Jest czwarta nad ranem, kiedy uświadamiam sobie, że nie ma mnie w domu i właściwie to jestem w pokoju kogoś innego. Wiercę się, próbując uwolnić z kłębów pościeli i niespodziewanie czuję, jak moja twarz uderza w coś twardego.
- Hej. - słyszę szept głębokiego głosu Harry'ego, gdy jego silna dłoń styka się z moimi plecach, aby mnie szturchnąć. - Za bardzo się kręcisz i wiercisz.
Opuszczam głowę z powrotem na materac, gdzie podpierają mnie tylko dwie poduszki. - Potrzebuję więcej poduszek.
- Nie, nie potrzebujesz. Masz już dwie. - informuje otwarcie, jego oczy spoczywają na telefonie i zauważam, że siedzi; nie podjął żadnych starań, aby się w ogóle przespać. Wciąż ma na sobie nawet buty.
- Widzę, że nie używasz swoich-
- Dobra. - przewraca oczami, lekko unosząc się i chwyta dwie, marnujące się przez siedzenie na nich, poduszki. Nie zadając sobie przy tym trudu, podaje mi je, doceniam to.
- Wciąż potrzebuję więcej poduszek. - jęczę, wstając powoli i rozglądając się po otoczeniu, jednak nic nie znajduję.
- Masz cztery poduszki. - potwierdza.
- Potrzebuję co najmniej sześciu.
Usta Harry'ego szybko zmieniają się z grymasu na uśmieszek, następnie blokuje telefon i kładzie go obok siebie, jego wzrok ląduje na mnie. - Wiesz, jeśli śpisz z wieloma poduszkami, to znaczy, że jesteś samotna.
Opuszczam głowę z powrotem na materac, gdzie podpierają mnie tylko dwie poduszki. - Potrzebuję więcej poduszek.
- Nie, nie potrzebujesz. Masz już dwie. - informuje otwarcie, jego oczy spoczywają na telefonie i zauważam, że siedzi; nie podjął żadnych starań, aby się w ogóle przespać. Wciąż ma na sobie nawet buty.
- Widzę, że nie używasz swoich-
- Dobra. - przewraca oczami, lekko unosząc się i chwyta dwie, marnujące się przez siedzenie na nich, poduszki. Nie zadając sobie przy tym trudu, podaje mi je, doceniam to.
- Wciąż potrzebuję więcej poduszek. - jęczę, wstając powoli i rozglądając się po otoczeniu, jednak nic nie znajduję.
- Masz cztery poduszki. - potwierdza.
- Potrzebuję co najmniej sześciu.
Usta Harry'ego szybko zmieniają się z grymasu na uśmieszek, następnie blokuje telefon i kładzie go obok siebie, jego wzrok ląduje na mnie. - Wiesz, jeśli śpisz z wieloma poduszkami, to znaczy, że jesteś samotna.
Oh.
- Nie jestem samotna.
- Powodem, dla którego przyszliśmy na tą imprezę było to, że chciałaś zdobyć przyjaciół.
- Prawda. - podstępnie rozszerzam oczy w objawieniu. - Wydaje mi się, że ty też jesteś samotny.
- Że co? - pyta i powoli przesuwa swoje ciało w moją stronę, a ja kładę się na swoich czterech poduszkach, z czym muszę się pogodzić. - Nie jestem samotny, towarzysko.
- Możesz mieć przyjaciół, ale jesteś jednym z największych samotników, jakich znam- bez urazy. Nie wiem, jak to wyjaśnić... Ale wszystko, co robisz- robisz zawsze sam. Zgadza się, jesteś niezależny. - kiwam głową, zgadzając się z własnymi słowami, a potem wciskam swoją śpiącą twarz w miękką pościel.
- Co czyni mnie niezależnym? - szepcze zaciekawiony, jednak informację, którą ode mnie zdobył, traktuje lekko i wygina swoje pełne usta w uśmieszek.
- Po prostu izolujesz się od wszystkiego i od wszystkich. Czasem, na przykład, wychodzisz z domu i nie wracasz przez dwie godziny. No nie wiem... w ogóle nic nie mówisz w domu, tylko siedzisz w swoim pokoju. - wyjaśniam szczerze, podczas gdy ten pozostaje nieruchomo, jego dolna warga jest ciasno zaciśnięta między zębami. Kiwa głową w odpowiedzi, ale jednocześnie marszczy brwi.
