poniedziałek, 24 października 2016

Chapter 43.

Stoję cicho, jestem oszołomiona.

- Harley, przepraszam, że ci mówię, ale kurwa, jak powinienem starać się o twoje wybaczenie, skoro to przed tobą ukrywam? - docina, jego nozdrza rozszerzają się, a w oczach widać mieszankę frustracji i złości.

Nadal nie odpowiadam, po prostu gapię się na niego wielkimi oczami.

- Nienawidzę myśli o tym, co robię. Nie ma co tego łagodzić, sypiam z obcymi ludźmi dla kasy. - tłumaczy.
- Ja pierdole. - szepczę nerwowo.
- To moja największa tajemnica. - wyznaje, jego duże dłonie nerwowo przebiegają przez długie, brązowe włosy. - Powiedziałem o tym jedynie mojemu tacie.
- Jak... Jak on to przyjął? - nieświadomie wyszeptuję.
Przeszywa mnie ostrym spojrzeniem i kręci głową. - Nienawidzisz mnie?

To bardzo trudne pytanie. Czy to uczucie w środku, jakby strzelano do mnie jedno po drugim, powstało przez ten intensywny ból, który czuję na myśl o nim, będącym z kimś innym, niż ja? Tak, oczywiście, że tak. Ale... Czuję też głęboki smutek. Współczuję mu, jest taki popieprzony z tak wielu powodów i to go emocjonalnie zabija. Dlaczego dobrzy ludzie robią złe rzeczy?  Cóż, on nawet nie jest dobry. Jest dobry tylko dla mnie.

- Nie nienawidzę cię. - mamroczę smutno.
- Więc dlaczego nic nie mówisz?
- Jestem... w szoku. - mówię nieśmiało, po czym krzyżuję nogi, siadając na jedynej w parku ławce.
Harry natychmiast siada obok mnie, splata dłonie i kładzie je na trzęsących się kolanach. - Ja... przepraszam.
- Nie wiem co chcesz, abym powiedziała. - mój głos lekko się załamuje, kiedy mówię. Następuje krótka cisza na oczyszczenie myśli, zanim dłonie Harry'ego chwytają za mój płaszcz i przyciągają mnie do niego.
Chcę go odepchnąć, ale jego dłonie napotykają moje i opuszcza je. - Po prostu powiedz prawdę.
- Dlaczego mówiłeś, że jestem jedyną dziewczyną, skoro wiedziałeś, że to nie prawda? - pytam ostro, przewraca mi się w żołądku na samą myśl o tym.
Jego oczy delikatnie rozszerzają się, znowu staje na nogi. - Bo nie myślałem logicznie. Myślałem, że może to nie będzie miało znaczenia, że puszczam się na lewo i prawo, bo oni to tylko kasa, a ty nie.
- To wciąż to samo. - zaprzeczam, krzyżując ręce i wgapiam się w ziemię, unikając kontaktu wzrokowego. - Co, myślałeś, że nie będę miała nic przeciwko?
- Na tamten moment byłem po prostu zadowolony z faktu, że to ja nie mam nic przeciwko.
- Jesteś taki samolubny, martwisz się tylko o siebie. - staję na równe nogi i ze złością odchodzę od niego z taką jakby niezależnością, ale nagle odwracam się do niego twarzą w twarz z niedowierzaniem. - Ale jak, u diabła, możesz martwić się o siebie skoro pozwalasz innym ludziom wykorzystywać się za pieniądze? Gdzie są twoje granice, Harry? Czego byś nie zrobił dla pieniędzy?
Podchodzi do mnie na co lekko odsuwam się ze strachu, ale jego dłonie łapią mnie za ręce i przyciągają do jego ciepłego ciała. - Nie widzisz, że mnie to też tak cholernie boli, jak ciebie? Myślisz, że lubię chodzić do domów obcych ludzi niemal codziennie, nie wiedząc kim są albo co chcą ze mną zrobić? Myślisz, że lubię pieprzyć ludzi dla pieniędzy, kiedy nawet nie mogę tego przetrwać, bo nie mogę przestać myśleć o tobie za każdym razem, kiedy jestem z kimś, kto nie jest tobą?
- Nie wierzę w ani jedno słowo. - odsuwam się, a jego oczy łagodnieją. - Zrobisz wszystko, żeby w jakiś sposób-
- Jezu Chryste, więc czego ty chcesz? Czego ty kurwa chcesz?! - wrzeszczy, jego twarz oblewa się szkarłatem ze złości, a na szyi widać napięte żyły pod jego pulsującą skórą.
- Dlaczego obchodzi cię czego chcę? - drażniąco warczę, mój spokój wyczerpuje się.
- Bo chcę tego, co ty! - mówi ostro, a ja milknę.

