Wesoło spaceruję wzdłuż wąskiego, dusznego korytarza z wysoko podniesioną głową w nadziei, że mój plan wypali i omówię sprawy z Clyde'em. Jest takim świetnym chłopakiem, czasem zachowuje się trochę niestosownie, ale w zupełności jest materiałem na chłopaka.
Podchodzę do niego cicho przed angielskim, kiedy wszyscy zaczynają zajmować swoje miejsca w klasie. Pani Valentine wciąż musi być w pokoju nauczycielskim. Pukam w twarde ramię Clyde'a, na co szybko odwraca głowę w moją stronę, zdziwiony uśmiech pojawia się na jego pięknej twarzy.
- Uh, cześć, Harley. - niepewnie kładzie swój łokieć na ławce i opiera policzek o dłoń. - Co słychać?
- Tylko chciałam powiedzieć cześć i... pogadać o, no wiesz, potańcówce. - uśmiecham się niezręcznie, serce mi przyspiesza przez strach przed brutalnym odrzuceniem.
- Tak, tak, o tym, ja- - przerywa, kiedy jego czekoladowe oczy spotykają moje. Wydaje stłumiony śmiech z czystej bezradności i to mnie niepokoi. - Nie mam garnituru.
Odzyskuję mały uspokajający promień nadziei i postanawiam przełknąć mój lęk. - To nic. W sumie lubię to, że nie obchodzi cię, co ludzie o tobie myślą, więc nawet nie musisz go zakładać.
Fuka i nabiera powietrza w policzki, rozszerza nozdrza, patrząc się na mnie z cieniem uczciwości. - Harley, ja-
- Nie chcesz ze mną iść, prawda? - boleśnie szepczę.
- N-nie, oczywiście, że chcę! Ja po prostu... Cholera, Harley- ja... kupię garnitur. Nie martw się o to. Zabiorę cię za potańcówkę. Przyjadę po ciebie o ósmej. - mamrocze zmęczonym głosem i żałośnie marszczy na siebie brwi. Nic o tym nie myślę, ponieważ teraz jestem we własnym świecie chwały i królewskiego szczęścia.
- Będziemy się świetnie bawić. Obiecuję.
- Okej, Harley.
Szybko zajmuję swoje miejsce, próbując zachować spokój, ale jestem zachwycona i wniebowzięta. Moja głowa wypełniona jest cudownymi myślami, jakby balon wypełniony ciepłym powietrzem, który zgrabnie wznosi się do czystego, cichego nieba wraz z moimi innymi myślami.
Jedyny promyk światła wpadający przez okno zostaje przysłonięty, kiedy Pani Valentine nagle podchodzi do rolet i szybko porządnie je zasuwa. - Dobrze, Duma i Uprzedzenie, strona sześćdziesiąta.
Jestem zaskoczona na widok nowego pojedynczego promyka światła wpadającego przez wąskie drzwi, które zostają nieostrożnie popchnięte przez spóźnionego ucznia. To Harry, przechadza pewnym siebie krokiem z kamienną twarzą cudownie cicho, namaszczając klasę, a potem rozkłada się na krześle przy swojej ławce. (rozkłada się tak, jak na zdjęciu obok, nie na tronie oczywiście, tylko na krześle. :p)
- Dlaczego pan się spóźnił, panie Styles? - Pani Valentine uśmiecha się bez humoru, a jego pełne, kłamliwe, czerwone usta zaciskają się na jej pytanie.
Tylko przewraca na nią swoimi wykończonymi, szmaragdowymi oczami i bez słowa kręci swoją bezmyślną głową. - Zgaduję, że straciłem poczucie czasu.
Clyde przekrzykuje go i uderza swoimi dużymi dłońmi o ławkę. Posyła zabawne spojrzenie w kierunku zdumionego Harry'ego, na co ten odpowiada mu tajemniczym, małym uśmiechem.
Pani Valentine otrząsa się z wymuszonym uśmiechem. - Zaczynajmy.
Zajęcia ciągną się, ale w rozkoszny sposób. Moje serce rzuca się w delikatnej klatce piersiowej niczym piłeczka pingpongowa, szukając swego przeciwnika. Jestem bardziej niż spragniona rozpoczęcia poszukiwań mojej sukienki po zajęciach.
