czwartek, 12 marca 2015

Chapter 4.

Harry POV

Okno, naprzeciw którego stoję, robi się zaparowane w miejscu, gdzie wypuszczam powietrze. Słabo przykładam palec do szyby i rysuję małe kółka na jej zaparowanym fragmencie. Człowieku, jestem cholernie znudzony.

Czuję szczupłe ręce owijające się w okół mojego nagiego ciała, które po chwili przyciągają mnie bliżej. Krzywię się lekko, wyrywając z uścisku, na skutek czego słyszę delikatny chichot.

- Pragnę cię. - nuci do mojego ucha, powodując, że wywracam oczami i odwracam się twarzą do niej.
- Tylko nie to, znowu. - odpycham jej ręce od siebie.

Najpierw wydaje głośne westchnięcie, które chwilę później przekształca w lekki śmiech, jednocześnie przeczesuje dłonią swoje blond włosy.

- Nie za to zapłaciłam.

Biorę głęboki wdech, zbierając w sobie resztki cierpliwości, staram się jakoś uspokoić. - Dostałaś to, za co zapłaciłaś dziesięć minut temu. Wychodzę.

Kładzie ręce na moich szerokich ramionach i robi nadąsaną minę, kiedy patrzę w jej niebieskie oczy. - Jak rozmawialiśmy przez telefon na ten temat, nie brzmiałeś na nieszczęśliwego.
- Ty też nie brzmiałaś jak nimfomatyczna nauczycielka angielskiego, kiedy o tym mówiliśmy. - wypuszczam powietrze, a ona tylko uśmiecha się podstępnie i schodzi ustami na moją szyję.
- Czy ty wiesz, co robisz, Harry Styles? - mruczy z tym swoim głupim uśmieszkiem. - Udajesz niedostępnego.
- Jestem pewien, że to dlatego, że chcę już wrócić do domu. - jęczę sfrustrowany i znowu lekko odpycham ją od siebie.
- Ile chcesz, hm? No dalej, Harry. Sto?

Jej długie ręce zaplatają się z tyłu mojej szyi, a ja biorę głęboki wdech. Przykładam dłoń do jej policzka, ujmując go delikatnie, moje usta znajdują się centymetry od jej.

- Nic dziwnego, że twój mąż cię zostawił. - szepczę, łagodnieje pod moim dotykiem, ale marszczy brwi w konsternacji. Lekko klepię ją po policzku, jakbym chciał ją obudzić i wyswobadzam się z uścisku.
- Pieprzę łatwe laski tylko, kiedy jestem pijany. Poczekaj do sobotniego wieczoru, wtedy zobaczymy, co się wydarzy. - śmieję się ostro, ale ona nadal milczy.

Ubieram się z powrotem w swoje ciuchy, podczas gdy ona wciąż posępnie na mnie patrzy. Nagle jej niebieskie oczy robią się małe, krzyżuje ręce na piersi i lekko odchrząka. - Och, nie potrzebujesz czasem podwózki do domu?
Spokojnie kręcę głową. - Wolę się przejść.

Zapalam papierosa po wyjściu z jej domu, opuszczam głowę i przechodzę wzdłuż eleganckiej ścieżki jej uroczego ogrodu, którym szczerze gardzę. Zaciągam się ostrym smakiem tytoniu i wydmuchuję go z każdym kolejnym krokiem.

Chciałbym, żeby staranował mnie jakiś samochód i urwał mi głowę. Mieszkam w tej gównianej dziurze, zwanej Walią i nic nie mogę z tym zrobić. Moi nowi rodzice to jakieś popieprzone Białasy i na Boga, mam nadzieję, że nie kochają swojej córki, ponieważ jeszcze trochę, a nie będę w stanie powstrzymać się przed wrzuceniem jej pod ten samochód razem ze mną.

Powinienem wrócić do Cheshire i zarabiać pieniądze na spędzaniu nocy z klientami. A muszę nieźle obniżać swoje standardy i sypiać z nauczycielkami z liceum. W dupie mam jak gorąca była, jest jak każda inna w Walii; wkurwiająca.