Nie wiem, kiedy powinnam coś powiedzieć, ale teraz muszę odetchnąć. Jego kciuk muska mój podbródek, jednocześnie przyglądając mi się uważnie, jego wzrok opuszcza się do moich ust. Już chce połączyć swoje wargi z moimi, ale odsuwam się.

- Chcę Danny'ego. - wyszeptuję.
- Ja jestem Danny'm. - broni się i delikatnie trąca kciukiem moją dolną wargę.
- Danny jest miły. On chce rozmawiać ze mną o tym, jak on się czuje i o tym, jak ja się czuję. - zaprzeczam. - Sprawia, że jestem szczęśliwa.
- Mogę sprawić, że będziesz szczęśliwa. - desperacko przekonuje.
- To nie jest wystarczająco dobre. - kręcę głową i wypuszczam niski, trzęsący się oddech.
Patrzy stanowczo, jednak w jego oczach dostrzegam zakłopotanie. Jego suche usta rozłączają się. - Czego jeszcze chcesz?
- Nie ciebie. - wyznaję.
- Mogę się zmienić. - marszczy brwi i sztywno, ze zmartwieniem wypuszcza powietrze.
- Ten tekst jest już wyświechtany i nikt nigdy nie ma tego na myśli, kiedy mówi, że się zmieni. Nie możesz zmienić tego, kim jesteś, nikt nie może zmienić tego, kim jest.
- Masz rację Harley, dobra? Masz rację. Jestem... samolubny... lekkomyślny... Taki jestem, nie zmienię tego. - opuszcza ręce dzięki czemu mogę ostrożnie zrobić krok w tył.
- Nie zawsze jesteś samolubny i lekkomyślny. - wyszeptuję do siebie, jednak na tyle cicho, by nie mógł tego usłyszeć. - Ja... Ja po prostu chcę kogoś, kto nie polega na narkotykach, bo tylko one go uszczęśliwiają. Chcę kogoś, kto nie utrzymuje się z pieprzenia z obcymi. To są rzeczy, które chciałabym, abyś zmienił, ale skoro to jest to "kim jesteś", to nie ma mowy nawet o zostaniu tutaj z tobą.
Szybko odchodzę, ale robię tylko kilka kroków, kiedy jego głos dosięga mnie z zaskoczenia. - Dlaczego zawsze jesteś tak cholernie dramatyczna? Dlaczego teraz nagle odchodzisz? Zostań ze mną i pogadaj.
Zamykam oczy i siebie przed tym światem pełnym gniewu i złości. - Harry... zwariowałeś, jeśli sądzisz, że zamierzam tracić czas na rozmowę z ćpającą męską prostytutką.

Krzyżuję ręce i natychmiast  idę wzdłuż wielkiego, spokojnego jeziora. Przyspieszam, kiedy słyszę za sobą kroki, ale jest zbyt szybki, żeby mu uciec.

- A gdybym nie był ćpającą męską prostytutką? - pyta, szepcze do mojego ucha.
Drżę, przełykając nerwowo, z jakiegoś powodu na moich ustach pojawia się lekki uśmiech. - I co?
- Uh... Byłbym trzeźwy, byłbym Danny'm i byłbym twój. - namawia.
Pojawia się we mnie iskierka ekscytacji, ale z zewnątrz pozostaję spokojna. - Nie sądzę, abyś był na tyle psychicznie i emocjonalnie silny.
- Jestem.
- Tak czy siak... - kontynuuję. - Myślisz, że jest coś, co ja powinnam zmienić? Coś, z czego oboje byśmy skorzystali?
- Lęki. - mówi. - Pomogę ci w tym.
- Próbowałam już wszystkiego. Nie sądzę, abym była w stanie pozbyć się tego tak łatwo. - boleśnie wydymam wargi i spuszczam wzrok na czubki swoich butów.
- Masz gównianego psychologa szkolnego, który każe ci robić ćwiczenia oddechowe. Ja nie próbowałem cię wyleczyć, więc nie powiem ci, że próbowałaś już wszystkiego. - zapewnia, a potem, nadal stojąc za mną, delikatnie kładzie dłonie na mojej talii.

Jest mi z tym całkiem dobrze. I tak bardzo, jak boli powiedzenie tego, myślę, że znowu jestem gotowa. Jeśli jego słowa są prawdziwe i jeśli zamierza się ich trzymać, to pragnę go tak bardzo, jak on pragnie mnie. Po prostu muszę się upewnić.

Powoli odwracam się, jego dłonie wciąż otulają moją talię, podczas, gdy ja swobodnie wzdycham. - Spraw, abym uwierzyła w to, co powiedziałeś... w to, że się zmienisz. Proszę.