Devon siada obok mnie w autobusie w drodze powrotnej do domu. Moje stopy z niecierpliwości ciągle stukają w twardą, roznoszącą echo podłogę i Harry wydaje się to zauważyć. Jego postać siedzi naprzeciw mnie, nagle się odwracając. - Przestań stukać tymi stopami, bo ci je utnę.
- Przepraszam. - szepczę.
Devon trąca moje ramię. - Nie mogę iść dzisiaj na zakupy. Mam korki z matematyki od szóstej do dziewiątej. Mogę pójść z tobą na weekend, jak planowałyśmy.
- Chciałam pójść dzisiaj. Nie ważne, pójdziemy w weekend. Mam mnóstwo czasu. - wzdycham zdenerwowana. Kiwam głową sama zgadzając się ze swoimi słowami.
Harry upewnia się, że nikt specjalnie nie usiłuje sprawić, abym potknęła się o coś podczas mojej drogi do wyjścia z autobusu. Wystawiona stopa Amber jakimś cudem cofa się, a więc postanowiła pozostawić swoje paskudne czyny dla siebie. Harry jest prawie jak anioł stróż, jeżeli chodzi o bycie opiekuńczym bratem. Mimo, że groził mi amputacją stóp, wciąż wydaje się o mnie martwić, w jakimś dziwny sposób.
Kiedy wchodzimy do naszego domu, zaczynam spacerować w kierunku kuchni mając nadzieję, że Harry poszedł na górę. Dzięki Bogu mogę wziąć jedno z moich świeżych jabłek, które Harry ma zły nawyk brać, i spokojnie, po cichu jem je w kuchni.
Zostaję przestraszona, kiedy słyszę głośne walnięcie z góry i rozszerzam swoje oczy w osłupieniu. Sprytnie zakradam się na korytarz, mam idealny widok na schody i na Harry'ego odpychającego się z nich.
Rozmawia przez telefon.
- Przepraszam, niedługo będę. Nie odwołuj mnie.
- Gdzie idziesz? - przerywam jego rozmowę.
- Wychodzę.
Na wychodne trzaska drzwiami, a z jego kieszeni wypada jakiś papierek. Krzyczę, aby wrócił, ale specjalnie mnie ignoruje w rezultacie czego tylko ponuro wzdycham.
~
Na wszelki wypadek, gdy będziesz się nudzić. x 07930 445760
~
Co u licha?
Kogo to numer?
Nie może być on Harry'ego, ponieważ nie pasuje do tego, który mam zapisany w telefonie. Kręcę głową z niedowierzaniem, zastanawiam się, czy może nie przyjął tego od kogoś innego. Myślałam, że jest aseksualny.
Przebieram się w jakieś bardziej wygodne ciuchy i przez następną godzinę spokojnie leżę na sofie do momentu, w którym moja mama w końcu wraca z pracy. Na jej uniformie medycznym znajdują się małe, czerwone kropelki krwi, wygląda na wykończoną.
- Harley, nigdy, przenigdy nie wspinaj się na szpiczaste ogrodzenia. Właśnie zabandażowałam nogę tego chłopaka, krew była wszędzie. Twój ojciec wiezie go teraz do szpitala, a mnie z jakiegoś powodu przyprawia to o mdłości. Jego noga przypominała mi coś, co jadłam na lunch. - na jej twarzy pojawia się grymas niezadowolenia, wdychając swój własny zapach, który wzbudza w niej odrazę.
Patrzę na nią sceptycznie. - Chcesz, abym przyniosła ci jakieś ciuchy? Mogę dziś ugotować kolację, a ty po prostu odpocznij czy coś.
- Aw, jesteś najlepsza.
Przynoszę jej świeże ubrania i szybko zaczynam przygotowywać posiłek dla czterech osób. Robię tajskie curry, mam nadzieję, że będzie gotowe do czasu, gdy wszyscy wrócą do domu.
- Więc, jak ci minął dzień? - moja mama pyta słodko.
Moja głowa jest wypełniona wspomnieniami o Clyde uśmiechającym się do mnie w sposób, w jaki tylko on to robi. Mam ochotę zachichotać sama do siebie na myśl o nim, jest taki atrakcyjny. - Mam partnera na potańcówkę.
- Co? Kochanie, to świetnie! Kim on jest? Jaki on jest?
- Ma na imię Clyde. Jest bardzo zabawny i atrakcyjny i... Tak, jest spoko.
- Mam nadzieję, że będziecie się razem świetnie bawić. Wydaje się być miły. - wtrąca.