- Nie czuję się samotny.
Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. - Musisz. Podświadomie wiesz, że jesteś samotny, rozumiesz mnie?
- Nie.
- Uh. - podnoszę głowę z poduszek i szybko siadam, aby być z nim twarzą w twarz. Jak mogę to wyjaśnić Harry Stylesie? - Więc-
- Nie chcę wiedzieć. - przerywa mi zmęczonym jęknięciem, powodując, że zraniona wydymam wargi. - To znaczy, przepraszam, nienawidzę, kiedy bawisz się ze mną w terapie.
Patrzę na niego z bólem w oczach i krzyżuję ręce. - To tak, jakbyś w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać.
- Szczerze. - mamrocze i rozprasza samego siebie poprzez ponowne wyciągnięcie telefonu. - Po prostu chciałbym, żebyś znowu poszła spać.
- Za każdym razem, kiedy myślę, że chociaż w niewielkim stopniu jesteś zwykłym albo potencjalnie przyzwoitym człowiekiem- mówisz coś niemiłego. - warczę.
- Jest czwarta nad ranem. - wywraca oczami i wypuszcza marudne ziewnięcie, moje słowa w ogóle go nie ruszyły. - Przepraszam, jeżeli nie czuję potrzeby przeprowadzenia z tobą rozmów intelektualnych. Przestań być taka zależna od innych.
- Nie jestem zależna.
- O Boże, teraz ja muszę pobawić się z tobą w terapię. - szybko krzyżuje nogi i odwraca się twarzą do mnie, jego wzrok naprzeciw mojego. - Jesteś najbardziej zależną osobą, jaką znam. Nie możesz nic robić sama, bo robisz się- - unosi ręce sarkastycznie nimi wymachując. - ...nerwowa. Nie możesz nawet pójść na zakupy bez dzwonienia do mnie, żebym cię odebrał, ponieważ twoja przyjaciółka zostawiła cię i nie masz jak wrócić. To znaczy, nie mogłaś po prostu złapać autobusu tego dnia, kiedy poszłaś do sklepu z sukienkami? Albo taksówki?
- Ch-chyba tak-
- Jesteś zagubioną osobą. Czasami czuję się za ciebie odpowiedzialny, ponieważ przez większość czasu nie masz pojęcia, co się w ogóle dzieje na tym świecie. Jesteś... po prostu naiwna. Obawiam się, że pewnego dnia zostaniesz potrącona przez samochód albo coś. Albo, potykasz się co chwilę, nieważne, gdzie idziesz. Jesteś jak Bambi. - wydaje się znaleźć w sobie tyle entuzjazmu w trakcie mówienia mi, co jest ze mną nie tak.
- Moja babcia mówi na mnie Bambi. - szepczę.
- I ma rację. Twoje oczy są ogromne, twój nos jest tak guzik. Twoje nogi ciągle się trzęsą, jakbyś miała się zaraz przewrócić.
- Oh-
- I jesteś po prostu... jesteś po prostu zajebiście słodka.
Uśmiecham się nieśmiało, ale zawstydzona szybko zakrywam usta dłońmi, starając się zachować spokój. - Cóż... Ty jesteś... Jesteś jak... Jesteś jak Szatan.
- Co?
- Ale wyglądasz jak Bóg... Oh, nie- nie powinnam tego mówić. Myślę, że właśnie złamałam drugie przykazanie; Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych-
- Co? Ułatw to dla mnie. - próbuje utrzymać swój uśmiech.
- To znaczy, że... nie powinnam idealizować nikogo innego, prócz Boga i tych rzeczy. A powiedziałam ci, że wyglądasz, jak Bóg i wydaje mi się, że muszę prosić o wybaczenie.
Już mam splatać razem swoje dłonie w modlitwie, ale Harry szybko za nie łapie. - Harley, posłuchaj siebie. Brzmisz jakbyś była szalona.
Zdenerwowana uderzam w jego dłonie. - Moja religia nie jest szalona.
- Jest szalona. Naprawdę uważasz, że twój Bóg jest taki miłosierny, skoro każdego roku pozwala umierać milionom głodujących dzieci? Co jest w tym takiego miłosiernego? - śmieje się żałośnie i przewraca oczami przed denerwującym wpatrywaniem się we mnie, czekając na odpowiedź.