Na jego ustach gości lekki uśmieszek, kiedy wywraca oczami, wkłada ręce do kieszeni swojego płaszcza i ostrożnie wyciąga trzy różne iPhone'y. Złoty, czarny i srebrny.

- Od początku, srebrny przemilczę, bo chcę, abyś sama zobaczyła jak często ludzie na niego dzwonią. Czarny... jest mój. - mówi, dając mi go do kontroli. - Hasło to 1994, nie obchodzi mnie, czy go przejrzysz, nie ma tam nic interesującego; na wygaszaczu mam tapetę z American Psycho.
Po chwili oddaję mu telefon, a on podaje mi złotego iPhone'a. - Ten jest do sex-telefonów i do sex-SMS'ów. - mamrocze ze skwaszoną miną, kiedy jego srebrny telefon zaczyna nagle dzwonić, grając proste, stałe bicie dzwonu. - Nie odbiorę tego... Hasło to 0294, jeśli chcesz sprawić, żebym poczuł się zażenowany i chcesz mnie zabić to możesz odblokować i zobaczyć wiadomość.
- Nie chce widzieć ani jednej z nich. - marszczę brwi i chichoczę zawstydzona teraz, kiedy dzwonienie ucicha.
Nie zabiera z powrotem tego telefonu, jak zrobił to z poprzednim, który widziałam- przeciwnie, teraz podaje mi ostatni, srebrny. - Jezu- okej- to jest telefon, na który ludzie dzwonią, kiedy chcą... - zatrzymuje się i wypuszcza cichy, nerwowy śmiech. - Kiedy chcą ustalić wizytę-
Telefon zaczyna dzwonić po raz drugi, i sprawdzam kto dzwoni. Jest to kobieta imieniem Layla. - Czy ona jest, uh, częstą klientką?
Wydaje się być kompletnie upokorzony. - Ta. Chodzę do niej przynajmniej dwa razy w tygodniu.
Nie odpowiadam, tylko niezręcznie wciągam powietrze z nadzieją, że powie coś pożytecznego. - Teraz są twoje. Nie chcę ich... i, kurwa, to świetne uczucie nie mieć ich przy sobie.
- Co mam z nimi niby teraz zrobić? - rozszerzam oczy.
- Co chcesz. Sprzedaj, zostaw, cokolwiek chcesz.
- Mogę wyrzucić je do jeziora? - pytam niewinnie, na co, z wyraźnym wahaniem, mruży oczy.
- Nnn...ie. Nie rób tego. - kręci głową, więc po prostu wkładam je do kieszeni mojego płaszcza.
- W jaki sposób zamierzasz teraz zarabiać? - podejrzliwie mrużę oczy.
- Nie będę musiał zarabiać. - wyszeptuje, jego dłonie chwytają końce mojego długiego, białego płaszcza i przyciągają moje ciało do jego. - Mam wystarczająco na koncie.
Nasze czoła delikatnie stykają się ze sobą, kiedy oboje wpatrujemy się w jego dłonie trzymające materiał mojego płaszcza. - Tak czy siak, nie będziesz ich potrzebował o ile pozostaniesz trzeźwy.
Harry wypuszcza drżący oddech i ponuro zamyka swoje szmaragdowe oczy. - Ta.
I wtedy jego miękkie usta łączą się z moimi tak delikatnie, chociaż coś każe mi to zatrzymać i jest to moja ciekawość. Powoli wycofuję się, nadal lekko stykamy się czubkami nosów. -  Jak długo chcesz to ciągnąć?
Spokojnie wypuszcza powietrze i czule oblizuje wargi. - Tak długo, jak nam na to pozwolą. - wyszeptuje i przykłada swoje usta do moich.

Nasze pocałunki są wolne, namiętnie, beztrosko wolne. Czasem omija moją górną wargę, by móc pocałować jedynie dolną; dziwne, ale podoba mi się. To piękne i wspaniałe, czuć tyle różnych emocji w jednym pocałunku. Czujemy przyjemność, zaufanie... pożądanie. Ale przede wszystkim, czujemy monogamię.

Nasz pocałunek zostaje brutalnie przerwany przez dzwonek srebrnego telefonu Harry'ego, który ewidentnie nie powinien w tym momencie dzwonić. Sięga do mojej kieszeni, wyciąga rękę daleko w tył i żywiołowo rzuca srebrnym telefonem do spokojnego jeziora blisko nas.

__________________________________________________________

Już jest! Przepraszam za tak długie czekanie. :*

Minimum 10 komentarzy i lecimy dalej. :)

1 komentarz: