sobota, 14 listopada 2015

Chepter 36.

Harry i ja przez całe pięć dni nie odzywamy się do siebie ani słowem. Siedzimy przy obiedzie, odmawiamy modlitwę i jemy w ciszy. Próbuję szukać pozytywów wszędzie, gdzie pójdę, nawet w szkole, gdzie nienawidzę wszystkiego najbardziej. Zostaję po szkole, aby spędzić mniej czasu w domu, więc nie będę musiała być w jednym miejscu z nim. Wszystko w nim mnie denerwuje, nawet kiedy nic nie robi. Już nawet nie mogę na niego patrzeć, musiałam uciec.

Spędzam piątkowe popołudnie kupując akcesoria do mojego akwarium. Ciężko jest mi przyzwyczaić się do Eden, mam ją dopiero mniej więcej miesiąc. Ona nie jest jak Forrest, Cezar, Ryba czy Tybalt. Eden jest nieśmiała i nie docenia tego, co dla niej kupuję, w zeszłym tygodniu kupiłam jej różowe kamyczki, a ona nawet na nie nie spojrzała. Rozumiem, że jest rybą, jednak mimo tego spodziewałam się zobaczyć Eden pływającą w podekscytowaniu. Wszystko, co robi przypomina mi o smutku.

Kiedy tylko wracam do domu, idę prosto na górę. Wmaszerowuję do mojego pokoju, opróżniam torbę z rzeczami i klękam przy akwarium, aby zobaczyć bez entuzjazmu sunącą przez wodę Eden. Lekkie westchnięcie opuszcza moje usta, gdy przenoszę ją do plastikowego pojemnika i odkładam je na bok. Moje dłonie szukają nowej jaskini i wodorostów, które w zamyśleniu umieszczam w jej akwarium.

Ostrożnie przenoszę ją z powrotem do akwarium z nadzieją, iż może w jakiś sposób będzie szczęśliwa. Wciąż wygląda na jakby przygnębioną. Ja tylko chciałam, aby poczuła się bardziej pewna siebie, ale jak mogłabym pomóc? Ona musi pomóc sama sobie.

Może potrzebuje nowych przyjaciół.

To jest to. Potrzebuje nowego towarzystwa. Eden nie ma nikogo poza jej matką, którą jestem ja. Więc, to jest czas, w którym musi znaleźć chłopaka. Może mogliby mieć razem jajeczka i stworzyć rodzinę. Szczęście Eden jest moim priorytetem.

Gdy tylko z podekscytowaniem biegnę po moją torebkę i natychmiast zbiegam po schodach na dół, uświadamiam sobie coś. Zaczynam trochę wariować. Błędnie interpretuję pływanie rybki, jako metaforę smutku i przygnębienia. Powinnam moją potrzebę sprawienia, aby moje zwierzątko było szczęśliwe, interpretować jako metaforę smutku i przygnębienia. To ja jestem samotna, nie Eden. Ja potrzebuję chłopaka, nie Eden.

Tak, potrzebuję chłopaka. Miłego, z uczuciami. Wiem, że Harry nie jest moim chłopakiem, ale jest wystarczająco blisko, aby użyć go jako przykład tego, czego nie lubię w chłopcach.

Tak, to czasem wydaje się atrakcyjne, kiedy buntuje się przeciwko światu. Ale bądźmy poważni, on nie ma przyszłości. Chcę chłopaka, który nie boi się pokazać emocji.

Na mojej twarzy gości pewny siebie uśmiech, kiedy swobodnie wzdycham i decyduję nie iść do sklepu po kolejną rybkę. To smutne, dziwne i po prostu oczywiste... cóż, dziwne.

Kieruję się prosto do salonu, biorąc pod uwagę, że Detektyw Murdoch zaczyna się za dziesięć minut. Ale tak szybko, jak otwieram drzwi, wątły, wychudły, rudy kot z dziwnym kawałkiem bez futra na ciele przebiega mi przez nogi i pędzi na górę.

Co to u licha było?

Wchodzę do salonu z nadzieją na uzyskanie jakiejś odpowiedzi dlaczego w naszym domu jest kot, ale spotykam się z kimś niespodziewanym. To Clyde, siedzi ponuro na naszej kanapie, zalewając się łzami. Czyli tak, jak ja wyglądałam, kiedy nie pojawił się jako moja randka na potańcówkę.

- C-co ty tutaj robisz? - pytam podenerwowana, słabo splatając ręce na piersi. Spogląda na mnie ze zmartwieniem i wypuszcza wykończony wydech, a potem chwyta poduszkę i mocno ją przytula.
- Mam problemy z pewnymi ludźmi. - płacze, wycierając zbłąkane łzy. - Więc Owocowa Oponka musi pozostać przez jakiś czas w ukryciu.
- Co? Gdzie Harry? - marszczę brwi. To naprawdę bardzo niepokojące i w ogóle mi się to nie podoba.
- Robi herbatę w kuchni. - wyszeptuje cicho w porażce.
- Wszystko gra? - mamroczę niezręcznie, doskonale wiedząc, że nie. Ale co innego powinnam powiedzieć?
Tylko macha głową, muszę przeprowadzić dochodzenie. - Co się stało?
- Owocowa Oponka. - to wszystko, co jest w stanie wykrztusić przez swój płaczliwy głos. - Ona... Ona... Ona nie jest bezpieczna.
- To twój kot?
- Tak, ona jest całym moim światem. - zamyka oczy w smutku.
- Dlaczego nie jest bezpieczna?
- Powiedzmy... - zatrzymuje się, zanim przychodzi mu coś do głowy. - Pracuję w burger-vanie. I moi klienci odkryli, że ich... burgery nie są... tak naprawdę burgerami. I wiedzą, gdzie mieszkam i chcą przyjść i mnie pobić. - to nie ma absolutnie żadnego sensu, to całkowicie dziwne, ale jednocześnie interesujące.
- Dlaczego nie dawałeś im ich burgerów?
- Bo burgery, które oni chcieli, były w chuj wymyślne z... mnóstwem sera i bekonu, jajek, cebuli. Po prostu wszystko, co sprawia, że burger jest wyśmienitym burgerem. - grzmi na mnie ze złości. Nieśmiało zajmuję miejsce obok niego, a jego dłoń muska moją nogę, by następnie położyć ją na moim kolanie.
Od razu zdejmuję ją. - Powinieneś im po prostu powiedzieć, że nie masz sera, bekonu, jajek i cebuli. Powinni zrozumieć.
- Miałem burgery, jakie chcieli, ale zjadłem je. Więc wszystko, co zostało to zwyczajny hamburger.
- W takim razie nie powinieneś zjadać ich burgerów-
- Wiem, ale one po prostu czekały w mojej szafce kuchennej w domu, gotowe do dostarczenia tamtym ludziom. I... Zabrałem je wszystkie. - wzdycha, i to wtedy w końcu uświadamiam sobie, co on próbuje mi przekazać. Odsuwam się ze strachu, a wtedy wydyma wargi i wybałusza oczy.
- Harley, nie myśl, że jestem złym człowiekiem-

Przerywa mu wejście Harry'ego z dwoma kubkami herbaty i rękach. Jego oczy natychmiast przechodzą z Clyde'a na mnie, szybko idzie w naszą stronę i siada między nami. Wstaję, ponieważ nie chcę być z nim jakkolwiek połączona i siadam na innej sofie.

- Ziom, przestań płakać. - rozkazuje Harry i podaje mu herbatę.
- Mógłbyś zaopiekować się Owocową Oponką, dopóki nie uporam się z tym bajzlem? - szlocha.
- Ci goście nie wrócą cię szukać. Kiedy ja miałem osiemnaście lat, ludzie gadali mi jakie gówna codziennie. I nigdy się to nie zdarzyło. - zapewnia i bierze łyk swojej herbaty, poprawka, czarnej kawy.

