- To jest mój... kostium na Halloween. - szepcze nieświadomie. Sceptycznie podnoszę brew na jego odpowiedź.
- Nosiłeś to pod kurtką przez cały dzień? - to nie ma sensu. Kto ubiera kostium na Halloween kilka dni przed?
- Tak, chciałem- no wiesz, rozchodzić go.
Niespodziewanie zaczyna rozciągać swoje długie, umięśnione nogi tuż przede mną, powodując, że ostrożnie robię kroku w tył, przyglądając mu się. - Chciałeś... go rozchodzić?
W końcu staje prosto i olśniewa mnie uśmiechem. - W każdym razie, dlaczego tak tutaj wtargnęłaś?
Sytuacja odwraca się i teraz to ja wzruszam ramionami i przygryzam wargę, aby wymyślić jakąś odpowiedź, ale nic nie przychodzi mi do głowy. - Po prostu... chciałam z tobą pogadać.
Posyła mi pytające spojrzenie i marszczy brwi. - O czym chcesz gadać?
Otwieram usta, ale nie wychodzi z nich żadne słowo. Posyłam mu tylko mały uśmiech, szybko splatam ręce na piersi i gapię się w podłogę. - O tobie.
Ucicha, jego szczęka napina się, a pełne wargi zaciskają się w wąską linię. Zerka na łóżko, po czym w ciszy siada i rozszerza nogi. Utrzymuję wzrok na nim, próbując ignorować wzniesienie w kroku jego spodni.
- Dlaczego chcesz o mnie gadać? - pyta poważnie.
Mój żołądek się skręca i wywraca na samą myśl o nim. Nie jest jak chłopacy, których kiedykolwiek wcześniej spotkałam i nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Miałam plan na to, co się wydarzy, wchodząc do jego pokoju, ale teraz nie jestem tego taka pewna.
- Jesteś taki dziwny. - szepczę z nadzieją, że tego nie usłyszy, ale uśmieszek, który mi posyła świadczy o czymś innym.
- Wiem. - patrzy w podłogę, jego uśmiech wciąż jest bezczelny. - Ale wciąż chcę, abyś mi powiedziała, dlaczego tak sądzisz.
Nerwowo wzdycham poprzednio podnosząc pięść do ust, moje zęby skubią moją skórę z niepokojem, kiedy mnóstwo odpowiedzi przebiega przez mój prosty umysł. - Kiedy powiedziałeś, że jesteś aseksualny... Myślę, że to nieprawda. - przełykam ślinę i tym przykułam jego uwagę. - Jesteś znudzony i boisz się, że nikogo nie znajdziesz.
Bez słowa kręci głową i lekko wzdycha. - Bardzo się mylisz.
Żenująco patrzę w bok. - Jak to?
- Podejdź tutaj, Harley. - bierze wdech i przygryza dolną wargę.
Niechętnie kręcę głową przez moją nieśmiałość. - Nie.
- Usiądź na mnie okrakiem. - mówi, jego szmaragdowe oczy nasilają się w półmroku.
- Nie chcę. Chcę cię tylko zrozumieć i żebyś ty mógł zrozumieć mnie. - kłamię, za bardzo się denerwuję. Moje wątłe nogi zaczynają się trząść i Harry wydaje się to zauważyć.
- Już cię rozumiem.
- Nie, nie prawda. - odzywam się drżącym głosem, a następnie blokuję bok mojego policzka pomiędzy swoimi zębami.
- Prawda.
- Udowodnij. - mówię ostro.
- Podejdź tu, a to zrobię. - robi się co raz bardziej zdenerwowany przez moją odmowę.
- Nie usiądę ci na kolanach. Chcę wiedzieć, dlaczego uważasz, że mnie rozumiesz, ponieważ tak nie jest.
- Ciepło czy zimno, Harley? Jeśli będzie zimno- robisz krok w tył, a jeśli ciepło- robisz krok bliżej mnie. Chcesz zagrać? - podnosi brwi z nikczemnym, szerokim uśmiechem na ustach, jednak po chwili go tłumi i przewraca oczami na moją pauzę.
