Pani Valentine jest bardzo rozwiązłą damą. Pewnie jest taka przez cały rok. Nie bądź zazdrosna.
- Zazdrosna? - śmieję się żałośnie. - Nie jestem- Nie mogę nawet- Dlaczego miałabym być zazdrosna?
- Ponieważ jest gorąca i poświęca mi swoją uwagę.
- Jesteś taki zarozumiały. - drwię.

Wkrótce po wypowiedzianych przeze mnie słowach dzwoni szkolny dzwonek i w końcu mamy pozwolenie na powrót do domu. Wysilam się, aby dotrzymać kroku Harry'emu, kiedy sfrustrowana usiłuję uzasadnić swoje zdanie.

- Słuchaj Harley, jesteś atrakcyjna, okej? Ale... po prostu brak ci seksapilu. To znaczy, dla mnie go masz, ponieważ pragnę... twojej persony. Ale dla innych- nie wielu ludziom podoba się sposób, w jaki się ubierasz albo jak robisz włosy. To są takie małe rzeczy, które mogłabyś zmienić. - mówi w innym języku.

Bardzo ciekawi mnie, dlaczego uważa, że jestem tak bardzo nieatrakcyjna seksualnie, muszę po prostu usiąść obok niego w drodze powrotnej do domu i zostawić Devon samą. - Powiedz mi ze szczegółami, dlaczego jestem nieatrakcyjna seksualnie.
- Nie chcę próbować i zmieniać cię.
- Powiedz mi. - żądam.
Wydaje rozdrażnione jęknięcie przed odwróceniem się w moją stronę. - Jesteś blada, nie układasz włosów, tylko czeszesz je i związujesz w kitkę. Nosisz wełniane swetry, nie malujesz się, nie ćwiczysz, jesteś zdecydowanie zbyt religijna i nieśmiała.
To naprawdę zabolało, ale ostrzegał mnie, a mimo to sama się o to prosiłam. - Nie zmienię się dla mężczyzny.
- Tylko generalnie wyróżniłem wady, które mogą być nieatrakcyjne dla mężczyzn. Ja sądzę, że jesteś seksowna. - szepcze cicho, więc nikt nie może tego usłyszeć.

Mam ochotę zbombardować go pytaniami, dlaczego tak myśli, ale postanawiam poczekać do momentu, w którym oboje będziemy już w domu. Tak szybko, jak wysiadamy z autobusu i wchodzimy do środka, od razu podążam za nim do jego pokoju. Jęczy zmęczony, pewnie chciałby się mnie po prostu stąd pozbyć, ale ja chcę odpowiedzi.

- Dlaczego sądzisz, że jestem seksowna? - splatam ręce na piersi, stojąc niecierpliwie w jego drzwiach.
Zdejmuje kurtkę i siada na łóżku przed położeniem się. - Jesteś blada, nosisz wełniane swetry, nie malujesz się, nie ćwiczysz, jesteś niesamowicie religijna i nieśmiała.
- Dokładnie to samo powiedziałeś, kiedy mówiłeś, dlaczego ludzie uważają, że nie jestem seksowna. - mamroczę niepewnie.
- Nie jestem jak większość facetów. - przekrzywia głowę na bok. - Ale nienawidzę patrzeć na twoje włosy związane w kucyk, są takie miękkie- powinny opływać twoją twarz i ramiona.
- A co z brakiem ćwiczeń? Dlaczego nie podoba ci się to?
- Jeśli chodzi o ciebie, to nie wydaje się w porządku. Nie potrafię wyobrazić sobie ciebie z mięśniami, podobają mi się twoje ręce i nogi jak makaron. - śmieje się do siebie.
- Próbujesz mnie komplementować, ale nadal czuję się obrażana-
- Po prostu wiedz, że jestem Harleyseksualny, cały pieprzony czas.
Uśmiecham się do siebie na moje szczęście i nieśmiało unoszę dłoń do moich ust. - Naprawdę?
- Dość o tobie. Co sprawia, jesteś... Harryseksualna? - uśmiecha się znacząco.

O rany, jak mogłabym to wyjaśnić bez pochrzanienia własnych słów? Jest wiele rzeczy, które lubię w Harry'm, jego oczy są jedną z nich.

- Bardzo lubię twoje usta. - przyznaję.
- Co jeszcze? - mruczy i przesuwa się na bok, dając mi miejsce na łóżku. Niepewnie podchodzę i zajmuję miejsce na jego krawędzi. Jednak Harry szybko chwyta za moją rękę i przyciąga mnie bliżej, sprawiając, że upadam na pościel, a on opiera się na łokciu. Siadam na środku łóżka, otulając kolana ramionami.