Mój telefon dzwoni po dziesięciu minutach spokoju, znajomy dźwięk świadczy o tym, który to telefon. To nie jest odpowiedni moment. Grzebię w torbie podirytowany, staram się jak mogę, aby ten dźwięk oznaczał połączenie od jakiejś seksownej, lepiej płacącej klientki.

- Cześć, skarbie. - specjalnie odzywam się obniżonym tonem. - Co to będzie?
- Uh, cześć, mam na imię Carly. - jej głos jest niewinny. - Naprawdę, naprawdę lubię mojego szefa i miałam szczerą nadzieję, że może mógłbyś...?

Chcę, aby te tortury już się skończyły. Stękam cicho do siebie, czując, że muszę w coś uderzyć, mocno. - Chcesz, żebym udawał twojego szefa?

- Zasadniczo, tak. Nazywa się pan Johnson. On daje mi naprawdę ciężką pracę w biurze, jednak w jakiś sposób podnieca mnie to. - szepcze zażenowana.

Słyszałem już gorsze rzeczy podczas rozmów na sex-telefon, mam już doświadczenie. - Carly, skarbie. Słyszałem, że ostatnio nie pracowałaś zbyt ciężko. Wiesz, jak bardzo mnie to denerwuje. - mówię uwodzicielsko z grymasem na twarzy, ten ból nigdy się nie skończy.
- Oh, przepraszam panie Johnson-

Wymazałem z pamięci tą rozmowę, uczestniczyłem w niej jak najlepiej mogłem, żeby nie skarżyła się na brak zainteresowania z mojej strony. Potem miałem jeszcze trzy telefony: pierwszy dotyczył moich spraw osobistych, inny planowaniu spotkań. Ten, którego zawsze się obawiam to seks-telefon.

Jestem szczęśliwy, że rozmowy kończyły się po około dziesięciu minutach, przez to dobre piętnaście funtów wleciało prosto na moje konto. To łatwe pieniądze.

Harley POV

Naprawdę mam nadzieję, że Harry uzyska pomoc, której potrzebuje w angielskim. Pani Valentine jest na tyle miła, aby zostać po szkole i mieć pewność, że wszystko zrozumie. Żaden inny nauczyciel by tego nie zrobił.

Przeleżałam ponad godzinę na łóżku, zastanawiając się nad nowymi poprawkami. Ta rozmowa Harry'ego przez telefon musi zostać zapomniana. To jego sprawa i wydaje się być na tyle inteligentny, aby sobie z tym poradzić.

Przebieram się w jegginsy i wełniany sweter przed wyjściem z pokoju, po czym schodzę na dół i siadam na sofie przed telewizorem. Biorę wdech, relaksując się i kładę nogi na stoliku do kawy. Sekundę później mama lekko mnie klepie mi mówi, abym zabrała je na dół.

Nagle słyszę, jak frontowe drzwi mocno uderzają o ścianę, przez co lekko podskakuję i prostuję się. Harry szybko wchodzi, widzę, jak ciężko oddycha, bo jego klatka piersiowa mocno podnosi się i opada z każdym wdechem. Jego oczy odnajdują moje, jak patrzę na niego ponuro i natychmiast odwraca wzrok w inną stronę, po czym kieruje się w górę schodów.

- Nie jest zbyt towarzyskim chłopakiem. - mama odzywa się cicho, siadając obok mnie. Tylko wzruszam ramionami, nie mogę znaleźć odpowiednich słów, aby powiedzieć cokolwiek.
- Może po prostu nie lubi z nami rozmawiać.
- Nie zdziwiłabym się, po tym wszystkim, co przeszedł przez ostatnie parę miesięcy... Wyobrażasz sobie widzieć, jak twój ojciec umiera na twoich oczach? Miałabym traumę. - kontynuuje cicho, mimo, że chłopak prawdopodobnie przebiera się na górze.

Przez moment mu współczuję, przyznając, że stracił wszystko, co miał w bardzo przykry sposób. Musi odczuwać ogromny ból od tamtego wydarzenia, na pewno dlatego wygląda i zachowuje się tak chłodno. Udaję normalne zachowanie, kiedy słyszę, jak schodzi na dół niecałą minutę później, teraz ubrany jest w wąskie jeansy i czarną koszulkę. Z lekkich wahaniem wchodzi do salonu z surową miną, rozgląda się w okół i zajmuje miejsce na przeciw nas. Garbi się, gdy opiera łokcie na nogach.