- Okej. - szepczę przerażona.
Ukrywa swój uśmiech, mierząc mnie od góry do dołu. Gładko oblizuje swoją dolną wargę i przekrzywia głowę na bok w zamyśleniu. - Twoi rodzice bardzo się tobą opiekowali i nigdy nie spuszczali cię z oczu, to dlatego nie masz przyjaciół.
To mnie zabolało. Nie mogę tego okazać, ale myśl, iż moi rodzice są temu winni jest kłamstwem. Biorę głęboki wdech i robię krok w przód. - Nie mam przyjaciół ponieważ... nikt mnie nie lubi.
Przytakuje poprzez skinięcie głową w zamyśle, tupie stopą. - Boisz się mnie. - szepcze, a ja robię krok w jego stronę. - Ponieważ... wiesz, że planuję zrobić coś złego.
Biorę kolejny krok w przód, a on delikatnie się uśmiecha. Pozostaje mi jeden krok i będę między jego nogami.
- Widziałem rozcięcia z tyłu twoich nóg. - mruczy. - Założę się, że się tniesz, bo jesteś samotna.
Od razu robię krok w tył, moja klatka piersiowa unosi się, kiedy kręcę przecząco głową. - Nie robię tego typu rzeczy. To są zadrapania i mam je przez wypadek.
- W takim razie byłem daleko. - śmieje się cicho do siebie, ale ja nie jestem pewna, co powinnam teraz czuć. Mruczy spokojnie, muskając swój podbródek kciukiem i palcem wskazującym. - Wyobrażasz sobie, jak by to było mieć kogoś, kto by cię dotykał, ale jesteś zbyt nieśmiała, aby to kiedykolwiek przyznać.
Biorę głęboki wdech i niepewnie przygryzam dolną wargę, splatając ze sobą ręce, kiedy pozwalam moim myślom zbłądzić. Nie jestem tak zdesperowana czyiś uczuć, za jaką mogę uchodzić. Ale z jakoś, zrozumiał moje zachowanie. Te myśli są okropne. Harry jest moim przybranym bratem, to bardzo złe.
Robię jeden krok do przodu.
Moje stopy są cale od niego. Jeden krok i jestem jego.
- Chcesz wiedzieć, jak to jest poczuć moje usta na twoich.
K...urwa.
Ostrożnie staję między jego nogami, nieśmiało patrząc w dół na jego dwie twarde dłonie łapiące moje biodra i przyciągające mnie bliżej.
Moje serce robi koziołki, kiedy jego palce sięgają mój tył i na szczęście nie obmacuje go, ponieważ nie jestem na to gotowa. Jego palce zahaczają o tylną część moich ud i pomagają mi bezpiecznie usiąść okrakiem na jego kolanach. - Nie jesteś taka niewinna, jak ci się wydaje.
Po chwili rozluźniam się przy nim, mój lęk rośnie, przez co zaczynam ciężko dyszeć, splatam ze sobą moje sztywne ręce. Nie wiem, co on chce ze mną robić. Jego przebiegły uśmiech nabiera mnie, kiedy pozostaję nieruchomo, jego oczy są naprzeciw mojej klatki piersiowej.
Sapnęłam głośno, kiedy jego usta robią unik i delikatnie przyciskają się do mojego brzucha, powodując, że podskakuję w szoku i kładę dłonie na jego głowie, spowalniając go, gdy niechlujnie całuje moją odzianą skórę. Podnosi głowę tylko odrobinę, czubek jego nosa znajduje się tuż na szczycie mojej klatki piersiowej. Nie zniosę więcej.
- Nie mogę, - biorę wdech, a on wywraca oczami. - to złe. Jesteś moim bratem, a ja twoją s-siostrą.
- W takim razie mam zjebane wyobrażenie brata i siostry.
Natychmiast chwiejnie schodzę z jego kolan, stając znów na nogi, on wciąż wpatruje się we mnie zmęczonym wzrokiem. - Jedyne czego chciałam to... żebyś mnie po protu pocałował.