- To tyle, chyba. - kłamię, tak wiele chciałabym mu powiedzieć, ale nie chcę wyjść na potrzebującą.
Natychmiast cichnie. - Nie wydaje ci się, że mój brzuch nie jest wystarczająco umięśniony?
Jakiego typu pytanie to jest? - Jest w porządku.
- A co z moimi nogami? Myślisz, że powinienem zbudować w nich więcej mięśni?
- Nie.
- A moje włosy?-
- Rany, Harry, podobają mi się twoje włosy. - wyszeptuję, nasze usta są blisko, mój oddech uderza o jego wargi.
Przebiega palcami przez moje włosy, rozpuszczając je. - Dobrze. Ponieważ nie chcę cię rozczarować.

Przysuwamy się do siebie co raz bliżej i kiedy w końcu nasze usta spotykają się, Harry chwyta za mój kark i przyciąga mnie jeszcze bliżej. Całujemy się niedbale, a właściwie to tak brutalnie, że aż ciężko nadążyć. Jego ogromne dłonie obniżają się do moich pośladków, ściskając je kusząco.

Uderzam dłońmi o jego ramiona. - Bez dotykania!
Warczy i natychmiast przenosi ręce. - Przepraszam. Dałem się ponieść. - wyszeptuje między pocałunkami. - Przy tobie zawsze za bardzo daję się ponieść.

Moje wnętrze płonie z podekscytowania na uczucie pragnienia w dolnej części mojego ciała wywołane jego delikatnym dotykiem. Kładę dłonie na jego klatce piersiowej, które w czasie pocałunków zsuwają się co raz niżej. Jego język wije się w okół mojego i, na moje nieszczęście, wydaję pojedyncze jęknięcie, dając mu tą satysfakcję.

Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak nisko znajdują się moje dłonie do momentu, w którym odsuwam się, aby zaczerpnąć oddech. Nasz wzrok pada prosto na moje ręce, spoczywające tuż nad jego kroczem. Natychmiast  wycofuję się, jednak uśmiech nie opuszcza jego ust.

- Możesz go dotknąć jeśli chcesz.
- N-nie. - panikuję. - Nie mogłabym. Nie wiedziałabym, co robić.
- Jestem tutaj, aby ci to pokazać. - szepcze niskim głosem.
Zamieram, przełykając ślinę, moje sztywne palce łapią palce Harry'ego. Splata je razem i spogląda na mnie troskliwie. - Harley, czy mogę prosić o twoją zgodę?

To było dziwnie grzeczne.

Tylko kiwam. Ciągnie moją dłoń w dół do jego spodni, moje ciało jest tym najbardziej zaniepokojone. Wstrzymuję oddech, kiedy Harry ostrożnie kładzie moją dłoń na jego kroczu, sprawiając, że drżę ze zdenerwowania, kiedy przytrzymuje ją w tym miejscu. Czuję... duże wybrzuszenie. To musi być to, co myślę, że jest, ponieważ Harry wypuszcza głębokie westchnięcie.

- Kurwa, Harley, chcesz go zobaczyć?
Nie jestem na to gotowa. - Nie. Jeszcze nie.

O Boże, co ja zrobiłam?

Dotykam chłopaka, niestosownie dotykam chłopaka, z którym nie jestem związana. Zgrzeszyłam. Oh nie, zgrzeszyłam.

- Dobrze, więcej nie. - panikuję, zostawiając go zdyszanego i skołowanego, podczas gdy sama zeskakuję z łóżka i wychodzę tak szybko, jak to możliwe.

Wbiegam do mojego pokoju, niemal drapiąc swoją skórę w rozczarowaniu przez odrażający wstrząs. Siadam na łóżku, otulając kolana rękoma i opieram się plecami o ścianę. O rany, to było bardzo złe, to było bardzo złe. Jak mogę kontynuować tą seksualną relację, skoro nawet nie jesteśmy razem?

Przenoszę dłonie pod nogi i zaczynam zirytowana drapać tył ud, żałując swoich czynów. - Jestem taka głupia. - szepczę do siebie ze złością, a tyłem głowy uderzam o ścianę. - Głupia, głupia, głupia!

Po dziesięciu minutach zaczynam odczuwać lekki ból głowy, więc przestaję i przerażona chowam się pod kołdrą, mając nadzieję, że będę mogła tu zostać już na zawsze.

________________________________________________________

15 komentarzy = rozdział 26 :)