Czuję rosnącą we mnie wściekłość na jego nieudolność i nawet nie zdaje sobie sprawy, kiedy zbliżam się do niego jeszcze bardziej. - Nie mów mi, że Bóg nie jest miłosierny, skoro my robimy dokładnie to samo. Bóg nie patrzy na umierające dzieci i nie robi nic, żeby je uratować. Bóg patrzy na nas, jak my patrzymy na tych, którzy umierają, podczas, gdy to właśnie my nie robimy nic, aby ich uratować. On sprowadził nas na tą ziemię, abyśmy zaopiekowali się światem jak dobrzy gospodarze, którymi chciał, abyśmy byli. Sprawdzał nas- on zawsze nas sprawdza. Nie on pozwolił im umrzeć- my to zrobiliśmy. Źli ludzie to zrobili. Wydajemy pieniądze na śmiercionośną broń, na wojny, które nie powinny mieć w ogóle miejsca, ponieważ ludzie nie powinni zabijać. Bóg wstydzi się nas- jako gospodarzy, jako ludzi- jako jego dzieci.
Jego oczy łagodnieją, a dłonie łapią moje biodra, przyciągając mnie jeszcze bliżej, więc teraz siedzę na nim okrakiem. Pozostaję przy swoim przekonaniu, ale on wydaje się być wesoły. - Przepraszam, Harley. Ja tylko... Nie mogę uwierzyć w Boga. Trudno jest mi zaakceptować to, że ktoś tam w niebie czuwa nas nami i ocenia każdy nasz ruch. To po prostu idiotyczne, a myśl, że jest ktoś, kto kupuje to całe gówno sprawia, że mam wrażenie, że ludzie są prymitywni. A ta głupia Biblia z twoją głupią religią to gówno prawda. Bóg nie jest prawdziwy, kropka.
- Mylisz się! - znowu odsuwam jego ręce od siebie, ale nie puszcza mnie, więc zirytowana zaczynam łapać jego ramiona, aby dać upust mojej złości. - Nie rozumiesz, bo nigdy się nie modliłeś! Nawet gdyby Biblia nie była prawdziwa, nadal jest wiele rzeczy, które mogę ci powiedzieć. Nie znasz tego uczucia, kiedy modlisz się do Boga każdego dnia i dziękujesz mu za wszystko, co masz, ponieważ czujesz jego obecność. Robi mi się wtedy ciepło, czuję ogień w piersi, tutaj. - szepczę i kładę dłoń na środku jego umięśnionej klatki piersiowej, a on nieruchomieje. - Zazwyczaj Bóg mi nie odpowiada, ponieważ wie, że jestem silna i poradzę sobie z tym wszystkim sama, i zawsze to robię. Modlę się do Boga o przebaczenie, kiedy zrobię coś złego i przyznaję się do swoich grzechów- a wtedy wszystko staje się lepsze. Przestaję czuć się smutna, zaczynam czuć się wdzięczna i współczuję ci, ponieważ ty nigdy tego nie doświadczysz. To... to mój dowód. Bóg jest żywy i prawdziwy.
Harry pozostaje cicho przez następne kilka sekund, łagodnie kreśląc kółka kciukiem na moim biodrze, jego oczy robią się szeroko otwarte. - Przepraszam. - szepcze i nachyla się, aby dotknąć ustami mojej szyi, pożądanie przejmuje nad nim kontrolę. - Przepraszam. - powtarza, obsypując moją skórę pocałunkami.
- Nie-
- Tak bardzo cię przepraszam. - mruczy w moją skórę, mogę wyczuć jakby sarkazm albo ostatnie życzenie, abym skończyła już mówić. - Nie chciałem cię zdenerwować.
Kładę dłonie na jego głowie, usiłując go odepchnąć, ale moje palce powoli zaczynają wślizgiwać się w jego brązowe loki, więc ciągnę za nie sfrustrowana. - Harry. - szepczę łagodnie.
- Harley. - wyszeptuje w odpowiedzi i unosi swoje usta do mojej kości policzkowej.
- Oh, Harry. - powtarzam bardziej desperacko, w końcu poddaję się. Nie widzę sensu w powstrzymywaniu się, kiedy w tajemnicy tak naprawdę chcę go w ten sposób. Jest różnica między zachowaniem swojej godności, a byciem stanowczo zbyt marudną. Nie chcę być marudna.
- Powodem, dla którego przyszliśmy na tą imprezę było to, że chciałaś zdobyć przyjaciół.
