niedziela, 15 lutego 2015

Prolog

Harry POV

Moja głowa nierówno pulsuje, kiedy czuję dwie dłonie chwytające mnie za szerokie ramiona, rzucając moje ciało na miękki, delikatny materac. Ostatnia noc była kompletnie zamazana, ale kurwa, założę się, że świetnie się bawiłem.

Uśmiecham się lekko w moją puszystą poduszkę z wciąż zamkniętymi oczami, kiedy czuję świeży zapach cytrynowego proszku do prania. Tata częściej musi prać w tym moje poduszki, pachną wspaniale, szczególnie teraz, kiedy mam tego cholernego kaca. Nie mam pojęcia, co brałem zeszłej nocy, że jestem w takim stanie, ale było warto. Jedyną jeszcze lepszą rzeczą mogłoby być to, gdyby koło mnie leżała jakaś gorąca laska.

Wyciągnąłem ramię w bok z nadzieją, że popieszczę się z jakąś dziwką, którą spotkałem zeszłej nocy i była na tyle głupia, aby pójść się ze mną pieprzyć. Ale... nic. Cholera, chyba nie miałem tyle szczęścia ostatniej nocy. To był zdecydowanie pierwszy raz, musiał być ktoś, kto zabronił mi wyciągać mojego kutasa, bo zawsze się z kimś pieprzę na imprezach. Szczególnie, kiedy odbywają się one w moim domu - czekaj, kurwa. Muszę posprzątać, zanim moi rodzice wrócą do domu.

Mocno zaciskam oczy po chwili szybko je otwierając i zaraz tego żałuję, kiedy zauważam, że nie jestem u siebie w pokoju. Jasna cholera, gdzie ja jestem? Muszę przymrużyć oczy przez otaczające mnie perłowe ściany. Jęczę, zmuszając się do wstania z łóżka do ledwo siedzącej pozycji, delikatnie przecieram zmęczone oczy przed ponownym otworzeniem ich. Jestem zbyt przerażony, aby zobaczyć, gdzie jestem.

I wtedy, kurwa, wiedziałem, że nie powinienem otwierać oczu, jak tylko zobaczyłem mojego ojca siedzącego na fotelu. Otwieram usta w zdziwieniu, przeklinam siebie za pozwolenie moim kumplom do doprowadzenia mnie do takiego stanu. Kiedy wrócę do domu, zabiję ich, ja pierdole. Ale najpierw muszę się jakoś wytłumaczyć.

