Przez cały wieczór mam oko na Harry'ego, tak swobodnie rozmawia z
moimi rodzicami. Wydaje się być dla nich taki miły, jednak to, co usłyszałam po
drugiej strony drzwi było zupełnie inne. Kombinuje coś dziwnego i mam nadzieję,
że mojej rodzinie uda się go przed tym powstrzymać. Czuję, jakby był całkowitym
przeciwieństwem kogoś, kogo moja rodzina mogłaby polubić, jednak dziwnym trafem
pokochali go. Muszą być ślepi, aby nie zauważyć, jaki jest naprawdę. On jest
przekleństwem, nie wnoszącym nic dobrego nieznajomym.
Uwierzcie mi, nigdy nikogo nie oceniam. Nie obchodzi mnie, czy
jesteś gruby, chudy, brzydki, ładny, mądry, głupi. Ale kłopoty mogę wyczuć na
kilometr.
Nie mogę uwierzyć, że Harry będzie chodzić do mojej szkole przez
sześć miesięcy. To do bani, naprawdę do bani. Jak myślisz, może szkoła nie
zgodzi się na to? Dlatego, że nie jest chrześcijaninem?
Odpycham te myśli na bok, gdy patrzę się w lustro w swojej małej
łazience, zapinam górny guzik bluzki, zawiązuję krawat, a następnie przyciągam
go do kołnierza. Zostawiam rozpuszczone włosy, nie mam czasu, aby je ułożyć,
ponieważ autobus szkolny przyjedzie za jakieś dziesięć minut. Nie żebym je
właściwie jakoś układała czy coś.
Jestem gotowa, mój mundurek prezentuje się schludnie, a skóra jest
wolna od wszelkiego trądziku, na szczęście. Uśmiecham się do swojego odbicia
przed wyjściem z łazienki i zakładam kolanówki. Szczerze, naprawdę nienawidzę
tego mundurka.
- Zaśpiewaj to w dolinach, wykrzycz to na szczycie góry. Jezus
przyjdzie, aby nas zbawić, Jego zbawienie nie ma końca-
- Co ty śpiewasz? - słyszę głęboki głos dochodzący zza moich
pleców, kiedy znajduję się u szczytu schodów. Robi mi się słabo, zażenowana
wzruszam ramionami, gdy ten przepycha się obok mnie.
To nie tak, że lubię śpiewać tą piosenkę, po prostu musiałam się
jej nauczyć na dzisiejsze zajęcia.
Powoli schodzę po schodach, widzę, że moja mama i tata siedzą w
salonie jakby byli kimś obcym, co oznacza, że Harry jest zapewne w kuchni.
Słowo 'zbuntowany' świetnie go opisuje.
Nagle odwraca głowę w moją stronę i w momencie, kiedy staram się
schować, on przechyla głowę na bok i oblizuje usta. Swoje naprawdę wydatne
usta.
- W czym mogę pomóc? - mruczy niemal ze złością w reakcji czego robię
krok w tył, Harry marszczy brwi i krzyżuje ręce na piersi.
Kręcę głową, skanując jego ciało, on też ma na sobie mundurek.
Mama i tata musieli mu go kupić.
- Po prostu chcę zjeść coś na śniadanie. – mruczę, jednocześnie sięgając
do lodówki po jabłko. Lubię przechowywać jabłka w niskiej temperaturze.
Uważnie na mnie patrzy, jego wargi powoli poruszają się, gdy
podnosi jabłko do ust i bierze spory gryz, jego szczęka napina się, kiedy
przeżuwa.
Również patrzę na niego, biorąc gryz swojego jabłka, jego oczy
skanują moje ciało, przygląda się na mojemu mundurkowi.
- Więc, pewnie teraz śniadania będziemy jadali razem. - mówię,
starając się zacząć rozmowę. Mógłby, na miłość boską, uspokoić mnie, udowadniając
nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Jego usta zaciskają się w wąską linię.
- Wolałbym jeść sam.
Z trudem łapię oddech, nawet nie mam możliwości odwetu, bo ten
szybko wychodzi z kuchni, trącając mnie przy tym ramieniem. Stoję... oniemiała
ze wzrokiem wbitym w swoje stopy. Wow, to mnie... dotknęło.
Otrząsam się, przełykam ślinę i zaczynam iść w stronę drzwi, gdy
zauważam idącego przede mną ze opuszczoną głową Harry'ego.
Jego torba na ramię wygląda na nową. Mama i tata musieli mu ją
kupić. Albo mógł też ją ukraść...
Postanawiam pozostać w tyle, co pozwala mi spojrzeć na niego i
skanują całą jego postać. Niemożliwe, żeby miał osiemnaście lat. Nie zamierzam go
o to pytać, ale jestem ciekawa.
Coś jest z nim nie w porządku, aura wokół niego powoduje, że nie
wiem, co powiedzieć. Wiem, że to nie jest dobre, ani złe. Coś podpowiada mi, że
potrafi manipulować ludźmi, a jego milczenie powoduje, że zastanawiam się, kim
tak naprawdę jest.
Harry zatrzymuje się na przystanku, jego nozdrza rozszerzają się,
jednak wciąż pozostaje w niekomfortowej ciszy. Nieśmiało staję obok niego i
widzę, jak reaguje - wyciąga telefon i z wahaniem przygryza wargę.
Patrzę na jego iPhona, ma 5S.
- Ja mam 4S.
Podnosi lekko głowę, jego wzrok wypala mi dziurę w twarzy, gdy w
niepewności kręci głową:
- Ja... ja mam do gdzieś.
Spuszczam wzrok i marszcząc brwi, robię krok w tył. Wow, to było,
uh, to nie było za miłe.
Spuszczam wzrok na swoje idealnie wypolerowane czarne buty,
podczas czekania na przyjazd autobusu.
Po dwóch minutach niezręcznej ciszy autobus w końcu przyjeżdża, dzięki
czemu odczuwam wielką ulgę i pospiesznie wskakuję do środka. Idę powoli
pomiędzy siedzeniami, a uśmiech przyklejony do twarzy Amber przyciąga mój wzrok.
Natychmiast odwracam głowę w inną stronę i ostatnie, co widzę to jej głupi
uśmieszek oraz jej stopa stawiana przede mną.
Potykam się i upadam na kolana, czuję się upokorzona. To już drugi
raz, do cholery!
Podczas, gdy wszyscy wybuchają śmiechem, czuję czyjąś pięść na
tyle mojego swetra, która ciągnie mnie w górę, sprawiając, że szybko staję na
nogi.
- Uważaj jak chodzisz i idź dalej. – cichy, ale ostry głos Harry'ego
odzywa się za mną. - To byłby dobry początek.
Zauważam mignięcie niezręcznie uśmiechającej się Devon, marszczę
brwi z zażenowania i szybko zajmuję miejsce obok niej. Wzdycham, gdy Harry
zajmuje miejsce przed nami, oczy Devon robią się wielkie.
- To on? - mruczy, jej uśmiech powiększa się.
Jedynie potakuję, wywracając oczami i opadam z powrotem na
siedzenie, posępnie wpatrując się w widok za oknem.
- Niemożliwe, że ma osiemnaście lat. - szepcze. - Wygląda, jakby
miał z dwadzieścia.
Wzruszam ramionami.
- Moja mama powiedziała, że ma osiemnaście. Musi mieć, skoro
będzie chodził z nami do szkoły.
Nagle głowa Harry'ego powoli odwraca się w naszą stronę - surowy
wyraz twarzy sprawia, że brakuje mi języka w buzi. Jego wzrok mógłby zabić.
Nawet nic nie mówi, nie musi, potwierdza jedynie fakt, że nas
słyszy. Z powrotem odwraca się i czuję, że lekko drżę na widok tego, jak przeczesuje
włosy palcami.
Droga autobusem mija mi w niezręcznej ciszy, reszta tylko słucha
muzyki. Boję się powiedzieć cokolwiek, bo wiem, że Harry może to usłyszeć.
- Musimy pójść do sali przećwiczyć nasze Czytanie na Mszę. -
szepcze do mnie Devon, wysiadając z autobusu. Kierujemy się do wejścia, Harry
idzie przed nami, a następnie skręca do budynku z kremowej cegły z czarną
balustradą. Potem rusza w innym kierunku.
Już miałam wejść do środka, kiedy nagle ktoś brutalnie szarpie mnie
za ramię. Odwracam się i widzę Devon, która wskazuje palcem w stronę
Harry'ego.
- Idź mu pomóc, wygląda na zdezorientowanego.
Cicho jęczę, jednak mimo wszystko powoli zaczynam maszerować w
jego stronę, podczas, gdy ten niezdarnie przygląda się miejscu.
- Zgubiłeś się? - szepczę, chcąc stąd jak najszybciej uciec.
- Gdzie tu palicie? - pyta surowym tonem, na co szeroko otwieram
oczy.
- Co? - z trudem łapię powietrze.
- Słyszałaś.
Wiedziałam, że nie jest nikim dobrym. Ale teraz jestem jeszcze
bardziej zszokowana, niż można by się tego spodziewać.
- Zgaduję, że na tyłach. - mówię niewinnie i czuję się
skołowana, gdy ten nic więcej nie mówiąc, po prostu odchodzi.
Wracam do Devon, trzęsąc głową do samej siebie:
- On jest jakimś wyrzutkiem.
- Później możemy o tym pogadać. Chodź, musimy przećwiczyć
Czytanie.
-
Harry nie wrócił na zajęcia. Kiedy czytałam swoje Czytanie, nawet
się nie pokazał. Nie widziałam go też podczas lunchu, on naprawdę zaczyna mnie
wkurzać. Nie zamierzam nic mówić mamie i tacie, ale jeśli będzie jeszcze gorzej
- wtedy będę musiała coś zrobić, jakoś.
To moja ostatnia lekcja dzisiaj, angielski. Bardzo lubię tą
nauczycielkę, jest najlepszą nauczycielką, o jaką mógłbyś porosić. Pani
Valentine zawsze jest skora do rozmowy, kiedy ją o to poproszę. Jest bardzo
wyrozumiała, nie wspominając o tym, że jest jedną z najpiękniejszych kobiet,
jakie widziałam. Ma falowane włosy i niebieskie oczy. Mogłabym powiedzieć, że
ma około trzydziestu pięciu lat.
Siadam sama do ławki i przyglądam się wchodzącym do klasy ludziom,
z którymi nigdy nie rozmawiałam. Było tyle osób, z którymi starałam się
zakolegować, ale oni nie chcieli ze mną rozmawiać.
Zostaję wyrwana ze swoich rozmyśleń, gdy do klasy wchodzi ciemna
postać, oto Harry we własnej osobie; widzę go po raz pierwszy od rana. Jest na
moich zajęcia z angielskiego? Świetnie.
Wygląda, jakby czuł się zakłopotany na mój widok i to sprawia, że
ja również zaczynam czuć się niekomfortowo, kiedy zajmuje miejsce za mną.
Wzdrygam się, świadoma tego, iż siedzę naprzeciw niego, na jego widoku. Nie
chcę narobić bałaganu. Cholera, jestem niespokojna.
- Och. - Pani Valentine przemawia pewnym siebie głosem. - A kto to
może być?
Odwracam się, patrząc na Harry'ego, który stara się jakoś zakryć
swój głupi uśmieszek.
- Harry.
- Nie masz nazwiska? Biedny chłopiec. - żartuje sobie z niego,
powodując, że lekko chichoczę, gdy ten przez chwilę patrzy na mnie, a zaraz
potem przenosi wzrok na Panią Valentine.
- Styles.
- Więc, Harry Styles, do przodu, teraz. - mówi ostro i pstryka
palcami, kiedy reszta klasy pozostaje w ciszy.
Nic odzywa się, tylko powoli staje na nogi i z lekkim ociąganiem
się, przechodzi do przodu. Przynajmniej nie będzie już siedział za mną.
- Teraz lepiej. Będę mieć oko na twoją biedną buźkę. Powinieneś
się częściej uśmiechać, Harry Styles.
Jest zabawna, jak ja ją kocham.
Harry nic nie mówi, tylko cicho siada i słucha, jak nauczycielka
opowiada o książce, którą przeczytaliśmy, Duma i Uprzedzenie.
Lekcja ciągnie się w nieskończoność, ale to dobrze. Naprawdę
uwielbiam angielski. Uwielbiam literaturę i kreatywne pisanie. Jestem w tym
świetna.
- Dobrze, klaso. Chcę, abyście sami doszli do strony dwudziestej
piątej na jutro. Harry, co do ciebie, chciałabym, abyś został po lekcjach, żeby
zaplanować coś, dzięki czemu dogonisz resztę.
To dziwne, tylko dwadzieścia pięć stron.
Nie ważne.
- Powiem mojemu tacie, żeby cię odebrał. - szepczę do Harry'ego.
Po raz dziesiąty tego dnia, jego szczęka zaciska się. - Znajdę
drogę do domu.
Zamierza przejść cztery kilometry?
- Ale-
- Harley, kochanie. - Pani Valentines mówi. - Odwiozę Harry'ego do
domu. Pozwolę mu nawet usiąść na przednim siedzeniu, jeśli uważa, że jest na
tyle dorosły.
Harry patrzy chwilę w podłogę i jestem pewna, że się śmieje. Cóż,
to nie moja sprawa.
___________________________________________________
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.
___________________________________________________
EDIT!
Serca moje, pomożecie mi, aby "rozsławić "to fanfiction? Aby rosło w liczbę czytających?
Będę baaardzo wdzięczna!
"Klękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:
- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.
- Jestem chłopakiem na telefon!"
Całuję, Ann. :*
Kocham to opowiadanie. A rzadko to mówię, ale bardzo mi się podoba. Nie chodzi mi tu tylko o pomysłowość i estetykę, bądź styl pisania, ale o bohaterów. Zazwyczaj spotykałam takich, którzy byli za bardzo.. idealni, przebojowi lub na początku tak nieśmiali lub tępi, że miałam ochotę walić głową o ścianę. Dosłownie :D
OdpowiedzUsuńA tutaj są wyraziści i tak normalnie normalni, bez żadnych wydziwiań ;x Cieszę się, że zdecydowałaś się i zaczęłaś to tłumaczyć. Dziękuję za umilenie mi czasu i tą niecierpliwość, gdy czekam na nowy rozdział -.^
Pozdrawiam,
B.
Zajecudowne. .. Świetne. Ona taka święta i wgl a on jest call boy :-P
OdpowiedzUsuńWhohoooo! Świetny x
OdpowiedzUsuńSuuper!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdzial. Xx
OdpowiedzUsuń