niedziela, 6 września 2015

Chapter 30.

* W rozdziale występuje dużo scen przemocy i bardzo mocne momenty, 
więc robi się trochę mrocznie. *

___________________________________________________


Wkładam moje serce do skrzynki i wyrzucam klucz. Nigdy więcej, zamierzam zacząć pogłębiać sens zaufania i współczucia wobec chłopców. Harry jest chorą, pokręconą osobą, która odczuwa przyjemność z mojej samotności. Istnieje tylko jedno słowo opisujące Harry'ego- to Schadenfreude (czerpanie radości z cudzego nieszczęścia).

Jestem pacyfistką. Jestem pacyfistką. Jestem pacyfistką.

Czuję się wykorzystana, ale czy nie powinnam czuć się tak przez cały czas? Harry Styles wykorzystał moje ciało i zostawił mnie nagą i bezbronną. Nie mogę uwierzyć, że mu zaufałam, nie mogę uwierzyć, że nie przejrzałam jego kłamstw. Dlaczego, u licha, myślałam, że jestem jedyną dziewczyną, której pragnie?

Tak bardzo chciałam go zrozumieć, ale odrzucił mnie. Odrzucał mnie od siebie swoją bezmyślnością, jednak teraz zostałam odrzucona w całości. Ale jestem smutna i szczęśliwa jednocześnie. Jestem smutna przez to, że znowu jesteśmy sobie obcy, jednak teraz z bardziej rozsądnego rozumowania naszej nienawiści. I jestem szczęśliwa, ponieważ już nigdy nie pozwolę mu zbliżyć się do mnie. Czuję się wolna.

Mój płacz ustaje po kilku godzinach, na szczęście. Czuję się bezsilna w moim łóżku, dlatego muszę pomóc samej sobie. To, czego nauczył mnie Harry to to, że muszę przestać być tak zależna od innych, aby zmienić swoje życie. Sama muszę to zmienić. I... Jeśli to oznacza emocjonalne wymazanie go z mojego życia, jestem gotowa sprawić, aby to się stało.

Harry mógł mnie odrzucić, ale ja również odrzucę go od siebie.

Biorę wszystko, co mi kupił. Moja bielizna, moja sukienka, zabawki... Nie chcę ich, nigdy nie chciałam. Wsadzam je niestarannie do czarnego worka i swobodnie maszeruję na zewnątrz, gdzie wyrzucam go do śmieci.

Harry jest już dla mnie nikim.

Oglądam film w moim pokoju, jednak moje myśli są w zupełnie innym miejscu. Uciekłam od rzeczywistości i teraz znajduję się, oglądając film z 1986 pod tytułem 'Autostopowicz'. To mój ulubiony film, kocham przemoc.

Jestem już przy końcówce filmu, kiedy z dołu słyszę frontowe drzwi. Nagle otwierają się, sprawiając, że drżę ze strachu na dźwięk kroków, idących z trudem na górę. Maszerują w kierunku mojego pokoju, więc zarzucam koc na swoje ciało i zamykam oczy.

Moje drzwi otwierają się, a ja milknę, starając się panować nad swoim oddechem, podczas, gdy oddech Harry'ego jest mocno zniekształcony. - H-Harley.

Nie odpowiadam.