- Gdzie jest...uh, jak on ma na imię? - pyta z zaciekawioną miną.
Moja mama odpowiada pierwsza. - Matthew gotuje obiad w kuchni, skarbie.

Nie odpowiada, po prostu patrzy znudzony w podłogę. Przewraca oczami i wzdycha, opierając się o oparcie fotela. - Co jemy?
- Tagliatelle carbonara.* - odpowiada mama, ponieważ ja wciąż milczę. Harry marszczy brwi.
- Nienawidzę tagliatelle.
- Jak można nienawidzić tego makaronu? - pytam zdziwiona z lekkim grymasem na twarzy.

Nie odpowiada tylko wzrusza ramionami, biorąc lekki wdech. Zawstydza mnie, kiedy nie odpowiada na moje pytania, czuję się wtedy głupio.

- Cóż, możemy ugotować ci penne** albo spaghetti***-
- Zjem to. W porządku. Przepraszam, że jestem trochę niegrzeczny. - zmusza się, aby to powiedzieć, a ja wiem, że nie to ma na myśli. Sposób, w jaki krzyżuje ręce na piersi i krzywi się, spoglądając w bok, to typowa "Zrobię co będę chciał" postawa. Znam ją od łobuzów w mojej szkole.
- Obiad gotowy! - tata krzyczy, powodując u mnie nerwowe westchnięcie.

Harry ostatni zasiada do stołu. Usiadłam na swoim stałym miejscu tak, jak zrobili to moi rodzice; pozostawiając Harry'emu wolne miejsce obok mnie, niezręcznie. Harry chwyta za widelec, ale zatrzymuje się, przypominając sobie o naszej zasadzie i powoli odkłada go na miejsce.

- Harry, jesteś wierzący? - pyta go tata i przełyka ślinę z wahaniem.
Ten tylko potrząsa głową. - Jestem Ateistą.

Otwieram nieco szerzej oczy, ale nie reaguję na jego odpowiedź, tylko trzymam buzię na kłódkę.

- Dlaczego nic nie powiedziałeś? Nie musisz odmawiać z nami błogosławieństwa jeśli nie chcesz. Nie będziemy cię do niczego zmuszać. - tata mówi z lekką obawą, na widok zaciskającej się szczęki Harry'ego. Dlaczego on zawsze tak napina swoją twarz?
- Cieszę się, że rozumiecie. - Harry kiwa, wypowiadając te słowa przez panującą między nami ciszę. Zaraz po tym zaczyna jeść, a moja matka, ojciec i ja składamy ręce.
- Harley, jeśli możesz...

Biorę głęboki wdech.

- Panie Boże, dziękujemy Ci za posiłek, który otrzymaliśmy. Chroń nas od zła i... nawet jeśli Harry w Ciebie nie wierzy, proszę, jego również utrzymaj w bezpieczeństwie. Amen.

Harry znowu wywraca oczami, wciąż jedząc, a moja mama się uśmiecha.

- To było miłe, Harley.
- Więc, Harry. Jak minął ci pierwszy dzień w szkole? - tata pyta go z troską i podejrzliwością.
Harry kiwa, ale nie uśmiecha się. - W porządku.
- Podobała ci się Msza? - pytam go nadaremne, bo wiem, że nie przyszedł na nią.
- Że co? - marszczy brwi, patrząc na mnie z przerażeniem.
- No wiesz, to tam, gdzie wygłosiłam Czytanie. - niewinnie rozszerzam oczy i uśmiecham się lekko.
- Och, tak. - mamrocze, a jego oczy błagają o pomoc. - To było, uh... interesujące.
- Jaka była twoja ulubiona część? - pytam go celowo, przez chwilę nie odpowiada. Nagle uśmiech pojawia się na jego twarzy.
- Twoje czytanie.

Uśmiecham się na jego odpowiedź, chociaż nawet go tam nie było.

- Dziękuję.