Martwię się o własne życie, siedzą w tym bałaganie emocji przez kota, który jest w niebezpieczeństwie. Ale obok tej niedorzeczności, to jest poważne. Clyde i Harry są niebezpiecznymi ludźmi. Ale jak mogą odbywać rozmowę na temat kota o imieniu Owocowa Oponka?

- Owocowa Oponka nie będzie ci przeszkadzać, ona po prostu robi swoje rzeczy-
- Nie będę zajmował się twoim ohydnym, pieprzonym kotem! - spluwa.
- Proszę, Harry. - szlocha. - Będę ci płacić za jedzenie i jej codzienne leczenie. Ty tylko musisz ją karmić i czesać jej futerko trzy razy dziennie.

Zrobię wszystko, żeby Clyde przestał płakać. - Ja zajmę się Owocową Oponką.
Harry w końcu zbiera się na odwagę, aby na mnie spojrzeć, nasila wzrok i przygrywa dolną wargę. - Zajmiesz?
- No. - wzdycham, odwracając wzrok. - Clyde się martwi, chcę pomóc.
- Dziękuję. - jak na ironię, płacze z nadmiernego szczęścia. - Zajmij się nią, bez niej jestem nikim.
- Zajmę. - mamroczę. - Jest u nas bezpieczna.
Clyde uśmiecha się, ale wkrótce ten uśmiech blednie. Pociąga do siebie nosem i więcej łez zaczyna spływać po jego policzkach. - Nigdy nie spędziłem ani jednego dnia bez niej, jestem taki smutny.
- Słuchaj. - Harry patrzy w podłogę, by po chwili z wahaniem spleść swoje palce, powstrzymując się przed nadmierną gestykulacją, którą napewno by odprawiał. Harry dużo wymachuje rękami, kiedy czuje się niezręcznie. - Rodzice Harley są w pracy, nie wrócą do, chyba, czwartej nad ranem. Możesz zostać tutaj jeśli chcesz, ale będziesz musiał zniknąć do jedenastej. Wtedy się budzą.
Clyde ze smutkiem przykłada ręce do swojego serca. - Naprawdę?
- Mam butelkę wódki w moim pokoju. Po prostu nawalmy się, dobra?
Pociąga nosem, wypuszcza powietrze i kiwa głową, a potem wyciera nos. - Dobra.

Moje uda zaczynają trochę swędzieć. Nie chcę, żeby pili, szczególnie w naszym domu. To strasznie złe, oboje muszą wyjść, zanim coś zepsują.

- Nie ma tu żadnych domówek, na które można by pójść? - sugeruję im.
- Nie możemy zostawić Owocowej Oponki. - Harry po raz pierwszy okazuje odrobinę współczucia. - Poza tym, bierze leki każdego wieczoru o dziewiątej.
- Zajmę się Owocową Oponką-
- To moja ostatnia noc z nią, nigdzie nie idę. - odzywa się Clyde z rozdrażnieniem w głosie i wstaje na nogi. - Owocowa Oponko!

Chwilę później kot pojawia się i wskakuje na kanapę, a potem na jego ramię. Harry natychmiast zaczyna się wiercić na ten widok i wychodzi po butelkę wódki. Bardzo się boję. Muszę mieć pewność, że nic nie zniszczą.

Harry znów pojawia się z nadzwyczaj ogromną, szklaną butelką jego Russian Standard wódki. Niezręcznie wzdycham, kiedy ten bezproblemowo przechodzi do kuchni razem z Clyde'em i Owocową Oponką. Niepewnie podążam za nimi i po kryjomu staję przy framudze drzwi, intensywnie im się przyglądając.

Harry szybko chwyta trzy kieliszki i rzuca je na blat, po czym bierze butelkę wódki i wlewa do każdego po małej dawce. Jestem bardzo skołowana, dlaczego jest tego taka mała ilość?

- Szoty. - instruuje Harry i podaje Clyde'owi jego kieliszek. Harry szybko go opróżnia, nawet nie wzdryga się, kiedy ciecz przepływa przez jego gardło. Robił to tak często, że teraz już nawet nie czuje palenia?
Clyde kręci się i odchrząka, kiedy bierze swój kieliszek, trująca ciecz tworzy ostry ból w jego gardle. - Muszę to czymś zapić albo się porzygam.
- Za chwilę. - mamrocze Harry, unosząc w swojej wielkiej dłoni trzeciego szota i pokazując, abym go wzięła.
- Musisz pić? - wyszeptuję, nie chcąc nawet przyznać, że jestem zaniepokojona, bo na to już za późno.
- To tylko jedna butelka na naszą trójkę. - marszczy brwi i oblizuje dolną wargę.
- Nie chcę pić.
Wywraca oczami, ale odsuwa go ode mnie, sztucznie się przy tym uśmiechając. - Boisz się?
- N-nie. - bronię się.
- Dlaczego się boisz?
- Nie boję się, ja...
- Ty co? - uśmiecha się delikatnie. - Pożyj trochę.
Sprawia, że robię się taka wściekła. - Ta, może wezmę kwas i dźgnę się.
Jego uśmieszek nie blednie, jedynie zaciska usta. - Bierz tego cholernego szota, Harley.
Łapię go od niego i szybko wypijam, ale nie połykam. Uśmiecham się sztucznie, moja buzia wciąż jest pełna wódki, która zaczyna palić. On doskonale wie, co robię. - Odwrócę się, a ty to wyplujesz, czyż nie?
Połykam ją, moje oczy zachodzą łzami, czuję, jakby przez moje gardło przepływał wybielacz. - Właściwie to nie. Wezmę jeszcze jeden.

Moja potrzeba udowodnienia mu, że nie ma racji przejmuje kontrolę nad moją potrzebą pozostania odpowiedzialną. Po prostu nienawidzę tego zadowolonego z siebie uśmieszku na jego twarzy, kiedy próbuje sprawić, abym wyszła na głupka. Tak okropnie go nienawidzę.

Podaje mi kolejny i wypijam go. Próbuje się uśmiechać, ale nagle delikatnie marszczy brwi, jednak jego mięśnie nie są już tak napięte. - W porządku, narazie wystarczy dla ciebie.
- Nie mów mi, co jest dla mnie najlepsze. Poradzę sobie. - żądam.
- Harley, nie weźmiesz trzeciego szota w przeciągu sześćdziesięciu sekund.
- Harry, co ty kurwa? - nagle odzywa się Clyde. - Ona chce się napić, daj jej. Jesteś taki dziwaczny, ziom.
- Dziwaczny przez bycie zaniepokojonym? - pyta i wywraca swoimi szmaragdowymi oczami. Zatrzymuję się, moja szczęka lekko opada.
- Jesteś zaniepokojony? - słabo pytam, a on panikuje.
- Jestem zaniepokojony, że okupisz całą wódkę. - kłóci się jak dziecko i nalewa sobie drugiego szota, po czym w sekundę go wypija.
Nie chciałam się poczuć zraniona, ale tak się stało. Zgrywa takiego obojętnego i nienawidzę tego, chciałabym, aby był przyzwoitą osobą, a nie jakimś nie tak bardzo zniszczonym bad-boy'em. - Zmieszam go z czymś.
Harry podchodzi do lodówki, światło kontrastuje się z jego twarzą, podczas, gdy wpatruje się ślepo przez kilka sekund. Wyjmuje butelkę soku wiśniowego z trochę skołowanym grymasem na twarzy. - Co to?
- To moje. - mówię, zabierając to od niego. Napełniam swój kieliszek prawie do pełna, zostawiam trochę na alkohol.
Unoszę go do kamiennej twarzy Harry'ego, ma zaciśniętą szczękę. W końcu wlewa małą dawkę do mojego kieliszka i wypijam to. - Dziękuję.
Clyde wypija drugi kieliszek, a potem natychmiast przechodzi do trzeciego. On też miesza wódkę z sokiem wiśniowym i tłumi okrzyk zachwytu. - Dlaczego nigdy wcześniej nie mieszałem z sokiem wiśniowym? To świetne.
Harry nalewa sobie kolejny kubek kawy, do której dodaje soku i wódki. - Ja piję to.
- Jesteś kurewsko dziwny. - Clyde chichocze do samego siebie, biorąc duży łyk własnego napoju.
- Anglicy. - mruczę pod nosem, jednocześnie wywracając oczami, przez co Clyde znowu zaczyna się śmiać.
Harry wygląda na raczej obrażonego, gdy przełyka kawę, następnie oblizując usta. - Clyde, handlujesz marihuaną, żeby płacić za kota.
- Przyjacielu. - lekko bełkocze. - Sprawy sobie nie zdajesz, jak popierdolone gówna ludzie robią dla kasy.
- Rany. - wzdycham zmartwiona.
Harry spuszcza wzrok na podłogę, jego twarz jest bez wyrazu. - Wiem.
- Jaka jest najdziwniejsza rzecz, jaką zrobiłaś dla kasy? - przerywa, po czym dopija resztę drinka i nalewa kolejnego.
- Jedna z moich przyrodnich sióstr płaciła mi za to, abym się do niej nie odzywała. - wyszeptuję.
- Dlaczego? - Harry obdarza mnie pytającym spojrzeniem.
- Nie lubiła mnie.
- Ja cię lubię. - zapewnia mnie Clyde. Uśmiecham się zadowolona i zaczynam się relaksować, pijąc co raz więcej i więcej.
- A co z tobą, Harry? Lubisz Harley?
Utrzymuję głowę odwróconą  od niego, podczas, gdy ten prawdopodobnie myśli nad czymś sarkastycznym i okropnym. - Pewnie.
- Mam pytanie. - oznajmia z ciekawskim spojrzeniem, na co Harry i ja z zaniepokojeniem spoglądamy na siebie. - Zawsze się nad tym zastanawiałem, bo, to znaczy, to dziwne, żeby o tym nie pomyśleć. Czy jedno z was kiedykolwiek poczuło chęć, żeby przelecieć drugie? Bo mieszkacie w jednym domu i w ogóle...
- Uh-
- Musi być między wami jakieś napięcie seksualne, prawda?
Harry pochłania resztę swojej kawy i szybko krzyżuje ręce na piersi. - Szczerze?
- Tak, szczerze.
Wpatruje się we mnie. - Gdybym miał szansę zabrać ją na górę, rozebrać, przywiązać do wezgłowia i przepieprzyć; zrobiłbym to w mgnieniu oka.
- Ja też. - zgadza się.
To było lekceważące, poniżające i szowinistyczne. Fakt, że Harry w ogóle pomyślał o dostrzeżeniu mnie w seksualny sposób po tylu kłótniach, przez które przeszliśmy jest obrzydliwe. Czas pokazać im, gdzie ich miejsce. - Co sprawia, że uważacie, że bym wam na to pozwoliła?
- Harry i ja jesteśmy najprzystojniejszymi kolesiami w szkole, według mnie. - burczy.
- A co z tymi popularnymi w naszym wieku?
- Ci popularni są po prostu... ogoleni, mają niezłe ciuchy i niezłe włosy. - Clyde wywraca oczami.
- To nadal nie zmienia faktu, że oboje jesteście skrajnie szowinistyczni. - prycham.
- Co?
- Nie możecie tak po prostu ze szczegółami gadać o tym, jak byście mnie... pieprzyli. - kręcę głową. Nie wzbiera się już we mnie niepokój, tylko gniew.
 Jestem teraz przy czwartym moim kieliszku wódki z sokiem wiśniowym, kiedy Clyde otwiera buzię. - To nie szowinistyczne, zgaduję, że masz szczegółowy plan tego, jak ty byś pieprzyła Harry'ego.
- Nie mam.
- A co ze mną? - uśmiecha się i oblizuje wargi. - Co byś mi zrobiła?
Niezręcznie robię krok w stronę tylnych drzwi po odrobinę powietrza, ale zamiast tego moje plecy przyciskają się do szklanych drzwi, kiedy ich oczy spoczywają na mnie. - Harley nie zbliżyłaby się do ciebie.

Mogę decydować sama za siebie. Chcę go uciszyć, pragnę dożyć dnia, w którym Harry końcu będzie cicho, bo go zatka. Chcę po prostu poczuć tą przyjemność, gdy zamilknie.

- Pieprzyłabym cię. - mówię i opróżniam cały kieliszek, a potem odkładam go na bok i krzyżuję ręce.

Harry spina się, twarz mu blednie i sztywnieje, widać na niej najbardziej oczywiste niezadowolenie. Jego oczy nie znajdują się na mnie, co dziwne. Znajdują się na Clyde'dzie.

Clyde szeroko się uśmiecha i powoli zaczyna przechodzić w moim kierunku, czysto i uwodzicielsko. Uśmiecham się fałszywie, gdy staje naprzeciw mnie ze swoimi mokrymi ustami, wiem, że chce przycisnąć je na moich. - Podoba mi się ta strona ciebie-
- Mi nie. - mówi poważnie Harry.

Kusząco delikatnie ściągam usta, wabiąc wargi Clyde'a do moich. Jego dłonie łapią za moją talię i przyciągają bliżej, gdy jego język rozdziela moje usta. Próbuję nadążyć nad jego szybkością, ale czuję się tak obco i nieprzyjemnie. Czuję, jakbym całowała ośmiornicę. Nie. Nie podoba mi się to.

Odsuwam się i przykładam dłonie do jego klatki piersiowej, aby nas zatrzymać. Natychmiast odwracam się do Harry'ego, którego twarz gotuje się w ukrytej złości. Clyde śmieje się lekko i podchodzi po kolejnego, ale odwracam się od jego ust, przez co jego wargi przyciskają się do mojego policzka.

- Nie podobało jej się. - dogryza Harry.
- Nie możesz decydować za mnie. - odgryzam.
- Harry, zostaw nas samych. Idź znaleźć kogoś do przelecenia, nigdy nie wiedziałem cię z żadną dziewczyną, nigdy. Idź... Idź weź kogoś.

Harry nie odpowiada.

- Oh, mój Boże. - odzywa się w objawieniu. - To nie... To nie chodzi o to, co nie? To dlatego nigdy nie uprawiasz seksu, bo lubisz Harley! - śmieje się Clyde, odchylając głowę do tyłu, podczas, gdy ja odwracam wzrok w stronę zakłopotanego Harry'ego.
Powiedział mi, że spał z dziewiętnastoma osobami. Nie ma mowy, że nie spał z nikim na imprezach, wiele razy widziałam go z dziewczynami. - Nigdy z nikim nie spałeś?
- Nie, nie na imprezach. - odpowiada ostro. Wiedziałam, że to zbyt piękne, aby było prawdziwe.
- Nigdy nie widziałem, żebyś chociaż całował się z dziewczyną. - narzeka Clyde.
- Jezu, Clyde. Chodzę do domów dziewczyn, dobra.
- Myślę, że kłamiesz. - kpi.
Harry jedynie wzrusza ramionami. - Chciałbym.
- Myślę, że powstrzymujesz się dla Harley, ale ona cię nie chce.
- To w ogóle nie jest prawda. - mamrocze oschle.
- Więc nie masz nic przeciwko, abym całował twoją dziewczynę? - droczy się. Jest coś, czego nauczyłam się od ich przyjaźni, Clyde lubi dokuczać Harry'emu.
Ale on się nawet nie wzdryga. - Ona nie jest moją dziewczyną.
- Auć. - powtarza Clyde i szybko odwraca się do mnie. - Przynajmniej ja cię lubię.
- Ona cię nie chce. - Harry znowu go ostrzega.
- Do kurwy nędzy. - śmieje się Clyde z niedowierzaniem, robi krok w tył i chwyta mocno za kieliszek. - To oczywiste, że nie podoba ci się, kiedy ją dotykam. Dlaczego nie chcesz mieć tego z głowy i jej, do cholery, nie pocałujesz? Widzisz kogo bardziej lubi.
Najwidoczniej wszyscy jesteśmy już trochę pijani i zaczyna nam odbijać. Nie chcę zaczynać kłótni, więc decyduję się mieć z tego zabawę. - Rozluźnij się, Harry. - mówię, wyciągając rękę w jego stronę. Natychmiast za nią łapie, jego dłoń muska moją. Ciągnę go za sobą i dzięki temu cała nasza trójka jest teraz blisko siebie.
- Jestem taka pijana. - przyznaję, lekko przy tym chichocząc.
Clyde przybliża nas do siebie, przez co moja klatka piersiowa i Harry'ego dotykają się. - Dlaczego jestem taki podniecony? - pyta samego siebie.
Ale Harry odsuwa mnie. - Jest pijana, nie pocałuję jej.