- Mhm. - mruczę.
- Więc, gdzie jest Harry?
- Wyszedł gdzieś. Chociaż powinien już być w domu, wie, o której jemy kolację.
Zdecydowanie nie wie, o której jemy kolację, ponieważ nigdy nawet nie fatygował się, aby się pojawić. Tata pojawił się w domu kilka godzin później i teraz wszyscy siedzimy cicho przy stole. Wydaje się być tu dziwnie bez Harry'ego.
Pewna myśl przychodzi mi do głowy. - Hej, muszę was prosić o przysługę. Chodzi o Harry'ego-
- Coś się stało?
- Cóż, mnie nic. To znaczy, Harry jest trochę samotny i... zdezorientowany. Zastanawiałam się, czy może moglibyście, trochę jakby, dodać mu więcej otuchy? - dotrzymuję własnej obietnicy i proszę rodziców o traktowanie go, jak własnego syna.
- Wiem, że jest samotny i starałem się z nim rozmawiać. Ale on tylko piorunował mnie wzrokiem, nie chcę się w to więcej mieszać. - szczebiocze tata.
- To dziwne. Wyładował się na mnie niedawno.
- Może to przez wiek. Pozwól mu się przed tobą otworzyć, bądź siostrą, której nigdy nie miał. - radzi mi mama z miłym uśmiechem i ostrożnie zachęca mnie swoimi słowami. W pewnym sensie lubię, kiedy Harry czasami z nami zostaje. Przez większość czasu widuje się go jako bardzo zimnego i zdystansowanego, ale uścisk, który ostatnio dzieliliśmy sprawił, że poczuł się jak część rodziny.
Tego wieczora idę do łóżka prędzej i mogę sobie jedynie wyobrazić, o której godzinie wróci Harry. Ten krótki liścik wciąż mnie nurtuje, jestem ciekawa, kto to jest. Jestem zdesperowana, aby się tego dowiedzieć i jestem pewna, że ciekawość zje mnie żywcem jeśli nie zadzwonię do tej osoby. Jestem świadoma tego, że to nie moja sprawa i nie powinnam się tym interesować, ale muszę się dowiedzieć, z kim rozmawiał.
Wystukuję numer napisany na kartce, mrucząc do siebie przed tym, jak zaczyna dzwonić.
Po czterech sygnałach w końcu odbiera.
- Cześć skarbie. Co to będzie?
___________________________________________
No, to od teraz się zacznie!
+ 10 komentarzy - następny rozdział. :c
Why? W takim momencie przerwałaś? :(
OdpowiedzUsuńBędzie się działo xD
Świetny
przepraszam. :c
UsuńWow genialny <3
OdpowiedzUsuńNie moge doczekać się następnego. ŚWIETNY kocham to ff <33
OdpowiedzUsuńKurde, Harley zaczęła mnie na początku rozdziału trochę denerwować :D Naprawdę.
OdpowiedzUsuńI ten Clyde. Ja lubię jak ktoś wali prosto z mostu, a nie, gdy kogoś z premedytacją okłamuje. No nie. No nie
I w ogóle dawno nie pisałam chyba, ale to z lenistwa ;x No i trochę braku czasu.
Ale cóż, teraz się nawracam :D
Zobaczymy co będzie w następnym -.^ Cieszę się, że Harry już zaczyna się z Harley mniej-więcej dogadywać. I dziewczyna zadzwoniła do jego ,,klientki".. No zobaczymy, zobaczymy..
Pozdrawiam,
B.
ach, a ja zawsze czekam na Twój komentarz. :3
UsuńRozdział świetny. Bardzo mi się podoba. Jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńFav <3
OdpowiedzUsuńO matko! Tak strasznie to kocham ♡ Błagam dodaj następny jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńXOXO Sara
Omg :o
OdpowiedzUsuńŚwietny xx
O matko boska! Kocham to! Posłałam mojej koleżance link i mam nadzieję że przeczyta!
OdpowiedzUsuń/love_punk_larry
dziękuję! <3
UsuńDziękuje mojej wspaniałej koleżance za polecenie mi tego opowiadanie! Zakochałam się w nim a końcówka rozdziału mnie zabiła! Nie mogłam uwierzyć że zadzwoniła do Harry'ego. Ciekawi mnie dalsza część ich rozmowy! To będzie ciekawe! Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńoby więcej takich koleżanek. :D
Usuń