Obiad mógł pójść lepiej. Normalnie rozmawiamy przez cały ten czas, jednak tym razem było inaczej. Po włożeniu talerzy do zlewu, wracam do swojego pokoju. Podchodzę do swojego dużego akwarium i spoglądam na cztery różne rybki, wesoło pływające w okół. To moi przyjaciele.

- Chcecie, żeby was nakarmić? - pytam wysokim głosem tak, jakby były moimi pieskami. Chwytam pokarm dla ryb i wsypuję kilka nasionek, kiedy nagle ktoś wchodzi do mojego pokoju nieproszony.
- Masz tą książkę? Duma i sok z suszonych śliwek czy coś? Muszę ją przeczytać do strony dwudziestej piątej.
- Uh. - waham się przez jego pomyłkę. Nie, nie będę go poprawiać. Nie lubię poprawiać innych. - Jest w mojej torbie, pozwól mi nakarmić rybki, a potem ci ją dam.
- Dobra. - wzdycha i czeka w drzwiach, czekając na moją pomoc.
- Dam trochę tobie i trochę t-
- Mówisz do ryb? - Harry podpytuje z grymasem niezadowolenia.
Nerwowo przełykam ślinę i kiwam głową. - Tak.
- Dlaczego?
- Zawsze mówię do moich rybek. Są jak rodzina. - szepczę w zażenowaniu.
- Ale to tylko ryby. - mówi niskim głosem.
- Nie, nie tylko. - mamroczę i wskazuję palcem na czerwono-czarną rybę. - To jest rdzawosterny rekin, ma na imię Tybalt, bo wydaje się być niemiły dla innych rybek. Ta złota to żyworodna ryba, ma na imię Caesar, bo jest przywódcą. Ta wielobarwna nazywa się Forest, bo pływa najszybciej i jest trochę głupiutka, to ryba typu Kribensis****. A ta, złota rybka, nazywam ją... Ryba, ponieważ, cóż, jest po prostu rybą. To proste, ale przynajmniej tego nie zapomni.
- Jasne, że tak. Zapomni swoje imię w trzy sekundy.
- Myślisz, że o tym nie wiem? - wywracam oczami.
- Tylko mówię. Jak tylko pójdziesz do szkoły, zapomną kim jesteś i kiedy wrócisz nie będą cię pamiętać. - mamrocze, jakby to nie był niczyj interes.
- Łapię. - staję prosto, czuję lekki smutek, kiedy podchodzę do torby. - Masz książkę, bądź z nią ostrożny.

Bierze ją bez żadnego 'dziękuję' i po prostu wychodzi. Fukam zmęczona, po czym wracam do moich rybek i przyglądam się, jak wdzięcznie pływają. One były naprawdę drogie, mogłyby przynajmniej zapamiętać swoje imiona?

_____________________________________________________

Tagiatelle-carbonara
** Penne-carbonara
***Spaghetti-carbonara
**** Kribensis

Serca moje, pomożecie mi, aby "rozsławić "to fanfiction?
Będę baaardzo wdzięczna! 

"Klękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:
- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.

Jestem chłopakiem na telefon!"


Całuję, Ann. :*


7 komentarzy:

  1. Jak weszłam i zobaczyłam nowy rozdział pierwsze co pomyślałam to : ,, YEA! YEA! " Serio :D
    Widzę, że relacje między Harrym i Harley idą nie tą ścieżką co trzeba :D
    Nie powiem żebym była smutna. Jest ciekawiej i no cóż, jest to jakieś urozmaicenie.
    Przynajmniej nie ma ciągle tego love love love ;d Dobra już nie marudzę.
    Czekam na następny i w miarę możliwości postaram się promować twój blog ;)
    Pozdrawiam,
    B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku super już nie mogę się doczekać kolejnej części

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne. Tak samo by mnie wkurzała ta dziewczyna. Trochę przesadza XD Pozdrowienia :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry jaka irytacja xD
    Świetny x

    OdpowiedzUsuń
  5. to opowiadanie jest świetne,bardzo ci dziekuję kochanie, że je tłumaczysz dla nas.bardzo dziękuję

    OdpowiedzUsuń