Biegnie w moim kierunku i klęka na moim łóżku, gdzie bez ustanku mnie szuka. - Harley, obudź się.
Szybko ściąga ze mnie koc, jego drżące dłonie potrząsają za moje wątłe ramiona. - Harley, proszę!
Wściekła siadam i odpycham jego ciało od mojego. - Wynocha!
Moje oczy rozszerzają się z niepokoju na widok jego rozhisteryzowanego stanu. Jego źrenice są rozszerzone, a blada szczęka drży, kiedy brutalnie zaciska pięści na swoich włosach. - Musisz mi pomóc-
- Odejdź. - instruuję, ale on z frustracją zagryza dolną wargę tak mocno, że zaczyna krwawić. Wyciera krew, spływającą jak krople deszczu i wierci się pełen obaw.
- Proszę. - płacze i zaciska moje ubranie w pięści, gdy ja staram się najmocniej jak potrafię, odepchnąć go. - Proszę!
- Idź spać.
- Oni mnie ścigają. - jego głowa opada w jego drżące dłonie. - Zjadają mnie od środka.
Moje serce zatrzymuje się na jego złowieszcze wyznanie. - Harry?
Słabo podnosi się i idzie na klęczkach do przodu przed ogłuszającym pełnym, bólu i cierpienia wrzaśnięciem. Jego zimne, niewinne dłonie dziko szarpią jego czarną koszulę tak mocno, że zdzierają ją z jego bladego ciała. - Pomóż mi!
Wyciąga mocno naostrzony scyzoryk i szaleńczo wkłada go do moich dłoni.  - Harley, wytnij ich ze mnie- proszę, ufam ci-
- Oh mój- - tracę oddech, kiedy wpatruję się w głębokie, białe blizny na jego brzuchu, a potem patrzę na nóż.
- Twoje blizny. - szepczę w końcu to rozumiejąc.
- Zabiją mnie, jeśli mnie nie rozetniesz. - dyszy między wrzaskami.

Upuszczam nóż na podłogę, bezsensownie stając na nogi, wiem, że muszę podjąć działanie. Łapię za jego dłoń i szybko wyprowadzam go z mojego pokoju, do jego. Wpycham go do środka i pozwalam mu tam zostać, po czym szybko przekręcam gałkę od drzwi, podczas, gdy on patrzy na mnie zmieszany. Ciągnę za klamkę w drzwiach i natychmiast zamykam je za sobą; wychodzę, zostawiając go tam samego.

Tak, jak się spodziewałam, zaczyna brutalnie walić w drewno. - Nie, nie, nie! Nie zostawiaj mnie!
Opieram się plecami o drzwi i bez tchu opuszczam na podłogę. Odskakuję, kiedy uderza o nie ponownie. - Nie rób mi tego. - płacze w porażce.
- To nie jest prawda. - zapewniam spokojnie. - Zostaniesz tam, dopóki się nie obudzisz.
- Obudzę z czego? - krzyczy. - Z tego pokręconego wytworu mojej wyobraźni, któremu nigdy nie mogę uciec?
- Tak, to jest dokładnie to, z czego musisz się obudzić!
- To nie jest moja wyobraźnia! - stęka i kopie w drewniany panel. - Umrę tutaj!
- Dlaczego musiałeś brać kwas? - odwrzaskuję wkurzona. - Co jest takiego w twoim życiu, że musisz uciekać?
- Muszę w tej chwili uciec. - żąda i kopie w drzwi po raz ostatni.

Ich dolna część roztrzaskuje się, a jego stopa wypada. Krzyczę i przestraszona odskakuję, gdy ten tworzy ogromną dziurę w drzwiach, na tyle dużą, aby wyciągnąć przez nią rękę.

Jednak wtedy poddaje się. Ze złości musiał coś wykopać, bo coś nawaliło. - Jestem taki popierdolony, Harley.

Słyszę, jak obniża się w dół na podłogę, więc z ciekawości odchylam się do tyłu i opieram o drzwi. Milczy. Ale nagle jego ręka przechodzi przez dziurę w drzwiach, którą wykopał, jego twarda dłoń unosi się nieznacznie.

- Przepraszam. - wyszeptuje, jego dłoń naciska na moje kolano, którego przytrzymuje się dla wsparcia. Głęboko wciągam powietrze zanim niepewnie i bardzo powoli unoszę swoją dłoń i kładę na jego.
- Po prostu zostań tam. - zapewniam. - Wszystko jest w porządku.

Nie odpowiada, jedynie pociąga nosem.

- Boję się. - krztusi się.
- Dlaczego? - pytam spokojnie, ale nie słyszę odpowiedzi.
Jego dłoń nagle traci siłę, ześlizguje się z mojego kolana i zawisa bezwładnie w zniszczonych drzwiach. - Harry?

Wstaję i powoli zaglądam przez drzwi, powodując przy tym lekkie skrzypnięcie i serce podchodzi mi do gardła. Tracę oddech, kiedy w pełni otwieram drzwi, gdzie leży nieprzytomny Harry z kawałkiem stłuczonego lustra w dłoni, który ocieka krwią.