- Harley, - jęczy wyczerpany. - jest dużo więcej rzeczy do zbadania, niż tylko całowanie.
- Nie jestem na to gotowa. Nie, jest za wcześnie. To nie ja. - szepczę do siebie z przejęciem.
- To tylko jednorazowa sprawa. Po prostu pozwól zrobić mi to, co chcę i nigdy nie będziemy o tym rozmawiać. Co powiesz na to? - przekonuje, jego propozycja jest kusząca, ale nie wystarczająco.
- To złe.
- Wiesz, jesteś pierwszą dziewczyną, która mi odmawia. - oświadcza bez ogródek, na pewno w jakiś sposób poczuł się urażony.
Nie chcę zniszczyć jego ego. - I prawdopodobnie ostatnią.
Po tym wychodzę, czując się upokorzona moim ciałem i samą sobą. To było złe, naprawdę złe. Nie, to było okropne. Pozwoliłam sobie być wabikiem diabła, a on próbował mnie skusić. Byłam wystarczająco silna, aby odmówić i musi tak pozostać. Czuję się... zgwałcona i nieczysta. Przez to jestem zdezorientowana i otępiała.
Następnego dnia idziemy do kościoła, do którego Harry oczywiście nie uczęszcza, ale moi rodzice szanują jego decyzję. Przez modlitwę, psalm i kazanie, nadal nie mogę odciągnąć swojego umysłu od myśli o jego twarzy, wabiącej mnie do niego, jakby był lolitką. To wszystko czym jest Harry, lolitką.
Poniedziałkowy poranek jest gorszy, niż się spodziewałam, kiedy musimy jechać razem autobusem. Devon i ja pogodziłyśmy się, ale nadal jesteśmy nieco sceptyczne i zdystansowane względem siebie. Patrzę na Harry'ego, jak siada naprzeciw mnie, ze słuchawkami w uszach i muzyką dudniącą na tyle głośno, abym mogła ją usłyszeć.
Jest dzisiaj sam, bo, nie wiadomo dlaczego, Clyde'a nie ma. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie czuł się dobrze.
Siedzę sama na Literaturze Angielskiej, bazgrząc notatki w książce, lekcja zaczęła się dziesięć minut temu, a my już pracujemy. Nagle wchodzi Harry, spóźniony jak zwykle, na co pani Valentine wyraża uszczypliwy komentarz.
Harry szuka Clyde'a i po upewnieniu się, że go nie ma, nie ma z kim usiąść- niespodziewanie odwraca się w moją stronę, głośno odsuwa krzesło obok mnie i osuwa się w dół. Pachnie jak tytoń i mrożona herbata.
Nie chcę z nim rozmawiać, to znaczy, siedzieć obok niego. Telefon na biurku pani Valentine zaczyna dzwonić, natychmiast go odbiera, głębokie skupienie widoczne jest na jej twarzy.
- Zaraz wrócę, klaso. Przejrzyjcie książkę jeszcze raz i odświeżcie pamięć. - zaraz po tym wychodzi, zostawiając nas samych sobie.
Przeglądam ją, jak powiedziała i zajmuję się swoimi sprawami. Nie chcę się z nim uspołeczniać, nie teraz. Czuję się przy nim bardzo skrępowana, więc tych kilka następnych minut będzie oczywiście piekłem.
- Harley-
- Sh. - uciszam go, przeglądając strony, aby się rozproszyć.
- Mów do mnie.
- Nie mam o czym. - mówię ostro.
- Cóż, Clyde'a nie ma w szkole. Nudzę się. - sztucznie lamentuje i wydyma wargi. Ostrożnie na niego zerkam i delikatnie przygryzam wargę.
- Musi być na potańcówce.
- Po co? - podnosi brwi.
- Ponieważ... mnie na nią zabiera? - patrzę ostrożnie i ze zmartwieniem gapię się na niego podejrzanie.
