niedziela, 25 października 2015

Chapter 35.


Harley POV

Oczyścił się z grzechu. Zaczął zmieniać swoje życie, dzięki naszemu Ojcu Niebieskiemu. Mogę śmiało powiedzieć, że Harry dobrze bawił się dziś w kościele. Kiedykolwiek na niego spojrzałam, zawsze patrzył na mnie z ukrytym uśmiechem. Wyglądał, jakby był w innym świecie, patrząc tak na mnie.

Czekamy w samochodzie, aż Harry wyjdzie z kościoła. Kiedy tylko przekracza próg budynku, natychmiast wyciąga ciasną, białą koszulę ze spodni i podciąga rękawy do łokci, a potem rozluźnia krawat, zmierzwia swoje już i tak rozczochrane włosy i przebiega przez nie palcami, przygryzając dolną wargę. Jest taki atrakcyjny.

Naprawdę powinnam przestać myśleć o kolorze jego ust, ale znajdują się tuż przede mną. Wsiada do samochodu i wzdycha głośno ze zmęczenia zanim wyruszamy w drogę powrotną do domu. Spoglądam w bok, kiedy podnosi koszulę, aby sprawdzić szwy. Jego brzuch jest taki umięśniony i... męski. Jego blizny sprawiają, że robi mi się smutno przez to, kim był i jak siebie traktował. Nie mogłabym pokazać zadanych samej sobie blizn komukolwiek, jednak osoba, którą lubię, wydaje się mieć ich kilka ze znacznie bardziej ponurego powód, niż mój. To powoduje, że niemal zaczynam czuć, iż w ogóle nie powinnam mieć powodu, aby się drapać, nawet jeśli przechodzę przez coś sama. Mogłabym przestać drapać, gdy widzę krew, ale to zawsze zajmuje strasznie dużo czasu, zanim zaczynam krwawić. Więc czasem tnę się nożem, co powoduje, że szybciej przestaję. Krew zawsze była moją granicą.

Czy to się Harry'emu podoba, czy nie, samookaleczał się. Mógł to robić z jakiś powodów, które usprawiedliwiałyby jego złe poczynania, przez które nie kontrolował własnego ciała, bo był na kwasie. Nie wiedział, co było prawdziwe, a co nie. Ta myśl jest przerażająca.

Nienawidzę tego, kim jestem, jednak Harry jest dokładnie taki, jak ja, a jego w ogóle nie nienawidzę. Nie ważne jak zimny jest wobec mnie, zawsze znajduję w nim coś, co sprawia, że jestem szczęśliwa. I być może to oznaka niezdrowego związku - ale z nami jest inaczej. My nie jesteśmy w związku, jesteśmy po prostu... żeby albo walczyć, płakać, albo całować się.

Harry jest jednym z tych ludzi, którzy uważają, że okazywanie uczuć jest oznaką słabości, więc tłumi wszystko w sobie. Ale czasami, pokazuje mi siebie. Śmieje się, spędza czas usiłując wytłumaczyć mi różne rzeczy na temat naszego społeczeństwa, o których nigdy wcześniej bym nawet nie pomyślała, aż to teraz. Powiedział mi, jak bardzo ludzie są bezlitośni. Pokazał mi, jak się ubrać, gdybym chciała się do nich dopasować, ale głęboko w środku wiem, że nie chce, abym się do nich dopasowała. Rozgniewał się, co było dobre. Pozwolił dać sobie upust i wylać wszystkie emocje na mnie poprzez wrzaski i krzyki. Kupił mi nową rybkę, ponieważ wiedział, jak wiele dla mnie znaczą.

Jest złym chłopcem, który jest dobry tylko dla mnie. Nigdy tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo się stara.

Chcę dać mu kolejną szansę.

Ale dlaczego tracę swój czas, próbując go zmienić, skoro tak naprawdę powinien być na tyle silny, aby sam mógł zmienić siebie? Jedynym problemem jest to, że potrzebuje czasu na uświadomienie sobie, iż potrzebuje tej zmiany. Tylko ile czasu mu to zajmie?

Najpierw muszę pomóc samej sobie, zanim będę mogła pomóc innym. I wszystko, czego potrzebuję to on. Nie moich rodziców, nie mojego psychologa, tylko jego. On jest jak noc, a nocą zawsze trudniej wszystko dostrzec. Jednak wiem, że jeśli pozostanę czujna wystarczająco długo, ta noc zmieni się w dzień.

Tyle pięknych rzeczy dzieje się nocą. Wychodzą gwiazdy, zimne powietrze budzi coś w tobie. Wszystko nocą jest piękniejsze, szczególnie, gdy rzeczy, których nienawidzisz najbardziej, pozostają ukryte w ciemności.

Za dużo myślę.

- Co dzisiaj robisz? - wyszeptuję cicho.
Zdezorientowany kręci głową i wytęża wzrok. - Nic. A ty co robisz?
Oddychaj. - Chcesz obejrzeć ze mną film?
Uśmiecha się delikatnie. - A co z twoją pracą domową?
- Nie mam nic zadane. - mówię nieśmiało.
Uśmiecha się do siebie i przełyka ślinę, po czym przytakuje. Uwielbiam, kiedy robi to coś ze swoim gardłem, mogę wtedy zobaczyć żyły na jego szyi. - Pewnie, obejrzę z tobą film.

Czy to właśnie tak wygląda pogodzenie się?

Dojeżdżamy do domu, moi rodzice pozostają na dole, podczas, gdy Harry i ja szybko kierujemy się na górę do mojego pokoju. Nie wiem, dlaczego jestem taka zdenerwowana, moje serce wali jak szalone. Czuję, jak gdyby moje nogi miały się zaraz ugiąć, więc pewnie w razie czego w ostatnim momencie złapałby mnie.

- Przebiorę się z... tego. - spogląda w dół na siebie i idzie do swojego pokoju, zostawiając mnie samą.

Nie chcę się przebierać, ta sukienka dość wygodna. Poza tym, wydaje mi się, że Harry'emu podoba się, jak na mnie wygląda. To znaczy, musi mu się podobać - patrzył na nią przez tak długi czas, kiedy rano zobaczył ją po raz pierwszy. Przeglądam mnóstwo moich filmów DVD i waham się nad obejrzeniem klasyki, Szczęk.

Wchodzi sekundę później w jeansach i koszulce i niezwykle spokojnie przechodzi obok mojego łóżka. Sztywno siadam na jego brzegu za to on rzuca się na materac i kładzie twarzą w stronę telewizora. - Szczęki. - potwierdza, mrucząc po nosem. - No dobra.
- Chcesz, żebym założyła coś innego? - niezręcznie proponuję, ale o kręci głową.
Oglądamy film od jakiś pięciu minut, a Harry już zaczyna pociągać nosem, jakby był zdenerwowany. - Dlaczego siedzisz na brzegu? Połóż się.
- Bo ty już leżysz. - niewinnie wydymam wargi. Bardzo podoba mi się to, jak toczy się ta rozmowa.
- I? Przesunę się. - wypuszcza powietrze, zanim przesuwa się o kilka centymetrów. Przełykam ślinę, a potem przechylam się i kładę swoje ramiona na wielu poduszkach.

Przez cały film nie spuszcza ze mnie wzroku, mogę dostrzec to kątem oka. Na jego ustach gości ironiczny uśmiech, który potem zmienia się w pełen podziwu uśmiech, a potem znowu wraca do tego ironicznego uśmieszku.

Wpatruje się we mnie, zamiast oglądać film.

Teraz moja kolej pogapić się na niego.

Jego włosy wyglądają na takie miękkie i sprężyste, mam ochotę zanurzyć w nich moją dłoń i pogrążyć się w nich na wieczność. Sprawia, że bezwiednie zaczynam robić się niespokojna ze względu na moją rolę w tej bliskości, podczas, gdy on po prostu sobie leży, wyglądając zdecydowanie zbyt atrakcyjnie i, co ważne, spędza ten czas ze mną. Nie powinnam sobie tak umniejszać, ale chcę wiedzieć, dlaczego spędził czas w kościele i teraz ogląda filmy u mojego boku. Nie powinien być na imprezie albo coś?

- Hm. - wyszeptuje Harry, jego wargi rozłączają się. - Gapisz się na mnie.
- Ty też się gapiłeś. - bronię się.
- Nie, nie gapiłem.
- Widziałam cię. Gapiłeś się na mnie przez co najmniej dziesięć minut. - przyznaję i odwracam głowę w stronę telewizora. Jestem nieco zażenowana, ale mam nadzieję, że nie tak bardzo, jak on. Nucę do siebie pod nosem i kontynuuję oglądanie Szczęk, tworzę cichą melodię, okropnie ciężko oddychając. Zaczynam śpiewać trochę głośniej, bo wiem, że to działa Harry'emu na nerwy.

Wkłada rękę za moje ramiona i ogromną dłonią tłumi moje nucenie, zakrywając mi buzię. Mamroczę coś bez ładu i składu w jego dłoń, ale tak naprawdę podoba mi się sposób, w jaki jego skóra dotyka mojej.

- Ciii. - ucisza mnie, na co odpycham jego rękę z moich ust.

Nawet nie próbuje jej cofnąć, zamiast tego kładzie ją tuż nad moją klatką piersiową, jego palec wskazujący delikatnie kreśli małe, niewinne kółka na mojej skórze. On... doprowadza mnie do szału. Na mojej skórze pojawia się gęsia skórka, całe moje ciało drży i nie potrafię tego powstrzymać. To po prostu sposób, w jaki nasze ciała i skóra są ze sobą połączone, to jest to, co najwidoczniej ocaliło Harry'emu życie tamtej nocy. Nie jestem Ateistką, ale rozumiem, dlaczego to powiedział.

- Przytul mnie. - nie chciałam, aby to zabrzmiało tak głośno i wymagająco, ale patrzy na mnie wystarczająco długo, aby odkryć moje intencje.
- Co? - udaje, że tego nie słyszał, jednak przez wyraz jego twarzy mogę stwierdzić, że doskonale wie, o co mi chodzi.
- Mogę... - problem w tym, że nie mam pojęcia, jak podejść do tego pytania.
- Co? - powtarza.
- Co? - również decyduję się grać naiwną.
- Poprosiłaś mnie, żebym cię przytulił. - mówi stanowczo.
Pauzuję, przygryzając dolną wargę. - Zrobisz to?
- Nie... - powstrzymuje się i bierze nerwowy wdech. - Nie jestem typem przytulalskiego.
- Dlaczego nie?
- Bo... Bo nigdy wcześniej nikogo nie przytulałem. - cicho przyznaje, jego ciepły oddech uderza w moją twarz.
- Ja też nigdy wcześniej nikogo nie przytulałam. Ale... to wydaje się być proste. - przełykam.
- Pokaż mi.

Kiwam nerwowo głową i sztywno ruszam w kierunku jego zrelaksowanej postaci. Zerkam na niego niezręcznie, po czym kładę się obok i delikatnie kładę głowę na jego klatce piersiowej. Zamiera, nie wiedząc co zrobić, albo co powiedzieć, podczas, gdy ja przenoszę moją dłoń również na jego pierś. Szybko rozluźnia się i z powrotem mięknie na materacu, a ja zamykam oczy. Raz za razem przy moim policzku odczuwam bicie jego serca.

- Twoje serce wali jak szalone. - lekko unoszę głowę, jednak on pozostaje cicho na swój żenujący sposób. Z powrotem przykładam policzek do jego klatki, wciąż czuję, jak szybkim tempem bije jego serce.

Czy on denerwuje się tak samo, jak ja?

Jego ręce spoczywają bezpiecznie po obu stronach jego, co mnie trochę denerwuje. Nie wiem, czy po prostu boi się, czy czuje się niekomfortowo ze mną leżącą na jego piersi. Kocham to, to jak gniazdko, pasuję idealnie i nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

- Jesteś spięty. - zauważam.
- Nigdy wcześniej tego nie robiłem.

Jak mówiłam już wcześniej, ja też nigdy tego nie robiłam. Ale wciąż wkładam w to przytulenie dużo więcej wysiłku, niż on. Ja po prostu naprawdę chcę spróbować odkryć w nim coś więcej, niż przyzwoitość, ale on tak bardzo to utrudnia.

Szybko chwytam za jego umięśnione ręce i owijam je w okół siebie, więc teraz trzyma mnie delikatnie w swoich ramionach. Mój ciepły oddech przesiąka przez jego koszulkę i uderza w jego bladą skórę, gdy zamykam oczy. - Dlaczego twoje serce jest takie dzikie?
- Bo mam dzikość w sercu. - mówi dowcipnie, prawdopodobnie dlatego, że nie chce powiedzieć prawdziwego powodu. Wiem, że się denerwuje, może nawet ekscytuje.
- Myślę, że jesteś nieśmiały. - wyszeptuję, sprawiając, że się śmieje.
- Nie jestem nieśmiały. - kłóci się.

Unoszę głowę z jego piersi i okazuje się, że znajdujemy się centymetry od siebie. Jestem teraz bardzo pewna siebie i gotowa, by być spontaniczną i zobaczyć, co straciłam. Nigdy w życiu nie czułam się bardziej gotowa, niż teraz.

- Pokaż mi. - uśmiecham się delikatnie, ale odsuwam od niego, decydując, że to ja będę tą, która zrobi pierwszy krok. Przyciskam moje pożądliwe wargi do jego i całuję mocno, ale powoli. Z jego ust wychodzi cichy jęk satysfakcji, zanim ordynarnie oddaje pocałunek. Jego palce wbijają się w moje plecy, by potem przenieść je na moją szczękę i łagodnie chowając ją w swoich dłoniach, przycisnąć mocniej do siebie.

Jego oddech jest zmieszany z toksycznym dymem, ale podoba mi się ten smak. Zręczny język muska mój przed ich złączeniem, a chwilę później unosi się znad materaca i pojawia nade mną, aby mnie zdominować. - Boże. - jęczy, zaciskając w pięści materiał mojej prostej kościelnej sukienki. - Chcę cię pieprzyć, mimo, że to założyłaś.
Jego usta suną wzdłuż mojej szyi, a mokry język przekornie krąży po mojej gorącej skórze. - Znasz moje granice. - wyszeptuję.
- Znam. - zapewnia sfrustrowany, jego wargi obniżają się do mojej klatki piersiowej, gdzie tuż nad dekoltem mojej kwiecistej sukienki można dostrzec mój stanik. Pozostawia mnóstwo pocałunków w miejscu, w którym stanik zakrywa resztę mojej klatki piersiowej, przez co niecierpliwie za niego szarpie. - Zdejmij go. Szybko.

Siadam, dłonie Harry'ego pną się w górę mojej sukienki i natychmiast go rozpinają. Unoszę swoje wątłe ramiona, niewinnie opuszczając cienkie paseczki wzdłuż rąk, a potem całkiem go zdejmuję. Biorę piersi w dłonie, prawdopodobnie wyglądają okropnie, przez to, jak prześwitują przez materiał mojej cienkiej, bawełnianej sukienki. Jednak Harry odsuwa moje ręce i wpatruje się we mnie intensywnie swoim uwodzicielskim wzrokiem.

- Twoje cycki wyglądają tak seksownie pod tą sukienką, nie chowaj ich. - zapewnia, napinając szczękę. Musi zagryźć język, żeby przypadkiem nie wymsknęło mu się coś niewłaściwego.
Chcę zrobić jeden krok w przód i po prostu wydostać się z tej sukienki. Wyciągam ręce z krótkich rękawków i delikatnie ciągnę materiał w dół, by mógł spocząć poniżej mojej klatki piersiowej. Nerwowo przełykam i zdejmuję dłonie z klatki piersiowej, na co szczęka Harry'ego opada. - Wyglądasz tak dobrze.
Nie wiem, co powiedzieć, więc niepewnie przerywam moje milczenie. - D-dzięki.
- Połóż się, Harley. - rozkazuje, jego słowa są szybkie i ostre.

Wtapiam się w łóżko i leżę cicho, czekając, aż Harry dołączy do mnie. Ostrożnie klęka obok mojego rozgrzanego ciała, dzięki czemu mogę unieść moją delikatną dłoń i przebiec przez jego włosy, przez co pochyla się do przodu. Przyciska swoje gorące, różowe usta do mojego mostka. Moje piersi są na tyle duże, aby tworzył się między nimi rowek, tylko dlatego noszę ciasne staniki. Ale jego to nie obchodzi, w ogóle.

- Rany. - jęczę, kiedy składa szybki, ale delikatny pocałunek na moim twardym sutku. Nie spodziewałam się, że to będzie tak dobre uczucie, jestem w euforii.
- Są takie jędrne. - chichocze, ocierając nosem o mnie, zaciskam dłonie w pięści na jego włosach i unoszę go z powrotem w górę. Koniuszkiem języka oblizuje swoje wargi, a potem trąca nim mojego sutka, następnie kręcąc językiem kółka i ssając go.

Moje jęki są ciche i chrapliwe, a myśli pełne są niestosownych myśli, które w dzień sabatu (w niedzielę) w ogóle nie powinny się znaleźć w mojej głowie, ale jestem tak zadowolona taką ilością pożądania i przyjemności, że nie obchodzi mnie to.

Jego język sprawia, że czuję się tak dobrze, to doprowadza mnie do szaleństwa. Plecy mnie bolą od wicia się, jego wargi muskają mój wrażliwy sutek, a zęby delikatnie za niego pociągają. - Harry.
- Boże, uwielbiam, kiedy wymawiasz moje imię. Jęcz dla mnie, Harley. Zrób to jeszcze raz. - rozkazuje.
Moja bielizna zaczyna robić się coraz bardziej wilgotna, to takie przyjemne uczucie. - Harry, jest mi tak dobrze. Kocham to.
- Pokochasz to jeszcze bardziej. - jęczy, jego usta przekornie snują w dół mojej skóry. Jego dłonie spoczywają płasko na moim brzuchu, podczas, gdy ustami schodzi niżej i niżej mojego ciała. Wpatruję się w zamyśleniu w jego dłonie, wiedząc, że te dłonie potrafią sprawić mnóstwo przyjemności. To sprawia, że zaczynam zastanawiać się, czy doskonali swoje umiejętności w praktyce i wtedy zaczynam zastanawiać się, jak długo trwa ta jego nauka.

Te dłonie były w tylu miejscach i nagle przestaję czuć się wyjątkowa. Zaczynam czuć się przygnębiona, wiedząc, że najprawdopodobniej nie jestem jedyną dziewczyną, którą dotykał. Ja... Ja nie czuję się komfortowo, myślałam, że tak jest, ale już nie.

Czuję się zdradzona. A znam... znam go tak dobrze. Nie jestem jedyną dziewczyną, on znowu mnie zawiedzie. Nie ważne, jak bardzo jest mu przykro przez robienie tego, moje zaufanie do niego zniknęło.

Dlaczego tak szybko się na to zgodziłam? Dlaczego w ogóle się na to zgodziłam?

- Harry, przestań. - wyszeptuję smutno, jestem sobą zniesmaczona.
Jego usta znajdują się na moim udzie w momencie, gdy unosi głowę jednocześnie skołowany i rozczarowany. - Co? Dlaczego?

Zakładam sukienkę z powrotem na klatkę piersiową i wkładam ręce w rękawy, a potem siadam i nieśmiało owijam kolana rękami. Czuję, jakbym miała się zaraz popłakać, wstydzę się, że pozwoliłam, aby do tego doszło. Pozwoliłam mu zabawić się mną jak zabawką, mimo, iż wiedziałam, że był jeszcze z innymi dziewczynami. Nie, to okropne.

- Źle się czuję. - płaczę, pojedyncza łza spływa powoli po moim bladym policzku.
- Co się stało? - mówi opiekuńczo i klęka przy mnie zmartwiony. Nie, przepraszam, ciekawy.

Kładę głowę na kolanach i słabo płaczę, mój szloch jest cichy, biorę kolejny już wdech, aby się uspokoić. Mija pięć minut podczas, których ja płaczę, a Harry po prostu milczy niezdolny, aby mnie pocieszyć czy stanąć twarzą w twarz. Dlaczego nie obchodzi go to chociaż trochę?

- Dlaczego pozwoliłeś mi zgodzić się na to? - pytam retorycznie, na co wybałusza oczy i z ciekawością przechyla głowę na bok.
- Co?
- Dlaczego musiałeś sprzeciwić się własnym obietnicom? Tracę w ciebie wiarę. - mój głos załamuje się, a gardło zaciska. To sprawia, że nawet najsłabszy oddech sprawia mi fizyczny ból, on nie sili się nawet, żeby spróbować ułożyć jakiekolwiek zdanie.
- Przepraszam. - wyszeptuje. - Nie mam pojęcia, jak wiele razy musiałem już to mówić.
- Kim ona jest? - mówię przez łzy. - Jesteś mi winny odpowiedź, Harry.
- Kim jest kto?
- Nie udawaj głupiego. Wiesz, o kim mówię. - żądam, moja dolna warga drży. Biorę długi, głęboki wdech i podnoszę głowę z kolan.

Za bardzo boję się na niego spojrzeć, nie mam ochoty patrzeć na jego znudzony i pusty wyraz twarzy. Pokazuje mi go dość często i nie ma pojęcia, jak bardzo boli oglądanie kogoś, kto patrzy na ciebie tak bezuczuciowo.

- Nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Ona... ona jest tylko dziewczyną. - mówi.
Mój płacz wydaje się ustać, teraz czuję po prostu pustkę. - Chodzi do naszej szkoły?-
- Nie. - natychmiast odpowiada.
Jest tylko jedno niepokojące pytanie w mojej głowie, na które jeszcze nie znam odpowiedzi. - Zapytam cię o coś, a ty musisz mi obiecać, że, na miłość boską, powiesz prawdę.
- Obiecuję.
- Przyrzeknij na moje życie, że powiesz prawdę. - rozkazuję, ale on kręci głową.
- Harley, nie mogę tego zrobić.
- Więc wyjdź, natychmiast! - krzyczę.
Ale zostaje, dłonią głaszcze moje plecy i wypuszcza powietrze w płuc. - Przyrzekam na twoje życie, powiem prawdę.
Zatrzymuję się, moje myśli skupiają się na jednym pytaniu i w końcu odnajduję w sobie odwagę, aby surowo spojrzeć w jego ostrożne oczy. Wygląda na przerażonego. - Z iloma dziewczynami spałeś od kiedy złożyłeś tamtą obietnicę?
Nie odpowiada, tylko spuszcza wzrok w obrzydzeniu i napina szczękę, jak gdyby poczuł w ustach gorzki smak, którego nie potrafi się pozbyć. Myślałam, że będzie milczał wiecznie, ale w końcu unosi głowę i spogląda na mnie łagodnie. - Dziewiętnaście.
W środku rozpadam się na tysiące małych kawałków i przemieniam się w pył. Mój umysł cichnie, nie mogę przetworzyć żadnych myśli. Jestem kompletnie otępiała. - Wynoś się z mojego pokoju. - mówię tak cicho, że wychodzi z tego szept.
- Jest powód, dla którego to robię-
- Zawsze to mówisz "któregoś dnia się dowiesz", albo "kiedyś zrozumiesz dlaczego". Co to oznacza? - łkam w swoje dłonie.
Pociąga nosem i wyciera go, nadal delikatnie głaszcząc moje plecy. - Jeśli powiedziałbym ci, ośmieszyłbym się. To była ostatnia rzecz, jaką powiedziałem mojemu ojcu zanim umarł i nie chcę nigdy więcej tego mówić! Harley, zaufaj mi-
- Nie potrafię ci zaufać! - odsuwam się od jego dotyku. - Masz chorą głowę. Próbuję ci współczuć, ale czasami rozumiem, dlaczego twoja rodzina cię nienawidzi. To dlatego, że jesteś niepoprawnym, naćpanym kłamcą. Wynoś się z mojego pokoju.

Nie reaguje, cóż, według mnie nie. Wstaje wkurzony i odchodzi, jednak przed wyjściem bierze zamach i uderza pięścią w ścianę, powodując małe pęknięcie.

_____________________________________________________


+ 20 komentarzy = rozdział 36. :)

poniedziałek, 5 października 2015

Chapter 34.

Moja szara, bawełniana, kwiecista sukienka powoduje lekkie swędzenie, kiedy naciągam ją niżej, aby schować tył moich podrapanych nóg. Jest trochę krótka, ale to w porządku. Zakładam parę brązowych butów i kremowy, wełniany sweter. Mój naszyjnik z krzyżykiem jest dumnie widoczny na mojej szyi, kiedy z żałosnym uśmiechem patrzę w lustro.

Nie wiem, jak powinnam się czuć w ten niedzielny poranek, szczególnie, że Harry ma dołączyć do mnie i moich rodziców w kościele.


Harry's POV


Wyglądam jak Mormon. Biała koszula wsadzona w czarne spodnie, wiśniowy krawat zaciśnięty wystarczająco mocno, aby odciąć mi dopływ powietrza. Mam na sobie garnitur, który początkowo kupiłem jako uniform policyjny, ale usunąłem odznakę i pożyczyłem krawat taty Harley (Matthew'a).


To była tylko jedna usługa, to wszystko, przez co musiałem w nim przejść.


Oczywiście, chciałem powiedzieć 'nie', kiedy tak nalegała. Ale byłem tak kurewsko zdominowany, że po prostu nie mogłem odmówić. Sposób, w jaki na mnie patrzyła, jak gdyby była tak bardzo... zmartwiona. Nienawidzę, kiedy tak na mnie patrzy, zawsze tego nienawidziłem. Chcę, żebyśmy wrócili z powrotem do normalności, ale jakaś dziewczyna o imieniu 'Stephanie' odsunęła to daleko ode mnie.


Wolałbym być Owocową Oponką z chorą nerką, niż iść do kościoła z Harley i jej rodziną. Wolałbym być rybą Harley, którą poraziłem prądem, niż być teraz sobą.


Rozlega się ciche pukanie do moich (zepsutych) drzwi, więc ostrożnie odwracam się, aby zobaczyć kościste kolana Harley przez dziurę w drzwiach, którą wykopałem. - Wejdź, Harley. - na moich ustach pojawia się delikatny uśmiech, kiedy to mówię, nie wiem dlaczego.


Z trudem otwiera drzwi swoimi wątłymi rękami, zanim robi mały krok do mojego pokoju w swojej kwiecistej sukience. Jest ohydna, wygląda jak coś, co mogłaby zrobić Fräulein Maria ze swoich wczesno-dwudziestowiecznych zasłon dla siedmiorga dzieci, którymi się opiekowała. Ale Harley sprawia, że wygląda w porządku. Jej brązowe włosy są rozpuszczone, są jakby w ułożonym nieładzie, a ogromne oczy nie są tknięte nawet najlżejszym makijażem. Wygląda... wspaniale. Cóż, innym ludziom może się wydawać inaczej, ale mi się podoba, jakkolwiek teraz wygląda.


- Cześć. - próbuję wyglądać na miłego, ale zauważa u mnie zdenerwowanie w trakcie ostrożnego przyglądania mi się.

- Mama i tata czekają w samochodzie. - nieumyślnie wydyma usta, kiedy to mówi i usiłuję nie uśmiechnąć się na ten wyraz jej twarzy.
Pomimo moich nerwów przed ostatecznym wejściem do innego miejsca jej kultu, niż szkoła, uspokajam samego siebie trzema pieprzonymi słowami. - Wyglądam wystarczająco religijnie?
Rozszerza nozdrza w rozbawieniu i mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu, w zamyśleniu przygryzając dolną wargę. Nagle uśmiecha się i zdejmuje swój naszyjnik z krzyżykiem, który zwisał luźno na jej szyi. Podchodzi do mnie i celowo wypuszcza powietrze przed włożeniem łańcuszka przez moją głowę. - Teraz wyglądasz dobrze.
- Założyłem koszulę z długim rękawem, żeby zakryć tatuaże. - próbuję jej zaimponować, po prostu, żeby pokazać, ile starań w to wkładam.
- Można je zobaczyć przez koszulę. - dodaje, a ja marszczę brwi. - Ale... podoba mi się.

Z ukrytym, szerokim uśmiechem lekko poluźniam krawat w trakcie podążania za nią w dół schodów, a potem na zewnątrz. Oboje siadamy na tylnym siedzeniu samochodu rodziców Harley i wyjeżdżamy do kościoła. Jestem kompletnie przerażony.


- Mów mi, co mam robić, kiedy już tam będę. - ostrzegam ją. Założę się, że podoba jej się pomysł mnie będącego, w jakimś sensie, w bezbronnej sytuacji.

- Denerwujesz się. - potwierdza zaniepokojona.
- Boję się, że zrobię coś nie tak. - przyznaję.
- Nie zrobisz. Wszystko, co musisz robić to siadać i wstawać, kiedy się modlimy albo śpiewamy. A potem stajemy w kolejce po przyjęcie komunii. - wyjaśnia pokrótce.
- Jakiej komunii? - panikuję.
- Stajemy po chleb i wino. - zapewnia mnie. - No wiesz, w szkole w tym semestrze mieliśmy trzy eucharystie. Powinieneś już to wiedzieć.
Patrzę na nią z poczuciem winy, czuję jak zatapiam się w siedzeniu zażenowany. - Harley. - szepczę, więc jej rodzice nie mogą mnie usłyszeć.
Rozumie, o co chodzi, wywraca oczami i splata ręce w rozczarowaniu. - Nie było cię na ani jednej? - pyta cicho.
Nie odpowiadam, patrzę w zamyśleniu przez okno i bawię się swoimi kciukami, kręcąc nimi kółka. - Powinienem wyciszyć telefon?
- Zdecydowanie, tak.
Matthew zaczyna chichotać z siedzenia pasażera naprzeciw mnie. To mnie lekko onieśmiela, bo wychodzi od osoby głęboko wierzącej. - Nigdy wcześniej nie widziałem cię od tej strony. Zwykle jesteś taki wyluzowany i... cichy.
- Dorastałem jako Ateista. Nigdy nie postawiłem nogi w kościele. - mruczę obojętnie.
- Skoro jesteś Ateistą, dlaczego dzisiaj tam idziesz? - pyta jednocześnie ciekawy i podejrzliwy, widzę, jak unosi brew w lusterku wstecznym naprzeciw mnie. Boże, dlaczego dzisiaj tam idę? Bo Harley kazała?
- Nie wiem. - odpowiadam szczerze.
- Masz nadzieję, że dzisiaj cokolwiek na tym zyskasz? - znowu pyta i mam wrażenie, że może to mój krawat jest nieco zbyt ciasny. Rozluźniam go odruchowo i zastanawiam się, czy jest na to w ogóle jakakolwiek właściwa odpowiedź.
Na szczęście Harley odpowiada za mnie. - Ma nadzieję, że mógłby wyznać swoje grzechy Ojcu Lukas'owi. (dlaczego pomyślałam od razu o księdzu Mateuszu, lololololol. XD)

Czekaj, co?


- Oh. - mówi, w jego głosie słychać trochę zbyt przesadny ton. - No, możemy go zapytać. Jestem pewien, że poświęci kilka minut na spowiedź. 


Siedzę w ciszy przez resztę podróży. Mam ochotę wyskoczyć przez okno, naprawdę mam na to ochotę. Zazwyczaj niedzielne poranki spędzam śpiąc. Potem budzę się o trzeciej po południu i robię sobie proteinowego shake'a, dzięki czemu mam energię na wizyty.


Zatrzymujemy się przed kościołem i natychmiast wychodzę, żeby mieć lepszy widok na to miejsce. Spodziewałem się starej, niebotycznie wysokiej, czarnej wieży z wronami i gargulcami. A zamiast tego spotykam mały, przytulny, pomalowany na biało budynek. Oczywiście, ma typowe witrażowe okna i krzyże, ale wygląda inaczej, niż się spodziewałem.


Rodzice Harley są pierwszymi, którzy idą do kościoła, łapią się za ręce i kierują się prosto w jego stronę. Harley i ja stoimy ze zewnątrz, ma zamiar ruszyć naprzód, ale zatrzymuję ją. - Czy musimy siedzieć z przodu? Możemy usiąść z tyłu?

- Zawsze siedzę z przodu. - robi nadąsaną minę.
- Usiądź ze mną z tyłu. - instruuję.

Znowu posyła mi to spojrzenie.


Teraz jej ręce są splecione na piersi, a stopa tupie o ziemię w rozdrażnieniu. - Przepraszam?

Wraz z sfrustrowanym jęknięciem odchylam głowę do tyłu, a następnie oblizuję wargi i wpatruję się w nią zdeterminowany. No to czas na serdeczną przemowę. - Najdroższa Harley. Jestem zdenerwowany, jestem bardzo zdenerwowany. Nie podoba mi się pomysł ludzi siedzących za mną, ponieważ to wprawia mnie w paranoję. Proszę, czy zechciałabyś dołączyć do mnie na tylnej ławce? Byłbym ogromnie wdzięczny.
Mogę śmiało stwierdzić, że ma ochotę wywrócić oczami, jednak tylko ignoruje moje pytanie i wchodzi beze mnie. - Mówi się na to ławki kościelne.
- Ławki kościelne. - powtarzam, kpiąco naśladując jej akcent i w końcu wchodzę za nią do środka.
Odwraca się zszokowana i patrzy w moje oczy. - Co? - pytam, ale ona wciąż pozostaje cicho.
Po dłuższej przerwie, marszczy brwi i rozdziela wargi. - No nie wiem... Spodziewałam się, że spłoniesz.
Obstaje przy mojej prośbie i siada z tyłu, tylko dla mnie. Jej rodzice posyłają nam pytające spojrzenia i Harley zajmuje jakieś pięć minut wyjaśnienie w ciszy z gestykulowaniem rękami, że wolę siedzieć tutaj.
Jesteśmy tutaj jednymi z pierwszych. Widzę księdza rozmawiającego z Matthew i Karen, ale jest tam jeszcze jeden mężczyzna. - Z kim rozmawiają twoi rodzice? - wyszeptuję ciekawy.
- Ojciec Lukas i jego mąż. - mówi łagodnie.
- Interesujące. - lekko rozszerzam oczy, gapiąc się na nich. - Myślałem, że to grzech.
- Wiesz, kilka tygodni temu powiedział nam, że Bóg nie popełnia błędów, i że... urodził się gejem, ponieważ Bóg go takiego stworzył. I wtedy powiedział, że ukrywanie swojej seksualności i spędzenie swojego życia w nieszczęściu to nie jest coś, czego miłosierny Bóg chce, szczególnie, jeśli stworzył cię do bycia takim. - mruczy słodko pod nosem i uśmiecha się na koniec.

Chcę znaleźć w tym jakąś inspirację, ale zacznijmy od tego, że prawda jest taka, że nie mogę nawet pomyśleć, że jest Bóg, który postrzega homoseksualizm jako grzech. Przypuszczam, że tak, to dobre, aby patrzeć na to w ten sposób, jeśli jest się wierzącym. A zwłaszcza jeśli jest się księdzem. Ale dla mnie, jako Ateisty, mam gdzieś kto, jakiej jest orientacji.


- Co to jest to ze spowiadaniem? - pytam zaciekawiony, jednocześnie z zaniepokojeniem znowu rzucam okiem na księdza.

- Idziesz do ciemnego pokoju i mówisz Ojcu Lukas'owi swoje grzechy. Ja chodzę tam prawie każdego tygodnia, to mi trochę pomaga. - mówi Harley.
Dlaczego mnie to zmartwiło? - Do jakich grzechów się przyznajesz?
- Głównie do tych o tobie. - wyszeptuje.
- Co? - wpadam w panikę, z obawy moje dłonie chwytają za dół ławki kościelnej. - On wie o nas?
- No. - mamrocze, jak gdyby to było nic. - Dużo o tobie wie.
- Harley. - jęczę wkurzony. Czuję się w pewien sposób zagrożony, dlaczego powiedziała mu coś takiego? - Nie możesz mówić mu o nas.
Uśmiecha się lekko. - Nie rozumiesz, jak działa spowiedź. Ksiądz nie ma pozwolenia na powiedzenie ani słowa na temat tego, co mu mówisz. Prosisz Boga o wybaczenie, ojca Lukas'a nie obchodzi, co mu powiesz.
Uspokajam się trochę i wzdycham z ulgą. Ta religia miesza mi w głowie, serio to robi. - Co jeśli powiem mu coś nielegalnego? Powie to policji?
- Nie, możesz powiedzieć mu wszystko, tak myślę. - automatycznie wzrusza ramionami. - Po prostu postaraj się nie wdawać z nim w żadne rozmowy o głupotach. Ja mam zły zwyczaj robienia tego, zawsze schodzę na inny temat.

Jest urocza. Nawet kiedy zakłada swoje okulary do czytania, aby widzieć słowa pieśni, którą dzisiaj będziemy śpiewać. Nabożeństwo zaczyna się, kiedy ludzie się schodzą i wszyscy musimy stać i czekać na księdza, aby zaczął eucharystię. Zaczynamy pieśnią, właściwie to całkiem radosną. Głos Harley jest piskliwy i słaby, brzmi jak szczeniak próbujący szczekać.


Czuję się taki zrelaksowany w tej atmosferze. Pewnie, to jest w pewnym sensie nudne, ale tylko dlatego, że nie wierzę w nic, o czym mówi ksiądz. Chyba powinienem, ale po prostu nie potrafię. Tak było, dopóki nie wspomina mojego imienia, zamieram.


- Nasi Matthew i Karen, opowiedzieli mi cudowną historię o ich przybranym synu, który także jest tutaj dzisiaj z nami. W zeszłym tygodniu miał poważny wypadek i był martwy przez prawie cztery minuty, dopóki błogosławieństwo dane przez ich córkę Harley, nie przywróciło go z powrotem do życia. - wpatruje się w nią dumnie, na co ona wciąż siedząc, nieśmiało zaczyna wykonywać okrężne ruchy stopą. Naprawdę potrzebuję wyjść na zewnątrz i się roześmiać. - Sam Bóg powiedział, że jesteś potrzebny na tym świecie poprzez tchnięcie w ciebie nowego życia. I nie ma znaczenia, jak bardzo grzeszyłeś, Bóg cię kocha i wie, że musisz mieć tutaj ogromne znaczenie, tak, jak inni. Zobaczył w tobie coś wyjątkowego, a jego potęga była tak wielka; nie był gotowy, abyś dołączył do niego na drugim świecie. Wybaczcie, to nie jest związane z tematem mojego kazania, ale udowadnia, że Bóg jest wszędzie i kocha nas wszystkich.


Kiedy to się skończy?


Po kilku pieśniach i modlitwach, nadszedł czas na komunię. Każdy rząd po kolei podnosi się i dostaje chleb i wino. Organista gra jakąś biblijną melodię, której nigdy wcześniej nie słyszałem, co powoduje, że ta cała sytuacja staje się mniej niezręczna.


- Teraz nasza kolej. - cicho szepcze do mojego ucha i wstaje, kiedy reszta naszego rzędu zaczyna ciągnąć się powoli do przodu.

- Hę? - mamroczę nerwowo. - Co jeśli zrobię coś, czego nie powinienem?
- Nie zrobisz. - odpowiada i chwyta moją dłoń, aby mnie pokierować. Jej dłoń jest taka mała i delikatna w porównaniu do mojej, jakby Troskliwy Miś trzymał rękę robota.

Praktycznie ciągnie mnie przez nawę w podekscytowaniu, a potem czekamy i czekamy w zmniejszającej się kolejce. Harley potyka się lekko, robiąc krok do przodu, ale natychmiast chwytam za jej talię, na co jej sukienka szczęśliwie unosi się w górę wraz z moim uściskiem, dając mi szansę na zobaczenie jej ud od tyłu.


Oh.


Nie wiem, co mam czuć. Nie wiem też, co mam powiedzieć. Jej nogi wyglądają, jakby były pocięte, albo nawet rozszarpane kocimi pazurami. Stoję jak głupi przez dwie minuty, zanim przyjmujemy ofiarę, a potem siadamy z powrotem na ławkę. Milczę przez resztę nabożeństwa, staram się znaleźć na to jakieś rozsądne wyjaśnienie. Nie wie, że ja wiem, więc przynajmniej nie muszę się z nią skonfrontować.


Ale czy ona powinna się skonfrontować? Pamiętam, że widziałem to tego dnia, kiedy grała w badmintona w swoich obcisłych, czarnych spodenkach. Poruszyłem ten temat, ale powiedziała, że to był wypadek. Harley chodzi jak na łyżwach przez całe życie, upada nawet kiedy śpi. Jej nogi Bambi są jak cholerny makaron. Może za dużo o tym wszystkim myślę. Prawdopodobnie kaleczy się codziennie, a może po prostu wpadła w jeżyny albo... na ostry żwir.


Po nabożeństwie tylko my pozostajemy osobami, które nadal siedzą na miejscach. Matthew rozmawia z Ojcem Lucas'em i jest bardziej, niż szczęśliwy, że może wysłuchać krótkiej spowiedzi. Ale najpierw woła Harley i mnie na przód pustego kościoła.


Przechadzam się w jego stronę, moje nerwy znikają. Ksiądz w średnim wieku spogląda na mnie przelotnie przed pokazaniem sztucznego uśmiechu. On wie wszystko o mnie i Harley, to jednocześnie żenujące i zabawne.


- Chciałbyś błogosławieństwo? - pyta zmartwiony.

Nie mam czasu odpowiedzieć 'nie'. - Myślę, że Harry potrzebuje błogosławieństwa. Teraz bardzo cierpi przez bolący brzuch. - Karen odpowiada za mnie.

To niewiarygodnie niezręczne, kiedy stają w okół mnie w milczeniu, a ksiądz delikatnie przyciska dłoń do mojego czoła. Zamykam oczy, próbując ukryć to, jak bardzo skrępowany się czuję, mam nadzieję, że to się skończy tak szybko, jak to możliwe. Trzymam ręce splecione za sobą przez cały ten czas.


- Niech Pan Bóg cię pobłogosławi i trzyma cię z dala od tortur strachu i niepokoju. Niech rozjaśni Pan oblicze swoje nad tobą jego potęgą i miłością, i niech obdaruje cię rozsądkiem. Przez jego idealną miłość, niech Bóg da ci łaskę boską, aby odrzucić nasz strach. Niech obróci Pan twarz swoją ku tobie i niechaj da ci wolność, o której mówisz mu każdy szczegół, którą z pilnością posyłasz mu wdzięczne modlitwy i niech da ci swój spokój, który przewyższa wszelkie pojęcie, aby trzymał twoje serce i umysł bezpieczne w Jezusie Chrystusie.

Odsuwa się i uśmiecha do mnie życzliwie. Wysilam się, aby znaleźć cokolwiek, co mógłbym powiedzieć. - Niezłe.
- Harry, czy mógłbyś podejść do konfesjonału. Możemy już zacząć. - instruuje, powodując, że głęboko wciągam powietrze na to, jak męczące to wszystko wydaje się być.

Nie mogę uwierzyć, że robię to dla Harley.


Pokój jest ciemny i pachnie jak kurz i... stary człowiek. Jestem skołowany, jest cicho... za cicho.


- Witaj, ponownie-

- Ja pierdole. - podskakuję. Jezu Chryste, nie powinienem tego mówić.
Decyduje się zignorować moje poprzednie słowa. - Rozumiem, że jest to twój pierwszy raz w kościele. Więc, masz jakieś pytania?
- Nie. - mówię i marszczę brwi. Ale wtedy znowu zapada cisza, czekam aż zacznie coś gadać. - U-uh... Powinienem zacząć teraz-
- Tak, proszę.
Nie powstrzymuję się przed niczym. Pierdoli mnie, co o mnie pomyśli, nie może nikomu pisnąć ani słówka. - Jestem wadliwą osobą. Jestem porażką, wszystko we mnie jest porażką. Palę, piję, borykam się z... różnymi substancjami. Spałem z ponad trzystoma kobietami w przeciągu ostatnich trzech lat. Płacą mi mnóstwo pieniędzy za uprawianie z nimi seksu, a to daje mi ogromne ego. Ale od kiedy mój tata umarł, a moja rodzina mnie zostawiła, stałem się nieszczęśliwy. Teraz już nie mam dobrych jazd po kwasie, zawsze jest źle. Tak bardzo chcę uprawiać seks z Harley, ale ona chce pozostać czysta i to mnie wkurza. I myślę, że ona się tnie, ale za bardzo boję się jej o tym wspomnieć, bo wiem, że jestem zbyt gruboskórny i skończę ze zranieniem jej uczuć.
Zatrzymuję się na kilka sekund i w momencie, w którym ma zacząć mówić, przerywam, aby powiedzieć więcej. - Czuję się tak źle, bo Harley jest naprawdę blisko z naszą nauczycielką od angielskiego, a nie jest świadoma tego, że uprawiam z nią seks w każdy czwartek, bo mi płaci. Chcę powiedzieć Harley, kim jestem, ale wtedy już nigdy nie będzie chciała się ze mną związać. Nie chcę spać z tymi wszystkimi ludźmi, ale to daje mi pieniądze. I wtedy mogę kupić trawę i papierosy i wódkę i... seks-zabawki dla Harley. Chcę się zmienić, ale to zbyt ciężkie, żeby tak po prostu z tym wszystkim skończyć.
Myślę, że lekko zaniemówił, ale szybko oczyszcza gardło. - Czy to wszystko, Harry?
- To wszystko, co przychodzi mi w tym momencie do głowy. - mamroczę.
- Chcesz pomodlić się ze mną do Boga i prosić go o wybaczenie?
- Jestem Ateistą. - wzruszam ramionami.
- Harry... polecam ci czytanie Pisma Świętego w czasie wolnym. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał wrócić na kolejną spowiedź, drzwi mojego kościoła są dla ciebie szeroko otwarte. Ale... musisz zacząć wierzyć.

Poważnie? Po co każdy mi to mówi?


- Potrzebuję więcej, niż wiary.

- Polecam ci również, abyś skonfrontował się z Harley, skoro uważasz, że jest w niebezpieczeństwie.

To bardzo trudne, aby się do tego dostosować, szczególnie, kiedy Harley jest taka, jaka jest. Boję się stanąć z nią twarzą w twarz w razie, gdybym powiedział coś nie tak. Ona jest tak podatna na wypadki, prawdopodobnie wybiegłaby wściekła, upadłaby i złamała sobie kark. Nie potrafię poradzić sobie z tą odpowiedzialnością nad jej fizycznym i psychicznym zdrowiem.


__________________________________________________________



Okej, zaczęły się studia, więc rozdziały nie będą się pojawiały wraz z wyskoczeniem magicznej, wyznaczonej przeze mnie liczby komentarzy, ale postaram się dodawać nowe tak szybko, 
jak będzie to możliwe. :) liczyłam, że na drugim roku będzie łatwiej... ale się przeliczyłam, heheheh. xd 

Buziaki Serca Moje! :*


+ 20 komentarzy = rozdział 35