- T-tato, cześć! - mówię, jak gdyby nigdy nic się nie stało i wciąż mam tą nierealną teorię o byciu idealnym synem. Ale u niego nie miałem na to najmniejszych szans.
- Będziesz zgadywać, gdzie jesteśmy? - mówi stanowczo, grymas zawiedzenia stworzył się na jego twarzy na moje nerwowe wzruszenie ramionami. Rozglądam się wokół pomieszczenia, zauważając metalowy stolik nocny i balustrady z tworzywa sztucznego wzdłuż łóżka, na którym jest mi całkiem wygodnie. Cholera.
- Uh, czy ja jestem w... uh-
- Jesteśmy w szpitalu, Harry! - warczy ojciec i wzdycha z rozczarowaniem, krzyżując ręce na piersi. Znieruchomiałem, nie wiem, co zrobić z tą informacją. Świetnie, musiałem być nieźle wstawiony ostatniej nocy.
- Zostałeś pobity przez jakiś gości. - podnosi głos przez kłębiące się w nim emocje i nie bardzo rozumiem, dlaczego jest mną taki rozczarowany przez coś tak głupiego. Ja oczywiście niczego takiego nie pamiętam, więc myślę, że to naprawdę zabawne, iż zostałem znokautowany. Pewnie na to zasłużyłem. Zawsze zachowuję się jak dupek, kiedy jestem naćpany.
- Nic nadzwyczajnego. - uśmiecham się głupio, a jego grymas na twarzy robi się ostrzejszy, gwałtownie podnosi prawą dłoń i głośno uderza mnie w nogę.
- Oni są dilerami! - zaryczał, uderzając pięściami o nałokietniki fotela, na którym siedzi. - Przyprowadziłeś ich do mojego domu!
- Teraz już wiem, dlaczego mnie zlali. - śmieję się sam z siebie. Boże, zapomniałem o Marco i Stephanie. Wiszę im parę stówek, powiedziałem, żeby wpadli do mnie na imprezę, abym mógł im je oddać. Cóż, nie skończyło się to zbyt dobrze.
- Nie mogę uwierzyć, że w ludzkim ciele może znajdować się takie ohydztwo! - krzyczy ze złości, na co ani drgnę. Już wcześniej kilka razy złapał mnie z narkotykami. I zawsze było tak samo "Obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię", ale zawsze robiłem.
- Dobra, dobra. - wtrącam się, na co jego jasno-czerwona twarz łagodnieje. - Przestanę to robić. Zadowolony?
- Musisz być głupi jeśli sądzisz, że uwierzę w to twoje pieprzenie. - ostrzega mnie groźnym spojrzeniem. - Nie zdajesz sobie nawet sprawy, ile rzeczy ty i twoi koledzy zniszczyli ostatniej nocy-
- Och, błagam! - śmieję się szorstko. - Jesteśmy bogaci! Kogo to obchodzi?
- Mnie! Rozniesiesz naszą rodziną na strzępy, nie możemy więcej tego robić! - wrzeszczy i wzdycha, kiedy wywracam na niego oczami. Zawsze tak mówi, że muszę uporządkować swoje życie. I wierzcie mi, ma rację. Ale zabawa jest trochę lepsza.
- Dobra tato. Pójdę do collegu! - kłamię, zdając sobie sprawę, że zapomni o tym, kiedy wrócimy do domu.
- Jak miałbym wierzyć, że nie rzucisz szkoły, Harry? - pyta bez zainteresowania i odwraca głowę w bok kończąc.
- Wierz w co chcesz- - wydzieram się i siadam na łóżku, ramionami uderzając w ścianę. - Każdy może pójść do college, nawet ja. A ja jestem głupi.
- Nie, nie jesteś głupi. - twierdzi tata. - Tylko robisz głupie rzeczy.
- Wiem, tato. - mówię zmęczony, wzruszając ramionami. - Przepraszam.
- Po prostu cala rodzina się o ciebie martwi. Wydajesz wszystkie pieniądze na narkotyki, skąd ty je w ogóle masz? - pyta zmartwiony, to zdecydowanie było coś, w co nie chciałbym się zagłębiać. O boże. Gdyby dowiedział się, skąd mam tyle kasy, mógłby się mnie wyrzec. A ja kocham mojego ojca, naprawdę.
- To nie twój interes. - prycham na niego, na co kręci głową i wpatruje się w podłogę.
- Okradasz mnie, prawda? - podnosi się, a ja otwieram buzię ze zdziwienia. Co do kurwy? Oskarża mnie o coś takiego? Poważnie?
- Boże, tato! - wydzieram się. - Oczywiście, że nie!
- Po prostu musiałem się upewnić. - mówi ostrożnie, starając się uspokoić i tylko wzrusza na mnie ramionami. Jakby to nic nie znaczyło. - Ale musisz mi powiedzieć, skąd bierzesz te pieniądze.
- Tato, nie mogę ci powiedzieć. - jęczę na jego ciekawość i wywracam oczami. Oczywiście, że nie mogłem powiedzieć ojcu, skąd biorę tą kasę.
- Jesteś dilerem? - szepcze do mnie w rozczarowaniu. I nie jestem pewien, czy powinienem powiedzieć tak czy nie. To znaczy, sprzedawałem je w małych ilościach, kiedy byłem zdesperowany, aby zdobyć jakąś kasę. Ale nie robiłem tego do lat.
- Nie. - mówię, patrząc surowo prosto przed siebie. Mogę usłyszeć, jak wypuszcza głęboki oddech i delikatnie potrząsa głową.
- Więc powiedz mi, skąd bierzesz te pieniądze! - ryczy, wreszcie wstając na nogi w złości. Zaczyna robić się czerwony, a w jego oczach pojawia się szał.
- Nie powiem ci! - odkrzykuję, przez co wygląda, jakby miał zaraz wybuchnąć, jego zajadłe oczy zaczęły robić się ciemniejsze.
- Jesteś rozczarowaniem dla naszej ro- - nagle zamilkł, sprawiając, że moje oczy łagodnieją na zrobioną przez niego przerwę. Wpatruję się w niego przez chwilę, zastanawiając, dlaczego nie kontynuował tej robiącej się, jak on to mówi, awantury. Zamiast tego zaczyna mocno dyszeć i szybko podnosi dłoń do swojej klatki piersiowej. Po chwili zauważam jego dziwne zachowanie, zdziwienie pojawia się na mojej twarzy.
- Tato...? - pytam zmartwiony, ale on po prostu stoi i podtrzymuje się krzesła, a na jego twarzy widoczny jest ból. Sekundę później zaczyna się chybotać i upada na podłogę z wielkim hukiem.
- Tato! - krzyczę, szybko wyskakując z mojego szpitalnego łóżka i podbiegam do jego słabego ciała leżącego na podłodze.