Natychmiast z jękiem kręci głową. - Nie, nie prawda.
- Prawda. Przedyskutowaliśmy to, zabiera mnie.
- On chce cię wystawić. - ostrzega, na chwilę tracę oddech ze złości, następnie krzyżując ręce.
- Przestań. Jeśli uważasz, że ci uwierzę to jesteś szalony. - szepczę.
- Clyde nie chce z tobą iść. Był pijany, kiedy cię o to poprosił. Powiedział mi.
- Kiedy ci o powiedział? - pytam nieśmiało, cierpiąc w środku, ale nie mogę mu tego pokazać.
- Jakby, dzień później?
- Rozmawialiśmy o tym kilka dni temu. Musiał zmienić zdanie. Albo ty musisz kłamać.
- Jezu, Harley. Nie kłamię. On cię nie lubi, nikt cię nie lubi. - spluwa z grymasem na twarzy. On zawsze musi pójść z tym za daleko, nie ma pojęcia, jak bardzo to na mnie wpływa. To naprawdę mnie dobija.
- Przynajmniej moja rodzina nie wyparła się mnie. - również spluwam na niego.
- Doprowadzasz mnie do obłędu. Tak bardzo cię nienawidzę. - jęczy i wzdycha zmęczony.
- Mówisz raniące rzeczy, ale potem obrażasz się, kiedy ktoś zrobi to samo. Jesteś hipokrytą. - oświadczam szczerze, kiedy odsuwam od niego swoje krzesło, ale zdołałam ruszyć się tylko o kilka cali czy coś.
- Uważaj do kogo mówisz.
- Co zamierzasz zrobić? Zmusisz mnie, abym znowu usiadła na twoich kolanach? - syczę.
Natychmiast odwraca się do mnie, jego oczy są agresywne. - Nawet nie wspominaj o tej nocy. Musiałem zwariować, żeby chcieć cię nawet dotknąć. Pamiętam, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, półnagą w twojej pieprzonej sypialni. Te ogromne majtki były obrzydliwe, cieszę się, że mnie powstrzymałaś, bo nie mógłbym znieść patrzenia na nie po raz drugi.
- To bardzo aseksualne z twojej strony, aby o tym mówić.
- Spierdalaj.
Jęczę ze złości i chowam głowę w dłonie, po czym kładę ją na ławkę. Pani Valentine wchodzi dwie minuty później, gotowa do kontynuacji zajęć. Chcę po prostu wrócić do domu i schować się na zawsze... I kupić nową bieliznę.
***
Kto jara się nowym rozdziałem Knockout razem ze mną?! <3
11 komentarzy = nowy rozdział. :)
BOŻE NIE! NO BOŻE NIE!
OdpowiedzUsuńCooooo jeeeest?! Myślałam, że coś się stanie - taka gorąca atmosfera, a tu dupa;s Harley sobie poszła, Harry chyba ma za wysokie ego i poczuł się urażony, ale ja chciałam coś więcej, a nie tylko na kolana :D
I w ogóle nie. Harry tu mi się nie podobał ;x Na końcu nie wiem dlaczego to powiedział. Przecież ona go pociąga (...), a on takie rzeczy wygaduje ;s Faceci... :D
Czekam na następny,
B.
No chodz na kolana, I nie mów że nie wypada xd
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial. Czekam na nastepny. Xx
OdpowiedzUsuńHarry wkurwił mnie soł macz
OdpowiedzUsuńMega rozdział. Harry to straszny dupek. Czemu on tak rani Harley? Czekam na nexta. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńHarry to dupku!! Użyj czasem rozumu xD
OdpowiedzUsuńŚwietny xx
Harry to kretyn :(
OdpowiedzUsuńHarley się zmienia xD
OdpowiedzUsuńŁołoło chce następny
OdpowiedzUsuńNie no Harry trochę przesadził!!!
OdpowiedzUsuńNo no troche sie dzieje xDD next :)
OdpowiedzUsuńPocałuj ją kretynie jeden xd
OdpowiedzUsuń