Jęczę, moim drugim celem jest Clyde. Pochylam się ku niemu po kolejny pocałunek, co chętnie akceptuje,  a potem bardzo powoli wślizguję mój język. Jednocześnie owijam rękę w okół talii Harry'ego i przyciągam go, jego usta natychmiast łączą się z naszymi.

- Ludzie. - chłopak mamrocze przez pocałunek. - Co do kurwy-

Zamykam go poprzez muśnięcie ustami jego ust. Pociągam go za końce włosów, dzięki czemu jego wargi potarły Clyde'a. Całują się powoli, dopóki Harry nie rozłącza się, sprawiając, że usta Clyde'a łączą się z jego uchem.

Odsuwa się lekko przy tym śmiejąc i odpycha go, co powoduje, że Clyde wpada w pijacki śmiech włączając w to też mnie. Jesteśmy tak... odurzeni. - To takie dziwne.
- Jeszcze raz. - błagam, ciągnąc ich z powrotem do siebie.

Bardziej skupiam się na Clyde'dzie, żeby Harry był zły i sfrustrowany. Jednak mój plan szybko zawodzi, gdy czyiś telefon zaczyna dzwonić, przez co odsuwamy się do siebie. Harry sprawdza telefon, a jego oczy rozszerzają się.

- Zaraz wrócę, muszę to odebrać. - mamrocze, odpychając mnie od tylnych drzwi, aby wyjść i zostać na osobności.

___________________________________________________

Clyde i Harry całują się, ok, brak mi słów, ok. xd

Jaka jest Wasza ulubiona piosenka z MITAM? :>

20 komentarzy = rozdział 37. :)

20 komentarzy:

  1. Teraz ja się czuje sfrustrowana .
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy rozdział. Wydaje mi się ze do Harrego zadzwoniła jedną z jego kolezaneczek. Xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepszy rozdział. Wydaje mi się ze do Harrego zadzwoniła jedną z jego kolezaneczek. Xx

    OdpowiedzUsuń
  4. O MÓJ BOŻE. Teraz to ja czuje frustracje! Chcę więcej! :D Szybciutko dawaj następnego! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. ;))
    A co do MITAM to uwielbiam " Perfect" 👌👍❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham takiego Harrego zobaczymy co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. cis czuje ze harley jak wytrzeźwieje nie będzie z tego zadowolona xdd

    OdpowiedzUsuń
  8. Błagam nie, Harry i Clyde nie

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra to dziwne,ok

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mam słów. Ten męski pocałunek zepsuł mi fanfiction

    OdpowiedzUsuń
  11. Haha jak Harry wytrzezwieje i się ogarnie to ciekawe co zrobi,God haha

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawi mnie co zrobi Harley jak będzie już trzeźwa xd

    OdpowiedzUsuń