Milczę, gdy klękam przy nim, jak na ironię spokojna i silna, patrząc na krew cieknącą z jego brzucha, gdzie dźgnął samego siebie. - O mój Boże. Coś ty narobił?

Jęczy do siebie, kiedy próbuję go podnieść, dając mi do zrozumienia, że nadal jest coś, co wprawia go w agonię. Przełykam ślinę ze strachu, kiedy patrzę na jego ranę i zauważam ostry kawałek lustra, wciąż w nim tkwiący. Wstrzymuję oddech i zamykam oczy po czym zdecydowanie wkładam swój palec wskazujący i kciuk w tępe cięcie i ostrożnie wyciągam z niego resztę lustra.

Ale to tylko sprawia, że zaczyna krwawić jeszcze bardziej.

- Zostań ze mną, nie zostawiaj mnie. Zaraz wrócę.

Biegnę do łazienki i szarpię za drzwiczki od szafki, po czym szybkim ruchem ręki chwytam apteczkę pierwszej pomocy i pędzę z potworem do pozbawionego życia ciała Harry'ego. Dzwonię po karetkę, a potem drżącymi rękami biorę garść chusteczek i przykładam do jego rany, przyciskając je, dopóki nie zaczyna krwawić co raz mniej. Muszę to zrobić szybko, dopóki jest przytomny.

Patrzy na mnie słabo, kiedy wyciągam małą buteleczkę alkoholu i stawiam ją obok niego. Ciekawy rozszerza nozdrza, nie mając siły, aby mnie nawet zapytać, co to jest. - Będzie piekło.

Chcę mieć to szybko za sobą, więc bez wahania oblewam jego ranę. Napina się i usiłuje wstać, ale pcham go z powrotem na podłogę, podczas, gdy ten wrzeszczy i wije się w agonii. Moje splamione krwią ręce robią się jeszcze bardziej zakrwawione, gdy zdeterminowana bezpiecznie zszywam jego głęboką ranę. Ale robi się nieprzytomny.

- Zostań ze mną. - płaczę. Biorę w dłonie jego mocno zarysowaną szczękę, ale ona bezwładnie wysuwa się z mojego uścisku.
- Nie umieraj. - drżę z płaczu, jego oczy zaczynają powoli zamykać się.

Zanim mogę w ogóle trochę pomyśleć, co powiedzieć, dwóch sanitariuszy niespodziewanie wbiega do pokoju i wyrywają go z mojego uścisku. To moi rodzice.

- Mamo, tato. - płaczę, podczas, gdy oni unoszą go z całej siły. - Ja-ja próbowałam go uratować-
- Harley, co on na litość boską zrobił? - tata mocno go związuje, aby przenieść go na dół.
- Wziął coś! To spowodowało, że to zrobił! - krztuszę się przez mdłości i garbię, aby wziąć oddech.
- Wsiadaj do karetki, zostań ze swoim ojcem i postaraj się pomóc. Musimy zabrać go do szpitala, zanim umrze.

_________________________________________________

Nie wiem, czy pamiętacie, ale rodzice Harley są sanitariuszami, więc... no. :)

Kwas, potocznie LSD, jest zły, pamiętajcie!! 


17 komentarzy = rozdział 31. :)

17 komentarzy:

  1. O rety
    Niesamowicie tlumaczysz , tak dogłębnie i dokładnie przelewasz uczucia , że nie da się nie odczuwać bijacego serca z niepokoju i ekscytacji czytając twoje rozdziały .
    Wspaniałe tlumaczysz ,dziękuję Ci za Twoją pracę .
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział świetny xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże Harry!
    *głos Harley: nie bierz imienia pana swego na daremno* xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry co ty odwalasz?¿?
    Świetny x

    OdpowiedzUsuń
  5. super ;) czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju. Świetne tłumaczenie po prostu. Ciekawe co się stanie z Harrym . Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju. Tyle emocji. Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja chcę już następny! To jest po prostu świetne ! 👌

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na następny.Xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcę następny ��

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na następny.
    PS: wspaniałe te opowiadanie, chętnie zamieniłabym lektury szkolne na to hahah xxx

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny :*
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń