niedziela, 16 sierpnia 2015

Chapter 26.

Siedzę w ciszy na mojej cotygodniowej wizycie ze szkolnym  psychologiem, który delikatnie gryzie koniec swojego długopisu, patrząc na mnie z ciekawością. Drżę pod jego intensywnym spojrzeniem i utrzymując głowę nisko, czekam na jego słowa.

- Wydajesz się czuć trochę lepiej od ostatniego razu. - zauważa, w efekcie czego natychmiast podnoszę głowę. - Przeszłaś niedawno jakiekolwiek zmiany, psychiczne?
Bez słowa kręcę głową, a on unosi jedną brew. - Jesteś pewna? Ponieważ jesteś dużo bardziej zrelaksowana, niż zazwyczaj. Cóż, nie powiedziałbym zrelaksowana- bardziej pod kontrolą. Jak gdybyś czuła się z tym dobrze.
- Czuję się tak samo. - mamroczę szczerze.
Przebiega palcami przez swoje czarne włosy i lekko poprawia okulary przed zapisaniem kilku zdań do swojego notatnika. - Jakkolwiek... - przerywa i odwraca kartkę na następną stronę. - Zauważyłem, że przestałaś obcinać paznokcie. Są trochę dłuższe, czyż nie?
Krzyżuję ręce, aby je schować. - Chyba tak.
 - Wydawało mi się, że obiecaliśmy sobie, że utrzymasz je krótkie? Pamiętasz, kiedy twoja mama i tata zadzwonili do mnie, ponieważ martwili się o ciebie?
Czuję irytację na tyle moich nóg. -  Nie drapałam się.
- Wyglądasz, jakbyś teraz chciała zacząć się drapać. - wyszeptuje zmartwiony, powodując u mnie uśmiech niepokoju na nagłą potrzebę przeciągnięcia paznokciami po mojej skórze.
- Jest dobrze. - odzywam się słabo.
Wyciąga gumkę recepturkę i niepewnie przesuwa ją w moją stronę, zmusza do wyciągnięcia ręki i zakłada ją na mój nadgarstek. - Za każdym razem, kiedy będziesz chciała się drapać- pociągnij za gumkę.
Pozostaję niezmienna, kiedy nieśmiało kiwam głową i ostrożnie staję na nogi. - Proszę, mogę już wyjść? Ja- ja mam zajęcia.
Beznadziejnie wzrusza ramionami. - Chciałbym porozmawiać dłużej-
- Naprawdę muszę iść na zajęcia. - kłamię, nawet nie mam lekcji. O rany, jestem w rozsypce.
Drżącymi nogami pokonuję drogę wzdłuż jego gabinetu do drzwi. - P-przepraszam.

Jestem wdzięczna, że mnie nie goni, może zrozumiał, że czułam się niekomfortowo- i wiedział, że potrzebuję czasu. Wielokrotnie pociągam za gumkę podczas przechodzenia korytarzami.

Dostrzegam dźwięcznie przechadzającą się korytarzem w swoich wysokich obcasach i ołówkowej spódnicy panią Valentine dźwigającą swoje książki. Natychmiast podchodzę do niej i oferuję jej pomocną dłoń. Po prostu muszę zająć się czymś, co sprawi, że moje złe myśli odejdą.

- Potrzebuje pani pomocy?
- Aw. - uśmiecha się z wdzięcznością i podaje mi trzy z jej książek. - Dziękuję kochanie, niosę je do mojego pokoju.
Chętnie zobowiązuję się do wykonanie jej prośby i niosę je bezpiecznie po schodach, aż do jej klasy. - Jak tam mama i tata? Wszystko u nich w porządku?
- Mają się dobrze. - wyszeptuję.

Ostrożnie kładę książki na biurku i zaczynam przyglądać się niezręcznie jej niezorientowaniu. Potrzebuję od kogoś pocieszenia.

Wiem, że to bardzo nie ma miejscu, ale owijam swoje ręce w okół niej, aby ją przytulić. Na początku jest zaskoczona, ale kiedy tylko słyszy mój szloch i łkanie, szybko oddaje mój uścisk. Utrzymuje swoje ramiona w okół mnie i klepie mnie po plecach. - Kochanie, co się dzieje?
- J-jestem zaniepokojona. - pociągam nosem i wydymam trzęsące się wargi.
- Wciągnij powietrze przez nos... - wciąga powietrze na swoje słowa, a następnie odprężająco wypuszcza je. - I wypuść przez usta.
- Wdycham przez nos, - powtarzam cicho. - wypuszczam przez usta.
- Dobrze. - zapewnia. - Dlaczego jesteś zaniepokojona? Co sprawia, że tak się czujesz?
- Wszystko. - płaczę. - Szkoła, ludzie, dom-
- Wiem, wiem. - uspokaja mnie. - Wszyscy przez to przechodziliśmy, kochanie. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała zostać po lekcjach, żeby ci pomóc, wiedz, że zostanę z tobą. Chciałabym móc sprawić, aby ludzie w szkole byli mili, ale to po prostu banda kretynów, prawda?
- O rany, - śmieję się nerwowo na jej przymiotnik. - Tak przypuszczam-
Niespodziewanie słyszymy szybkie pukanie do drzwi, powodując, że obie odwracamy się w ich stronę. Nagle wchodzi Harry, kłopotliwy wzrok przyklejony jest do jego twarzy. - Oh... Przyszedłem w niewłaściwym czasie?
Pani Valentine wygląda na jakby sfrustrowaną. - Nie mogę dzisiaj przeprowadzić z tobą sesji nadrabiającej. - Rozszerza na niego oczy, na co on robi to samo w uświadomieniu. - Harley nie czuje się najlepiej.
Trzęsę się ze wstydu, kiedy Harry robi krok do przodu i uspokajająco, delikatnie kładzie dłoń na mojej talii, co wydaje się być próbą uwolnienia mnie z objęć pani Valentine, aby zamknąć mnie w jego. - Co się stało tym razem? - pyta zmęczonym głosem.
Piorunuję ich wzrokiem i odsuwam się od obojga, doprowadzając się do ładu w końcu łapię oddech. - Po prostu miałam chwilę słabości. Chcę wrócić do domu.
- To dobry pomysł. - mówi łagodnie pani Valentine, a Harry niecierpliwie kiwa głową. - Harry, jesteś jej bratem, odprowadź ją do domu.
Sztywnieje w proteście, a jego szczęka wyostrza się, posyłając mi jedno, podłe spojrzenie. Ostatecznie jednak wywraca swoimi rozdrażnionymi oczami. - To godzina drogi, a ona chodzi dwa razy wolniej ode mnie.
Wznieca się we mnie odrobina wściekłości. - Dlaczego przykuwasz tak ogromną uwagę do moich wad?
- Ciężko nie zauważyć, jak wolno chodzisz, kiedy specjalnie dla ciebie muszę iść pięć razy wolniej, żebyś mogła za mną nadążyć. - dogryza, sprawiając, że gorączkowo wypuszczam powietrze jak oszalała.
- To twój problem! To ty wybrałeś, aby dla mnie zwolnić!-
- Musiałem dla ciebie zwolnić! Bo znając ciebie, zgubiłabyś się albo ktoś, by cię porwał! - mówi ostro, jego ciemne brwi marszczą się, kiedy szczęka pani Valentine opada.
- Wy dwoje kłócicie się jak stare małżeństwo! Przysięgam na Boga, nigdy nie widziałam czegoś takiego. - wzdycha zmęczona i szybko splata swoje szczupłe ręce.

Nie, nie pozwolę jej myśleć, że to, co teraz mamy to tylko wzajemna niechęć do siebie nawzajem. On jest wrzodem na tyłku, a ja jestem rozjemcą.

- On jest zbyt obrażalski!
- On właśnie powiedział, że zwalnia, kiedy idziesz, ponieważ martwi się, że się zgubisz. Troszczy się o ciebie. - próbuje mnie pouczyć, ale ja zamiast tego wydaję cichy, ironiczny chichot. Harry, naprawdę troskliwy? Nigdy.
Szybko się broni. - Nie chcę brać odpowiedzialności za jej zniknięcie.
- Widzi pani z kim ja muszę żyć? - pytam ją z grymasem niezadowolenia na twarzy i splatając ręce na piersi odsuwam się o krok od Harry'ego.
Ale on trąca moje ramię i staje obok mnie. - Odprowadzam cię do domu, pamiętasz?
Niepewnie zarzucam moją torbę na ramię przed zrobieniem nadąsanej miny. - Chyba tak.

Żegnam się z panią Valentine, a potem Harry z zakłopotaniem zamyka za nami drzwi. Idzie moim tempem, co sprawia, że uśmiecham się delikatnie, gdy ten prowadzi mnie do furtki i odprowadza do domu. Przez jakiś czas idziemy w ciszy, pochłaniając powietrze przed wypuszczeniem szybkiego sapnięcia.

- W każdym razie, dlaczego wracasz do domu? - mruczy.
- Zainteresowany? - pytam z nadzieją.
- Tylko ciekawy. - mówi oschle.
Zraniona opuszczam wzrok, a potem zatrzymuję się. - Mam sześć prac domowych, zostałam werbalnie zaatakowana przez satanistów, kiedy szłam korytarzem i w ogóle w szkole nie jest za dobrze. Potem psycholog szkolny chciał ze mną rozmawiać i zdenerwował mnie i zrobiłam się trochę emocjonalna.
- Czekaj- jesteś zastraszana przez satanistów? - Harry w zdradzający lekkie zdziwienie sposób mruczy z zakłopotaniem.
Potykam się, ale ręce Harry'ego łapią za moje ramiona, powstrzymując przed upadkiem. - Słuchają złej muzyki, farbują włosy na czarno i mówią, że mam się zabić. Mają złe symbole na swoich torbach i kurtkach.
- Harley, nie. - kręci głową i prowadzi nas na pustą ścieżkę, drogę na skróty do naszej ulicy. - To nie sataniści,  to goci.
- Goci? Jak emo? - mruczę pod nosem.
- Ta sama pieprzona rzecz. - mówi głośno.
- Goci nie są mili. - mamroczę. - Mówią złośliwe rzeczy, kiedy przechodzę obok, jak idź obciągnąć Jezusowi. Nawet nie wiem, co to znaczy, ale brzmi paskudnie.
- Oj, Bambi. - chichocze, ale w końcu nie może się powstrzymać. Natychmiast pochyla się, trzymając za brzuch i płacząc ze śmiechu. - To takie śmieszne, o Boże-
- Przestań wzywać imię Pana Boga na daremno. - ostrzegam, piorunując go wzrokiem. - To nie jest śmieszne.
- Jesteś taka naiwna. - odzywa się zdyszanym głosem, a potem w końcu staje prosto i ociera łzy z oczu.
- Nie jestem naiwna! - bronię się.
- Jesteś taka urocza. - szczypie złośliwie moje policzki. Odpycham go mocno, na co ten zdziwiony robi krok w tył.
- Czy ty mnie naprawdę popchnęłaś? - prycha, jego dziecinne zachowanie słabnie w przeciwieństwie do ogarniającej go złości.
- To odruch. - bronię się. - Dotknij mnie, a zostaniesz popchnięty.
- Uszczypnąłem twój policzek.
- Ty... rzuciłeś swoją p-p-pieprzoną ręką w moją twarz, myślałam, że chcesz mnie uderzyć!
Zatrzymuje się, a ja nerwowo krzyżuje ręce na piersi na jego odpowiedź- jakakolwiek ona będzie. Harry nie ustępuje i również krzyżuje ręce. - Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię uderzyć?
- Nie o to mi chodziło. - wywracam oczami i robię krok do przodu. - Ale kiedy to robisz- - zatrzymuję się, aby uszczypnąć jego policzek, ale przypadkiem wkładam mu palec do oka. - O rany!
- Harley! - wrzeszczy wkurzony i przykłada dłoń do oka, dysząc przy tym z bólu. - Nie wierzę, że właśnie to, kurwa, zrobiłaś!

Pozostaje cicho przez chwilę, ale potem wycofuje dłoń i gwałtownie wypuszcza powietrze. Oko, które wcześniej przypadkiem prawie mu wydłubałam teraz jest niesamowicie czerwone i załzawione, wygląda podobnie, kiedy wraca późną nocą do domu.

- Kocham ból. - powtarza jak mantrę. - Kocham ból.
- Nie wyglądasz, jakbyś kochał ból-
- Kocham ból! - wrzeszczy do siebie i nagle zaczyna chodzić tam i z powrotem.
- Wyglądasz naprawdę dziwnie, kiedy to robisz. - zauważam, a on staje nieruchomo.
- Zamknij gębę, Harley. - ryczy dziko, a potem zaczyna iść do domu beze mnie.
- Czekaj. - wołam, ale ignoruje mnie. - Proszę!

Niezdarnie potykam się o własne stopy, próbując dogonić go idącego szybkim krokiem, ale odwraca się, ponieważ upadam na ziemię i od razu rozcinam kolano. Jęczę do siebie, ze wszystkich sił próbuję się nie rozpłakać i odnoszę sukces. Dzięki Bogu wybraliśmy drogę na skróty, nie chciałabym, żeby ktoś to zobaczył.

Podczas gdy utrzymuję głowę nisko, słyszę zbliżające się do mnie kroki Harry'ego, jest bliżej i bliżej, aż w końcu jego czarne buty zatrzymują się tuż przed moim krwawiącym kolanem. - Zostawiłem cię samą na dwie sekundy, nie mogłaś zapewnić sobie bezpieczeństwa chociaż na tyle.
Pojedyncza łza spływa po moim policzku, kiedy ja próbuję wytrzymać ból. - Nie było cię tu, żeby mnie złapać.

Mimo, że wydaje się być ewidentnie zły przez oko, klęka, opierając się o jedno kolano i przeszukuje ostrożnie swój plecak. Wyciąga butelkę wody i stawia ją obok, a potem sięga po mój i wyciąga paczkę chusteczek, które wie, że zawsze noszę ze sobą.

Moczy je wodą, a potem przyciska i przytrzymuje mocno do mojej rany. Wiercę się i jęczę z bólu, ale on nie przestaje uciskać. - Przestań się ruszać.
- To boli. - nabieram powietrza.
- Zdarłaś kolano. - drwi z niedowierzaniem. Cofa się delikatnie, kiedy krwawienie ustaje, co powoduje jego uśmiech na własny sukces.
- Dziękuję.
Chwilowo cichnie, koniuszki jego palców muskają moją nogę, kiedy uspokajająco wypuszcza powietrze. - Oto, dlaczego czuję się za ciebie odpowiedzialny.
- Wiem. - szepczę.
Jedynie wzrusza ramionami po czym obniża usta do poziomu mojego skaleczenia i tuż nad nim składa delikatny pocałunek. - Przepraszam za kolano.
Nie mam pojęcia, co odpowiedzieć przez widok jego przekrwionego okna, więc łagodnie kładę swoją dłoń pod nim i niezręcznie wzruszam ramionami. - Przepraszam za oko.
Próbuje powstrzymać swój uśmiech, ale marnie mu to wychodzi. - Powinnaś.

Przysuwam się delikatnie, aby móc bardziej się temu przyjrzeć. Naprawdę mocno go dźgnęłam, co nie? Wygląda okropnie. Marszczy brwi, kiedy zamykam mu oko opuszkiem palca i delikatnie głaszczę nim miejsce tuż pod okiem.

- Nie zamierzasz pocałować mnie w oko? - mruczy pod nosem.

Przełykam ślinę i kiwam nieśmiało, moje wargi rozłączają się i już mam złożyć pocałunek, kiedy nagle jego dłoń chwyta po obu stronach moją szczękę i przyciska swoje usta do moich. Śmieję się przez pocałunek, nie dlatego, że sądzę, że to zabawne; po prostu myślę, że to, iż tak postąpi jest tak przewidywalne, że nigdy bym się tego nie spodziewała.

Uwielbiam uczucie nas całujących się, to takie magiczne w sposób, w jaki nie potrafię wytłumaczyć. Twierdzi, że w ogóle się mną nie przejmuje, ale sposób, w jaki poruszają się jego usta wraz z moimi daje mi fałszywe wyobrażenie. Uwielbiam dźwięk, jak wydajemy, kiedykolwiek kończymy nasz pocałunek- zawsze słychać taki 'cmok' i, to dziwne, ale naprawdę lubię ten dźwięk.

Pierwszy cofa się, nadal klęcząc na kolanach. - Gotowa do drogi?
Wzruszam ramionami. - Kolano mnie piecze.
Niemniej jednak pomaga mi stanąć na nogi. - To tylko zdarte kolano, spróbuj to rozchodzić.
Robię zaledwie jeden krok, a to, oczywiście, już boli. - Jeśli będę iść wolno to będzie dobrze.
Dramatycznie wywraca oczami i przebiega palcami przez swoje długie włosy. - Odmawiam jeszcze wolniejszego poruszania się.
- Będzie mnie bolało. - wydymam usta.
Z jakiegoś dziwnego powodu klęka. - Wsiadaj na moje ramiona.
- C-co? - panikuję. - Nie.
- Poniosę cię.
- A co jeśli będę za ciężka?
- Nie będziesz. - mówi stanowczo i ustawia się naprzeciw mnie.

Piszczę, usiłując ostrożnie założyć moje dwie "jak makaron" nogi na jego ramiona i natychmiast kurczowo uczepiam się go. Harry powoli podnosi się i staje prosto, a ja mocno trzymam jego włosy jak gdyby były lejcami.

- Hm. - mruczę pod nosem. - A więc to takie czucie być wysokim.
- Jak widoki?
Patrzę w dół na niego. - Ekstra.

Niesie mnie w ciszy, a ja pozwalam sobie przebiegać palcami przez jego miękkie, delikatne włosy. Pragnę się w tym pogrążyć. Czuję się komfortowo w jego uścisku, kiedy opuszki jego kciuków masują skórę moich nóg, które trzyma bezpiecznie przy swoim twardym torsie. Przy nim zawsze czuję się tak bezpiecznie.

- Masz w sobie taką opiekuńczą naturę. - szepczę po cichu, czego żałuję, kiedy słyszę jego chichot.
- Może to coś w rodzaju starszego brata. - żartuje, wprawiając mnie w zażenowanie.
- Jesteśmy niczym innym jak tylko bratem i siostrą. - mamroczę, ponownie bawiąc się jego włosami. - Po prostu jesteś opiekuńczą osobą.
- Nie jestem, Harley. - mówi.
- Jesteś. - podtrzymuję swoje zdanie.
- Tylko dla ciebie. - przyznaje, a ja czuję jakby trzepot skrzydeł motyka w moim brzuchu.
- Ponieważ przez cały czas prawie się zabijam?
- Z całą pewnością. Gdyby stało ci się coś złego w mojej obecności, winiłbym się za to.
- A co gdybym celowo zrobiła coś niebezpiecznego? Wtedy nie byłbyś temu winien. - sugeruję bezzwłocznie.
- Tak, wtedy bym się nie przejął. - wyszeptuje, jak gdyby to było nic, albo jakby to miało mnie w ogóle mnie ruszyć.

W takim razie dobra.

- Co gdybym chciała się przechylić do tyłu? No wiesz, wisieć do góry nogami na twoich ramionach jak nietoperz?
- Nigdy byś-
- Jestem nietoperzem! - krzyczę i natychmiast opadam w tył, mój kręgosłup łączy się z jego.
- Harley! - niemal ryczy ze strachu. - Co ty, kurwa, wyprawiasz? Ja pierdole, podnoś się! Jezu Chryste, Harley! Posłuchaj mnie.
Mogę poczuć intensywny ucisk napływający do mojego czoła. - Jeśli się ześlizgnę, to będzie moja wina.
- Próbujesz udowodnić swoją głupią rację? Zabijesz się, do cholery!
- Ja tylko próbuję być nietoperzem.
- Nie jesteś nietoperzem!
Jego uścisk na moich nogach na pewno spowoduje siniaki, więc myślę, że to już pora podnieść się i to skończyć. - Dobra, nie jestem nietoperzem.
Szybko podciągam się, wracając na poprzednią wysokość. Harry odetchnął z ulgą przed zdenerwowanym chrząknięciem. - Napędziłaś mi niezłego stracha.
Pochylam się do przodu i obniżam lekko czoło do jego zburzonych, brązowych włosów. Moje usta są nad jego uchem. - Jesteś bardzo opiekuńczy wobec mnie. Przyznaj to.
- Ta, ta, nie ważne. - usiłuje się przyznać i mogę to usłyszeć.
Ponownie siadam prosto, a on zastanawia się nad czymś przed przemówieniem: - Musisz mieć naprawdę silne plecy, żeby móc się tak podnieść.
- Gimnastyka. - mruczę pod nosem. - Robiłam to przez dwanaście lat.
- Oh.
- Pamiętasz, jak powiedziałeś mi, że nie lubisz gimnastyczek? - pytam i przez przypadek wyślizguję się lekko, sprawiając, że ten śmieje się głęboko, jednocześnie sprawdzając i jeszcze bardziej wzmacniając swój uścisk. - To poniekąd zabolało.
- Przepraszam, Bambi. - chichocze. - Nie zauważyłem.
- Przeprosiny przyjęte. - uśmiecham się do siebie i przebiegam dłońmi przez jego włosy raz jeszcze.
Harry wydaje zadowolone jęknięcie. - To tak cholernie niesamowite uczucie, kiedy bawisz się moimi włosami.
- Są wystarczająco długie, żeby zrobić z nich kitkę. - przyznaję, w tajemnicy wyciągając jedną ręką gumkę do włosów i rozszerzam ją.
- Nigdy nie próbowałem związywać ich w kitkę.

Zakładam gumkę na swój nadgarstek, potem rozczesuję jego włosy palcami, w ten sposób pozbywając się jakichkolwiek nierówności i tworzę dla niego idealnego męskiego koka. Uśmiecham się do siebie na ten widok. Chce mi się śmiać, dopóki nie uświadamiam sobie, jak atrakcyjnie on tak naprawdę wygląda.

- Jak to wygląda? - pyta.
- Ekstra.
- Zdejmuję to, kiedy tylko wrócimy do domu. - informuje przypadkowo w momencie, kiedy jesteśmy już blisko. Ściąga mnie ze swoich ramion i delikatnie stawia na ziemi.
- Co przypomina mi, Bambi, że jesteśmy w domu.

______________________________________________________________

Wybaczcie mi tak długie czekanie. :( Najpierw nie miałam internetu, a kiedy w końcu go odzyskałam - zajęłam się nowym rozdziałem Stalked i nowym rozdziałem tutaj, dlatego tyle czasu mi to zajęło... :(

Właśnie! Sprawdzajcie Stalked!

15 komentarzy = rozdział 27

16 komentarzy:

  1. Omg :o
    Końcówka taka javduava>>>>>>>>>>>>>
    Świetny xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdzial jak zawsze i jeszcze pierwsza jestem. Xx

    OdpowiedzUsuń
  3. OMFG ��
    Harry taki opiekuńczy i wgl ♡♡♡
    Kocham ten rozdział!
    Sara xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju. Już jest. :) Kocham to czytać. :) I ten rozdział jest taki ughtsks Super po prostu. ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam ich razem ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww....Hahahaha cudowny *.* "Obciągnij Jezusowi" O kurwa! I ci goci! Hahaha

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem nietoperzem! XD

    OdpowiedzUsuń
  8. Harry taki opiekuńczy :) taki kochany :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy tylko mnie tak bardzo denerwuje Harley? -.-' ale i tak mam nadzieję, że będzie duużo love XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na kolejny. Xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietnie! Czekam na nezt XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda ze nie ma juz rozdziałów co piątek :( ale rozdział i tak świetny

    OdpowiedzUsuń