- Prawda. - podstępnie rozszerzam oczy w objawieniu. - Wydaje mi się, że ty też jesteś samotny.
- Że co? - pyta i powoli przesuwa swoje ciało w moją stronę, a ja kładę się na swoich czterech poduszkach, z czym muszę się pogodzić. - Nie jestem samotny, towarzysko.
- Możesz mieć przyjaciół, ale jesteś jednym z największych samotników, jakich znam- bez urazy. Nie wiem, jak to wyjaśnić... Ale wszystko, co robisz- robisz zawsze sam. Zgadza się, jesteś niezależny. - kiwam głową, zgadzając się z własnymi słowami, a potem wciskam swoją śpiącą twarz w miękką pościel.
- Co czyni mnie niezależnym? - szepcze zaciekawiony, jednak informację, którą ode mnie zdobył, traktuje lekko i wygina swoje pełne usta w uśmieszek.
- Po prostu izolujesz się od wszystkiego i od wszystkich. Czasem, na przykład, wychodzisz z domu i nie wracasz przez dwie godziny. No nie wiem... w ogóle nic nie mówisz w domu, tylko siedzisz w swoim pokoju. - wyjaśniam szczerze, podczas gdy ten pozostaje nieruchomo, jego dolna warga jest ciasno zaciśnięta między zębami. Kiwa głową w odpowiedzi, ale jednocześnie marszczy brwi.
- Nie czuję się samotny.
Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia. - Musisz. Podświadomie wiesz, że jesteś samotny, rozumiesz mnie?
- Nie.
- Uh. - podnoszę głowę z poduszek i szybko siadam, aby być z nim twarzą w twarz. Jak mogę to wyjaśnić Harry Stylesie? - Więc-
- Nie chcę wiedzieć. - przerywa mi zmęczonym jęknięciem, powodując, że zraniona wydymam wargi. - To znaczy, przepraszam, nienawidzę, kiedy bawisz się ze mną w terapie.
Patrzę na niego z bólem w oczach i krzyżuję ręce. - To tak, jakbyś w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać.
- Szczerze. - mamrocze i rozprasza samego siebie poprzez ponowne wyciągnięcie telefonu. - Po prostu chciałbym, żebyś znowu poszła spać.
- Za każdym razem, kiedy myślę, że chociaż w niewielkim stopniu jesteś zwykłym albo potencjalnie przyzwoitym człowiekiem- mówisz coś niemiłego. - warczę.
- Jest czwarta nad ranem. - wywraca oczami i wypuszcza marudne ziewnięcie, moje słowa w ogóle go nie ruszyły. - Przepraszam, jeżeli nie czuję potrzeby przeprowadzenia z tobą rozmów intelektualnych. Przestań być taka zależna od innych.
- Nie jestem zależna.
- O Boże, teraz ja muszę pobawić się z tobą w terapię. - szybko krzyżuje nogi i odwraca się twarzą do mnie, jego wzrok naprzeciw mojego. - Jesteś najbardziej zależną osobą, jaką znam. Nie możesz nic robić sama, bo robisz się- - unosi ręce sarkastycznie nimi wymachując. - ...nerwowa. Nie możesz nawet pójść na zakupy bez dzwonienia do mnie, żebym cię odebrał, ponieważ twoja przyjaciółka zostawiła cię i nie masz jak wrócić. To znaczy, nie mogłaś po prostu złapać autobusu tego dnia, kiedy poszłaś do sklepu z sukienkami? Albo taksówki?
- Ch-chyba tak-
- Jesteś zagubioną osobą. Czasami czuję się za ciebie odpowiedzialny, ponieważ przez większość czasu nie masz pojęcia, co się w ogóle dzieje na tym świecie. Jesteś... po prostu naiwna. Obawiam się, że pewnego dnia zostaniesz potrącona przez samochód albo coś. Albo, potykasz się co chwilę, nieważne, gdzie idziesz. Jesteś jak Bambi. - wydaje się znaleźć w sobie tyle entuzjazmu w trakcie mówienia mi, co jest ze mną nie tak.
- Moja babcia mówi na mnie Bambi. - szepczę.
- I ma rację. Twoje oczy są ogromne, twój nos jest tak guzik. Twoje nogi ciągle się trzęsą, jakbyś miała się zaraz przewrócić.
- Oh-
- I jesteś po prostu... jesteś po prostu zajebiście słodka.
