środa, 20 maja 2015

Chapter 14.

Moje trzęsące nogi nareszcie wyswobadzają mnie z jego motocykla, gdy jesteśmy przed moim- to znaczy, naszym domem. Gwałtownie wypuszczam powietrze, przełykając moje obawy przed krótkim zerknięciem w jego stronę. - Uh, dzięki za podwiezienie mnie.

Szybko staje na nogi i kopie nóżkę od swojego motoru, oblizując dolną wargę, a potem chwyta ją między zęby. Marszczy brwi, gdy na mnie spogląda. - Nie ma problemu.

To było dziwne. Nasze relacje jako brat i siostra są po prostu beznadziejne. Musimy zacząć robić jakieś postępy albo tych kilka następnych miesięcy będzie dla nas okropne. Tylko, że ja za bardzo boję się cokolwiek powiedzieć.

- Uwielbiam tą tapetę. - szepczę, próbując rozpocząć rozmowę, kiedy powoli wchodzę do domu. Co to u licha było? Harry pozostaje przez chwilę cicho i wiem, że musiałam powiedzieć coś dziwnego.
- Jest w porządku. - odszeptuje bez entuzjazmu w tym samym momencie, w którym oboje wchodzimy do salonu, zupełnie pustego salonu.
- Więc, co ci zamówić? - usiłuję nawiązać nową rozmowę, ale on jedynie wzrusza ramionami, skopuje swoje buty ze stóp i siada na kanapie naprzeciw telewizora.
- Obojętnie.

O rany. On właśnie to robi, prawda? Nie lubi mnie tak bardzo, że odpowiada jednym słowem, aby już to zakończyć. Chcę z nim porozmawiać i spróbować stworzyć przyjaźń po tych wszystkich wojnach. Ale... on najwyraźniej nie.

Wieszam swoją sukienkę i wskakuję na kanapę obok niego, przez co na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia i nieco się odsuwa. Mów do mnie, psiakrew. - Co ty masz na sobie?
- Co? - warczy.
- Twoje ciuchy. Dlaczego masz na sobie szkolne spodnie i grubą kurtkę? - marszczę brwi z zakłopotaniem, a potem niewinnie przekrzywiam głowę na bok.
- Nie wiem, okej? Moje jeansy były... były brudne.
Kręcę do siebie głową i cmokam delikatnie przed mocniejszym zatopieniem się w kanapę. - Wszystko gra?
- Jezu, Harley! Przestań zadawać mi tyle pytań! Po prostu chcę, żebyś była cicho, możesz to zrobić? - mówi do mnie w protekcjonalny sposób, marszcząc przy tym brwi.
Nie, nie zamierzam rozmawiać z nim w ten sposób. - Dlaczego nagle jesteś taki odpychający? Nawet nie możesz na mnie spojrzeć, co u licha ci się stało, że teraz jesteś wobec mnie taki zdystansowany? Zrobiłam coś złego?
- Nie, nie chodzi o ciebie- cóż, chodzi. Boże, nie potrafię tego wyjaśnić. Nie chcę o tym rozmawiać. - płynnymi ruchami masuje swoje skronie, wcześniej przebiegając palcami po swoich miękkich, brązowych włosach.
Przysuwam się lekko do niego, jego dłoń przenosi się na udo. - Więc, zrobiłam coś nie tak?
- Nie ty, ja. To ja zrobiłem coś złego.
- Nadal nie możesz dojść do siebie po tym incydencie z rybkami? - szepczę do niego markotnie, a on podnosi brwi.
- Uh, tak. To... to wciąż czasami mnie wzrusza. - spuszcza wzrok, sprawiając, że wzdycham z czystym niepokojem. Nie wiedziałam, że wciąż jest tym taki zmartwiony.
- To, co się stało to wypadek. To znaczy, po tym ciężko jest dojść do siebie, ale w końcu będziemy musieli ruszyć dalej. - uśmiecham się do niego uspokajająco, ale ten znowu nie okazuje żadnych emocji.
Odwraca się do mnie i delikatnie drapie bok głowy. - Jeszcze raz, co chcesz zjeść?
Tylko wzruszam ramionami. - Zależy od ciebie.
- Kebab?
- Kebab?
- Kebab.
- Nigdy tego nie jadłam.
- Trzymajcie mnie, - szepcze do siebie. - a chcesz spróbować?
- Co to jest?
- Jagnięcina albo kurczak. Ja lubię jagnięcinę. - sugeruje i oblizuje swoją dolną wargę na samą myśl o tym. Przełykam ślinę, wzdychając i kiwając głową.
- Dobrze, wezmę jagnięcinę.
- Chcesz jakąś sałatkę albo sos?
- Uh, tylko ogórka i marchewkę. - lekko panikuję, mówiąc to.
- Hej, - wskazuje na mnie palcem, więc zastygam. - ja też.
Nerwowo drapię swój łokieć i kręcę łopatkami, aby zmniejszyć ich zdrętwienie. - Ch-chyba, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż sądziłam.

Wyszukuje jakąś przypadkową budkę z kebabami w naszej okolicy i natychmiast zamawia jedzenie. Cieszę się, że tu jest, ponieważ nienawidzę dzwonić gdziekolwiek, żeby złożyć zamówienie.

Odkłada telefon i odwraca się lekko w moją stronę. - Robisz coś na Halloween?
- Moja rodzina nie obchodzi Halloween. - mówię zażenowana, z nerwów opuszczam głowę. Wiem, że w odpowiedzi powie coś sarkastycznego.
- Czekaj, a cukierek albo psikus? - wydaje zduszony okrzyk, a ja kręcę głową. - Twoje dzieciństwo musiało być gówniane.
- Uh. - przełykam ślinę. - Moi rodzice wierzą, że Halloween budzi zło, nie podoba im się to.
- To popieprzone. - mówi sam do siebie. - Cukierek albo psikus to świetna zabawa dla dzieciaków. - uważnie bawi się brzegiem swojego rękawa. - Chciałbym znowu być dzieckiem.
- Cóż, ludzie szybko dorastają. - dlaczego to wszystko jest takie niezręczne i spokojne? - Dlaczego chciałbyś znowu być dzieckiem?
Tylko wzrusza ramionami. - Bo wtedy nie utknąłbym tutaj.
Zraniło mnie to. Wydymam wargi i kładę stopy na marmurowym stoliku do kawy. - Jesteś tu tylko na kilka miesięcy.
- W rodzinie zastępczej. Mam dwadzieścia lat i jestem w rodzinie zastępczej. Coś tu jest bardzo nie tak.

Chcę zadać mu to jedno pytanie, ale to nie moja sprawa. Znam odpowiedź, jednak nie poznałam całej historii. I chcę, aby zaufał mi na tyle, aby powiedzieć, co się stało.

- Myślisz, że jestem urocza, prawda? - pytam, a on wybałusza oczy. Wiem, że uważa, że jestem słodka, ponieważ Danny mi to powiedział.
- Co masz na myśli?
- Cóż, a co myślisz, że mam na myśli?
Zakrywa usta dłonią i gapi się na mnie. - Nie wiem.
- Ale uważasz, że jestem urocza? Bo mam przeczucie, że tak właśnie jest. - kłamię, ze świadomością, że wszystkie te informacje mam od Danny'ego. Dzięki Bogu Harry nie wie o czym z nim rozmawiałam, ponieważ jeśli by wiedział- mogłoby być niezręcznie.
Harry robi dłuższą przerwę przed gwałtownym wdechem. - Myślę, że jesteś bardzo urocza.
Mam ochotę się uśmiechnąć, ale muszę być poważna. - W jakim sensie?
- W każdym.

Dlaczego czuję się z tym tak dobrze?

- Oh. - wydymam wargi i usiłuję wyglądać na jeszcze bardziej uroczą poprzez otworzenie szerzej oczu i założenie nogi na nogę. - Wiesz, ja nie uważam, że jesteś uroczy. Ale... Po prostu ta aura w okół ciebie. Przez większość czasu jesteś onieśmielający. Ale czasami, jak teraz, jest miło.
I po raz pierwszy w całym moim życiu widzę, że Harry rzeczywiście stara się ukryć mały uśmiech, jednak ostatecznie wychodzi mu jakby złośliwy uśmieszek. - Podoba mi się to, że cię onieśmielam.
- Ale dlaczego? - delikatnie marszczę brwi ze zdziwienia, na co natychmiast odwraca się, aby być całą twarzą zwróconą ku mnie.
Rozdziela swoje pełne usta, przekrzywiając głowę z wahaniem. - Ponieważ przez większość czasu zachodzisz mi za skórę i dobrze jest czuć, że sprawiam, iż robisz się bezbronna, mimo tego czasami, jak teraz, jesteś w porządku.

Wciąż czuję się dobrze.

Robimy postępy. Teraz muszę zrobić kolejny krok. - Zawsze taki byłeś? Bardzo zdystansowany i, z całym szacunkiem, nieszczęśliwy?
Wydaje szorstki chichot i wyciąga papierosa z kieszeni, zapalając go w sekundę. - Wiele się zmieniło w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Mam usprawiedliwienie.
- Co jest twoim usprawiedliwieniem?
Kręci głową. - Nie chcę się w to znowu pakować.
- Masz blizny na brzuchu. - wzdrygam się po powiedzeniu tego, w ogóle nie oszczędzam w słowach.
- To było jakiś czas temu-
- Skąd one są? - wydymam swoje usta jeszcze bardziej.
Zwęża swój wzrok. - Oni.
- Oni?
- Nieumarli. - grucha.
- Co? - panikuję.
Śmieje się nieznacznie, biorąc długi wdech. - Żartuję. To długa historia, naprawdę nie chcę o tym rozmawiać.
- Już zawsze zamierzasz być taki chłodny? - pytam niezorientowana.
- Nie lubię rozmawiać o tych sprawach. - mówi między wydychaniem dymu. - A ty? Powiedz mi coś ciekawego.
- Nie ma o mnie nic ciekawego. - uśmiecham się nieśmiało, a następnie obejmuję swoje kolana i patrzę na dym wijący się przy szczęce Harry'ego.
- Musi być coś-
- Dlaczego cię to obchodzi? - mówię ostro.
- Po prostu staram się wyciągnąć z ciebie coś, czego warto słuchać.
Dotknięta jego słowami spinam się i przygryzam wnętrze policzka w niepewności. - Nie mogę nic wymyślić.
- Gówno prawda.
- Nie mogę. Moje życie to tylko szkoła, uczenie się i modlenie. Ale założę się, że będę miała coś ciekawego do powiedzenia po potańcówce.
- Potańcówka jest głupia. Nie łapię dlaczego ludzie są tak bardzo podekscytowani tym jednym wieczorem.
- To ten jeden wieczór, w którym chociaż raz będę mogła się wystroić i poczuć piękna. Będę tańczyć z chłopakiem, którego naprawdę lubię i spędzę wyjątkowo ten czas. Dlaczego ty nie idziesz? - sugeruję na próżno, ponieważ już znam odpowiedź.
- Sukienka i makijaż nie sprawią, że będziesz czuć się piękna. Pewność siebie tak-
- Cóż, nie posiadam tego.
- Powinnaś. - zaciąga się po raz ostatni i zgniata koniec papierosa w pobliskim kubku od kawy.
- Nie mam po co być pewna siebie. - odzywam się cicho.
- Widzę w tobie tak wiele rzeczy, które temu przeczą.

Moje serce tonie ze strachu i podekscytowania. O czym on mówi?

- Co na przykład?
Fuka niezręcznie, przybliżając się, teraz znajduje się kilka centymetrów ode mnie. Intensywnie lustruje mnie wzrokiem od góry do dołu, wzruszając ramionami. - Więc, na początek- twoje oczy są ogromne.
- A to dobrze?
- Oczywiście.
- Co jeszcze?
Przełyka ślinę, kręcąc powoli głową, jego oczy skierowane są wprost na moje wargi. - Twoje usta-

I nagle wyłącza się prąd, a światło gaśnie, pozostawiając nas w ciemności. Jest czarno jak smoła, nie powinno być tak ciemno o tej porze, ale zima jest nieprzewidywalna.

- Co do diabła?
- Przerwa w dostawie prądu. - mamroczę prosto.
- Kurwa, mam rozładowaną baterię. Harley, mogę użyć twojego telefonu, żeby oświetlić drogę?
- Moja rozładowała się w drodze tutaj. - uderzam dłonią w czoło ze wstydu. Jestem taka głupia.
- Gdzie jest źródło zasilania? Nie macie jakieś skrzynki elektrycznej?
- Tak, jest przy drzwiach.

Czuję łomot jego stóp ciężko stąpających po podłodze, domyślam się, że stanął na nogi. Szybko przełykam, podczas gdy on wydaje zirytowane westchnięcie.

- Zamierzasz zostawić mnie samą w ciemności?
- Harley, będę w tym samym pokoju, co ty.
- Proszę nie zostawiaj mnie tutaj. Proszę. - prawie płaczę z przerażenia, mój strach przed ciemnością obezwładnia mnie.
Znowu wzdycha sfrustrowany. - Chwyć moją dłoń.
- Że co?
- Przywrócimy prąd. Chodź, poprowadzę cię.
- Harry, nie-
- Obiecuję, zapewniam cię, że bezpiecznie się tam dostaniemy. Po prostu potrzebuję trochę światła, rozumiesz mnie?
I przystępuję to zrobienia najbardziej niebezpiecznej rzeczy w moim życiu, czyli złapanie jego dłoni. - Rozumiem cię.
- Moja dziewczynka. - mruczy sarkastycznie, ale to we mnie uderza.

Jestem jego dziewczynką?

- Znajdź mnie, przyzwyczaj się do mojego ciała w ciemności. Sięgnij po mnie. - szepcze do mojego ucha, sprawiając, że zaczynam drżeć, kiedy nieśmiało wyciągam dłonie przed siebie.
Czuję jego twardy brzuch i klatkę piersiową, odczuwam zawroty głowy, kiedy bez żadnego uprzedzenia jego dłonie łapią moje i kładzie je na swoje ramiona, a swoje ręce opuszcza. - Już wiesz gdzie jestem, dobrze? Nigdzie bez ciebie nie pójdę. Pozwól mi wziąć cię na mały spacer i znajdziemy drzwi, razem.

Kiwam głową, mimo, że nie może tego zobaczyć, jego dłonie łapią moją talię i odwraca mnie, a wtedy plecami pochylam się ku jego klatce piersiowej.

- Dobrze, mój wzrok się trochę przystosował. Mogę tak jakby zobaczyć jakieś kształty. - wyszeptuję dumnie, a potem, jak na ironię, uderzam w ścianę.
Moja twarzy zderza się z twardą powierzchnią, sprawiając, że wydaję ostry krzyk bólu, a Harry przeklina pod nosem. - Cholera, wszystko w porządku?
- Wprowadziłeś mnie na ścianę. - wzdycham, odwracając się, aby się oprzeć.

Przykładam swoją małą dłoń do ust, czując odrętwienie, ale zostaje ona zastąpiona dłonią Harry'ego, sprawdzającą moją twarz. Koniuszki jego palców muskają skórę mojej twarzy, na co przewracam zmęczonymi oczami.

- Przestań.
- Krwawisz? - mamrocze.
- Nie.
- Okej, dobrze. - mruczy pod nosem przed opuszczeniem rąk na moje ramiona.
Robię się co raz bardziej sceptyczna. - Skąd w ogóle mogę wiedzieć, że to naprawdę ty? Możesz być kimkolwiek.
- Jaja sobie ze mnie robisz?
Kładę dłonie na jego policzkach, a on dziwnie wciąga powietrze i przypuszczam, że w tym momencie wywraca na mnie oczami. - To nie jest konieczne.
Wracam dłońmi do jego klatki piersiowej, gdzie poruszam nimi bardzo wolno w górę i w dół. Ciężko przełykam, mój oddech przyspiesza, gdy czuję, jak palce Harry'ego suną w górę mojego ciała do linii szczęki i tam już pozostają.

Jest cicho, za cicho.

- Harley. - szepcze.
- Harry. - odszeptuję, czuję, jak moje serce brutalnie przyspiesza.

Nagle światła ponownie się włączają i wszystko, co mogę zobaczyć to usta Harry'ego milimetry od moich oraz jego zamknięte oczy. Biorę gwałtowny wdech, odrywając się z jego uścisku i przykładam dłoń do ust.

Co się właściwie między nami wydarzyło? Czy on właśnie miał mnie... pocałować? Dlaczego jestem rozczarowana tym, że prąd wrócił?

- Ja-ja-ja. - jąkam się, próbując naprawić sytuację. - Więc, nie krwawię?

Doskonale wie, dlaczego jestem taka zdenerwowana, ewidentnie pokazuje to wyraz jego twarzy. Jego oczy są szeroko otwarte, a usta rozłączone. To mógł być taki idealny pocałunek.

Nie, nie mogę tak myśleć.

Harry kręci głową wyraźnie zawstydzony na moje pytanie. - Nie.

~

Potem zachowujemy się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Nie wracamy do rozmowy i jemy nasze posiłki w ciszy po ich dostarczeniu. Idę do swojego pokoju i siedzę tu przez resztę nocy, podczas, gdy Harry został na dole, i mam nadzieję, że myśli o tym, o czym ja.

Chciał mnie pocałować. Naprawdę chciał przycisnąć swoje usta do moich, mimo, że opiekują się nim moi rodzice. Ktoś, kto naprawdę wie, kim jestem wciąż chciał mnie pocałować. To coś znaczy, prawda? Płakałam, przeklinałam i byłam upita przed nim. I nadal, po tym wszystkim, chciał mnie pocałować? Nie mogę tego brać za pewnik. Zawsze myślałam, że przez całe życie będę sama, nie znajdę nikogo, kto by ze mną wytrzymał. Boję się tylko dnia, w którym Clyde zorientuje się, jak dziwna jestem. Ale Harry wie jak się zachowuję, więc dlaczego był zainteresowany pocałowaniem mnie?

Nie mogę się wygadać, muszę dowiedzieć się, czego on chce. To była po prostu jednorazowa sprawa czy naprawdę liczył na to, że dojdzie do tego pocałunku? Gdyby tylko prąd włączył się dziesięć sekund później.

Słyszę kroki Harry'ego wchodzącego po schodach na górę, mentalnie przygotowuję się na to, co ma nastąpić. Zamierzam normalnie się przywitać, wprosić do jego pokoju i zacząć rozmowę. Będzie musiał mnie wtedy pocałować, tak?

Tak szybko jak wchodzi do pokoju, ja wychodzę ze swojego. Stoję na zewnątrz, oddychając przez krótką chwilę przed gwałtownym wtargnięciem do jego pokoju.

Szczęka mi opada.

Oczy Harry'ego robią się wielkie jak Pacyfik, kiedy stoi tak w mundurze policyjnym, z odznaką i wszystkim. Chcę coś powiedzieć, ale jestem oniemiała. - Harley, ja... ja mogę to wyjaśnić.
- O, rany. - mówię do siebie przerażona.
- Proszę, nie rób szumu wokół tego-
- Jesteś... jesteś...
- Wiem, jestem-
- Tajnym gliną?
Marszczy brwi i kładzie ręce na biodrach. - Czekaj, co?

__________________________________________________________

Hahahahahah, Harley jest mistrzem. XD

11 komentarzy = nowy rozdział. :)

11 komentarzy:

  1. Hahah super! Tajny glina?! Hahah to mnie rozwaliło xd

    OdpowiedzUsuń
  2. O fuck Harley hahahahaa
    Świetny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie mogę. Ale Harley mnie rozwaliła XD
    But Harry się tak jakby wybronił wpadką Harley. Coś za coś :D
    I ten pocałunek, do którego by doszło parę sekund później ;s A ja już myślałam.. taka nadzieja... a tu prąd :D
    Dzisiaj krótko,, niestety, ale rozdział ogólnie super -.^
    Pozdrawiam,
    B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezzuuu koniec mnie rozwalił, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha żeby tylko wiedziała xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahah smieszy mnie jej niewiedza

    OdpowiedzUsuń
  7. O ja Cię... A było tak blisko. Harley jest głupiutka... Harry i tajny policjant... Nie ta bajka skarbie. Czekam niecierpliwie na nexta. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaskakuje mnie to coraz bardziej xd

    OdpowiedzUsuń
  9. Chcę jeszczee to opowiadanie uzależnia :3

    OdpowiedzUsuń
  10. O. Mój . Boże daj mi już następny!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. O. Mój . Boże daj mi już następny!!!

    OdpowiedzUsuń