Klękam przy nim, kiedy zwija się w potwornym bólu, wciąż trzyma się na serce, odzywa się na bezdechu:
- Wezwij pomoc! - udało mu się ciężko wziąć oddech, a ja szybko kiwam, podnosząc głowę w górę.
- Pielęgniarki! Ktokolwiek! Kurwa! - wydzieram się. Nie chcę teraz zostawiać mojego ojca samego. Gdybym to zrobił i poleciał po pomoc, on mógłby tu kurwa umrzeć przed moim powrotem.
- Proszę, nie umieraj. - ostrzegam go, ale ignoruje moje słowa. Nie winię go, jeśli mam być szczery. Ale wiem, że jeśli to ja spowodowałem atak serca u mojego ojca, to muszę przestać kłamać, najwyraźniej.
- Ludzie płacą mi, żebym spędzał z nimi noc, tato! - przyznałem się głośno, ale on znowu mnie zignorował, jedynie sam zajęczał. Nie słyszał mnie, a może był za bardzo skupiony na sobie, ale musiał to wiedzieć.
- Daję im to, czego chcą! To stąd mam te pieniądze! - ryczę znowu. I w tym momencie pielęgniarki wyłaniają się zza drzwi, aby sprawdzić, co to za krzyki. I oczywiście, zaraz ruszają na pomoc z paniką wypisaną na twarzy. Ale nie skupiam się na nich, bardziej zależy mi na tym, aby mój tata poznał prawdę.
- Jestem chłopakiem na telefon!

__________________________________________________

A więc to jest prolog opowiadania, haha.

Następny rozdział będzie już z punktu widzenia dziewczyny, 
więc nie będzie on kontynuacją prologu, jakby co. :)

Proszę o wasze opinie na temat opowiadania w komentarzach. :)


5 komentarzy:

  1. Hej! :)
    Ojeju, pierwszy raz będę komentować tłumaczenie i właściwie nie wiem jak się za to zabrać. xd No ale może zacznijmy od tego, że już mi się tu podoba. :D
    Rozbawiła mnie ta rozkmina Harry'ego. Takie "gdzie ja do cholery jestem?!". I potem takie o shit. Biedny ten jego ojciec. :c Nie dziwię się, że dostał jakiegoś ataku. Mam tylko nadzieję, że go uratują. c;
    Chłopcem na telefon? O zgrozo. Czuję, że będzie się działo!
    Czekam niecierpliwie na kolejny! ♥
    Pozdrawiam.
    PS. Jeśli masz ochotę zapraszam do siebie. c: Też mam na razie tylko prolog. ^^
    trust-me-lovely.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. HUHUHUHUHU
    Harry chłopcem na telefon? NUH NUH NUH ;d
    Nie no, naprawdę bardzo zaciekawił mnie ten prolog. Mam nadzieję, że nie będzie taki słodki, że już w 2-3 rozdziale się poznają i BUM! wielka miłość ;
    Ale wątpię, że byś takie coś tłumaczyła, więc zaufam Ci i z niecierpliwością będę czekała na więcej ;)
    CUDO! Nie dość, że długie rozdziały to jeszcze podoba mi się styl pisania, Strasznie lekki :D
    Pozdrawiam,
    B.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetne, ale tego na końcu takie WTF?! Hazz chłopcem na telefon? Uhuhu. Mam nadzieję, że to będzie na zasadzie, że on jest bad boyem ♥ Czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No no no
    Widzę iż zapowiada się kolejne świetne tłumaczenie!!
    Hej chłopak na telefon??
    Już nie mogę doczekać się rozdziału!!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku, świetne. Czekam na next <3 :*

    OdpowiedzUsuń