Uśmiecham się nieśmiało, ale zawstydzona szybko zakrywam usta dłońmi, starając się zachować spokój. - Cóż... Ty jesteś... Jesteś jak... Jesteś jak Szatan.
- Co?
- Ale wyglądasz jak Bóg... Oh, nie- nie powinnam tego mówić. Myślę, że właśnie złamałam drugie przykazanie; Nie czyń sobie obrazu rytego, ani żadnego podobieństwa rzeczy tych-
- Co? Ułatw to dla mnie. - próbuje utrzymać swój uśmiech.
- To znaczy, że... nie powinnam idealizować nikogo innego, prócz Boga i tych rzeczy. A powiedziałam ci, że wyglądasz, jak Bóg i wydaje mi się, że muszę prosić o wybaczenie.
Już mam splatać razem swoje dłonie w modlitwie, ale Harry szybko za nie łapie. - Harley, posłuchaj siebie. Brzmisz jakbyś była szalona.
Zdenerwowana uderzam w jego dłonie. - Moja religia nie jest szalona.
- Jest szalona. Naprawdę uważasz, że twój Bóg jest taki miłosierny, skoro każdego roku pozwala umierać milionom głodujących dzieci? Co jest w tym takiego miłosiernego? - śmieje się żałośnie i przewraca oczami przed denerwującym wpatrywaniem się we mnie, czekając na odpowiedź.
Czuję rosnącą we mnie wściekłość na jego nieudolność i nawet nie zdaje sobie sprawy, kiedy zbliżam się do niego jeszcze bardziej. - Nie mów mi, że Bóg nie jest miłosierny, skoro my robimy dokładnie to samo. Bóg nie patrzy na umierające dzieci i nie robi nic, żeby je uratować. Bóg patrzy na nas, jak my patrzymy na tych, którzy umierają, podczas, gdy to właśnie my nie robimy nic, aby ich uratować. On sprowadził nas na tą ziemię, abyśmy zaopiekowali się światem jak dobrzy gospodarze, którymi chciał, abyśmy byli. Sprawdzał nas- on zawsze nas sprawdza. Nie on pozwolił im umrzeć- my to zrobiliśmy. Źli ludzie to zrobili. Wydajemy pieniądze na śmiercionośną broń, na wojny, które nie powinny mieć w ogóle miejsca, ponieważ ludzie nie powinni zabijać. Bóg wstydzi się nas- jako gospodarzy, jako ludzi- jako jego dzieci.
Jego oczy łagodnieją, a dłonie łapią moje biodra, przyciągając mnie jeszcze bliżej, więc teraz siedzę na nim okrakiem. Pozostaję przy swoim przekonaniu, ale on wydaje się być wesoły. - Przepraszam, Harley. Ja tylko... Nie mogę uwierzyć w Boga. Trudno jest mi zaakceptować to, że ktoś tam w niebie czuwa nas nami i ocenia każdy nasz ruch. To po prostu idiotyczne, a myśl, że jest ktoś, kto kupuje to całe gówno sprawia, że mam wrażenie, że ludzie są prymitywni. A ta głupia Biblia z twoją głupią religią to gówno prawda. Bóg nie jest prawdziwy, kropka.
- Mylisz się! - znowu odsuwam jego ręce od siebie, ale nie puszcza mnie, więc zirytowana zaczynam łapać jego ramiona, aby dać upust mojej złości. - Nie rozumiesz, bo nigdy się nie modliłeś! Nawet gdyby Biblia nie była prawdziwa, nadal jest wiele rzeczy, które mogę ci powiedzieć. Nie znasz tego uczucia, kiedy modlisz się do Boga każdego dnia i dziękujesz mu za wszystko, co masz, ponieważ czujesz jego obecność. Robi mi się wtedy ciepło, czuję ogień w piersi, tutaj. - szepczę i kładę dłoń na środku jego umięśnionej klatki piersiowej, a on nieruchomieje. - Zazwyczaj Bóg mi nie odpowiada, ponieważ wie, że jestem silna i poradzę sobie z tym wszystkim sama, i zawsze to robię. Modlę się do Boga o przebaczenie, kiedy zrobię coś złego i przyznaję się do swoich grzechów- a wtedy wszystko staje się lepsze. Przestaję czuć się smutna, zaczynam czuć się wdzięczna i współczuję ci, ponieważ ty nigdy tego nie doświadczysz. To... to mój dowód. Bóg jest żywy i prawdziwy.
Harry pozostaje cicho przez następne kilka sekund, łagodnie kreśląc kółka kciukiem na moim biodrze, jego oczy robią się szeroko otwarte. - Przepraszam. - szepcze i nachyla się, aby dotknąć ustami mojej szyi, pożądanie przejmuje nad nim kontrolę. - Przepraszam. - powtarza, obsypując moją skórę pocałunkami.
- Nie-
- Tak bardzo cię przepraszam. - mruczy w moją skórę, mogę wyczuć jakby sarkazm albo ostatnie życzenie, abym skończyła już mówić. - Nie chciałem cię zdenerwować.
Kładę dłonie na jego głowie, usiłując go odepchnąć, ale moje palce powoli zaczynają wślizgiwać się w jego brązowe loki, więc ciągnę za nie sfrustrowana. - Harry. - szepczę łagodnie.
- Harley. - wyszeptuje w odpowiedzi i unosi swoje usta do mojej kości policzkowej.
- Oh, Harry. - powtarzam bardziej desperacko, w końcu poddaję się. Nie widzę sensu w powstrzymywaniu się, kiedy w tajemnicy tak naprawdę chcę go w ten sposób. Jest różnica między zachowaniem swojej godności, a byciem stanowczo zbyt marudną. Nie chcę być marudna.
Koniuszki moich palców suną w dół do linii jego szczęki, a następnie delikatnie obniżam go na moją wysokość, dzięki czemu jego usta mogą dokładnie pokryć się z moimi. Nasze wargi robią cichy 'cmok' z każdym pocałunkiem, i, co dziwne, lubię ten dźwięk. Jego język przebiegle wije się w okół mojego i nagle unosi moje słabe ciało ze swojego, kładąc mnie delikatnie na materacu.
Powoli odsuwa się, pozostawiając mnie leżącą i siada obok w zamyśleniu. - Uwielbiam prostotę całowania cię. To takie niewinne, ale mimo to tak bardzo zmysłowe.
Przez chwilę pozostaję cicho, zastanawiając się nad rozsądną odpowiedzią. Jestem beznadziejna w rozmawianiu o pożądaniu. Wciąż jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. - Harry... jestem jedyną dziewczyną, prawda? Powiedziałeś mi, że jeśli będę ciebie chciała, wtedy nie zwiążesz się-
- Harley, Harley- - ucisza mnie, przykładając swój palec wskazujący do moich ust. - Ja... Ja nie chcę, żebyś myślała, że chcę cię wykorzystać bez twojej wiedzy, albo, że już cię wykorzystuję. Pozwól mi po prostu powiedzieć ci, co zrobimy.
Mam ochotę wywrócić oczami tak bardzo, że zaraz mi chyba wypadną. - Powiedz mi.
- Podoba mi się, jacy jesteśmy teraz. Podoba mi się nasza... więź. Podoba mi się to, ponieważ kłócimy się praktycznie codziennie, i coś mówi mi, że tak naprawdę nie powinniśmy być z daleka od siebie. A więc, to jest granica, którą metaforycznie tworzymy: towarzysko zostajemy dokładnie tak, jak jest teraz i w ten sposób będziemy mogli robić ze sobą cokolwiek będziemy chcieli. Ale nie chcę, żebyś ty zaczęła spotykać się z moimi przyjaciółmi, i nie chcę, abym ja musiał zaczynać spotykać się z twoją... przyjaciółką. - kładzie nacisk na liczbę pojedynczą tego rzeczownika. - Ale... Tylko z tobą będę w ten seksualny sposób. Nie mam nic przeciwko, jeżeli będziesz spotykać się z innymi kolesiami, chociaż wątpię, abyś to robiła- bez urazy. I nie mów nikomu o tym, ponieważ to żenujące. Nie fakt, że ty to... ty. Tylko fakt, że my jesteśmy... rodzeństwem. Nie powinienem był cię całować przy tych wszystkich ludziach, kurwa. Ale nie wydaje mi się, aby ktokolwiek to zauważył, więc od teraz nikomu nic nie mówimy. Możesz to zrobić?
Mam ochotę zwymiotować z podekscytowania na samą myśl o moim innym życiu- bez strachu, co ludzie sobie pomyślą. Zdecydowanie jestem na to gotowa. - Mogę to zrobić.
Przez chwilę pozostaję cicho, zastanawiając się nad rozsądną odpowiedzią. Jestem beznadziejna w rozmawianiu o pożądaniu. Wciąż jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. - Harry... jestem jedyną dziewczyną, prawda? Powiedziałeś mi, że jeśli będę ciebie chciała, wtedy nie zwiążesz się-
- Harley, Harley- - ucisza mnie, przykładając swój palec wskazujący do moich ust. - Ja... Ja nie chcę, żebyś myślała, że chcę cię wykorzystać bez twojej wiedzy, albo, że już cię wykorzystuję. Pozwól mi po prostu powiedzieć ci, co zrobimy.
Mam ochotę wywrócić oczami tak bardzo, że zaraz mi chyba wypadną. - Powiedz mi.
- Podoba mi się, jacy jesteśmy teraz. Podoba mi się nasza... więź. Podoba mi się to, ponieważ kłócimy się praktycznie codziennie, i coś mówi mi, że tak naprawdę nie powinniśmy być z daleka od siebie. A więc, to jest granica, którą metaforycznie tworzymy: towarzysko zostajemy dokładnie tak, jak jest teraz i w ten sposób będziemy mogli robić ze sobą cokolwiek będziemy chcieli. Ale nie chcę, żebyś ty zaczęła spotykać się z moimi przyjaciółmi, i nie chcę, abym ja musiał zaczynać spotykać się z twoją... przyjaciółką. - kładzie nacisk na liczbę pojedynczą tego rzeczownika. - Ale... Tylko z tobą będę w ten seksualny sposób. Nie mam nic przeciwko, jeżeli będziesz spotykać się z innymi kolesiami, chociaż wątpię, abyś to robiła- bez urazy. I nie mów nikomu o tym, ponieważ to żenujące. Nie fakt, że ty to... ty. Tylko fakt, że my jesteśmy... rodzeństwem. Nie powinienem był cię całować przy tych wszystkich ludziach, kurwa. Ale nie wydaje mi się, aby ktokolwiek to zauważył, więc od teraz nikomu nic nie mówimy. Możesz to zrobić?
Mam ochotę zwymiotować z podekscytowania na samą myśl o moim innym życiu- bez strachu, co ludzie sobie pomyślą. Zdecydowanie jestem na to gotowa. - Mogę to zrobić.
_________________________________________________________
Dziewczyny, nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale...
jesteście najcudowniejsze!
Wasze komentarze dają mi wielkiego kopa do dalszych działań,
każdy jeden jest dla mnie ogromnie ważny. :)
Dziękuję!
15 komentarzy = rozdział 23. :*
Kocham! <3
OdpowiedzUsuńMówiłam juz jak bardzo kocham to ff? Nie? To teraz mówię. Oni są tak nieprzewidywalni w szczególności Harley. Ciężko mi sobie wyobrazić osobę aż tak wierzącą jak ona, która jednak okazała się nie być aż tak wierną Bogu. Mam nadzieje, ze jej osoba będzie nadal się rozwijać i nie będzie już taką grzeczną i poukładaną dziewczyną. Chociaż jakby nie była ona tym kim jest to ff było by nudne bo jednak uwielbiam te starcia charakterów jej i Harry'ego. Ciesze się, że zdecydowałaś się tłumaczyć akurat to ff bo z każdym rozdziałem staje się ono coraz ciekawsze. Czekam na następny. Pozdrawiam K :*
OdpowiedzUsuńKOCHANAAA!! :*
UsuńAgawa super rozdział!
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial cos mi sie wydaje ze inni tez ich widzieli calujacych sie. Xx
OdpowiedzUsuńO bosz... Świetny rozdział. Z każdym nowym rozdziałem Harley i Harry coraz bardziej mnie zaskakują, ale wszystko pozytywnie. Już nie mogę się doczekać nexta. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńO nannanananaa! To takie aboabamoa aww
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział *.*
Świetny x
<3 czekam nn
OdpowiedzUsuńNastępny jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńJejku naj <3
OdpowiedzUsuńHahahahah przyznaję się ... KOCHAM TO :D
OdpowiedzUsuńHahaha kocham to ^^
OdpowiedzUsuńBoski x
OdpowiedzUsuńSuper :)
OdpowiedzUsuńKocham xoxo
OdpowiedzUsuńUwielbiam xx
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Ojeju , kiedy pojawi się nowy rozdział ? :(
OdpowiedzUsuńdzisiaj w nocy albo jutro do godziny 15. :p
Usuń